sobota, 26 kwietnia 2014

Rozdział 3


Świetnie, jeszcze sobie przez Lokiego narobię kłopotów z prawem, tylko tego mi teraz brakuje.
-Musimy poważnie pogadać. - Powiedziałam, gdy tylko wszedł do domu.
- Coś się stało? - Zapytał zaskoczony.
- Tak stało się, była tu jakaś kobieta, z jakieś agencji i pytała o ciebie.
- Z jakiej agencji?
- Nie wiem, coś od terroryzmu. Nie zapamiętałam nazwy, bo była za długa, ale zostawiła mi to. - Powiedziałam, pokazując mu wizytówkę.
- Nie sądziłem, że T.A.R.C.Z.A dotrze tu tak szybko.
- A to ci niespodzianka. Skoro wiedzą, że się znamy, to chyba logiczne, że będą cię tu szukać.
- Musimy się stąd wynosić.
- Ja się nigdzie nie ruszam. Ty możesz iść, nie pogniewam się.
- Oni tutaj wrócą.
- No to trudno, ja nic nie zrobiłam, więc nie mam się czego obawiać.
- Jestem głodny. - Powiedział Alex, wchodząc do salonu i przerywając nam rozmowę.
- Już ci daję obiad. Masz ochotę na spaghetti?
- Tak! Uwielbiam spaghetti.
- Mam pomysł, idź po kartkę i kredki, ty coś narysujesz, a ja w tym czasie zrobię obiad.
- No dobrze. - Odpowiedział i pobiegł do pokoju.
- Zjesz też? - Zapytałam Lokiego.
- A co to jest spaghetti?
- Sam zobaczysz. - Odparłam, Alex właśnie wrócił, usiadł przy stole i przez chwilę nad czymś myślał, po czym powiedział do Lokiego.
- Narysuj mi konika.
- Co mam zrobić? - Zapytał zszokowany bóg.
- Narysuj mi konika. - Odpowiedział Alex, podając mu kartkę.
- Zabierz ode mnie to dziecko. - Powiedział Loki. Ale ja za dobrze się bawiłam patrząc na tą sytuację.
- Przecież on ci nic nie robi. No dalej rysuj, rysuj, a ja idę ugotować obiad. Życzę wam miłej zabawy. - Odpowiedziałam wchodząc do kuchni.
Loki westchnął znacząco i spojrzał na kartkę przed sobą, a potem na Alexa.
- A może to ty będziesz rysował, a ja popatrzę?
- Nie, ty mi narysuj.
- Jak dasz mi spokój, to dostaniesz kolejnego cukierka.
- Nie chcę, obiecałem już nie brać słodyczy od obcych.
- No to dam ci coś innego, co byś chciał?
- Żebyś narysował mi konika.
- Właśnie dlatego nienawidzę takich bachorów jak ty.- Alex jednak nie przejął się tym co usłyszał, lubił drażnić ludzi, zdążyłam się już o tym przekonać. - Konik, już.- Powiedział, pokazując na kartkę.
Po dwudziestu minutach, wróciłam do salonu z makaronem na talerzach.
- Jak tam rysowanie? - Zapytałam, stawiając obiad na stole.
- Nie znoszę tego dzieciaka. -Odpowiedział Loki.
- Aż tak źle? - Tak jak się spodziewałam, Alex postawił na swoim.
- To jest jadalne? - Zapytał Loki patrząc na swój talerz.
