sobota, 29 listopada 2014

Rozdział 5


Wróciłam do salonu, moje oczy wciąż lśniły na żółto-złoty kolor.
- Pomogę ci. - Powiedziałam, mimo iż wiedziałam, że źle robię. Przypomniały mi się słowa, które Leo powiedział do mnie po mojej pierwszej przemianie Nie jesteśmy mordercami, byłam wtedy całkowicie przerażona, tym co działo się ze mną podczas pełni. Te słowa stały się dla mnie blokadą, powtarzałam je sobie za każdym razem. To że nikogo nie zabiłam czyniło ze mnie bardziej człowieka niż potwora. Teraz miałam to wszystko zniszczyć.
- Nie dało się tak od razu?
- Kazałeś mi zabijać, powinieneś spodziewać się odmowy. To nie ma prawa się udać, ostatnio przecież miałeś całą armię i przegrałeś, a ja sama ich nie pokonam.
-Powiedziałem, że masz mi pomóc, nie będziesz sama, zaufaj mi. - W tym momencie miałam ochotę wybuchnąć śmiechem, zaufanie to ostatnie o co mógł mnie w tej chwili prosić.
- Nie rozumiesz, że ja po prostu nie chcę zabijać? Co każdą pełnię walczę ze sobą, żeby nikogo nie skrzywdzić.
- Tym razem się nie powstrzymuj.
- Nie chcesz tego, uwierz mi. Nie masz pojęcia do czego zdolny jest wilkołak w czasie pełni, bez kontroli. Jeżeli zabiję choć jedną osobę, nie będę mogła przestać, nie dam rady sama odzyskać kontroli i zabiję każdego kogo zobaczę.  Będziesz musiał wyciągnąć mnie z tego stanu.
- Dobra, jak to zrobić?
- Musisz mnie zawołać.
- Tylko tyle? Nic trudnego.
- Musisz to zrobić naprawdę bardzo głośno, zazwyczaj robi to alfa, nie jestem pewna, czy w ogóle ci się uda, ale warto spróbować. Do pełni jeszcze trzy tygodnie, może uda mi się ciebie tego nauczyć, ale tym zajmiemy się kiedy indziej. Teraz powinieneś już iść.
- Zostawię cię, a ty pobiegniesz ratować kumpli. Nie ma mowy.
- Skąd wiedziałeś? - Taka myśl faktycznie przyszła mi do głowy, ale nie miał prawa o tym wiedzieć.- Jeżeli czytasz mi w myślach to natychmiast przestań.
- Przestanę, jak ty przestaniesz kombinować.
Przeklinałam w myślach to, że nie potrafię się przed czymś takim obronić.
 -Taka ładna dziewczyna nie powinna tak przeklinać, nawet w myślach.
- Wynoś się z mojej głowy! Albo to ty będziesz pierwszą osobą którą zabiję.
- Nie dałabyś rady mnie zabić, nawet gdybyś bardzo chciała.
 Zaczęłam się zastanawiać, czy każda nasza rozmowa będzie kończyć się kłótnią, po której zdemoluje sobie pokój, żeby rozładować agresję.
- Czyli zamierzasz tu zostać, aż do pełni? Całe trzy tygodnie?
- Dokładnie, tak.
- Jak sobie chcesz, ale śpisz tutaj. Dobranoc. - Powiedziałam pokazując na małą kanapę, która stała w naszym salonie odkąd pamiętam i raczej nie należała do najwygodniejszych. Po czym zniknęłam na schodach prowadzących na piętro, nie zamierzałam wcale pójść spać. Otworzyłam okno i wdrapałam się na dach, lubiłam tam przesiadywać, gdy chciałam być sama. Obserwowałam księżyc, gwiazdy i rozmyślałam. Zastanawiałam się co się dzieje z moimi przyjaciółmi. Czy jeszcze ich kiedyś zobaczę. Chciałam coś zrobić, jakoś im pomóc, ale nawet nie wiedziałam gdzie ich szukać. Mogłam spróbować wyśledzić ich po zapachu, tylko że to wymagało czasu, którego nie miałam. Loki zauważyłby gdybym zniknęła na dłużej. Robiło się coraz zimniej, otuliłam się szczelniej bluzą i już miałam wracać, gdy dostrzegłam jakiś ruch tuż za ogrodzeniem. Zeskoczyłam z dachu, lądując oparłam się na rękach. Kryjąc się w cieniach podeszłam do płotu w miejsce gdzie coś się poruszyło, jednak nikogo już tam nie było. Ktokolwiek to był, nie zostawił po sobie śladów obecności. Trochę zaniepokojona wróciłam do pokoju i położyłam się spać.
