piątek, 31 stycznia 2014

                                                Część VI




Gdy skończyłam trening, była już pora kolacji, a ja byłam wykończona. Jutro na pewno będę miała zakwasy, pomyślałam. Po kolacji od razu poszłam spać. Nie mogłam nastawić sobie budzik w telefonie, bo ziemski czas tutaj nie obowiązywał. Nie pomyliłam się, następnego dnia zakwasy strasznie mi dokuczały, więc wejście po schodach w wieży, było prawdziwym wyzwaniem. Idryl powitał mnie ciepłym uśmiechem.
- Jak tam po pierwszym dniu nauki?
- Jestem wykończona, mam tutaj więcej obowiązków, niż na Ziemi.
- Dzisiaj będziemy tylko rozmawiać, więc potraktuj tą lekcje jako odpoczynek. W waszych szkołach uczycie się o układzie słonecznym w skład którego wchodzi osiem planet. Oprócz Ziemi, są to planety nie zamieszkane. My znamy dziewięć światów, nie planet tylko  światów. Wszystkie są zamieszkane. Asgard czyli tutaj gdzie teraz jesteśmy, Midrard czyli ziemia, Alfheim to świat elfów, Jotunheim to kraina lodowych olbrzymów, Nilfheim to  kraina ciemności i zmarłych, Wanaheim czyli siedziba Wanów, Muspelheim jest krainą ognia zamieszkaną przez olbrzymy, Svartalfheim to królestwo krasnoludów oraz Trymheim czyli kraina szronowych olbrzymów. Wszystkie dziewięć światów, jest połączone Yggdrasil czyli drzewem życia. Można się do nich dostać z pomocą Bifrostu, czyli tak jak tutaj  przybyłaś. Haimdal to nasz strażnik, on otwiera Bifrost, jego wzrok sięga każdego świata. Nie da się dostać do Asgardu bez jego wiedzy.
- Nie ma innej drogi?
- Są inne przejścia, ale trzeba umieć je odnaleźć. Masz jeszcze jakieś pytania?
- Nie, na razie wszystko rozumiem.
- Dobrze, to wszystko na dziś, możesz już iść.
 Wstałam więc i poszłam na obiad, a potem na plac treningowy do Sif. Tak mijały mi dni na Asgardzie, byłam zajęta od rana do wieczora. Po tygodniu umiałam już używać podstawowych zaklęć.. Udawało mi się też czytać niektóre książki, gdy akurat miałam wolną chwilę. Coraz lepiej szła mi też walka mieczem i jazda konna.
Dziś na lekcji z Idrylem uczyłam się, jak wykorzystać moje zdolności do odnajdywania magicznych przedmiotów. Musiałam się bardzo skupić i wtedy powinnam wyczuwać magię przedmiotów i ludzi. Udało mi się już za trzecim razem. Poczułam silne fale energii od Idryla, a po chwili zrobiło mi się słabo i usiadłam na krześle za mną.
- Świetnie. - Powiedział elf. - Jednak musisz uważać, czym potężniejszy czarodziej lub artefakt, tym silniejsze fale energii wysyła.
- Rozumiem, ale nadal nie wiem, dlaczego sami nie możecie odnaleźć Tesseractu?
- Posłuchaj Jessico. Próbowaliśmy sami szukać Tesseractu, lecz bez skutecznie. Jest pewna stara przepowiednia, która mówi o młodej dziewczynie z Midgardu, odnajdującej potężny magiczny artefakt.
- No dobrze, ale skąd wiecie że to o mnie chodzi?
- Spójrz na ten obrazek. - Powiedział otwierając jakąś księgę.
- To niemożliwe. - Na tym obrazku byłam ja, dosłownie jakby ktoś zrobił mi zdjęcie.
- Sama widzisz, nie ma mowy o pomyłce.
- Czy ta przepowiednia mówi o mnie coś jeszcze?
- Nie - Odparł szybko, a ja od razu zorientowałam się, że kłamie.
- Idrylu, powiedz mi prawdę.
- Ale... Ja nie mogę... Nie wolno mi.
- Proszę cię muszę znać prawdę.
- No dobrze. Według tej przepowiedni... Nie wrócisz z tych poszukiwań żywa.
- Co? Nie. To niemożliwe, na pewno chodzi o inną dziewczynę. Gdzieś pewnie jest ktoś podobny do mnie. Dlaczego mówicie mi o tym dopiero teraz? Gdzie jest Thor? Muszę sobie z nim coś natychmiast wyjaśnić.
- Jessico, uspokój się. Zrobimy wszystko, aby druga część przepowiedni się nie spełniła.
- A co mnie obchodzi wasza głupia przepowiednia! Ja chcę natychmiast wrócić do domu! Mów mi w tej chwili gdzie jest Thor!
- No dobrze, chodź za mną.
Ledwo doszliśmy do drzwi, od razu pchnęłam je i wpadłam do środka.
- Ty kłamliwa świnio! - Wrzasnęłam. - Kiedy zamierzałeś mi powiedzieć o tej waszej przepowiedni? Chcieliście mnie poświęcić, aby ratować własne tyłki! Żądam byś mnie natychmiast zabrał do domu!
Thor stał jak gdyby go wmurowało w ziemię i patrzył na mnie.
- Uspokój się. Kto ci powiedział o przepowiedni?
- Co ci do tego kto mi powiedział? Chciałeś sobie ze mnie zrobić kozła ofiarnego! Natychmiast zabierz mnie do domu!
- Wiesz, że tego nie zrobię. - Thor cały czas mówił bardzo spokojnie.
Podeszłam do niego i przywaliłam mu z liścia w twarz.
- Nie? No to co powiesz na to, od teraz nie będę się uczyć ani walki, ani zaklęć. Nie ruszę się ze swojej komnaty, aż do powrotu na Ziemię. Wasza magiczna zabawka się nie odnajdzie, a ja przeżyję.
- Jessica, uspokój się natychmiast. Nic ci nie grozi. Jesteś tutaj całkowicie bezpieczna.
- Byłam bezpieczna w swoim domu, ale ty mnie porwałeś i siłą przywlokłeś tutaj!
Przez moje krzyki, pod komnatą Thora zebrał się całkiem spory tłum. Nawet Loki wyszedł zobaczyć co się dzieje. Po chwili postanowił się odezwać.
- I co braciszku? Twój plan zawiódł, dziewczyna poznała prawdę. Teraz już nie przekonasz jej do współpracy, a co za tym idzie, nie odnajdziesz Tesseractu. Wielki Thor zawiódł, Asgard upadnie.
- Zamilcz Loki, nikt nie prosił cię o komentarz. Wiesz co masz teraz zrobić, więc zrób to.
- Jak sobie życzysz, ale to nic nie da.
Loki pojawił się za mną i unieruchomił mnie jedną ręką, próbowałam mu się wyrwać, jednak był dla mnie zbyt silny. Przyłożył mi coś do ust, poczułam gryzący zapach i osunęłam się na podłogę.

