wtorek, 23 grudnia 2014

Rozdział 7

Stałam tam, nie wiedząc, co mam o tym myśleć, ani tym bardziej co mam mu odpowiedzieć. Czegoś takiego się nie spodziewałam. Najpierw myślałam, że zaraz usłyszę, coś w stylu żartowałem, ale nic takiego się nie wydarzyło. Głośno wypuściłam powietrze z płuc, nawet nie wiem, kiedy wstrzymałam oddech.
- Jeżeli to był żart, to nie był ani trochę śmieszny.
-Nie żartowałem. - Powiedział, znów podszedł bliżej i złapał mnie za ręce, nie czułam się pewnie, kiedy stał tak blisko, chciałam się cofnąć, ale za mną wciąż znajdowała się szafka. - Naprawdę cię kocham. - Dopóki tego nie powtórzył, myślałam, że coś mi się zdawało, ale nie, właśnie jakiś bóg psychopata wyznał mi miłość. W tym momencie usłyszałam otwierające się drzwi, momentalnie wyrwałam się Lokiemu i odsunęłam, jednak za późno. Mat stał przez chwilę w wejściu, mierząc nas badawczym spojrzeniem, po czym wzruszył ramionami i poszedł na górę, jakby nic nie zauważył.
- Nie przeszkadzajcie sobie, ja tylko na chwilę. - Zawołał ze schodów. Pobiegłam, za nim chcąc mu to jakoś wyjaśnić, chociaż sama nie wiedziałam jak.
- Zaczekaj, to nie tak jak myślisz. - Powiedziałam, gdy udało mi się go dogonić.
- Daj spokój. Przecież nie musisz mi się tłumaczyć, jesteś dorosła, a ja jestem twoim przyjacielem, nie ojcem.
- Mówiłam ci, że to nie tak.
- Nie tylko ty masz tutaj wyczulone zmysły. Słyszałem i widziałem wystarczająco dużo. A teraz przepraszam, ale mam zlecenie, którym powinienem się zająć. Będę dopiero jutro.
Zniknął w swoim pokoju, a po chwili wrócił gotowy do wyjścia. Mrugnął do mnie porozumiewawczo, na co ja tylko zgromiłam go wzrokiem. - Na razie, Romeo. - Powiedział mijając Lokiego i błyskawicznie zniknął za drzwiami. Nie miałam najmniejszej ochoty kontynuować przerwanej wcześniej rozmowy, ale tego dnia już chyba nic nie mogło mnie zaskoczyć. Wróciłam więc do salonu i usiadłam na kanapie.
- Jeżeli masz mi do przekazania więcej szokujących informacji, to mów teraz.
- Nie, ale nic mi nie odpowiedziałaś. - Powiedział, siadając obok mnie.
- A czegoś się spodziewał? Że rzucę ci się w ramiona? Prawie nic o tobie nie wiem. Nawet choćbym chciała, to nie potrafię ci zaufać, przez ciebie moi przyjaciele są w więzieniu, tylko dlatego, że nie zgodziłam się zabijać. Co będzie dalej? Zabijesz mnie, gdy zrobię coś, co ci się nie spodoba? Może się mylę, ale tak chyba nie traktuje się osoby, którą się kocha.
- Nigdy bym cię nie skrzywdził.
- Trochę na to za późno. - Już chciałam wyjść, gdy usłyszałam dziwny hałas dochodzący z zewnątrz, zaczęłam nasłuchiwać, czekałam całkowicie skupiona na otoczeniu, po chwili dźwięk się powtórzył, bardzo cichy odgłos kroków. Powoli podchodziłam do okna, dałam Lokiemu znak, że ma się nie ruszać, Coś z niesamowitą szybkością, wpadło do środka, powalając mnie na ziemię i lądując kilka metrów dalej. Momentalnie podniosłam się z podłogi, częściowo się przemieniając. W tej postaci walka była łatwiejsza, niż gdybym przemieniła się zupełnie. Spojrzałam na przeciwnika, również był wilkołakiem.
- Czego chcesz Chasar? - Zapytałam, uważnie obserwując każdy jego ruch, zdążyłam go poznać miał własne stado, nigdy się nie dogadywaliśmy. Był bardzo przebiegły i niebezpieczny.
- Gdzie jest reszta twojego stada? - Uważnie rozglądał się po pomieszczeniu, cały czas jednak spoglądał na mnie. Nie zamierzałam go atakować ani prowokować do walki, był silniejszy ode mnie, nie miałabym dużych szans.