***
  Minął tydzień, a ja nie wiedziałam dużo więcej niż na początku, mimo że prawie cały czas poświęcałam na zbieraniu informacji. Niemal całe dnie przesiadywałam obserwując budynek,  rozmawiając z ludźmi i próbując znaleźć słabe punkty w systemie zabezpieczeń, a efektów nie było. Kilka razy miałam ochotę po prostu powiedzieć komuś całą prawdę, nie zważając na konsekwencje takiej decyzji, ale nigdy się na to nie odważyłam. Czasu było coraz mniej, a ja coraz bardziej bałam się nadchodzącej pełni. Tego dnia musiałam przerwać obserwację znacznie wcześniej, gdyż zapowiadało się na porządną ulewę, a ja nie miałam ochoty zmoknąć. Poczułam pierwsze krople na twarzy, gdy tylko wyszłam z miasta, przyspieszyłam chcąc jak najszybciej znaleźć się w domu. Na leśnej drodze nie daleko domu zauważyłam czerwone plamy, przykucnęłam żeby dokładniej im się przyjrzeć i z przerażeniem odkryłam, że to krew. Byłam pewna, że gdy przechodziłam wcześniej to ich tutaj nie było. Ślady zbaczały ze ścieżki i prowadziły głębiej w las, poszłam w tamtym kierunku, krwi było coraz więcej, ktokolwiek to był nie mógł odejść daleko. Poszłam jeszcze kawałek i zobaczyłam, że ktoś siedzi oparty o drzewo, dłoń przyciska do boku, a pomiędzy palcami cieknie mu krew. Pochyliłam się nad nim, żeby dokładniej sprawdzić w jakim jest stanie.
- Mat?- W odpowiedzi dostałam tylko jęknięcie pełne bólu i wzrok błagający o pomoc. Na szczęście, był jeszcze przytomny, musiałam się spieszyć, bo nie wiedziałam ile wytrzyma. Złapałam go za dłoń, a na mojej ręce zaczęły pojawiać się czarne kreski, coraz więcej i coraz dłuższe. Przejęłam w ten sposób część jego bólu na siebie, mogliśmy tak zrobić z każdym, nie musiał to być wilkołak. Nie mogłam go jednak wyleczyć. - Dasz radę wstać? - Zapytałam, na co on skinął tylko głową. zarzuciłam sobie jego rękę na szyję i powoli pomogłam mu wstać. Zaczęliśmy iść w stronę domu, z każdym krokiem słyszałam syk bólu, i czułam coraz większy ciężar na sobie, jednak musiałam wytrzymać. W końcu dowlekliśmy się do domu, pomogłam Matowi położyć się na kanapie, podwinęłam mu koszulkę żeby dokładniej przyjrzeć się ranie, część krwi zdążyła już zaschnąć przez co materiał przykleił się do rany, Mat krzyknął, gdy razem z koszulką oderwałam zaschniętą krew. - Przepraszam. - Powiedziałam szybko i zaczęłam dokładnie przyglądać się ranie, musiał zostać postrzelony, pewnie podczas ucieczki, zauważyłam drugą ranę która świadczyła, że kula przeszła na wylot, nie mogłam tylko zrozumieć dlaczego się jeszcze nie zagoiła.
- Muszę zadzwonić po karetkę.
- Nie... Nie możesz... - Zaprotestował, wyraźnie przestraszony moimi słowami.
- Ta rana powinna się już dawno zagoić, a zamiast tego wciąż krwawisz.
Przyjrzałam się jeszcze raz ranie, coraz bardziej żałowałam, że nigdy nie interesowałam się dokładniej co Cori robiła w podobnych sytuacjach, zdarzało jej się parę razy leczyć rany postrzałowe, ale nigdy nie przyglądałam się jak to robiła. Nie przypuszczałam, że kiedyś sama będę musiała to zrobić.
- Co tu się dzieje? - Zapytał Loki, patrząc to na mnie to na rannego Mata.