środa, 29 stycznia 2014

                                              Część V




Brakowało mi tutaj kogoś z kim mogłabym pogadać, nawet te warknięcia Lokiego by mnie zadowoliły. Właśnie Loki, nie rozmawiałam z nim od przybycia tutaj. Postanowiłam go poszukać, ze względu na to, że zamek jest ogromny spodziewałam się, że zajmie mi to trochę czasu. Długo chodziłam po zamku, aż w końcu dałam za wygraną. Odnalezienie jednej osoby w tak wielkim miejscu, graniczyło z cudem. Wróciłam więc do swojej komnaty i przejrzałam książki na półkach. Fajnie by było gdybym rozumiała te symbole. To musiał być ten język Asów, o którym mówił rano Loki. Pograłam trochę na telefonie, tutaj i tak się do niczego więcej nie nadawał. Potem kręciłam się po komnacie i tak, aż do kolacji. Tym razem jednak nie jadłam w samotności, bo przy stole siedział Thor. I wiecie co? Nie spodziewałam się, że ktoś może tyle zjeść.
- Co się dzieje z Lokim? - Zapytałam, starając się, by zabrzmiało to obojętnie.
- Z Lokim? A co ma się z nim dziać?
- Nie wiem. Nie było go na obiedzie, na kolacji też się nie zjawił. Nie spotkałam go także, gdy chodziłam po zamku.
- Nie przejmuj się nim. On nie jest zbyt towarzyski. Zazwyczaj jada w swojej komnacie. Siedzi tam całymi dniami czytając książki, ćwicząc zaklęcia i robiąc jakieś dziwne mikstury.
-  Mogłabym go odwiedzić? Może ze mną pogada.
- Jak chcesz. Powiem strażnikowi, żeby pokazał ci jego komnatę, ale nie zdziw się, jak od   razu cię stamtąd wyrzuci.
Okazało się, że przechodziłam koło jego komnaty już kilka razy. Strażnik wskazał mi drzwi i wrócił do swoich obowiązków. Wahałam się jeszcze przez jakiś czas, po czym zapukałam i ostrożnie weszłam do środka. To pomieszczenie mocno różniło się od innych. Była tu cała masa książek, eliksirów i dziwnych substancji, a w powietrzu unosił się dziwny zapach, trochę jak w pracowni chemicznej, jednak znacznie przyjemniejszy. I jeszcze jedno rzucało się tutaj w oczy, a mianowicie zielony kolor. Pościel na łóżku, zasłony w oknach, a nawet dywan wszystko było zielone. Loki siedział w fotelu z książką, od której nawet nie oderwał wzroku gdy weszłam, tak jakby w ogóle mnie zauważył.
- Przeszkadzam? - Zapytałam, ale nie dostałam odpowiedzi. Na stole zobaczyłam nie ruszony obiad.
- Wystygło ci, nic nie zjadłeś. - I znów cisza.
- Możemy pogadać?
Loki zamknął książkę i z hukiem odłożył na stół.
- Czego ty ode mnie chcesz? - Zapytał, wyraźnie nie zadowolony z mojej obecności.
- Niczego, przyszłam dotrzymać ci towarzystwa.
-  Ale ja nie potrzebuję twojego towarzystwa. Ani twojego, ani nikogo innego. Zrobiłem, to co do mnie należało. Jak masz jakiś problem, to idź do Thora. On tu jest od pomagania, ja jestem ten zły. Pamiętasz?
- Nie prawda, ja wcale nie uważam, że jesteś zły.
- Słucham? A co ty możesz o mnie wiedzieć? Znamy się jeden dzień. Jeżeli dalej chcesz mieć o mnie dobre zdanie, to lepiej żebyś mnie nie poznała. Radzę ci wyjdź i nie przychodź tu więcej.
- To jak ludzie cię postrzegają, co o tobie myślą i jak cię traktują zależy tylko i wyłącznie od ciebie. Od tego co mówisz i co robisz.
- Nie próbuj mnie tutaj umoralniać! - Znów patrzył na mnie tak, że miałam ochotę stamtąd uciec, jednak przemogłam się i spojrzałam mu w oczy. To była najdłuższa i najgorsza minuta mojego życia, ale udało mi się nie odwrócić wzroku.
- Nie zamierzam cię umoralniać, ale na twoim miejscu spróbowałabym szczerej rozmowy z rodziną.
- Nie wiem o czym mówisz, ale wyjdź. Natychmiast.
- Jak sobie życzysz. - Wyszłam i wróciłam do swojej komnaty.
Loki leżał na łóżku i myślał. Jak zwykła śmiertelniczka śmiała tak się do niego odzywać? Jak śmiała go pouczać? I jak wytrzymała jego spojrzenie? Do tej pory udało się to tylko Thorowi i Odynowi. Co ona w ogóle chciała osiągnąć tą idiotyczną rozmową?
Następnego dnia obudziłam się, zjadłam śniadanie i od razu poszłam do wieży na pierwszą lekcje. Byłam bardzo ciekawa, jak będzie wyglądała nauka magii. Gdy dotarłam Idryl już na mnie czekał.
- Witaj. - Powiedział. - Jak samopoczucie?
- O wiele lepiej. Dziękuję. Nie mogę się już doczekać, aż nauczę się jakiegoś zaklęcia.
Idryl zaśmiał się.
- Spokojnie, zaczniemy od nauki języka, bo żeby uczyć się zaklęć musisz umieć je przeczytać. Tutaj masz kartkę z symbolami i objaśnienie jak się je czyta.
Idryl wytłumaczył mi też gramatykę. Przez godzinę próbowałam czytać, pisać i zapamiętywać te wszystkie symbole. Cała lekcja trwała do obiadu, a zaraz po posiłku musiałam udać się na plac treningowy, gdzie czekała już na mnie Sif.
- Witaj, świetnie że jesteś, bo mamy dziś dużo pracy. Po pierwsze, to jest twoja broń treningowa. - Powiedziała i wręczyła mi drewniany miecz. - Po drugie, musimy pójść do kowala, aby wykuł dla ciebie zbroję i miecz. Następnie pójdziemy do stajni, gdzie dostaniesz swojego konia, na czas pobytu tutaj. Musisz codziennie do niego chodzić, karmić go i dbać o niego, a po jakimś czasie stworzy się między wami silna więź. Chodźmy już.
Poszłyśmy do kowala, który wziął dokładne pomiary i powiedział, że zbroja i miecz będą gotowe w przyszłym tygodniu. Sif tylko kiwnęła głową i ruszyła w stronę stajni. Chodziła bardzo szybko i czasami miałam problem, za nią nadążyć. Weszłyśmy do stajni, była naprawdę duża i jak to w stajni pachniało świeżym sianem i końmi.
- To jest twoja klacz. Możesz ją nazwać. - Powiedziała, wskazując na śliczną białą klacz o złotej grzywie.
- No dobrze. Może być błyskawica?
- Oczywiście, przecież to twój koń. A teraz wracajmy na plac treningowy.
Wojownikiem po tym szkoleniu nie będziesz, ale poznasz podstawy walki i nie zginiesz od pierwszego ciosu.
Najważniejsza jest odpowiednia postawa. Nogi musisz mieć cały czas lekko ugięte w kolanach, podczas walki patrz na przeciwnika, a nie na broń. Wiesz już jak się ustawić więc pokażę ci parę ciosów. To jest uderzenie górne, co nie oznacza, że masz ciąć mieczem pionowo z góry na dół, tylko pod lekkim kątem. O tak. Spróbuj teraz ty.
Powtórzyłam ruch za Sif, która kiwnęła głową z zadowoleniem.
- Świetnie. Tylko pamiętaj, że prawdziwy miecz jest o wiele cięższy i trudniej się nim zamachnąć. Teraz uderzenie dolne, jak zapewne się domyślasz jest przeciwieństwem górnego i wygląda o tak. Podejdź do manekina i próbuj na zmianę uderzeń górnych i dolnych.
Miecz mimo że drewniany był dosyć ciężki i po jakimś czasie zaczęły boleć mnie ręce.
- Dobrze wystarczy. Nieźle, jak na pierwszy raz. Teraz spróbuj  uderzenia krzyżowego, czyli w poziomie, najpierw w prawą stronę.
Ćwiczyłam jeszcze wiele cięć i pchnięć po czym dostałam chwilę przerwy. Usiadłam więc na trawie i starałam się ochłonąć. Było mi gorąca, a ubrania lepiły się do mnie od potu. Oczywiście do ćwiczeń dostałam specjalny stój, bo nie wyobrażam sobie walki w sukience.
- Koniec przerwy. - Oświadczyła Sif. Mimo że siedziałam dosyć długo miałam wrażenie, że powiedziała to po minucie.
- Jestem już wykończona, możemy już kończyć?
- Niestety nie, ale już nie długo. Wstawaj na polu walki przeciwnicy nie będą patrzyli na twoje zmęczenie.
Bardzo niechętnie podniosłam się z trawnika.
- Oprócz ataku musisz umieć się też bronić czyli parować ciosy przeciwnika. Zasłona musi być szybka i zdecydowana, bo inaczej możesz stracić życie. Pokażę ci, spróbuj zaatakować mnie tak jak się dziś uczyłaś.
Zaatakowałam najpierw dołem potem górą i znów dołem. Sif bez problemu odbijała moje ciosy.
- No dobrze, teraz ja zaatakuję a ty spróbuj sparować mój cios. Sif zaatakowała z góry, a ja uniosłam miecz. Mimo że bardzo się starałam siła uderzenia zwaliła mnie z nóg.
- Nie było źle. - Powiedziała Sif.- Pamiętaj żeby po każdym ataku stosować jakąś zasłonę, to bardzo ważne. Jednak nie każdy cios da się sparować, niektóre są na to po prostu za silne. Wtedy trzeba wykonać unik, ale tym zajmiemy się kiedy indziej. Na dziś to wszystko możesz iść.