- Nie twoja sprawa. Mów, po co przyszedłeś i zabieraj się stąd.
- Nigdy nie obrażaj silniejszych od siebie. - W ułamku sekundy znalazł się przy mnie i złapał za gardło, nie dusił mnie, jednak mógł teraz w każdej chwili wbić mi pazury, przebijając tętnice.
- Zostaw ją. - Dłonie Lokiego otaczały dziwne zielone płomienie, Tylko go nie atakuj, nie atakuj. Powtarzałam w myślach, licząc, że choć raz, usłyszy moje myśli, wtedy kiedy powinien. Jednak się przeliczyłam, Chasara otoczyły takie same zielone płomienie, a chwilę później wyleciał tym samym oknem, którym wszedł, po czym runął na trawę, ryjąc sporą dziurę w ziemi.
- Zniszczyłeś mi trawnik. - Powiedziałam z udawanym wyrzutem do Lokiego. Jednak momentalnie spoważniałam Chasar nie odpuści takiej zniewagi. Powoli podniósł się z ziemi, machnął potężną łapą, jakby chciał kogoś przywołać. Na ten sygnał pojawiło się za nim jeszcze pięciu innych. No to już po nas. Pomyślałam, obserwując, jak szykują się do ataku.
Odskoczyłam w bok, unikając jednego ciosu i ręką zasłaniając się przed kolejnym. Nie dawali mi możliwości zaatakowania, cały czas zmuszając do uników i blokowania ciosów. Nagle ktoś podciął mi nogi, upadłam, uderzając, głową o podłogę, przed oczami pojawiły mi się czarne cienie, potrząsnęłam głową, żeby je przegonić. Przeturlałam się, żeby uniknąć pazurów Chasara, które z trzaskiem wbiły się w podłogę, tam gdzie jeszcze przed chwilą była moja głowa. Podniosłam się i również go zaatakowałam, jednak mój cios został przechwycony, Chasar trzymał mnie za nadgarstek i uśmiechał paskudnie, coraz mocniej zaciskał dłoń na moim nadgarstku, wykręcając go przy tym w nienaturalny sposób. Próbowałam się bronić, pazury drugiej ręki wbiłam mu w ramię, mając nadzieję na uwolnienie się. Jednak on zachowywał się, jakby w ogóle tego nie poczuł. Usłyszałam trzask i poczułam okropny ból, gdy kości w moim nadgarstku popękały, krzyknęłam i upadłam na kolana, z oczu mimowolnie popłynęły mi łzy. Rozejrzałam się w poszukiwaniu Lokiego, żeby sprawdzić jak sobie radzi, ale nigdzie nie mogłam go dostrzec. Puścił wreszcie moją rękę, która momentalnie zaczęła się regenerować, spróbowałam wstać, jednak zostałam powstrzymana silnym ciosem w brzuch, po którym skuliłam się na podłodze. Ostatnie co zapamiętałam z tej walki to potężny cios w głowę, po którym straciłam przytomność.

sobota, 13 grudnia 2014

Rozdział 6


Przez wiele godzin czuwałam przy Macie, chciałam mieć pewność, że jego stan się nie pogorszy. Loki znów gdzieś zniknął, jak zwykle zresztą, przez cały ostatni tydzień ciągle gdzieś znikał i nie udało mi się od niego dowiedzieć co wtedy robił. Musiało być już bardzo późno, gdy wykończona zasnęłam na fotelu, obudziłam się dopiero rano, byłam mocno obolała po spaniu na siedząco. Przetarłam zaspane oczy i zobaczyłam, że Mat siedzi na kanapie i zdejmuje opatrunek. Po ranie nie było już nawet śladu, więc regeneracja musiała zadziałać.
- Jak się czujesz? - Zapytałam zaspanym głosem i przeciągnęłam się prostując zesztywniałe mięśnie.
- Świetnie, dzięki za pomoc wczoraj wieczorem. - Uśmiechnął się, jednak było to wymuszone, wyraźnie czymś się martwił i nie potrafił tego ukryć.
- Coś nie tak? Wyglądasz na zmartwionego.
- Nie, wszystko dobrze. -Wiedziałam, że kłamie, ale skoro nie chciał mi powiedzieć o co chodzi postanowiłam nie naciskać.