- Owszem, zresztą jemu smakuje. - Odpowiedziałam, pokazując na Alexa, który oczywiście, był już cały brudny i właśnie jeden koniec makaronu wkładał sobie do gardła, a drugi trzymał w dłoni.
- Jeżeli tak to się je, to ja chyba właśnie straciłem apetyt. - Powiedział Loki, odsuwając od siebie talerz.
- Nie, on się wygłupia, zawsze tak robi. - Odpowiedziałam. - Alex, jedz normalnie.
- Dlaczego? Tak jest fajnie.
- Wystarczy już tych wygłupów.
- No dobrze dobrze.
Zanim skończyłam jeść rozległ się dzwonek do drzwi.
- Spodziewasz się gości? - Zapytał Loki.
- Nie. - Odpowiedziałam, kolejny dzwonek do drzwi, tym razem dłuższy.
- Nie otwieraj.
- Ale dlaczego? Może to coś ważnego.
- To nic ważnego, zaufaj mi i nie otwieraj.
Kolejny dzwonek do drzwi, a zaraz po nim jakiś męski głos. - Proszę otworzyć, wiemy, że jest pani w domu.
- I co teraz? - Zapytałam.
- Otwórz i postaraj się ich jakoś pozbyć.
- No dobra. - Podeszłam do drzwi i otworzyłam. Czekało tam dwóch mężczyzn w czarnych garniturach i ciemnych okularach. Jeden był wyższy i miał krótkie ciemne włosy, drugi buł dosyć sporo niższy i prawie łysy. Nie lubiłam takich wizyt, nigdy nie oznaczały niczego dobrego
- O co chodzi? - Zapytałam.
- Mamy informację, że ukrywa się tutaj niebezpieczny przestępca. Nasza agentka już z panią o tym rozmawiała, ale nie powiedziała jej pani prawdy.
- Nie ma tutaj nikogo, oprócz mnie i czteroletniego dziecka, chyba panowie pomylili domy.
- Możemy wejść i sprawdzić?
- A macie nakaz? - Ci kolesie naprawdę zaczynali mnie wkurzać, pierwszy raz spotkałam się z tak natrętnym dbaniem o moje bezpieczeństwo.
- Nie, ale my go nie potrzebujemy. Albo nas pani wpuści, albo wejdziemy siłą.
- Powtarzam wam po raz ostatni, że nikogo tu nie ma. Dajcie mi spokój. - Powiedziałam, a moje ręce zapłonęły niebieskim ogniem.
- Takie sztuczki nie robią na nas wrażenia, więc proszę je sobie darować.
- To nie są żadne sztuczki, ja nad tym nie panuję. Odejdźcie, nie chcę zrobić wam krzywdy. - Powiedziałam usiłując zgasić płomienie na rękach, ale bez skutku. Próbowałam się uspokoić, ale nie potrafiłam. Zauważyłam jak jeden z mężczyzn sięga po broń, odruchowo wyciągnęłam rękę przed siebie chcąc go powstrzymać i wtedy, jakby niewidzialna siła powaliła obu mężczyzn na trawnik, kilka metrów dalej. Chciałam iść sprawdzić, czy nic im nie jest, ale z każdą chwilą, byłam coraz słabsza, jakby wszystkie siły opuściły mnie, gdy użyłam mocy. Po chwili upadłam na ziemię tracąc przytomność.