Zgodnie z prośbą będę teraz zamieszczać rozdziały w całości, więc odstępy między dodawaniem kolejnych rozdziałów mogą być dłuższe. Pozdrawiam wszystkich czytelników.  


piątek, 24 stycznia 2014

                                            Część IV



Obudziłam się lecz nie otwarłam oczu, nie miałam pojęcia ile spałam, było mi wygodnie i ciepło. Miałam nadzieję, że to co się zdarzyło, było tylko złym snem, koszmarem. Jednak otworzenie oczu uświadomiło mi bolesną prawdę, że to wszystko nie działo się tylko w mojej głowie. Leżałam w ogromnym łóżku z baldachimem. Pościel była czysta, bardzo miękka, i pachniała świeżością. Sam pokój był duży, bardzo jasny i muszę przyznać pięknie ozdobiony, wysokie białe ściany na których znajdowały się pozłacane ozdoby, obrazy przedstawiające jakieś bitwy lub miejscową roślinność, ogromne okna za którymi widok zapierał dech w piersiach. Zauważyłam również regał wypełniony książkami i dużą szafę zapewne pustą.
Podniosłam się i postawiłam nogi na kamiennej podłodze. Na krześle wisiała biało - fioletowa suknia. Przynieśli ją zapewne dla mnie, szkoda że ja nie bardzo lubię sukienki i ubieram je tylko gdy muszę. Przebrałam się, a przy łóżku znalazłam moje kapcie, w których zabrali mnie z domu. Na wspomnienie domu i  rodziców poczułam nieprzyjemne ukłucie w sercu. Usłyszałam ciche pukanie do drzwi i pojawił się w nich strażnik w złotej zbroi i żółtej pelerynie. Czy oni tu mają jakąś obsesję na punkcie złota? Pomyślałam.
 - Czy zechcesz zejść teraz na śniadanie, pani?
- Oczywiście, ale mam jedną prośbę. Następnym razem nie kłaniaj mi się i nie mów do mnie pani. Dobrze?
- Nie śmiałbym się inaczej do ciebie odezwać pani.
- No dobrze, jak wolisz. Zaprowadzisz mnie? Bo nie mam pojęcia dokąd się udać.
- Jak sobie życzysz, pani. Proszę za mną.
Strażnik prowadził mnie wieloma korytarzami i po wielu schodach. Szedł szybko,więc nie miałam okazji, aby się rozejrzeć.
- To tutaj. - Powiedział, wskazując mi drzwi, przy których stało kolejnych dwóch strażników, ubranych dokładnie tak samo jak ten, który mnie tu przyprowadził. Gdy zbliżyłam  się do drzwi, strażnicy momentalnie je otworzyli i moim oczom ukazała się sala z ustawionym na środku ogromnym stołem, całym zastawionym jedzeniem. Jeszcze nigdy czegoś takiego nie widziałam. Nie potrafiłam nawet nazwać tych potraw. Usiadłam na jednym z krzeseł i zaczęłam jeść, potrawy były wyśmienite, dawno też tyle nie zjadłam. Był tylko jeden minus tego wszystkiego, do picia dostałam wino, nie było nawet takie złe, ale ja raczej nie piłam alkoholu. Gdy chciałam wyjść do sali wszedł Thor.
- Nie było cię w twojej komnacie, więc pomyślałem, że jesteś tutaj. - powiedział i usiadł obok mnie.
- Dobrze cię widzieć. Czy możesz mi wreszcie wyjaśnić o co tutaj chodzi? - Zapytałam, bo to było pierwsze czego chciałam się dowiedzieć.
- Oczywiście, jak wiesz Tesseract został skradziony, mimo że przechowywaliśmy go w najbardziej strzeżonym skarbcu.
- No dobrze, ale nadal nie rozumiem, jak mogę wam pomóc?
- Twoja magia może go odnaleźć.
W tym momencie wybuchnęłam głośnym śmiechem, a Thor patrzył na mnie jakby nie bardzo wiedział co mnie tak bawi.
- Bardzo mi przykro, ale ja nie potrafię czarować. Widać macie nie tę dziewczynę co trzeba.
- Potrafisz, tylko jeszcze o tym nie wiesz bo nikt nigdy nie pokazał ci jak wykorzystać tę moc. Lecz zanim zaczniesz naukę chciałbym, żebyś to przeczytała. - Mówiąc to wręczył mi średniej grubości książkę.
W tym momencie do moich uszu dobiegł szyderczy śmiech, który dobiegał z jedynego, nie oświetlonego kąta sali.
- Oj bracie bracie... Wiedziałem, że nie jesteś zbyt bystry, ale nigdy nie sądziłem, że aż do tego stopnia.
Odwróciłam się i zobaczyłam Lokiego, idącego w naszą stronę, przyznam że trochę się przestraszyłam bo nie miałam pojęcia kiedy wszedł do sali.
- O co ci chodzi Loki? - Zapytał Thor, a po jego głosie poznałam, że uwaga brata go zdenerwowała.
- Naprawdę nie wiesz? I ty masz być w przyszłości naszym królem, to naprawdę bardzo przykre.
- Mów o co ci chodzi zanim stracę cierpliwość.
- Przecież ta książka jest napisana w języku Asów. Ona jej nie przeczyta, a o zrozumieniu już nawet nie wspomnę.
Masz rację, o tym nie pomyślałem. - Odparł Thor.
- A czy ty kiedykolwiek pomyślałeś, bracie? No tak zapomniałem, żeby myśleć najpierw trzeba mieć czym.
Thor wstał tak gwałtownie, że krzesło na którym siedział z trzaskiem uderzyło o podłogę. Na Lokim nie zrobiło to praktycznie żadnego wrażenia, nawet nie drgnął, a z jego twarzy nie schodził uśmiech.
- Tego już za wiele bracie wyjdź, albo bardzo gorzko tego pożałujesz. Mówiąc to Thor podszedł do Lokiego i pokazał mu palcem drzwi.
- Co, prawda w oczy kole? No co? Wyślesz mnie do mojej komnaty i każesz przemyśleć swoje zachowanie? Nie jestem już dzieckiem, a ty nie możesz mi rozkazywać.
W tym momencie pięść Thora z niesamowitą szybkością powędrowała w stronę twarzy Lokiego, jednak trafiła tylko powietrze, bo bóg zła w ostatniej chwili zniknął i pojawił się przy drzwiach.
- Do zobaczenia później. - Powiedział, po czym wyszedł, najwyraźniej bardzo z siebie zadowolony.
Obserwowałam całą tą sytuację i nawet ucieszyłam się, że Loki nie skończył z rozwalonym nosem. Postanowiłam trochę rozluźnić atmosferę.
- Nie powinieneś tak się przejmować tym co on mówi. On wie, jak wyprowadzić cię z równowagi, wykorzystuje to i najwyraźniej go to bawi. Rodzice zawsze mi mówili, że przemocą i siłą niczego się nie osiąga.
- Przepraszam, że musiałaś na to patrzeć, ale w przypadku mojego brata przemoc to często jedyne i konieczne rozwiązanie.
- No, skoro tak twierdzisz. Ty znasz go lepiej ode mnie.
- A teraz, chciałem ci kogoś przedstawić. - W tym momencie do sali weszła dwójka ludzi, albo raczej kobieta i elf. - To jest Idryl. - Tu wskazał na elfa. - Będzie cię uczył panować nad magią, wykorzystywać ją oraz nauczy cię podstaw naszego języka. Idrylu to jest Jessica i będzie twoją nową uczennicą. Mam nadzieję, że się dogadacie.
Idryl był średniego wzrostu, około głowę wyższy ode mnie. Miał długie jasne włosy, praktycznie były prawie białe. Jego skóra, była takiego koloru jak u normalnego człowieka, tylko trochę jaśniejsza. Ubrany był w długą czarną szatę.
- A to jest Lady Sif, która nauczy cię szermierki, strzelania z łuku oraz jazdy konnej. Jest najlepszą wojowniczką w Asgardzie, więc trafiłaś pod dobrą opiekę. Sif była wysoka, szczupła i miała ciemne włosy związane w ciasny kucyk z tyłu głowy. Ubrana była w zbroję, przystosowaną specjalnie dla niej. Przy pasie nosiła miecz. Nie mogłam w to uwierzyć, przecież jeszcze wczoraj siedziałam w szkolnej ławce, a dziś dowiaduję się, że mam uczyć się walki mieczem i magii.
- Chodź za mną. - Powiedział Idryl. - Pokażę ci, gdzie będą się odbywały nasze zajęcia.
Byłam bardzo ciekawa, więc chętnie poszłam za elfem. Wybrał drogę obok mojej komnaty, abym nie miała problemu trafić. Doszliśmy do wieży, a następnie po schodach na górę, gdzie weszliśmy do niedużego pomieszczenia. Było tam dosyć ciemno bo okno zasłonięto grubym czarnym materiałem, a na stoliku, przy którym stały dwa krzesła paliło się tylko kilka świec.
- Tutaj przyjdziesz jutro, zaraz po śniadaniu. I nie smuć się, wkrótce wszystko się wyjaśni i wrócisz do domu.
Ten elf ma rację pomyślałam i postanowiłam sobie wziąć się w garść. Miałam jeszcze dziś wolne, więc chciałam zwiedzić zamek i okolice. Nauczyłam się drogi z mojej komnaty do jadalni oraz do wieży w której będę się uczyć. Znalazłam też plac na którym mam ćwiczyć z Sif . Przyglądałam się chwilę jak ćwiczą żołnierze, po czym wróciłam do zamku i zjadłam obiad. Po obiedzie wróciłam do swojej komnaty i odpoczywałam.