- Zrobię jakieś śniadanie. Pewnie umierasz z głodu. - Nie otrzymałam odpowiedzi, wstałam więc z fotela i poszłam do kuchni, przygotowałam kanapki z tego co znalazłam w lodówce. Jedliśmy w milczeniu i ani trochę nie przypominało to wspólnych posiłków sprzed kilku miesięcy, przy których było mnóstwo rozmów i śmiechu.
- Powinniśmy się gdzieś ukryć, tu nie jest bezpiecznie - Powiedział Mat, przerywając nieznośną ciszę.- Uwolnić pozostałych i odejść jak najdalej stąd, gdzieś gdzie nikt nas nie zna.
- Wiem, ale to musi jeszcze trochę zaczekać, mam coś do zrobienia.
- Nie możemy czekać, wiedzą kim jesteśmy, Tarcza nie da nam spokoju, oni coś planują, słyszałem ich rozmowę, wrócą tutaj. A jak dowiedzą się inni? Wiesz co się stanie? Zaczną się polowania, nie dadzą nam spokojnie żyć. Po za tym co jest ważniejsze od ratowania przyjaciół? - Mimo iż starał się tego nie okazywać odniosłam wrażenie, że winił mnie za to co się stało.
- Nic. Przecież wiesz, że jesteście dla mnie najważniejsi na świecie. - Przez chwilę patrzył na mnie jakby oczekiwał, że jeszcze coś powiem. Nie wiedziałam ile mogę mu powiedzieć, z drugiej strony czułam, że nie poradzę sobie z tym wszystkim sama.
 - Co się z tobą dzieje? Zawsze byliśmy ze sobą szczerzy, a teraz widzę, że coś przede mną ukrywasz.
- Masz rację, to może być jedyna okazja, na powiedzenie prawdy, później zapewne nie będziesz chciał mnie znać.
- Dlaczego? Należysz do naszego stada, jesteś jednym z nas. Pamiętaj, że cokolwiek się stanie zawsze będziemy trzymać się razem.
Zwiesiłam głowę i wbiłam wzrok w podłogę, chciałam żeby było tak jak mówił Mat, żeby to było takie proste.
- Zgodziłam się, że zrobię coś bardzo złego i teraz nie mogę już tego odwołać. - Na chwilę zamilkłam, bałam się mówić dalej, ale teraz nie było już innego wyjścia. - Zgodziłam się, zabić kilka osób.- Na nieskończenie długą chwilę znów zapadła cisza. Wpatrywałam się w Mata oczekując jakieś reakcji na moje słowa, ale widziałam tylko zdziwienie malujące się na jego twarzy.
- Oszalałaś? - Wykrzyknął w końcu Mat, gwałtownie wstając z krzesła,wcześniejsze zdziwienie przerodziło się we wściekłość.
- Pozwól mi wyjaśnić. -Powiedziałam łamiącym się głosem, siłą odegnałam łzy cisnące mi się do oczu.
- Co ty chcesz wyjaśniać? Cokolwiek zmusiło cię do podjęcia takiej decyzji, niczego nie tłumaczy. Zastanów się jeszcze nad tym. - Odparł i wyszedł trzaskając drzwiami. Czułam, że go zawiodłam i nie tylko jego, nie miałam pojęcia co mam dalej robić, każda decyzja którą podejmowałam w ostatnim czasie okazywała się katastrofalna w skutkach. Przestałam walczyć ze łzami, siedziałam oparta o blat stołu i płakałam.
- Czemu płaczesz? - Usłyszałam głos Lokiego. Nie odpowiedziałam, otarłam tylko łzy z twarzy, wzięłam szklankę z szafki i nalałam sobie wody. Wypiłam wszystko za jednym razem i odwróciłam się żeby wyjść, jednak Loki stał tuż przede mną, tak że omal na niego nie wpadłam.
- Przestrzeń osobista, słyszałeś kiedyś takie pojęcie?
- Nie przypominam go sobie. - Odparł, ale zamiast się cofnąć objął mnie, przyciągnął do siebie i pocałował. Kompletnie nic nie rozumiałam, w głowie miałam tysiące myśli, w końcu opamiętałam się i odepchnęłam go od siebie.
- Co to do cholery miało znaczyć? - Wykrzyknęłam zdezorientowana tym dziwnym zachowaniem, próbowałam znaleźć jakieś logiczne wytłumaczenie tego co się przed chwilą stało, ale nie potrafiłam.
- Kocham cię Amy.

sobota, 29 listopada 2014

Rozdział 5


Wróciłam do salonu, moje oczy wciąż lśniły na żółto-złoty kolor.