poniedziałek, 21 kwietnia 2014

Rozdział 2

Wróciłam do domu i zamknęłam drzwi na klucz. Mogłam się tego spodziewać i nie iść do tego durnego parku. Musiałam to przemyśleć, wzięłam z kuchni szklankę z wodą i usiadłam na kanapie. Czego on mógł ode mnie chcieć? Musiało to być ważne, skoro zaryzykował przyjście do parku, w końcu uciekł z więzienia, na pewno go szukają. Z zamyślenia wyrwał mnie Alex.
- Co się stało? - Zapytałam. - Miałeś być już w łóżku.
- Miałem zły sen. 
- Siadaj tu obok mnie i opowiedz co ci się śniło.
- Wielki potwór.
- Ojej, biedaku. To musiało być straszne. - Powiedziałam, przytulając go do siebie.
- A co, jak on wróci, gdy znowu zasnę? 
- Obiecuję, że nie wróci, a jeżeli tak, to przyjdź do mnie i razem coś wymyślimy. -Powiedziałam, odprowadzając Alexa do pokoju. Poczekałam, aż zaśnie i również się położyłam.
Gdy się obudziłam, nie byłam w swoim pokoju. Leżałam na materacu, w jakimś małym pomieszczeniu bez okien. Jedynym źródłem światła, była mała lampka po przeciwnej stronie pomieszczenia. Pokój wyglądał na nieużywany, nie było tam mebli, a ściany pomalowane zostały na biało. Wstałam z materaca i podbiegłam do drzwi, pociągnęłam za klamkę i nic, zamknięte. Zobaczyłam kartkę przyczepioną do drzwi.
Nie próbuj się wydostać to na nic.
Wróciłam na materac, zastanawiając się co dalej. Po chwili usłyszałam przekręcanie klucza w zamku i do środka wszedł Loki.
- Ty cholerny draniu! - Krzyknęłam zrywając się z materaca. - Porwałeś mnie! Gdzie jest Alex?! Jeżeli coś mu zrobiłeś to pożałujesz!
- Dzieciakowi nic nie jest. Śpi sobie spokojnie, nawet nie wie, że nie ma cię w domu.
- Co nie zmienia faktu, że mnie porwałeś. Nie ważne, nic ci to nie da. Zrozum, że ja nie chcę mieć z tobą nic wspólnego, a teraz żegnam. - Powiedziałam i ruszyłam w stronę drzwi, które zamknęły mi się tuż przed nosem.
- Pójdziesz, kiedy ja ci pozwolę.
- Czyżby? Wypuść mnie, albo zadzwonię na policję.
- I co im powiesz? Nawet nie wiesz gdzie jesteś, a poza tym twój telefon został w domu.
- No dobra, czego ode mnie chcesz?
- Najpierw obiecaj mi, że nie wydasz mnie T.A.R.C.Z.Y ani avengersom. Reszty dowiesz się później.
- Niech ci będzie, obiecuję.
- To teraz mi powiedz od kiedy masz problem z panowaniem nad mocą?
- Skąd ty o tym wiesz. Nikomu o tym nie powiedziałam.
- Nie musiałaś.
- Przestań grzebać mi w głowie!
- Nic takiego nie zrobiłem, nie panujesz nad tym, gdy śpisz. Sama mi powiedziałaś. Więc od kiedy?
- Jakiś rok po powrocie z Asgardu, ale dlaczego o to pytasz?
- Bo taki brak kontroli jest bardzo niebezpieczny. Nie tylko dla ciebie, ale również dla osób w twoim otoczeniu.
- Co znaczy niebezpieczny? Co może się stać?
-  Wiele rzeczy. Nie będę cię straszył.
- No to mnie pocieszyłeś. Jak mam nad tym panować?
- Nuczę cię tego. Na początek zacznij kontrolować emocje.
- To że się wkurzyłam to twoja wina. Mogłeś dać mi spokój.
- Nie porwałbym cię, gdybyś wtedy w parku ze mną porozmawiała.
- Aha, czyli teraz twierdzisz, że to moja wina tak? I jeszcze jedno, dlaczego tak nagle chcesz mi pomóc. Nie ufam ci jakoś.
- Wszystkiego się dowiesz, teraz możesz już iść.
- Jakiś ty łaskawy. - Powiedziałam i wyszłam trzaskając drzwiami. Byłam wściekła, przez trzy lata miałam spokój i miałam nadzieję, że tak zostanie, ale oczywiście nie, on musiał wrócić i znów przewrócić mi życie do góry nogami. Wróciłam do domu, obudziłam Alexa i dałam mu śniadanie. Chwilę później usłyszałam dzwonek do drzwi i poszłam otworzyć. W wejściu stała kobieta w czarnym stroju. Miała rude włosy i niebieskie oczy.
- Jestem Natasha Romanoff, z tajnej agencji rozpoznania i zwalczania terroryzmu. - Przedstawiła się, pokazując mi jakąś odznakę.
- Dzień dobry. W czym mogę pani pomóc?
- Jesteś Jessica, prawda? Mogę wejść? Muszę z tobą porozmawiać.
- No dobrze. - Odpowiedziałam, wpuszczając ją do domu. Domyśliłam się po co przyszła.
- Pamiętasz inwazję obcych rok temu? - Zapytała rozglądając się po salonie, jakby czegoś szukała.
- Tak, trudno zapomnieć o czymś takim.
- Jej sprawca zbiegł z więzienia i podejrzewamy, że ukrywa się gdzieś na Ziemi.
- Rozumiem, ale co ja mam z tym wspólnego?
- Wiemy o twojej wizycie w Asgardzie, podejrzewamy że Loki może chcieć się z tobą skontaktować. Nie działo się ostatnio coś dziwnego? Nikt cię nie zaczepiał? Nie dostawałaś dziwnych wiadomości?
- Nie, nie widziałam go i nic dziwnego się nie działo. - Skłamałam, przez chwilę kusiło mnie, żeby powiedzieć prawdę, ale zrezygnowałam z tego pomysłu. W końcu obiecałam mu, że go nie wydam.
- Na pewno? Nie bój się go, jeżeli ci groził, to zapewnimy ci ochronę.
- Nikt mi nie groził. Nie potrzebuję waszej ochrony.
- No dobrze, zostawiam ci numer telefonu do naszej agencji, jakby coś się działo to dzwoń.
- Dziękuję, ale raczej nie będzie takiej potrzeby. - Powiedziałam odprowadzając ją do drzwi.