- Przynieś mi ciepłą wodę i opatrunki z szafki w kuchni. - Musiałam jak najszybciej zatrzymać upływ krwi, Mat był coraz słabszy i zaczynał tracić przytomność. - Hej, nie zasypiaj, wytrzymaj jeszcze chwilę. - Otworzył szerzej oczy, jednak po chwili jego powieki znów zaczęły opadać. - No nareszcie. - Powiedziałam, gdy Loki wrócił z wodą i opatrunkami. ostrożnie przemyłam ranę i założyłam opatrunek, który momentalnie zrobił się czerwony.
- Dowiem się wreszcie co się stało?
- Nie mam pojęcia, znalazłam go, gdy wracałam do domu. Najwyraźniej udało mu się jakoś uciec.
- Tyle to sam widzę. Dlaczego się nie wyleczył?
- Sama chciałabym to wiedzieć. Może w naboju znajdowało się coś co uniemożliwia tak szybką regenerację. Ale po co ja ci to mówię? Przecież ciebie i tak nie obchodzi nikt po za tobą samym.
Wstałam i poszłam do łazienki zmyć z siebie krew, coraz bardziej martwiłam się o pozostałych, traciłam nadzieję, że wszyscy wrócą cali i zdrowi.



piątek, 14 listopada 2014

Rozdział 4


Od dłuższego czasu, docierał do mnie czyjś głos, nie umiałam jednak stwierdzić czy to tylko sen, czy naprawdę ktoś mnie woła, spróbowałam otworzyć oczy, powieki miałam jak z ołowiu, gdy w końcu mi się udało obraz był rozmazany.
- Przyniosłam ci wodę i coś do jedzenia. - Usłyszałam i poczułam jak przyjemnie chłodny płyn spływa mi do wyschniętego gardła, przynosząc ulgę. Zamrugałam kilka razy, żeby lepiej widzieć i ostrożnie usiadłam opierając się o ścianę przy łóżku. 
- Jak się czujesz? - Zapytała Cori. Zawsze się o wszystkich troszczyła, a gdy ktoś był ranny lub chory potrafiła pomóc, nie mam pojęcia skąd się na tym zna, ale jej wiedza często się przydaje.
- Jestem słaba jak mucha, a w prawej dłoni mam odłamki szkła, które sprawiają ból przy każdym ruchu, po za tym czuje się świetnie.
- Nie martw się, już ja cię postawię na nogi. - Powiedziała i podała mi miskę z gorącą zupą. Dawno nie byłam tak szczęśliwa na widok jedzenia, jak w tej chwili. - Wiesz chociaż co jest w środku? - Wskazała na skrzynię leżącą przy moim łóżku. Pokręciłam przecząco głową, nie mogąc odpowiedzieć z pełnymi ustami. - To może warto się dowiedzieć. - Zanim zdążyłam odpowiedzieć, Cori siedziała już na podłodze, uważnie przyglądając się solidnemu zamknięciu. Narobi sobie kiedyś poważnych problemów, przez tą ciekawość. Minęło kilka minut, dało się słyszeć ciche kliknięcie i skrzynia była otwarta. - Hm... dziwne. - Stwierdziła, wyciągając coś co wyglądało jak berło, było złote, zaostrzone z jednej strony i z czymś niebieskim i świecącym. - Co to jest? - Zapytała, nie potrafiłam jej odpowiedzieć, gdyż sama nie miałam pojęcia.
- Było w magazynie z bronią więc pewnie jakaś broń. - Odpowiedziałam, nie potrafiąc wymyślić, żadnej lepszej odpowiedzi.
- Nie wygląda na niebezpieczne. No nic zajmiemy się teraz twoją dłonią. Będę musiała rozciąć ci skórę i wyciągnąć szkło. Będzie to trochę trudne przy tym tempie gojenia się ran i ostrzegam, będzie trochę bolało..