- Pomogę ci. - Powiedziałam, mimo iż wiedziałam, że źle robię. Przypomniały mi się słowa, które Leo powiedział do mnie po mojej pierwszej przemianie Nie jesteśmy mordercami, byłam wtedy całkowicie przerażona, tym co działo się ze mną podczas pełni. Te słowa stały się dla mnie blokadą, powtarzałam je sobie za każdym razem. To że nikogo nie zabiłam czyniło ze mnie bardziej człowieka niż potwora. Teraz miałam to wszystko zniszczyć.
- Nie dało się tak od razu?
- Kazałeś mi zabijać, powinieneś spodziewać się odmowy. To nie ma prawa się udać, ostatnio przecież miałeś całą armię i przegrałeś, a ja sama ich nie pokonam.
-Powiedziałem, że masz mi pomóc, nie będziesz sama, zaufaj mi. - W tym momencie miałam ochotę wybuchnąć śmiechem, zaufanie to ostatnie o co mógł mnie w tej chwili prosić.
- Nie rozumiesz, że ja po prostu nie chcę zabijać? Co każdą pełnię walczę ze sobą, żeby nikogo nie skrzywdzić.
- Tym razem się nie powstrzymuj.
- Nie chcesz tego, uwierz mi. Nie masz pojęcia do czego zdolny jest wilkołak w czasie pełni, bez kontroli. Jeżeli zabiję choć jedną osobę, nie będę mogła przestać, nie dam rady sama odzyskać kontroli i zabiję każdego kogo zobaczę.  Będziesz musiał wyciągnąć mnie z tego stanu.
- Dobra, jak to zrobić?
- Musisz mnie zawołać.
- Tylko tyle? Nic trudnego.
- Musisz to zrobić naprawdę bardzo głośno, zazwyczaj robi to alfa, nie jestem pewna, czy w ogóle ci się uda, ale warto spróbować. Do pełni jeszcze trzy tygodnie, może uda mi się ciebie tego nauczyć, ale tym zajmiemy się kiedy indziej. Teraz powinieneś już iść.
- Zostawię cię, a ty pobiegniesz ratować kumpli. Nie ma mowy.
- Skąd wiedziałeś? - Taka myśl faktycznie przyszła mi do głowy, ale nie miał prawa o tym wiedzieć.- Jeżeli czytasz mi w myślach to natychmiast przestań.
- Przestanę, jak ty przestaniesz kombinować.
Przeklinałam w myślach to, że nie potrafię się przed czymś takim obronić.
 -Taka ładna dziewczyna nie powinna tak przeklinać, nawet w myślach.
- Wynoś się z mojej głowy! Albo to ty będziesz pierwszą osobą którą zabiję.
- Nie dałabyś rady mnie zabić, nawet gdybyś bardzo chciała.
 Zaczęłam się zastanawiać, czy każda nasza rozmowa będzie kończyć się kłótnią, po której zdemoluje sobie pokój, żeby rozładować agresję.
- Czyli zamierzasz tu zostać, aż do pełni? Całe trzy tygodnie?
- Dokładnie, tak.
- Jak sobie chcesz, ale śpisz tutaj. Dobranoc. - Powiedziałam pokazując na małą kanapę, która stała w naszym salonie odkąd pamiętam i raczej nie należała do najwygodniejszych. Po czym zniknęłam na schodach prowadzących na piętro, nie zamierzałam wcale pójść spać. Otworzyłam okno i wdrapałam się na dach, lubiłam tam przesiadywać, gdy chciałam być sama. Obserwowałam księżyc, gwiazdy i rozmyślałam. Zastanawiałam się co się dzieje z moimi przyjaciółmi. Czy jeszcze ich kiedyś zobaczę. Chciałam coś zrobić, jakoś im pomóc, ale nawet nie wiedziałam gdzie ich szukać. Mogłam spróbować wyśledzić ich po zapachu, tylko że to wymagało czasu, którego nie miałam. Loki zauważyłby gdybym zniknęła na dłużej. Robiło się coraz zimniej, otuliłam się szczelniej bluzą i już miałam wracać, gdy dostrzegłam jakiś ruch tuż za ogrodzeniem. Zeskoczyłam z dachu, lądując oparłam się na rękach. Kryjąc się w cieniach podeszłam do płotu w miejsce gdzie coś się poruszyło, jednak nikogo już tam nie było. Ktokolwiek to był, nie zostawił po sobie śladów obecności. Trochę zaniepokojona wróciłam do pokoju i położyłam się spać.