czwartek, 17 kwietnia 2014

Rozdział 1

Minęły trzy lata od mojej przygody w Asgardzie. Bardzo szybko udało mi się wrócić do normalnego życia. W tym czasie nie działo się nic ciekawego, oprócz ataku obcych na Nowy Jork, ale nie o tym chciałam wam opowiedzieć.
Od dwóch dni zajmowałam się czteroletnim synkiem mojej sąsiadki, która musiała pilnie wyjechać, a nie miała, z kim zostawić dziecka. Chłopiec chętnie zgodził się, ze mną zostać, bo już wcześniej się nim zajmowałam. Trzeciego dnia, gdy gotowałam obiad, Alex bawił się w ogrodzie, nagle wbiegł do domu, krótkie brązowe włosy miał rozczochrane przez wiatr, a ręce całe brudne. Położył mi jakąś kartkę na stole i zanim zdążyłam się odezwać pobiegł się dalej bawić. Pomyślałam, że to jakiś rysunek, więc skończyłam gotować obiad i zawołałam Alexa do domu. Gdy chłopiec jadł obiad, wzięłam ze stołu kartkę, którą przyniósł. Zdziwiłam się, bo na papierze zamiast jakiegoś rysunku, był napis:
Spotkajmy się w parku dziś wieczorem. 
Bądź sama.
- Alex, kto dał ci tą kartkę? - Zapytałam siadając obok chłopca.
- Jakiś pan.
- Aha, a czy ten pan się jakoś nazywał?
- Nie wiem.
- No to może zapamiętałeś, jak wyglądał?
- Zabronił mi mówić, ale dał mi cukierka.
-Co ja ci mówiłam o braniu słodyczy od obcych? Nie możesz tego robić, przecież mogło ci się coś stać.
- Ale ten pan, był bardzo miły.
- To, że był miły, nie oznacza, że nie był niebezpieczny. Obiecaj mi, że jak znów go zobaczysz, to od razu do mnie przyjdziesz.
- No dobrze, obiecuję. Obejrzysz, ze mną bajkę?
- Nie wiem czy sobie zasłużyłeś...
- Proszę... - Nie umiałam mu odmówić, gdy patrzył na mnie takimi słodkimi oczami.
- Dobrze już, niech ci będzie. Idź coś wybrać, a ja zaraz przyjdę.
Włączyłam chłopcu bajkę i usiadłam na kanapie. Nie zwracałam jednak uwagi na to co dzieje się na ekranie.
Zastanawiałam się nad autorem tajemniczego listu. Wykluczyłam wszystkich znajomych, bo oni by po prostu zadzwonili. Obawiałam się pójścia do parku, ale moja ciekawość, była silniejsza ode mnie. Gdy słońce zaczęło zachodzić, wzięłam Alexa i wyszłam z domu. Chodziłam po parku, trzymając chłopca za rękę i rozglądałam się za kimś kto mógł zostawić mi tą dziwną wiadomość. Nagle chłopiec wyrwał mi się i podbiegł do jakiegoś mężczyzny siedzącego na ławce.
- Alex, wracaj tu natychmiast. - Zawołałam, idąc za nim.
- Ale to ten pan, który dał mi cukierka.
Nie widziałam twarzy tego człowieka, bo czytał jakąś gazetę, dopiero gdy byłam parę kroków od niego odłożył gazetę na ławkę i powiedział.
- Witaj, nie sądziłem, że przyjdziesz.
Stałam jak sparaliżowana, chciałam się poruszyć, odejść, myślałam że to jakiś zły sen, że zaraz się obudzę. Miałam nadzieję nigdy więcej go nie zobaczyć.
- Co ty tu robisz? Loki. - Zapytałam, gdy otrząsnęłam się z szoku.
- Musimy pogadać.
- Ale my nie mamy o czym rozmawiać. Trzymaj się ode mnie z daleka, albo narobię ci kłopotów. - Odpowiedziałam, złapałam Alexa za rękę i skierowałam się w stronę wyjścia z parku.
- Jessica, czekaj. - Usłyszałam, ale nie zatrzymałam się, po chwili poczułam jak ktoś łapię mnie za ramię.
- Wiesz co? Mam ci do powiedzenia tylko dwa słowa, odwal się.
- Nadal jesteś zła?
- Zła? Ależ skąd. O co mam być zła? O to, że mnie oszukałeś? Czy o to, że rok temu rozwaliłeś pół Manhattanu?
- Posłuchaj chociaż co mam ci do powiedzenia.
- Nie obchodzi mnie to. Daj mi spokój. - Powiedziałam i odeszłam. 

