Rozdział 17
Przez całe moje życie wojna, egzekucje, skazywanie kogoś na śmierć, były tylko odległym tematem. Czymś co mnie nie dotyczyło, o czym mówili w wiadomościach lub pokazywali w filmach. Nie robiło to na mnie wrażenia, jednak w momencie, gdy stało się to rzeczywistością okazało się, że znacznie trudniej jest sobie z tym poradzić. To co widziałam i co powiedziała mi Anais sprawiło, że przestałam ufać Lokiemu. Jak nigdy wcześniej zapragnęłam wtedy wrócić do domu, do przyjaciół. Zobaczyć ich, porozmawiać, mieć pewność, że nic im nie jest. Zamiast tego siedziałam w swojej komnacie, wściekła na samą siebie, że dałam się tak oszukiwać. Cały urok i piękno tej krainy nagle zniknęły, gdy okazała się ona więzieniem. Nie mogłam opuścić tego miejsca, bez zgody Lokiego, a nie sądziłam, żeby pozwolił mi tak po prostu odejść. Całkowitą ciszę zakłóciły otwierające się drzwi. Nie musiałam nawet sprawdzać kto przyszedł. Nie zamierzałam się odwrócić, ani odezwać. Po co rozmawiać z kimś od kogo zapewne usłyszę tylko kolejne kłamstwa? Nadal patrzyłam więc na widok za oknem. Pomagało mi to zachować spokój. Kolejna kłótnia nie była mi potrzebna, nie miałam nawet na nią siły. Słyszałam zamykające się drzwi, kroki, gdy się zbliżał.
- Jest coś ciekawego za tym oknem? - Nie słyszałam gniewu w jego głosie. Zacisnęłam zęby powstrzymując się od odpowiedzi. - Amy? - Złapał mnie za ramię i odwrócił przodem do siebie.
- Nie dotykaj mnie. - Warknęłam, odpychając go gwałtownie.
- Sądziłem, że Anais wszystko ci wyjaśniła.
- Wyjaśniła. Nawet więcej niż musiała. Po co to wszystko? Jak długo zamierzałeś mnie okłamywać?
- Nie rozumiem o czym mówisz.
- Jesteś mordercą i oszustem. Zależało ci tylko na władzy i pozbyciu się avengersów. A ja głupia uwierzyłam, że ci na mnie zależy. - Byłam wściekła, zaciskałam ręce w pięści, a mięśnie same się napinały, gdy coś mówił.
- Amy, uspokój się. Nie wiesz wszystkiego. Masz rację okłamałem cię. Powiedziałem ci wtedy, że cię kocham, tylko po to żeby osiągnąć swój cel. Nic wtedy do ciebie nie czułem. Ale to się zmieniło, uwierz mi. - Wykonał gest, jakby chciał mnie przytulić, uspokoić. Na co natychmiast się cofnęłam.
- Tobie? A niby dlaczego powinnam?
- Zastanów się, gdy zostałaś ranna mogłem cię po prostu zostawić i taki, był mój plan na początku. Nie zrobiłem tego, nie potrafiłem cię tam zostawić, dlatego kazałem zabrać cię do Asgardu i wyleczyć.
- Dlaczego mi nie powiedziałeś? - Przez cały czas powstrzymywałam łzy, byłam nie tylko zła, było mi przykro. Od samego początku mówiłam mu prawdę. Wiedział o mnie znacznie więcej niż ja o nim. Mimo to miałam wrażenie, że nadal mi nie ufa.
- Wiedziałem jak zareagujesz. Nie chciałem cię niepotrzebnie denerwować.
- Wolałabym usłyszeć to od ciebie. Zamiast tego znów dowiaduje się czegoś od zupełnie obcej osoby. Jeżeli jest coś jeszcze o czym powinnam wiedzieć, to powiedz mi to teraz.
Przez krótką chwilę zobaczyłam niepewność, wahanie, którego nie udało mu się ukryć. Czyli było coś jeszcze. Czekałam na odpowiedź, ta jednak nie następowała. Naprawdę chciałam mu wybaczyć, powiedzieć, że nic się nie stało. W końcu wciąż go kochałam, ale nie mogłam tolerować dalszych sekretów.