***
  Minął tydzień, a ja nie wiedziałam dużo więcej niż na początku, mimo że prawie cały czas poświęcałam na zbieraniu informacji. Niemal całe dnie przesiadywałam obserwując budynek,  rozmawiając z ludźmi i próbując znaleźć słabe punkty w systemie zabezpieczeń, a efektów nie było. Kilka razy miałam ochotę po prostu powiedzieć komuś całą prawdę, nie zważając na konsekwencje takiej decyzji, ale nigdy się na to nie odważyłam. Czasu było coraz mniej, a ja coraz bardziej bałam się nadchodzącej pełni. Tego dnia musiałam przerwać obserwację znacznie wcześniej, gdyż zapowiadało się na porządną ulewę, a ja nie miałam ochoty zmoknąć. Poczułam pierwsze krople na twarzy, gdy tylko wyszłam z miasta, przyspieszyłam chcąc jak najszybciej znaleźć się w domu. Na leśnej drodze nie daleko domu zauważyłam czerwone plamy, przykucnęłam żeby dokładniej im się przyjrzeć i z przerażeniem odkryłam, że to krew. Byłam pewna, że gdy przechodziłam wcześniej to ich tutaj nie było. Ślady zbaczały ze ścieżki i prowadziły głębiej w las, poszłam w tamtym kierunku, krwi było coraz więcej, ktokolwiek to był nie mógł odejść daleko. Poszłam jeszcze kawałek i zobaczyłam, że ktoś siedzi oparty o drzewo, dłoń przyciska do boku, a pomiędzy palcami cieknie mu krew. Pochyliłam się nad nim, żeby dokładniej sprawdzić w jakim jest stanie.
- Mat?- W odpowiedzi dostałam tylko jęknięcie pełne bólu i wzrok błagający o pomoc. Na szczęście, był jeszcze przytomny, musiałam się spieszyć, bo nie wiedziałam ile wytrzyma. Złapałam go za dłoń, a na mojej ręce zaczęły pojawiać się czarne kreski, coraz więcej i coraz dłuższe. Przejęłam w ten sposób część jego bólu na siebie, mogliśmy tak zrobić z każdym, nie musiał to być wilkołak. Nie mogłam go jednak wyleczyć. - Dasz radę wstać? - Zapytałam, na co on skinął tylko głową. zarzuciłam sobie jego rękę na szyję i powoli pomogłam mu wstać. Zaczęliśmy iść w stronę domu, z każdym krokiem słyszałam syk bólu, i czułam coraz większy ciężar na sobie, jednak musiałam wytrzymać. W końcu dowlekliśmy się do domu, pomogłam Matowi położyć się na kanapie, podwinęłam mu koszulkę żeby dokładniej przyjrzeć się ranie, część krwi zdążyła już zaschnąć przez co materiał przykleił się do rany, Mat krzyknął, gdy razem z koszulką oderwałam zaschniętą krew. - Przepraszam. - Powiedziałam szybko i zaczęłam dokładnie przyglądać się ranie, musiał zostać postrzelony, pewnie podczas ucieczki, zauważyłam drugą ranę która świadczyła, że kula przeszła na wylot, nie mogłam tylko zrozumieć dlaczego się jeszcze nie zagoiła.
- Muszę zadzwonić po karetkę.
- Nie... Nie możesz... - Zaprotestował, wyraźnie przestraszony moimi słowami.
- Ta rana powinna się już dawno zagoić, a zamiast tego wciąż krwawisz.
Przyjrzałam się jeszcze raz ranie, coraz bardziej żałowałam, że nigdy nie interesowałam się dokładniej co Cori robiła w podobnych sytuacjach, zdarzało jej się parę razy leczyć rany postrzałowe, ale nigdy nie przyglądałam się jak to robiła. Nie przypuszczałam, że kiedyś sama będę musiała to zrobić.
- Co tu się dzieje? - Zapytał Loki, patrząc to na mnie to na rannego Mata.
- Przynieś mi ciepłą wodę i opatrunki z szafki w kuchni. - Musiałam jak najszybciej zatrzymać upływ krwi, Mat był coraz słabszy i zaczynał tracić przytomność. - Hej, nie zasypiaj, wytrzymaj jeszcze chwilę. - Otworzył szerzej oczy, jednak po chwili jego powieki znów zaczęły opadać. - No nareszcie. - Powiedziałam, gdy Loki wrócił z wodą i opatrunkami. ostrożnie przemyłam ranę i założyłam opatrunek, który momentalnie zrobił się czerwony.