sobota, 12 kwietnia 2014

Hej, to już ostatni rozdział tego opowiadania. Mam nadzieję, że się podobało tym którym udało się to przeczytać do końca. W przygotowaniu jest kolejne opowiadanie, które pojawi się wkrótce. Czekam na wasze opinie dotyczące całości. A teraz zapraszam do czytania.

Część XVII

Weszłam do kuchni, gdzie mama kończyła moją ulubioną zapiekankę.
- Zawołaj swojego gościa na kolację. - Powiedziała, gdy mnie zobaczyła.
- Okej. - Odparłam i poszłam do pokoju. Uchyliłam tylko drzwi i powiedziałam.
- Chodź na kolację.
- Przynieś mi tutaj. - Usłyszałam w odpowiedzi.
- No dobra, jak chcesz. - Wróciłam więc do kuchni, wzięłam talerz, nałożyłam zapiekankę i już chciałam wracać, ale mama mnie zatrzymała.
- A ty dokąd z tym jedzeniem?
- Loki chciał zjeść u siebie.
- Nie ma takiej możliwości, albo zje normalnie przy stole jak wszyscy, albo będzie głodny.
- W Asgardzie też jadł u siebie. - Spróbowałam jakoś przekonać mamę do zmiany decyzji, chociaż wiedziałam, że to nic nie da.
- Z tego co wiem, to nie jesteśmy w Asgardzie, tam może sobie robić co chce, ale w moim domu na pewno nie.
- No dobra. - Odparłam, wiedziałam, że Lokiemu nie spodoba się to, że ktoś mu rozkazuje. - Mama powiedziała, że masz zjeść przy stole, jak wszyscy i nie mów mi, że jesteś bogiem i nikt nie będzie ci rozkazywał, bo to nic nie da. - Powiedziałam i wyszłam z pokoju, zanim Loki zdążył coś powiedzieć.
Tak jak się spodziewałam, głód był silniejszy nawet od boga i w końcu zjawił się na kolacji. Nie odezwał się do nikogo, tylko co jakiś czas spoglądał na mnie dając mi do zrozumienia jaki jest niezadowolony.
- Mogę cię o coś zapytać? - Spróbowałam nawiązać jakąś rozmowę, gdy rodzice wyszli.
- Właśnie to zrobiłaś. 
- Amora mówiła, że ma co do mnie jakieś plany. O co jej chodziło?
- Nie mam pojęcia.
- Nie wiesz, czy nie chcesz mi powiedzieć?
- Domyśl się.
- To nie jest odpowiedź. Nie jestem głupia widzę, że coś przede mną ukrywacie od samego początku. Mówiliście, że jak wam pomogę odzyskać tesseract, to będę bezpieczna, ale tak nie jest. Powiedz mi wreszcie prawdę.
- To trochę nie w moim stylu, a teraz daj mi spokój, jestem zmęczony. - Powiedział i skierował się w  stronę swojego pokoju.
- Najpierw mi wyjaśnij o co tu chodzi. - Odpowiedziałam stając w drzwiach i blokując mu przejście.
- Z czasem sama się wszystkiego dowiesz. - Powiedział, ominął mnie i zamknął się w pokoju.
Jak ja go nienawidzę. - Pomyślałam, poszłam do swojego pokoju, położyłam się na łóżku i zastanawiałam czego nie chcą mi powiedzieć i dlaczego, aż w końcu zasnęłam. Obudziły mnie hałasy na dole, spojrzałam na budzik, była szósta rano. Wstałam z łóżka i zeszłam na dół sprawdzić co się dzieje. Jeżeli Loki znów coś rozwala to go zamorduję. - Pomyślałam schodząc po schodach.