Mimo, że Cori starała się być naprawdę bardzo delikatna, to stwierdzeniem, że będzie trochę bolało, mocno minęła się z prawdą. Samo rozcinanie skóry, nie zrobiło na mnie specjalnego wrażenia, nawet nie drgnęłam, jednak kiedy wyciągała szkło, kilka razy miałam ochotę jej się wyrwać i uciec. Niektóre odłamki były bardzo małe i śliskie od krwi, co bardzo utrudniało wyjęcie ich i sprawiało więcej bólu. Wszystko trwało nieznośnie długo, a gdy w końcu Cori oznajmiła, że skończyła, odetchnęłam z ulgą, gdy wychodziła z mojego pokoju, oznajmiła jeszcze, że mam zostać w łóżku i odpocząć, z czego bardzo chętnie skorzystałam. Już prawie udało mi się ponownie zasnąć, gdy znów ktoś postanowił mi poprzeszkadzać.
- Widzę, że zadanie wykonane. - Wystraszyłam się słysząc tak nagle czyjś głos, momentalnie usiadłam na łóżku i nieświadomie oparłam się na rannej ręce, co zaowocowało kolejną falą bólu oraz paroma przekleństwami.
- Nigdy więcej mnie tak nie strasz i nie patrz tak na tą skrzynię, chwilowo wszystko co się w niej znajduje należy do mnie, będziesz mógł to zabrać, dopiero gdy dostanę moją forsę.
- Już jest moje. - W tym momencie berło zniknęło, ze skrzyni i pojawiło w jego ręce. Byłam zaskoczona, jednak nie dałam tego po sobie poznać. - Dostaniesz swoją zapłatę, ale najpierw, zrobisz coś jeszcze.
- Jakoś ci nie wierzę, ale powiedz czego chcesz, zastanowię się. - Raczej nie przyjmowałam kolejnych zleceń, przed zapłaceniem, za poprzednie. Rzadko też się zdarzało, żeby ktoś od razu miał kolejne zadanie.
- Pomożesz mi, pozbyć się avengersów. - Przez chwilę myślałam, że to żart, ale niestety nic na to nie wskazywało.
- Czekaj czekaj, co masz na myśli mówiąc pozbyć się? Chyba nie sądzisz, że pomogę ci w zabijaniu?
- Jeżeli to będzie konieczne to tak. - Cały czas miałam nadzieję, że to jednak tylko jakiś głupi żart, ale on mówił poważnie, Coraz mniej mi się to wszystko podobało, najpierw ta kradzież, a teraz to, zaczęłam się zastanawiać, co on kombinuje.
- Nie jestem płatnym mordercą. - Powiedziałam stanowczo, nigdy nikogo nie zabiłam i nie zamierzałam tego zmieniać. - Nie pomogę ci.
- To się jeszcze okaże.
Zniknął tak nagle jak się pojawił, to wszystko zaczynało mnie przerastać. Nie wiedziałam co mam zrobić, czy komuś o tym powiedzieć, czy lepiej zapomnieć o tej rozmowie. Jak mógł w ogóle pomyśleć, że się zgodzę na coś takiego. Postanowiłam wybrać się na krótki spacer, wzięłam z szafy bluzę i wyszłam oknem, gdyby Cori mnie zobaczyła, kazałaby mi wrócić do łóżka, a ja nie mogłam teraz tam wytrzymać. Przez kilka godzin błąkałam się bez celu po okolicy. Nagle usłyszałam wycie, jednak nie psa, czy wilka, było to głośne i rozpaczliwe wołanie o pomoc, które dochodziło z mojego domu. Zareagowałam instynktownie, ile sił w nogach pobiegłam przez las, po jakimś czasie usłyszałam jeszcze jedno wycie tym razem słabsze i przerwane, to nie był dobry znak. Przyspieszyłam, mając coraz gorsze przeczucie, przeskoczyłam nad ogrodzeniem, zobaczyłam szeroko otwarte drzwi, czułam mnóstwo obcych zapachów, część z nich wydała mi się trochę znajoma, czułam je już wcześniej w Tarczy, gdy zostałam złapana. Jednak skąd oni mogli wiedzieć, gdzie się ukrywamy i dlaczego tutaj przyszli. Ostrożnie weszłam do domu, podłoga cicho zaskrzypiała, zatrzymałam się nasłuchując, czy ktoś nie nadchodzi, ale nic nie usłyszałam. Wyglądało na to, że dom jest pusty. Meble były poprzewracane, lub zniszczone, wszędzie leżały łuski po nabojach, a na podłodze znalazłam kilka kropli krwi. Musiało dojść do walki, teraz już byłam pewna, że to nie jest robota, innego stada wilkołaków, my podczas walki nie używamy broni palnej, wystarczają nam zęby i pazury.