- Dowiem się wreszcie co się stało?
- Nie mam pojęcia, znalazłam go, gdy wracałam do domu. Najwyraźniej udało mu się jakoś uciec.
- Tyle to sam widzę. Dlaczego się nie wyleczył?
- Sama chciałabym to wiedzieć. Może w naboju znajdowało się coś co uniemożliwia tak szybką regenerację. Ale po co ja ci to mówię? Przecież ciebie i tak nie obchodzi nikt po za tobą samym.
Wstałam i poszłam do łazienki zmyć z siebie krew, coraz bardziej martwiłam się o pozostałych, traciłam nadzieję, że wszyscy wrócą cali i zdrowi.



piątek, 14 listopada 2014

Rozdział 4


Od dłuższego czasu, docierał do mnie czyjś głos, nie umiałam jednak stwierdzić czy to tylko sen, czy naprawdę ktoś mnie woła, spróbowałam otworzyć oczy, powieki miałam jak z ołowiu, gdy w końcu mi się udało obraz był rozmazany.
- Przyniosłam ci wodę i coś do jedzenia. - Usłyszałam i poczułam jak przyjemnie chłodny płyn spływa mi do wyschniętego gardła, przynosząc ulgę. Zamrugałam kilka razy, żeby lepiej widzieć i ostrożnie usiadłam opierając się o ścianę przy łóżku. 
- Jak się czujesz? - Zapytała Cori. Zawsze się o wszystkich troszczyła, a gdy ktoś był ranny lub chory potrafiła pomóc, nie mam pojęcia skąd się na tym zna, ale jej wiedza często się przydaje.
- Jestem słaba jak mucha, a w prawej dłoni mam odłamki szkła, które sprawiają ból przy każdym ruchu, po za tym czuje się świetnie.
- Nie martw się, już ja cię postawię na nogi. - Powiedziała i podała mi miskę z gorącą zupą. Dawno nie byłam tak szczęśliwa na widok jedzenia, jak w tej chwili. - Wiesz chociaż co jest w środku? - Wskazała na skrzynię leżącą przy moim łóżku. Pokręciłam przecząco głową, nie mogąc odpowiedzieć z pełnymi ustami. - To może warto się dowiedzieć. - Zanim zdążyłam odpowiedzieć, Cori siedziała już na podłodze, uważnie przyglądając się solidnemu zamknięciu. Narobi sobie kiedyś poważnych problemów, przez tą ciekawość. Minęło kilka minut, dało się słyszeć ciche kliknięcie i skrzynia była otwarta. - Hm... dziwne. - Stwierdziła, wyciągając coś co wyglądało jak berło, było złote, zaostrzone z jednej strony i z czymś niebieskim i świecącym. - Co to jest? - Zapytała, nie potrafiłam jej odpowiedzieć, gdyż sama nie miałam pojęcia.
- Było w magazynie z bronią więc pewnie jakaś broń. - Odpowiedziałam, nie potrafiąc wymyślić, żadnej lepszej odpowiedzi.
- Nie wygląda na niebezpieczne. No nic zajmiemy się teraz twoją dłonią. Będę musiała rozciąć ci skórę i wyciągnąć szkło. Będzie to trochę trudne przy tym tempie gojenia się ran i ostrzegam, będzie trochę bolało..
Mimo, że Cori starała się być naprawdę bardzo delikatna, to stwierdzeniem, że będzie trochę bolało, mocno minęła się z prawdą. Samo rozcinanie skóry, nie zrobiło na mnie specjalnego wrażenia, nawet nie drgnęłam, jednak kiedy wyciągała szkło, kilka razy miałam ochotę jej się wyrwać i uciec. Niektóre odłamki były bardzo małe i śliskie od krwi, co bardzo utrudniało wyjęcie ich i sprawiało więcej bólu. Wszystko trwało nieznośnie długo, a gdy w końcu Cori oznajmiła, że skończyła, odetchnęłam z ulgą, gdy wychodziła z mojego pokoju, oznajmiła jeszcze, że mam zostać w łóżku i odpocząć, z czego bardzo chętnie skorzystałam. Już prawie udało mi się ponownie zasnąć, gdy znów ktoś postanowił mi poprzeszkadzać.