- Co ty wypra... - Urwałam w połowie zdania, gdy zobaczyłam Thora, a obok Lokiego zakutego w kajdanki. - Co tu się dzieje? - Zapytałam, kompletnie zdezorientowana całą sytuacją.
- Muszę natychmiast zabrać Lokiego do Asgardu. - Odparł Thor.
- Ale dlaczego? O co chodzi?
- Jest podejrzany o zdradę, więcej może sam ci powie.
- O zdradę? Przecież od wczoraj jest tutaj i jestem pewna, że nie wychodził z mojego domu. Skąd ta pewność, że to on? Macie jakieś dowody?
- No... nie. Nie mamy dowodów, ale Odyn chce z nim porozmawiać.
- Aha, czyli z góry zakładacie, że jest winny. Co to za sprawiedliwość?
- Jessica, nie mam czasu ci tego teraz wyjaśniać. Jest podejrzany i musi pójść ze mną.
- No to masz problem, bo jest również moim gościem i jest w moim domu. Nie pozwolę go aresztować, bez żadnego powodu.
Loki przysłuchiwał się tej rozmowie, która najwyraźniej go bawiła.
- A ty z czego się cieszysz? Może byś mi wyjaśnił o co tu chodzi? W końcu to ciebie chcą zamknąć, a nie mnie.
- Co mam wyjaśniać? Oni i tak już wszystko wiedzą.
- Czy to znaczy, że się przyznajesz do kradzieży tesseractu? - Zapytał Thor.
- Tego nie powiedziałem.
- Zaraz, jakiej kradzieży? - Zapytałam. - Przecież to te potwory ukradły tą kostkę.
- No właśnie okazało się, że to nie oni. Powiedzieli nam, że ją dostali, ale nie powiedzieli wprost od kogo.
- To nie ma sensu, skoro Loki ukradł tesseract, to dlaczego pomagał nam go szukać?
- Może żeby odsunąć od siebie podejrzenia.
- No dobrze, ale to i tak nie ma sensu, sześcian wrócił do Asgardu, więc plan się nie powiódł. Chyba, że wcale nie chodziło o tesseract... -Powiedziałam bardziej do siebie, nie byłam nawet pewna czy to usłyszeli, ale w tym momencie zaczęłam wszystko rozumieć. Przypomniało mi się, jak rozmawiałam z Lokim jeszcze w Asgardzie, powiedział mi, że jak wszystko dobrze pójdzie to Thor nie wróci z Jotunheimu. 
- Ty draniu. Nie mieliśmy szans odzyskać tesseractu niezauważenie, bo te potwory doskonale wiedziały, że przyjdziemy. O mało tam nie zginęłam tylko dlatego, że ty nie potrafisz dogadać się z rodziną.
- Jeden śmiertelnik mniej, jeden więcej, co za różnica? - Nie mogłam uwierzyć w to co właśnie usłyszałam. Jemu było kompletnie obojętne czy zginie jedna osoba, czy dziesięć, czy tysiąc. Liczyło się tylko to, żeby osiągnął swój cel.
- Zabierz go stąd. - Powiedziałam do Thora. - I to jak najszybciej, bo nie ręczę za siebie, jeżeli on zostanie tu jeszcze choćby pięć minut. - Thor skinął tylko głową i wyprowadził Lokiego, nie obchodziło mnie co z nim zrobią, czułam się oszukana i chciałam jak najszybciej zapomnieć o tym co się zdarzyło. Teraz moje życie wróci do normalności. Tak mi się przynajmniej wtedy wydawało.
   