Podniosłam z ziemi jeden nabój i poczułam znajomy
zapach, który zmroził mi krew w żyłach, tojad ta roślina jest dla nas szczególnie niebezpieczna, dodana do naboju nie pozwala się zregenerować, osłabia, powoduje halucynacje, a przy długim kontakcie prowadzi do śmierci. Nawet nie zauważyłam, kiedy w nerwach, częściowo się przemieniłam, skórę na twarzy miałam pokrytą futrem, wyrosły mi kły i pazury. Czułam jeszcze jeden zapach, który już doskonale rozpoznawałam, Loki, był tutaj zaraz po walce i teraz też tu jest, znów pojawił się znikąd, stał przede mną i z zadowoleniem rozglądał się po salonie, który teraz przypominał bardziej pobojowisko, a jeszcze kilka godzin temu, był to dom pełen bliskich mi osób.
-To ty, prawda? To twoja wina. - Mówiłam spokojnie, chociaż ze złości miałam ochotę wbić mu pazury w gardło.
- Częściowo to w sumie tak.
- Jak? Ci ludzie raczej nie byli twoimi przyjaciółmi.
- Wystarczyło jednemu podsunąć parę informacji, to że się wtedy przemieniłaś trochę pomogło. Przyszli więc w poszukiwaniu złodzieja o dziwnych zdolnościach i znaleźli paru innych.
Znów zostałam sama, tak jak w dniu, gdy zmarła moja babcia, nie miałam nikogo, komu mogłabym zaufać, po raz kolejny musiałam radzić sobie sama. Widziałam tylko osobę odpowiedzialną, za to co się stało. Spojrzałam mu w oczy, przelewając w to spojrzenie cały mój gniew i nienawiść do niego. Chciałam zostać sama, gdy go mijałam moje pazury o parę centymetrów ominęły jego gardło, pobiegłam do pokoju i zamknęłam za sobą drzwi. Wzięłam ze stolika lampkę nocną i z całej siły rzuciłam nią o ścianę dając upust emocją, niewiele to jednak pomogło, zaciskałam pięści tak mocno, że pazury wbijały mi się w dłonie, uderzyłam w drzwi szafy tworząc w nich okrągłą dziurę, ale nic nie pomagało. Rzuciłam się na łóżko i leżałam tak bardzo długo nie wiedząc co mam zrobić, nie pomagał fakt, że wciąż czułam jego obecność, słyszałam kroki na dole, kilka razy na schodach, jednak zawsze zawracał. W końcu zdecydowałam, że mu pomogę i tak nie miałam już nic do stracenia, a może przy okazji uda mi się jakoś uwolnić przyjaciół, albo znajdę jakiś sposób, żeby się zemścić.

czwartek, 6 listopada 2014

Rozdział 3


Jeden błąd, tylko jeden i wszystko na nic, tyle lat doświadczenia w ogóle się nie przydało. Byłam już tak blisko i wtedy usłyszałam kroki za sobą, odwróciłam się i zobaczyłam kilkunastu mężczyzn z bronią wymierzoną prosto we mnie. Zanim zdążyłam się ruszyć, leżałam na ziemi, a ktoś boleśnie wykręcał mi ręce, poczułam chłód kajdanek na nadgarstkach. Zostałam brutalnie zawleczona do jakiegoś pomieszczenia i posadzona na krześle. Czarne ściany, podłoga i sufit, brak okien i bardzo jasne światło. Musiałam zachować spokój, duży strach lub stres mogły spowodować przemianę, a tego wolałam uniknąć. Drzwi otworzyły się i zobaczyłam wysokiego ciemnoskórego mężczyznę w czarnym płaszczu, był uzbrojony tak jak pozostali, podszedł najpierw do dwóch za mną, rozmawiali przez chwilę, po czym tamci opuścili pomieszczenie. Ignorowałam tego co został, uparcie wpatrując się w podłogę, jakby było tam coś naprawdę interesującego.
- Czekam na jakieś wyjaśnienia. - Powiedział, na co obrzuciłam go tylko pogardliwym spojrzeniem. To sobie poczekasz - pomyślałam, nie zamierzałam z nim rozmawiać. - Kim jesteś? Dla kogo pracujesz? Po co tu przyszłaś? - Nadal nie zwracałam na niego uwagi. - Zobaczymy czy będziesz taka uparta po kilku dniach w celi, bez jedzenia i wody. 