- Widzę, że zadanie wykonane. - Wystraszyłam się słysząc tak nagle czyjś głos, momentalnie usiadłam na łóżku i nieświadomie oparłam się na rannej ręce, co zaowocowało kolejną falą bólu oraz paroma przekleństwami.
- Nigdy więcej mnie tak nie strasz i nie patrz tak na tą skrzynię, chwilowo wszystko co się w niej znajduje należy do mnie, będziesz mógł to zabrać, dopiero gdy dostanę moją forsę.
- Już jest moje. - W tym momencie berło zniknęło, ze skrzyni i pojawiło w jego ręce. Byłam zaskoczona, jednak nie dałam tego po sobie poznać. - Dostaniesz swoją zapłatę, ale najpierw, zrobisz coś jeszcze.
- Jakoś ci nie wierzę, ale powiedz czego chcesz, zastanowię się. - Raczej nie przyjmowałam kolejnych zleceń, przed zapłaceniem, za poprzednie. Rzadko też się zdarzało, żeby ktoś od razu miał kolejne zadanie.
- Pomożesz mi, pozbyć się avengersów. - Przez chwilę myślałam, że to żart, ale niestety nic na to nie wskazywało.
- Czekaj czekaj, co masz na myśli mówiąc pozbyć się? Chyba nie sądzisz, że pomogę ci w zabijaniu?
- Jeżeli to będzie konieczne to tak. - Cały czas miałam nadzieję, że to jednak tylko jakiś głupi żart, ale on mówił poważnie, Coraz mniej mi się to wszystko podobało, najpierw ta kradzież, a teraz to, zaczęłam się zastanawiać, co on kombinuje.
- Nie jestem płatnym mordercą. - Powiedziałam stanowczo, nigdy nikogo nie zabiłam i nie zamierzałam tego zmieniać. - Nie pomogę ci.
- To się jeszcze okaże.
Zniknął tak nagle jak się pojawił, to wszystko zaczynało mnie przerastać. Nie wiedziałam co mam zrobić, czy komuś o tym powiedzieć, czy lepiej zapomnieć o tej rozmowie. Jak mógł w ogóle pomyśleć, że się zgodzę na coś takiego. Postanowiłam wybrać się na krótki spacer, wzięłam z szafy bluzę i wyszłam oknem, gdyby Cori mnie zobaczyła, kazałaby mi wrócić do łóżka, a ja nie mogłam teraz tam wytrzymać. Przez kilka godzin błąkałam się bez celu po okolicy. Nagle usłyszałam wycie, jednak nie psa, czy wilka, było to głośne i rozpaczliwe wołanie o pomoc, które dochodziło z mojego domu. Zareagowałam instynktownie, ile sił w nogach pobiegłam przez las, po jakimś czasie usłyszałam jeszcze jedno wycie tym razem słabsze i przerwane, to nie był dobry znak. Przyspieszyłam, mając coraz gorsze przeczucie, przeskoczyłam nad ogrodzeniem, zobaczyłam szeroko otwarte drzwi, czułam mnóstwo obcych zapachów, część z nich wydała mi się trochę znajoma, czułam je już wcześniej w Tarczy, gdy zostałam złapana. Jednak skąd oni mogli wiedzieć, gdzie się ukrywamy i dlaczego tutaj przyszli. Ostrożnie weszłam do domu, podłoga cicho zaskrzypiała, zatrzymałam się nasłuchując, czy ktoś nie nadchodzi, ale nic nie usłyszałam. Wyglądało na to, że dom jest pusty. Meble były poprzewracane, lub zniszczone, wszędzie leżały łuski po nabojach, a na podłodze znalazłam kilka kropli krwi. Musiało dojść do walki, teraz już byłam pewna, że to nie jest robota, innego stada wilkołaków, my podczas walki nie używamy broni palnej, wystarczają nam zęby i pazury.
Podniosłam z ziemi jeden nabój i poczułam znajomy
zapach, który zmroził mi krew w żyłach, tojad ta roślina jest dla nas szczególnie niebezpieczna, dodana do naboju nie pozwala się zregenerować, osłabia, powoduje halucynacje, a przy długim kontakcie prowadzi do śmierci. Nawet nie zauważyłam, kiedy w nerwach, częściowo się przemieniłam, skórę na twarzy miałam pokrytą futrem, wyrosły mi kły i pazury. Czułam jeszcze jeden zapach, który już doskonale rozpoznawałam, Loki, był tutaj zaraz po walce i teraz też tu jest, znów pojawił się znikąd, stał przede mną i z zadowoleniem rozglądał się po salonie, który teraz przypominał bardziej pobojowisko, a jeszcze kilka godzin temu, był to dom pełen bliskich mi osób.