niedziela, 19 stycznia 2014


                                                Część III



Szybko zasnęłam i równie szybko obudził mnie budzik w telefonie zwiastujący, że pora wstać do szkoły. Powoli otworzyłam oczy i spojrzałam na Lokiego. Nie spał, przyglądał mi się swoimi zielonymi oczami.
- Jak się spało? - Zagadnęłam choć nie miałam pojęcia czy on w ogóle sypia. Nie odpowiedział mi, mruknął coś tylko pod nosem i odwrócił się na drugi bok dając mi do zrozumienia, że nie będzie ze mną teraz rozmawiał. Jak z dzieckiem, pomyślałam i przypomniało mi się, że jak byłam mała, a mama budziła mnie do szkoły to robiłam dokładnie to samo.
Wstałam, poszłam szybko pod prysznic, zjadłam śniadanie, a Lokiemu kanapki zostawiłam na biurku. Gdy pakowałam plecak do szkoły spojrzał na mnie ze zdziwieniem na twarzy i zapytał.
- Idziesz gdzieś?
- Tylko do szkoły. - Odpowiedziałam.
- Nie możesz iść, to zbyt niebezpieczne.
Powaga jego głosu mnie zaskoczyła.
- Daj spokój, w szkole są nauczyciele i cała masa innych uczniów. A poza tym nie mogę opuszczać lekcji dla twojego kaprysu.
Loki wstał, podszedł do drzwi i stanął przy nich, aby uniemożliwić mi wyjście.
-Co ty wyprawiasz? Wypuść mnie bo się spóźnię na lekcje.
Zaczynał mnie trochę irytować, ale nie zamierzałam mu odpuścić. Z natury, byłam bardzo uparta.
- Skoro to takie ważne, to dlaczego wczoraj byłaś w domu? - W jego głosie słychać było złość.
- Bo nie czułam się najlepiej, ale dziś jest wszystko dobrze, więc odsuń się od tych drzwi i mnie wypuść.
Powiedziałam to bardzo stanowczo i miałam nadzieję, że podziała. Loki zmierzył mnie gniewnym spojrzeniem i odsunął się.
- No dobrze, ale idę z tobą. - Zamurowało mnie, czy on myślał że ja mam 5 lat?
- Już od dawna chodzę do szkoły sama i jeszcze żyję, poza tym nie potrzebuję niańki.
Próbowałam zachować spokój, ale on doprowadzał mnie do szału.
- Masz wybór, albo idę z tobą, albo nie idziesz wcale.
- No dobra, ale nie możesz iść w tym stroju, bo ludzie pomyślą, że jesteś jakimś świrem.
Gdy tylko to powiedziałam, jego strój się zmienił. Teraz miał na sobie zielony T-shirt, czarne dżinsy i adidasy. Stałam jak oniemiała, mimo że robił już takie sztuczki to wciąż robiło na mnie ogromnie wrażenie.
- Tak lepiej? - Zapytał.
- Tak, ale zamarzniesz, jest środek zimy, a na zewnątrz chyba z -20 stopni.
- Poradzę sobie, jestem odporny na zimno.
- No jak uważasz, więc chodźmy.
Zeszłam na dół po schodach i zaczęłam się ubierać, gdy zdejmowałam swój płaszcz z wieszaka, zauważyłam stary zimowy płaszcz mojego taty.
-Masz.- Powiedziałam i rzuciłam płaszcz Lokiemu.
- Po co mi to?
- Przecież nie możesz wyjść na mróz w krótkim rękawie.
- Dlaczego nie?
- Bo będziesz chory.
- Ja nie choruję. Jestem bogiem, pamiętasz?
- Mhm - Odpowiedziałam.
Spojrzał najpierw na mnie potem na płaszcz i znów na mnie. Widziałam, że nie ma ochoty tego zakładać.
- Teraz ja postawię ci warunek, albo to zakładasz, albo zostajesz w domu.
- Taki dzieciak jak ty nie będzie mi rozkazywał.
Był wyraźnie zły, ale nie byłam pewna o co i na kogo. Od kiedy powiedział mi o przybyciu swojego brata, czułam się jakbym rozmawiała z żywą bombą, która może w każdej chwili wybuchnąć.
W końcu jednak ubrał płaszcz i wyszedł na zewnątrz, wyszłam zaraz za nim. Całą drogę przebyliśmy w milczeniu. Pod szkołą powiedziałam mu, że dalej iść ze mną nie może, na co wzruszył tylko ramionami i zawrócił. W szkole nie mogłam się na niczym skupić. Na matematyce przy tablicy pomyliłam się chyba pięć  razy, na całe szczęście to nie było na ocenę. Koleżanka dała mi zeszyty z wczoraj do przepisania i jeszcze dowiedziałam się o wypracowaniu na polski na jutro i zadaniu domowym z chemii. Na szczęście miałam dziś tylko 6 lekcji więc wcześnie skończyłam zajęcia. Do domu wracałam powoli, jakoś nie miałam ochoty na kolejne fochy Lokiego.
Weszłam do domu. Nie byłam głodna więc poszłam prosto do mojego pokoju. Loki siedział na krześle i czytał jakąś książkę.
- Ale jestem wykończona. - Powiedziałam i usiadłam na łóżku. Loki przerwał czytanie i odłożył książkę na biurko.
- Coś się stało? - Zapytał.
- Nie, tylko jestem zmęczona, a zadali nam tyle, że chyba do rana tego nie skończę.
Loki patrzył na mnie jeszcze przez chwilę lecz nic nie odpowiedział. Wyciągnęłam więc  podręcznik, zeszyt z chemii, długopis i zaczęłam czytać zadanie. Próbowałam coś napisać, jednak przekreślałam wszystko uznając to za całkowite bzdury.
- Co ty wyprawiasz? - Zapytał po pewnym czasie Loki. Był wyraźnie rozbawiony moim problem, lecz postanowiłam to zignorować.
- Próbuję zrobić to durne zadanie, ale nie mam pojęcia o co chodzi, kto to w ogóle wymyślił i po co mi to?
- Pokaż mi to zadanie, daj czystą kartkę i coś do pisania.
- No dobra masz.
Nie wiedziałam, jak bóg zła zamierza pomóc mi przy zadaniu z chemii, ale nie miałam nic do stracenia. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom gdy po kilku minutach oddał mi kartkę z rozwiązanym zadaniem.
- Jak ty to zrobiłeś?