- Czyli kolejne tajemnice. - Stwierdziłam, nie miałam siły ani ochoty wyciągać z niego prawdy. Postanowiłam dać mu zdecydować. - Porozmawiamy, gdy zaczniesz być ze mną szczery. Teraz wyjdź, chcę być sama.
Nie liczyłam na to, że mnie przeprosi, był zbyt dumny, żeby to zrobić. Chciałam chociaż raz usłyszeć od niego prawdę. To nie było wiele. Loki patrzył na mnie jeszcze przez chwilę z nadzieją, że zmienię zdanie, jednak byłam nieugięta.
***
Patrzenie na przygotowania do egzekucji tylko pogarszały mój nastrój. Wiedziałam, że Loki nie zmieni zdania, dlatego rozmowę z nim uznałam za bezsensowną. Czułam się okropnie bezradna, jedyną osobą, z którą mogłam ostatnio szczerze porozmawiać była Anais. Przez te kilka dni była dla mnie ogromnym wsparciem
- Naprawdę nie da się nic zrobić? - Codziennie zadawałam to pytanie. - Musiałyśmy coś pominąć, przecież nawet Lokiego obowiązują jakieś zasady.
- Nie było czego pominąć. Wola króla stanowi prawo, jedyne co mogło uratować Thora to zmiana decyzji Lokiego. Teraz jest już za późno, żeby cokolwiek zrobić.
- Jak to za późno? O czym ty mówisz?
- Przygotowania zostały zakończone, egzekucja jutro o świcie.
Zaczęłam nerwowo chodzić tam i z powrotem. Miałam jeszcze jeden pomysł, jednak wolałabym z niego nie korzystać. Było to bardzo ryzykowne, jednak nie pozostało mi nic innego. Nie darowałabym sobie, gdybym nie spróbowała.
- Jest jeszcze coś co mogę zrobić. Uwolnię Thora i wyprowadzę go z Asgardu. - Anais popatrzyła na mnie otwierając szerzej oczy ze zdziwienia.
- Zwariowałaś? Nie dasz rady. Złapią cię, a tego Loki ci nie daruje. Nie możesz tak ryzykować.
- Poradzę sobie. Wiem jakie to niebezpieczne, dlatego nie proszę cię o pomoc. Powiedz mi tylko wszystko co wiesz o więzieniu.
- Amy, przemyśl to. - W jej głosie, było tyle troski i niepokoju, a przecież znałyśmy się zaledwie kilka dni. - Twój pomysł nie ma szans powodzenia.
- Powiedz mi co wiesz o resztę się nie martw.
Nie wyglądała na przekonaną, jednak byłam pewna swojej decyzji i Anais chyba to zauważyła.
- No dobrze, więzienie jest w podziemiach. Będziesz musiała przekonać strażników, żeby wpuścili cię do środka. Jest to też tylko jedno wyjście tą samą drogą. Cele dla więźniów są po dwóch stronach korytarza, jednak Thora nie znajdziesz w żadnej z nich. Loki obawiał się, że nie są wystarczające żeby zatrzymać jego brata, dlatego odpowiednio wcześniej kazał zbudować dodatkową celę. Na tylnej ścianie więzienia są jeszcze jedne drzwi strzeżone przez dwóch żołnierzy. Nie wiem jakie zabezpieczenia są dalej.
- Dziękuje ci to bardzo wiele. Klucz do tych drzwi mają ci strażnicy tak? - Nie miałam jeszcze pojęcia co dokładnie zrobię, ale każda informacja była bardzo cenna.
- Niestety nie. Większość żołnierzy była kiedyś bardzo oddana Thorowi. Któremuś mogłoby przyjść do głowy spróbować go uwolnić.
- No to kto?
Anais nie musiała odpowiadać, na to pytanie. Szybko sama się domyśliłam, że klucz ma Loki. To trochę komplikowało sytuację. Czasu było niewiele musiałam więc działać natychmiast.