niedziela, 6 kwietnia 2014

Część XVI



- Witaj Heimdallu, dobrze znów cię widzieć. Wiesz może jak się czuje Jessica? - Zapytał Thor.
- Niestety, o tej śmiertelniczce wiem tylko tyle, że wczoraj opuściła Asgard razem z twoim bratem i jak na razie, żadne z nich nie powróciło.
- Słucham? Przecież Lokiemu nie wolno opuszczać Asgardu. Dokąd się udali?
- Za zgodą Odyna udali się do Midgardu, nic więcej nie wiem. Mam ci przekazać, że ojciec chce cię widzieć tak szybko jak to możliwe.
- Dobrze, natychmiast pójdę z nim porozmawiać. - Powiedział i odszedł w stronę zamku, a następnie do sali tronowej.
- Witaj ojcze, chciałeś mnie widzieć?
- Owszem, cieszę się że udało wam się bezpiecznie wrócić.
- Mieliśmy parę problemów, ale bywało gorzej.
- Wysłałem już posłańca do Jotunheimu, żeby na nowo ustalić warunki pokoju, wojna to ostatania rzecz, której nam teraz trzeba.
- Dlaczego pozwoliłeś żeby Jessica opuściła Asgard? Jej stan chyba nie poprawił się tak szybko.
- Dziewczyna jest bardzo uparta i tak postawiłaby na swoim.
- A czemu pozwoliłeś Lokiemu pójść z nią?
- Właśnie ze względu na to w jakim była stanie, sama nie miałaby szans.
- Loki miał przy sobie tesseract.
- Nie miał, przyniósł mi go zaraz po powrocie. Gdyby tego nie zrobił, nie pozwoliłbym mu opuścić Asgardu.
- Jest jeszcze jedna sprawa.
- O co chodzi?
- W Jotunheimie spotkaliśmy kogoś  kto twierdził, że to ktoś z Asgardu przyniósł im tesseract i zawarł z nimi jakąś umowę.
- Czy powiedział kto to był i co to za umowa?
- Niestety nie. Nie mamy też pewności, że powiedział nam prawdę.
- Nie mamy powodów, by sądzić, że kłamie. Każda informacja o możliwości zdrady musi być sprawdzona. Masz jakieś podejrzenia, kim mógł być zdrajca.
- Nie, ale Sif podejrzewa, że to Loki
Odyn przez chwilę nie odpowiadał, patrzył przed siebie, jakby głęboko nad czymś myślał, po czym powiedział.
- Trzeba będzie go więc sprowadzić z powrotem, jeżeli podejrzenia Sif się potwierdzą, to ja już nie wiem co mam z nim zrobić. Nie działają na niego ani moje prośby, ani groźby, z więzienia też nic sobie nie robi. Muszę się zastanowić. Jeżeli to wszystko to możesz odejść.
                                                                      ***
W tym czasie na ziemi.
Czułam się już coraz lepiej, ustały zawroty głowy i osłabienie. Rodzice wyszli do kuchni, chcieli o czymś porozmawiać, wiedziałam że potrzebują czasu, żeby pogodzić się z tym czego się dowiedzieli.
- Chcesz tu zostać przez jakiś czas? - Zapytałam.
- Twoi rodzice, nigdy się na to nie zgodzą.
- Moimi rodzicami się nie przejmuj, już ja ich przekonam. - Powiedziałam, zrzucając z siebie koc i wstając z kanapy.
- Mogę mieć do was prośbę? - Zapytałam wchodząc do kuchni.
- Oczywiście, potrzebujesz czegoś? - Zapytała mama.
- Nie nie. Nie chodzi o mnie, tylko o Lokiego. Chciałam was zapytać, czy mógłby tutaj zostać przez jakiś czas?
- A dlaczego po prostu nie wróci tam skąd przyszedł? - Zapytał tata.
- No proszę was, on pomógł mi wrócić do domu i jest tutaj gościem, nie mogę go tak po prostu wyrzucić za drzwi.