- Normalnie. - Odpowiedział, po czym wytłumaczył mi jak rozwiązał to zadanie. Zrobiło mi się głupio bo okazało się to całkiem proste, a ja wyszłam na kretynkę. Z resztą zadań poradziłam sobie sama i gdy wszystko skończyłam była 19:00. Nagle Loki wstał ze swojego krzesła i po prostu wyszedł z pokoju, chwilę później usłyszałam otwieranie drzwi na zewnątrz. Wyjrzałam przez okno i zobaczyłam jak wychodzi na ulicę i udaję się w sobie tylko znanym kierunku. Co za kretyn pomyślałam i to jeszcze w tym swoim śmiesznym stroju. Brakuje tylko, żeby założył ten swój rogaty hełm, który zawsze miał na sobie w bajkach dla dzieci, a będę go szukać w psychiatryku. Już chciałam za nim biec, ale uświadomiłam sobie, że to nie ma sensu. Przecież jest dorosły i wie co robi. postanowiłam więc cieszyć się chwilą spokoju, położyłam się na łóżku i pozwoliłam myślą swobodnie płynąć. Po około 15 minutach usłyszałam, że Loki wrócił, ale nie był sam. Słuchałam kroków, które wyraźnie zmierzały w kierunku mojego pokoju. Po chwili drzwi się otworzyły i do pokoju wszedł Loki, a zaraz za nim jeszcze jeden mężczyzna. Był on wyższy od boga kłamstw, miał długie blond włosy, niebieskie oczy i wyglądał na naprawdę silnego. Nie wiem dlaczego od razu pomyślałam o nim tępy mięśniak. Zazwyczaj tak nie robię, ale to było całkiem zabawne.
- To jest mój przyrodni barat Thor. - Powiedział Loki i wskazała ręką mężczyznę, który teraz stał obok niego.
- Miło mi ja jestem Jessica. - Odpowiedziałam.
Wtedy Thor złapał mnie za rękę ucałował ją i powiedział.
- Witaj Jessico z Midgardu. - Byłam zszokowana. Nigdy nikt nie witał  mnie w taki sposób. Aż trudno było uwierzyć, że ci dwaj razem się wychowali. Loki był typem człowieka, który budził nieprzyjemne uczucia, przez większość czasu jego twarz nie wyrażała praktycznie żadnych emocji, a gdy się zdenerwował do czego nie było ciężko doprowadzić, jego głos był tak zimny i nieprzyjemny, że mroził krew w żyłach, poza tym nie dało się wtedy patrzeć w jego oczy, ponieważ człowiek od razu miał ochotę odwrócić wzrok.
Thor był zupełnie inny, natychmiast wzbudził we mnie zaufanie i przynajmniej na razie był dla mnie bardzo uprzejmy. Muszę przyznać, że jego strój był jeszcze dziwniejszy od stroju Lokiego. Miał na sobie coś na kształt zbroi jednak nie wyglądało, aby ta w jakikolwiek sposób krępowała jego ruchy, na plecach nosił czerwoną pelerynę. Pomyślałam nawet, że trochę przypomina średniowiecznego rycerza tylko zamiast miecza miał dosyć duży, zapewne magiczny młot. Robiło się coraz ciekawiej, teraz zamiast jednego boga miałam na głowie, aż dwóch. Byłam tylko ciekawa, przez ile jeszcze uda mi się trzymać to wszystko w tajemnicy. Musiałam przerwać tą nieznośną ciszę, która zapadła.
- Może teraz wyjaśnicie mi, jak mogę wam pomóc?
- Nie tutaj. - Odpowiedział Thor.
- Jeżeli nie tutaj to gdzie?
- Jak to gdzie? Loki miał ci przekazać, że dziś zabieram cię do Asgardu. Nie mów mi, że tego nie zrobił.
- Chyba sobie żartujesz? Nie zamierzam ruszyć się z tego pokoju, nie zmusisz mnie. Ostrzegam cię, jak tylko się zbliżysz zacznę krzyczeć, a poza tym uczyłam się samoobrony.
Byłam tak zdenerwowana tym, że chcą mnie praktycznie zmusić do opuszczenia domu, że przez chwilę zapomniałam, że rozmawiam z bogami. Spojrzałam na Lokiego, który na moją przemowę zareagował wybuchem śmiechu. Thor również zwrócił uwagę na zachowanie brata.
- Co cię tak bawi? - Zapytałam.
- Chciałbym zobaczyć, jak pokonujesz mojego brata tą samoobroną, mnie nigdy się to nie udało, nawet z pomocą magi.
- Zamknij się Loki, to nie czas i miejsce na wygłupy. - Powiedział Thor bardzo stanowczym tonem.
- Daj spokój, przecież nie dzieje się nic złego. - Odpowiedział bóg zła. Nie śmiał się już, ale widziałam, że denerwowanie barta sprawia mu frajdę.
- Posłuchaj mnie Jessico, musisz ze mną pójść dla bezpieczeństwa  twojego i twoich rodziców. Obiecuję ci, że gdy wszystko się skończy wrócisz do domu i nie będziemy cię już niepokoić.
Nie wiedziałam co mam zrobić, nie chciałam wyjeżdżać, nie wiadomo dokąd i na jak długo. Z drugiej strony lepiej wyjechać, niż narażać bliskich na niebezpieczeństwo.
- No dobrze pójdę, ale chcę pożegnać się z rodzicami i wszystko im wyjaśnić.
- Niestety nie mogę się na to zgodzić, im mniej wiedzą twoi bliscy, tym dla nich lepiej i dla nas również.
Tego już było dla mnie za wiele. Miałam 17 lat, byłam szczęśliwą dziewczyną, a teraz w jeden dzień, całe moje życie legło w gruzach. Poczułam jak oczy zachodzą mi łzami i zaczęłam płakać. Usłyszałam tylko jak ktoś mówi, ze musimy już iść i ciągnie mnie za rękę. Potem poczułam zimno gdy wyszłam na dwór. Nie wiem co dokładnie się stało, ale poczułam  jak ktoś bardzo mocno przyciska mnie do siebie, usłyszałam huk i zobaczyłam światło. Nagle moje nogi oderwały się od ziemi, poczułam że lecę z ogromną prędkością, nie umiałam złapać oddechu i bałam się, że zaraz spadnę. Wszystko skończyło się tak szybko jak się zaczęło. Wylądowaliśmy w dużym, okrągłym pomieszczeniu. Ściany i sufit w kształcie kopuły, były ze złota. Podłoga była czarna z białymi kręgami od największego do najmniejszego. Na podeście stał wysoki ciemnoskóry mężczyzna, jego zbroja również była ze złota. Uświadomiłam sobie, że osobą, która mnie trzyma jest Thor, gdy postawił mnie na ziemi, nogi same się pode mną ugięły i upadłam na kolana. Wciąż płakałam, gdy pojawili się strażnicy prowadzący konie. Thor znów mnie podniósł i posadził przed sobą na koniu. Pamiętam jeszcze tylko szarpnięcie gdy koń ruszył, a potem moje powieki same się zamknęły i zasnęłam. Nie wiedziałam co mnie tak wykończyło, czy płacz i żal za rodzicami, czy może ta niesamowita podróż. Wtedy wszystko było mi obojętne.