Musiało być już późno, bo w celi bardzo szybko zgasło światło, było tu tylko małe niewygodne łóżko, jednak nie bardo mi to przeszkadzało, pewnie dlatego, że nie przywykłam do zbytnich wygód. Nie spałam większość nocy, było to spowodowane zbliżającą się pełnią i niewiele miało wspólnego z pobytem w więzieniu. Zazwyczaj moje zmysły, były znacznie bardziej wyczulone niż u zwykłych ludzi, a na kilka dni przed pełnią wyostrzały się coraz bardziej, w tej chwili słyszałam bicie serca strażnika za drzwiami i dosyć wyraźnie czułam jego zapach, była to dla mnie wskazówka, że do pełni zostały może trzy lub cztery dni. Miałam wrażenie, że od zaśnięcia do nagłej i nieprzyjemnej pobudki, minęło ledwie kilka sekund. Znów zabrali mnie do tego samego pomieszczenia co dzień wcześniej i znów przyszedł ten sam mężczyzna. Tym razem nie zaczął od razu zadawać pytań, tylko przez jakiś czas uważnie mi się przyglądał, odruchowo chciałam zasłonić czymś twarz, ale przypomniałam sobie, że przecież nie mam czym.
- Co się tak gapisz? Chcesz drugie oko stracić? - Zapytałam.
- No proszę, czyli jednak umiesz mówić. To teraz powiedz mi kim jesteś i kto cię przysłał?
- Powiem ci. - Zbliżyłam się do niego i zanim zdążył zareagować walnęłam go pięścią między oczy, byłam silniejsza niż normalny człowiek, więc efekt mnie zadowolił, gdy usłyszałam trzask łamanej kości. Niestety to nie wystarczyło, żeby zakończyć przesłuchanie, a jedynie rozzłościło mężczyznę, który po chwili oszołomienia, skuł mi ręce za plecami.
- Jeszcze jeden taki wybryk i inaczej sobie pogadamy. - Zagroził. - A teraz dobrze ci radzę zacznij gadać.
- Dobra, ale słuchaj uważnie, bo powiem to tylko raz. Wal się. Dotarło?
- Ty chyba nie rozumiesz, sytuacji w jakiej się znajdujesz?
- Ależ rozumiem, zostałam złapana przez kilkanaście tresowanych goryli w garniturach, a teraz tracę czas w towarzystwie jakiegoś pirata, zadającego w kółko te same pytania. 
- Niczego się od wczoraj nie nauczyłaś. 
Znów odprowadzili mnie do celi. Martwiło mnie, że naprawdę odkąd tu trafiłam nie dostałam nawet szklanki wody, przez co byłam osłabiona, a pragnienie i głód robiły się nie do zniesienia, głównie przez suchość w ustach i uciążliwy ból głowy nie ustępujący już kilka godzin. Położyłam się, mając nadzieję że poczuję się trochę lepiej i zasnęłam. Pełnia nastała znacznie szybciej niż się spodziewałam, w nocy obudził mnie potworny ból związany z przemianą. Oczy zmieniły mi kolor na żółty, czułam jak ręce i nogi przekształcają mi się w wilcze łapy, a paznokcie w ostre pazury.Ciało pokrywało mi się rudawym futrem, uszy stawały się szpiczaste jak u wilka. Twarz zamieniła się w wilczy pysk z szeregiem ostrych białych zębów i długich kłów. Miałam ochotę krzyczeć z bólu, ale powstrzymałam się, wiedziałam, że to za chwilę minie. oddychałam ciężko i nieregularnie. Wyczuwałam okropnie dużo zapachów, które drażniły wrażliwy nos, w głowie łomotało mi od bicia serc tak wielu osób. Mimo całkowitej ciemności widziałam tak dobrze jak w dzień.
Podeszłam do drzwi, wbiłam w nie pazury i pociągnęłam rozcinając i wyrywając drzwi z zawiasów, które przewróciły się robiąc sporo hałasu. Wyszłam na korytarz, zobaczyłam strażnika, który odprowadzał mnie na przesłuchania, był w szoku, gdy zamiast dziewczyny zobaczył wilka, Wymierzył we mnie broń, a drugą ręką sięgnął do słuchawki w uchu.