- No dobrze ale nie na długo. - Odpowiedział tata.
- Dzięki, kocham was. - Powiedziałam i wróciłam do salonu.
- I co? - Zapytał Loki.
- Możesz zostać, ale nie na długo. Myślałam, że będzie trudniej ich przekonać. Chodź pokażę ci gdzie będziesz spał. - Powiedziałam. Pokój nie był duży, ale było tam wszystko co trzeba.
- Czuj się jak u siebie, jak byś czegoś potrzebował to powiedz. Masz tu nawet telewizor, ale ty chyba nie wiesz jak to działa. Wyjaśnić ci?
- No dobra, chociaż pewnie nie będzie mi to potrzebne.
Wyjaśniłam mu jak włączyć i wyłączyć telewizor i jak się zmienia kanały.
- Chyba sobie poradzisz, ja idę do rodziców, bo strasznie się za nimi stęskniłam. - Powiedziałam i poszłam do kuchni. Po paru minutach rozmowy z rodzicami usłyszałam dzwonek do drzwi, poszłam więc otworzyć.
Za drzwiami stała moja najlepsza przyjaciółka Amelia, gdy tylko mnie zobaczyła, rzuciła mi się na szyję i zaczęła przytulać.
- Hej, spokojnie. Ja też się cieszę, że cię widzę, ale nie musisz mnie dusić z tej okazji.
- Jess, kochana. Gdzie ty się podziewałaś tyle czasu? Ja rozumiem zniknąć na dzień, albo dwa, ale prawie miesiąc. Co się z tobą działo?
- Musiałam pilnie wyjechać do babci za granicę. - Skłamałam, jakoś nie miałam ochoty opowiadać tego wszystkiego jeszcze raz.
- Oj Jess jesteś fatalnym kłamcą, wiesz? Przecież znamy się od dziecka i wiem, że nie masz kontaktu, ze swoją rodziną w Ameryce. Poza tym co z twoim telefonem? Nie powiesz mi, że za granicą nie działają komórki.
- No dobra dobra. Może kiedyś ci wszystko opowiem, ale na razie nie mam ochoty. Mam wrażenie, że i tak byś mi nie uwierzyła.
- Daj spokój przecież nie powiesz mi, że porwali cię kosmici.   
-Nie no, coś ty, aż tak źle nie jest. - Amelia nie miała pojęcia, że tym stwierdzeniem, była nawet całkiem blisko prawdy.
- Okej, nie chcesz o tym gadać, rozumiem. Nie będę nalegać.
Nagle usłyszałam, jakiś hałas z pokoju gościnnego.
- Macie gościa? - Zapytała Amelia.
- Tak, zostań tutaj, a ja sprawdzę co się stało. - Odpowiedziałam i ruszyłam sprawdzić co się stało.
- Co ty wyprawiasz? - Zapytałam, wchodząc do pokoju, nawet nie musiałam czekać na odpowiedź, bo w oczy od razu rzucił mi się rozwalony pilot do telewizora.
- Naciskanie guzików, nie wymaga, aż tak dużej siły, wiesz?
- I tak  nie działało. - Odpowiedział Loki.
- To było przyjść i powiedzieć. No dobra nic nie powiem rodzicom, ale więcej niczego nie niszcz.
- Rany, nerwowy ten twój gość. - Powiedziała Amelia wchodząc, za mną do pokoju.
- Miałaś poczekać w salonie.
- Byłam ciekawa co się stało. Kto to?
- Mój znajomy?
- Znajomy? Nigdy wcześniej go nie widziałam. Jak się nazywasz? - Zapytała, patrząc na Lokiego.
- Nie twój interes. - Odwarknął.
- Co on taki zły na cały świat?
- Po prostu nie jest zbyt towarzyski. - Odparłam.
 - Okej, spoko. Dziwnych masz znajomych wiesz? No nic ja się będę zbierać, bo już wieczór. - Powiedziała wychodząc do holu.
- Spoko, dzięki, że mnie odwiedziłaś.
- Nie ma sprawy. To do zobaczenia. - Powiedziała zamykając drzwi.