czwartek, 16 stycznia 2014


                                             Część II


Loki wciąż siedział na fotelu, był zszokowany tak nagłą reakcją dziewczyny. Przecież nie zrobił jej nic złego. "To Thora ojciec powinien tu przysłać a nie mnie.  Wiedział, że je nie nadaję się do rozmów z ludźmi, bo w ogóle ich nie rozumiem, poza tym oni mi nawet nie wierzą. Mają mnie za wariata, postać z jakieś mitologii, czymkolwiek to jest." Postanowił dać jej 5 minut, żeby ochłonęła, ale potem musi do końca wysłuchać.
Loki rozejrzał się po pokoju, salon był duży i jasny. Na podłodze leżały drewniane panele, a ściany pomalowane były na jasny żółty kolor. Na środku stała kanapa, a po obu stronach fotele. Przed kanapą stał mały stolik, na którym leżał pilot do telewizora wiszącego na przeciwległej ścianie.
Gdy trochę ochłonęłam podniosłam się z łóżka i spojrzałam na budzik, który stał na nocnej szafce tuż przy łóżku. Była 17:00 co oznaczało, że przesiedziałam z Lokim prawie cały dzień. Po chwili usłyszałam ciche pukanie do drzwi mojego pokoju, a za chwilę zobaczyłam Lokiego.
- Mogę wejść? - Zapytał.
- Niech ci będzie. - Nie miałam ochoty na jego towarzystwo, ale co miałam zrobić.
- Posłuchaj, wiem że trudno ci uwierzyć w to co powiedziałem, ale to jeszcze nie wszystko.
- Aha, świetnie. - Odpowiedziałam, wciąż trochę poirytowanym głosem. - Wiesz co? Nie jest mi trudno w to uwierzyć, ja po prostu nie potrafię. Daj mi jakiś dowód na to, że to prawda.
Przez chwilę jak by rozważał moje słowa po czym powiedział.
- Dobrze, udowodnię ci to. Patrz.
Prawie się przewróciłam. Ledwo skończył mówić, a tuż obok niego stał drugi Loki. Był identyczny, miał takie same czarne włosy, zielone oczy i dosyć bladą skórę. Był nawet tak samo ubrany. Jak odbicie w lustrze. Zauważyłam, że prawdziwy Loki patrzy na mnie i uśmiecha się jakby ktoś opowiedział mu dowcip. Dopiero wtedy uświadomiłam sobie, jaką muszę mieć głupią minę.
- Jak ty to zrobiłeś?
- Taka magiczna sztuczka. Nic nadzwyczajnego. - Powiedział to tak obojętnie, jakby to co zrobił, było całkowicie normalne i jakby każdy tak potrafił.
- To było niesamowite! Naucz mnie tak!
W momencie zapomniałam o złości i podejrzeniach o kłamstwo. Zastąpiła je ciekawość i fascynacja.
Loki na mój entuzjazm tylko znacząco przewrócił oczami i westchnął. Po czym jego sobowtór zniknął.
-Dobrze, teraz mi wierzysz?
- Tak, tak oczywiście. Chcesz mi coś jeszcze powiedzieć?
- Zanim przyszedłem tutaj obserwowałem kogoś. Nazywa się Amora i jest prawie tak potężna jak ja oraz niezwykle niebezpieczna. Podejrzewałem, że to ona ukradła Tesseract. Dotarłem za nią, aż do Jotuncheimu...
- Jotuncheim? To jakieś miasto w Asgardzie?
Loki zgromił mnie spojrzeniem, pewnie dlatego, że mu przerwałam.
- Właśnie zamierzałem ci wyjaśnić, ale mi przerwałaś.
- Przepraszam. Kontynuuj.
- Jotuncheim jest krainą lodowych olbrzymów, rządzonych przez Laufeya. Najwyraźniej czarodziejka zawarła z nimi sojusz. Niestety zostałem zauważony i musiałem stamtąd uciekać. Przed przybyciem tutaj zamierzałem wrócić jeszcze do Asgardu, lecz magia czarodziejki przeniosła mnie tutaj. Zanim się wydostałem trochę mnie poturbowali. Wiem jedno ona nie ma Tesseractu, ale na pewno go szuka, a my musimy go znaleźć przed nią.
- Zaraz, jak to my?
- Na te wyjaśnienia będzie jeszcze czas i na pewno nie ja będę ci to wyjaśniał i nie tutaj. To zbyt niebezpieczne.
- Słucham? Co masz na myśli mówiąc niebezpieczne? Czy coś mi grozi? Dlaczego mi o tym wcześniej nie powiedziałeś?
Loki siedział i czekał. Ludzie go irytowali. Gdy tylko słyszeli o niebezpieczeństwie, zaczynali panikować. To się nazywa mieć obsesję na punkcie własnego bezpieczeństwa.
Możesz się uspokoić? - Zapytał już nieźle zdenerwowany tymi wszystkim pytaniami.
Właśnie wtedy usłyszeli czyjeś kroki, a po chwili wołanie.
- Jessica, wróciłam.
Spojrzałam na Lokiego, a on na mnie. Nie miałam pojęcia co robić, całkowicie zapomniałam o rodzicach.
- Kto to? - Zapytał Loki.