- Alarm, ucieczka więźnia, cela numer 27. Powtarzam..
Skoczyłam na niego, łapą wytrąciłam mu słuchawkę z ucha, a zębami wyrwałam broń i odrzuciłam daleko za siebie. Próbował uciekać, jednak opierałam się o niego przednimi łapami, przyciskając go do ściany, i gdy tylko drgnął, warknęłam, pokazując imponujące kły. Widziałam jak zbladł, ze strachu, jego serce które wcześniej mocno przyspieszyło, teraz waliło jak oszalałe. Instynkt podpowiadał mi, żeby go zabić, ale odsunęłam od siebie tę myśl, jeżeli go zabiję, nie skończy się na jednej ofierze, a ja nie chciałam rozlewu krwi. Wciąż pamiętałam po co tutaj przyszłam i ile zaryzykowałam, dalej chciałam wykonać zadanie. Zostawiłam strażnika, który i tak był zbyt przerażony żeby choć spróbować mi przeszkodzić i pobiegłam w stronę magazynu z bronią, zręcznie omijając lub powalając, każdego kto stanął mi na drodze. Przeraźliwe wycie alarmu, nie pozwalało mi się skupić i sprawiało, że miałam ochotę rozwalić wszystko naokoło. W końcu dotarłam, zatrzymałam się na progu i rozejrzałam, pomieszczenie było duże i pełne regałów, ze skrzyniami w których znajdowała się broń. Zaczęłam węszyć szukając odpowiedniego zapachu, trochę mi to zajęło, bo skrzynie i ich ilość sprawiały, że zapach był słabszy i wszystkie się ze sobą mieszały. Przy jednym z regałów zapach był silniejszy niż w innych miejscach, dochodził gdzieś z górnych półek, rozbiegłam się i zwinnie wskoczyłam na odpowiednią półkę, zrucając kilka skrzyń. Regał niebezpiecznie się zachwiał, jednak na szczęście nie przewrócił. Znalazłam odpowiednie pudło, nie miałam teraz czasu sprawdzać co jest w środku, wzięłam więc skrzynie do pyska i zeskoczyłam z regału. Chciałam szukać wyjścia z magazynu, ale drogę zastąpiło mi kilkunastu mężczyzn. Warknęłam na nich ostrzegawczo, nie chciałam robić im krzywdy. Niestety nie zareagowali, spróbowałam ich wyminąć, na co jeden z nich zastąpił mi drogę.  Nie mogłam tracić więcej czasu, na ostrzeganie ich. Zaatakowałam stojącego najbliżej mnie. Pazurami tworząc mu głębokie rany na nodze, mężczyzna krzyknął i upadł na podłogę, upuszczając broń. Poczułam ostry zapach krwi, co jeszcze bardziej utrudniało mi kontrolowanie chęci zabijania. Przeskoczyłam nad rannym i wybiegłam na korytarz, słyszałam strzały, na szczęście żaden nie trafił. Nie miałam czasu szukać drzwi, podbiegłam do okna, oceniłam wysokość i wyskoczyłam tłukąc szybę. Wylądowałam, a parę odłamków szkła wbiło mi się w łapę, rana od razu się zagoiła. Niestety szkło pozostało i sprawiało ból przy każdym kroku Kulejąc pobiegłam dalej, o świcie dotarłam do domu, dowlokłam się do mojego pokoju i skuliłam na łóżku, jeszcze raz przyjrzałam się skaleczonej łapie, ale stwierdziłam, że odłamkami szkła zajmę się, gdy będę człowiekiem. Usłyszałam kroki na korytarzu, po chwili drzwi się uchyliły i zobaczyłam Leo, również jeszcze w swojej wilczej postaci, był ode mnie sporo większy, miał czarne futro i czerwone oczy, które były znakiem dla innych wilkołaków, że to on jest alfą w naszym stadzie. Obawiałam się jego reakcji na nieposłuszeństwo, okazało się że niepotrzebnie, początkowo widziałam gniew w jego oczach, jednak po chwili zastąpiła go ulga, że wróciłam. Spojrzał na skrzynię leżącą przy łóżku, skinął głową, z zadowoleniem i wyszedł z pokoju pozwalając mi odpocząć i nabrać sił.