- Moja mama. Zostań tutaj. Muszę do niej iść, zajmę ją czymś i pomyślimy co dalej.
Zanim Loki zdążył coś powiedzieć dziewczyna wybiegła z pokoju i zamknęła drzwi.
W drodze do kuchni układałam sobie w głowie co powiem mamie. Myślałam o koledze z klasy, ale to odpadało Loki wyglądał na starszego. Może powiem, że to mój chłopak, nie to głupie, przecież prawie go nie znam. Po wejściu do kuchni mój żołądek boleśnie się ścisnął, spojrzałam na zegarek była 20:30, a ja od rana nic nie jadłam. Mama od razu zauważyła, że coś jest nie tak.
- Jessica, co się dzieje? Boli cię coś?
Moja mama jest czasem nadopiekuńcza i zachowuje się jakbym miała 7 lat, a nie 17.
- Wszystko dobrze mamo. Czuję się już znacznie lepiej.
- Zrobię ci kanapki i przyniosę do pokoju, chcesz?
- Dziękuję mamo, poradzę sobie. - powiedziałam szybko, nie mogłam pozwolić, żeby poszła do mojego pokoju, przecież był tam Loki.
- Odpocznij sobie, jesteś pewnie zmęczona po pracy. Ja siedziałam przez cały dzień, więc robienie kanapek to nie problem.
Mama tylko się uśmiechnęła, poszła do salonu i włączyła telewizor. Zabrałam się za robienie kanapek. Wyciągnęłam chleb, masło, ser i pomidory. Zrobiłam więcej kanapek, niż byłam w stanie zjeść. Pomyślałam, że Loki pewnie też nieźle zgłodniał. Chociaż, czy bogowie jedzą kanapki z serem i pomidorem? Zabrałam jeszcze dwie szklanki z sokiem owocowym i poszłam na górę. Gdy weszłam do pokoju Loki, aż podskoczył na łóżku. Musiał zasnąć gdy mnie nie było.
- Przepraszam. Nie chciałam cię obudzić. Przyniosłam nam kanapki i sok owocowy. Mam nadzieję że ci zasmakuje, bo nie mam pojęcia co zwykle jadasz.
- Chyba się nie otruję prawda?- Uśmiechnął się i wstał. Dostawiłam do biurka drugie krzesło, na którym zwykle leżał stos brudnych ubrań, ale mama na szczęście wczoraj robiła pranie, więc je zabrała. Dopiero gdy zaczęłam jeść uświadomiłam sobie, jak bardzo byłam głodna. Loki o dziwo zjadł bardzo mało, sądziłam że będzie miał "boski" apetyt, a tu takie zaskoczenie. Chyba nawet zjadł mniej ode mnie.
- Aż takie złe? - Zażartowałam.
- Nie, było całkiem smaczne. Nigdy nie jadam dużo, nie jestem Thorem.
Zaśmiałam się. Był całkiem sympatyczny, jak na boga zła. A może to tylko moje wrażenie, nie znałam go zbyt długo. Może był dla mnie miły tylko dlatego że musiał. Na pewno był bardzo tajemniczy na przykład gdy pytałam o jego prawdziwą rodzinę , odwarknął tylko, że to nie mój interes.
- Musimy wykombinować ci jakieś posłanie, przecież nie będziesz spał na podłodze.
Zastanowiłam się przez moment, po czym zaczęłam grzebać w szafie.
- Czego tam szukasz?
- O właśnie tego. - Oznajmiłam i pokazałam mu śpiwór. - Wiem, że jesteś przyzwyczajony do wygodnego łóżka, ale do pokoju gościnnego nie mogę cię zaprowadzić, bo rodzice mogliby coś zauważyć. To i tak cud, że to wszystko się jeszcze nie wydało.
- Jedną noc wytrzymam. Jutro wieczorem i tak wyjeżdżamy.
- Zaraz, zaraz jak to wyjeżdżamy? - Zapytałam kładąc nacisk na ostatni wyraz.
- Owszem, wieczorem zjawi się tutaj mój brat i zabierze nas do Asgardu. Tam ci wszystko wyjaśnią. Ja nie zamierzam, miałem cię tylko znaleźć i upewnić się, że nie znalazła cię Amora, to wszystko. Mam przecież dużo ciekawsze zajęcia niż niańczenie jakieś małolaty.
Gdy to mówił  jego głos był inny niż dotychczas, taki zimny i obojętny. jego twarz nie wyrażała, żadnych emocji.
- Ale rano powiedziałeś, że zostaniesz tutaj przez kilka dni.
- Plany się pozmieniały, nie możemy tak długo zwlekać.
- Jak ty to sobie wyobrażasz? Ja mam dom, rodzinę, szkołę i nie mogę sobie tak po prostu wyjechać.
- Zgłoś ten problem mojemu bratu, nie obchodzi mnie to.
Miałam już dosyć tej rozmowy. Odłożyłam śpiwór na ziemię, zabrałam swój ręcznik, piżamę i wyszłam z pokoju. Wzięłam bardzo długi, gorący prysznic podczas którego analizowałam wydarzenia dzisiejszego dnia. Gdy wróciłam Loki leżał już w śpiworze, nie odezwał się i nie poruszył. nie wiedziałam czy śpi czy jest na mnie zły. Położyłam się więc do łóżka wcześniej niż zwykle i zgasiłam nocną lampkę.

  

środa, 15 stycznia 2014


                                             Część I

Witaj tajemniczy czytelniku.
Jestem Jessica i mam 17 lat. Wyglądam jak przeciętna nastolatka mam długie, proste, kasztanowe włosy i niebieskie oczy. Jestem dosyć niska jak na swój wiek bo mam tylko 165 cm. wzrostu. Jestem zwykłą nastolatką, a przynajmniej byłam do pewnego momentu mojego życia. Jak każdy w tym wieku chodzę do szkoły, uczę się, mam swoich przyjaciół i swoje problemy. Mieszkam w małym miasteczku w Polsce, chociaż urodziłam się w USA. Moi rodzice przeprowadzili się tu, gdy byłam jeszcze bardzo mała i tak oprócz imienia nie ma we mnie nic amerykańskiego, może oprócz niektórych moich problemów rodem z Hollywood. Zapewne skoro jeszcze to czytasz to chcesz się dowiedzieć o nich znacznie więcej hmm... 
No dobrze wszystko zaczęło się gdy pewnego dnia z powodu choroby zostałam sama w domu. Jak zwykle w taki dzień wstałam rano, poszłam  pod prysznic, ubrałam się i zjadłam śniadanie. Rodzice mieli wrócić późno w nocy, więc czekała mnie samotność i nuda. Postanowiłam poczytać książkę, a że uwielbiam fantastykę, legendy, mity itd. to mój wybór padł na "Wiedźmina". Po około godzinie usłyszałam pukanie do drzwi, co było dziwne, bo nie spodziewałam się gości, a większość ludzi używa dzwonka do drzwi. Zeszłam więc po schodach minęłam hol, aż dotarłam do drzwi, otworzyłam je i to co zobaczyłam prawie zwaliło mnie z nóg. Stał w nich mężczyzna był wysoki, bardzo szczupły, miał czarne włosy, które opadały mu na ramiona.
W tym momencie był cały brudny i poszarpany, wyglądał jakby przed kimś uciekał od dłuższego czasu.
- Potrzebuję... pomocy.... proszę...
Zdołał powiedzieć ciągle przerywając, aby złapać oddech. Szczerze, byłam przerażona, nie znałam go mógł być kryminalistą uciekającym przed policją. Jednak coś w nim sprawiło, że postanowiłam mu pomóc.
- Wchodź- powiedziałam i szybko zamknęłam za nim drzwi na klucz. Zaprowadziłam go do salonu.
- Wezwać lekarza? Wyglądasz, jakby dopadło cię stado wściekłych psów.
- Nie- odpowiedział stanowczo i zaczął mi się uważnie przyglądać. Czułam jakby mógł poznać wszystkie moje myśli i uczucia. Jakby przewiercał mnie na wylot swoimi intensywnie zielonymi oczami.
- No dobrze, jak chcesz, nie denerwuj się, ale sądzę że prysznic dobrze ci zrobi.
Nie odpowiedział kiwnął tylko głową co uznałam za potwierdzenie.
- Chodź za mną- powiedziałam i ruszyłam w stronę wyjścia z salonu. Stał w miejscu jeszcze przez jakiś czas jak by nie wiedział czy może mi ufać, lecz po chwili niepewnie ruszył za mną. Zaprowadziłam go do łazienki, podałam z szafki ręcznik i wyszłam. Wróciłam do salonu i po chwili usłyszałam szum wody w łazience. Zaczęłam się zastanawiać co ja właściwie mam teraz zrobić. Wpuściłam do domu obcego mężczyznę tak jak by  był to mój stary znajomy. A co jeżeli, któreś z rodziców wróci wcześniej z pracy? Jak ja im to wytłumaczę? A może on po prostu zaraz sobie pójdzie? A co jeżeli nie? Byłam okropnie zdenerwowana. Przez długi czas chodziłam po pokoju tam i z powrotem bijąc się z własnymi myślami. W końcu usłyszałam otwieranie drzwi od łazienki i kroki w stronę salonu. Gdy wszedł znowu ogarnęło mnie zdziwienie. Byłam pewna, że ma na sobie to samo ubranie co wcześniej, jednak zniknęły wszystkie dziury, przetarcia i brud. Nie miałam pojęcia jak to zrobił, przecież nie miał nic przy sobie. Zauważyłabym to. Poza tym sam jego strój był dziwny. Cały zielony, miejscami czarny i niektóre elementy wyglądały jak zbroja. Do tego coś w rodzaju peleryny. Mężczyzna chrząknął czym przerwał moje myślenie.
-Potrzebujesz czegoś? - zapytałam licząc, że odmówi i wyjdzie.
- Owszem schronienia. Wyjaśnię ci wszystko, jeżeli   mi pomożesz i mnie wysłuchasz.
- Schronienia? Na jak długo?
- Na razie na parę dni...
Nie wytrzymałam dłużej i przerwałam mu.
- Parę dni? Moi rodzice wracają wieczorem. Co mam im twoim zdaniem powiedzieć? O już wiem! Może powiem im tak: Hej to jest nieznajomy i zostanie u nas na parę dni. Chyba nie macie nic przeciwko? - Mężczyzna stał opart bokiem o framugę drzwi i czekał, aż skończę krzyczeć.
- Uspokój się wreszcie - powiedział spokojnie, ale bardzo stanowczo. Wzięłam więc parę głębokich wdechów i już spokojniejszym tonem powiedziałam.
- No dobrze, może na początek mi się przedstawisz?
- Jestem... tutaj urwał tak jakby myślał co powiedzieć po czym dokończył - Jestem Loki.
Nie wiedziałam jak mam zareagować, takie imię słyszałam do tej pory tylko w mitologii nordyckiej. Zanim oskarżyłam go o kłamstwo postanowiłam dowiedzieć się czegoś więcej. Może miał jakiś powód, aby ukrywać swoją tożsamość.
- No dobrze... Loki. Ja jestem Jessica. Powiedziałeś, że wszystko mi wytłumaczysz więc słucham.
- Może usiądziemy? - Zaproponował. - To długa opowieść.
No dobrze. - Wskazałam mu fotel, a sama usiadłam na drugim. - Więc mów.
- Powiedz mi... Słyszałaś kiedyś o Asgardzie?
Przyznam, że takiego pytania się nie spodziewałam.
- Coś tam słyszałam. To ta kraina zamieszkana przez mitycznych bogów. Jak byłam mała mama czytała mi bajki o Thorze, tęczowym moście to się chyba Bifrost nazywało... Zawsze bardzo lubiłam te opowieści.
- Wiesz więc całkiem sporo. Proszę teraz, żebyś mi nie przerywała, aż skończę i postaraj się nie uznać mnie za świra. Dobrze?
- Postaram się, ale nie rozumiem twojego poprzedniego pytania.
- Zaraz wszystkiego się dowiesz. No więc, jak już mówiłem nazywam się Loki i pochodzę właśnie z Asgardu. - Spojrzał na mnie, żeby upewnić się, że nie zamierzam mu przerwać. Jednak ja, byłam zbyt zszokowana jego słowami, by wydusić z siebie chociaż słowo. Zauważył to i kontynuował. - Mieszkałem tam przez całe moje życie, razem z moim przyrodnim bratem Thorem, ojcem Odynem i matką Friggą.
Jego opowieść, była naprawdę bardzo długa, dowiedziałam się trochę o jego dzieciństwie, jednak omijał ten temat jakby te wspomnienia były dla niego zbyt bolesne i nie chciał do nich wracać. W końcu doszedł do powodu z którego jest na ziemi.
- W Asgardzie dzieją się złe rzeczy, ktoś ukradł Tesseract. Ojciec wysłał mnie bym go odnalazł...
- Zaraz, zaraz, o czym ty mówisz? I co to jest ten Tesscośtam? Ty podobno jesteś bogiem zła i kłamstwa. Skąd mam wiedzieć że mogę ci ufać? A może to ty ukradłeś tą waszą zabawkę, ale nie potrafisz jej użyć i chcesz ukryć się tutaj przed gniewem ojca?
- Nie ukrywam się przed moim ojcem. Tesseract jest bardzo potężnym źródłem mocy i szukają go równie potężni czarodzieje, jeżeli go znajdą to nie tylko wasza planeta będzie miała kłopoty, ale także 8 innych światów. Poza tym, jeżeli zrobię coś co nie spodoba się mojemu ojcu lub bratu to trafię do więzienia, a tego bardzo nie chcę.
- Nie no to jest jakiś absurd. - Wtedy już nie wiedziałam czy ten koleś mówi prawdę i przybył z innego świata, czy może to jakiś czubek uciekający przed policją.
- Nie wierzysz mi? - Był wyraźnie poruszony moją reakcją na jego opowieść.
- Oczywiście, że nie. Przychodzisz tutaj, opowiadasz mi o Asgardzie, podajesz się za mityczną postać, prosisz mnie o schronienie, zapewne cały czas mnie okłamujesz, powinnam była zatrzasnąć ci drzwi przed nosem. Jesteś jakimś cholernym świrem!
Nawet nie zauważyłam, kiedy w nerwach podniosłam się z fotela. Nie miałam już ochoty go słuchać, ani oglądać. nie obchodziło mnie co zrobi, po prostu wyszłam z salonu, weszłam po schodach na górę, trzasnęłam drzwiami od pokoju i rzuciłam się na łóżko. Musiałam to przemyśleć.  



                                        Witam wszystkich


Jest to mój pierwszy blog więc nie mam doświadczenia w tym co robię.
Będę tutaj zamieszczać różne opowiadania zazwyczaj na podstawie filmów którymi się interesuję czyli głównie fantastyka, legendy i mity. Proszę o zostawianie szczerych komentarzy, jak wam się coś nie będzie podobało to po prostu mi o tym napiszcie. Jestem też otwarta na propozycję nowych opowiadań gdy już uporam się z tym jednym. Ze spraw organizacyjnych to wszystko, życzę więc miłego czytania.