-To ty, prawda? To twoja wina. - Mówiłam spokojnie, chociaż ze złości miałam ochotę wbić mu pazury w gardło.
- Częściowo to w sumie tak.
- Jak? Ci ludzie raczej nie byli twoimi przyjaciółmi.
- Wystarczyło jednemu podsunąć parę informacji, to że się wtedy przemieniłaś trochę pomogło. Przyszli więc w poszukiwaniu złodzieja o dziwnych zdolnościach i znaleźli paru innych.
Znów zostałam sama, tak jak w dniu, gdy zmarła moja babcia, nie miałam nikogo, komu mogłabym zaufać, po raz kolejny musiałam radzić sobie sama. Widziałam tylko osobę odpowiedzialną, za to co się stało. Spojrzałam mu w oczy, przelewając w to spojrzenie cały mój gniew i nienawiść do niego. Chciałam zostać sama, gdy go mijałam moje pazury o parę centymetrów ominęły jego gardło, pobiegłam do pokoju i zamknęłam za sobą drzwi. Wzięłam ze stolika lampkę nocną i z całej siły rzuciłam nią o ścianę dając upust emocją, niewiele to jednak pomogło, zaciskałam pięści tak mocno, że pazury wbijały mi się w dłonie, uderzyłam w drzwi szafy tworząc w nich okrągłą dziurę, ale nic nie pomagało. Rzuciłam się na łóżko i leżałam tak bardzo długo nie wiedząc co mam zrobić, nie pomagał fakt, że wciąż czułam jego obecność, słyszałam kroki na dole, kilka razy na schodach, jednak zawsze zawracał. W końcu zdecydowałam, że mu pomogę i tak nie miałam już nic do stracenia, a może przy okazji uda mi się jakoś uwolnić przyjaciół, albo znajdę jakiś sposób, żeby się zemścić.

czwartek, 6 listopada 2014

Rozdział 3


Jeden błąd, tylko jeden i wszystko na nic, tyle lat doświadczenia w ogóle się nie przydało. Byłam już tak blisko i wtedy usłyszałam kroki za sobą, odwróciłam się i zobaczyłam kilkunastu mężczyzn z bronią wymierzoną prosto we mnie. Zanim zdążyłam się ruszyć, leżałam na ziemi, a ktoś boleśnie wykręcał mi ręce, poczułam chłód kajdanek na nadgarstkach. Zostałam brutalnie zawleczona do jakiegoś pomieszczenia i posadzona na krześle. Czarne ściany, podłoga i sufit, brak okien i bardzo jasne światło. Musiałam zachować spokój, duży strach lub stres mogły spowodować przemianę, a tego wolałam uniknąć. Drzwi otworzyły się i zobaczyłam wysokiego ciemnoskórego mężczyznę w czarnym płaszczu, był uzbrojony tak jak pozostali, podszedł najpierw do dwóch za mną, rozmawiali przez chwilę, po czym tamci opuścili pomieszczenie. Ignorowałam tego co został, uparcie wpatrując się w podłogę, jakby było tam coś naprawdę interesującego.
- Czekam na jakieś wyjaśnienia. - Powiedział, na co obrzuciłam go tylko pogardliwym spojrzeniem. To sobie poczekasz - pomyślałam, nie zamierzałam z nim rozmawiać. - Kim jesteś? Dla kogo pracujesz? Po co tu przyszłaś? - Nadal nie zwracałam na niego uwagi. - Zobaczymy czy będziesz taka uparta po kilku dniach w celi, bez jedzenia i wody. 
Musiało być już późno, bo w celi bardzo szybko zgasło światło, było tu tylko małe niewygodne łóżko, jednak nie bardo mi to przeszkadzało, pewnie dlatego, że nie przywykłam do zbytnich wygód. Nie spałam większość nocy, było to spowodowane zbliżającą się pełnią i niewiele miało wspólnego z pobytem w więzieniu. Zazwyczaj moje zmysły, były znacznie bardziej wyczulone niż u zwykłych ludzi, a na kilka dni przed pełnią wyostrzały się coraz bardziej, w tej chwili słyszałam bicie serca strażnika za drzwiami i dosyć wyraźnie czułam jego zapach, była to dla mnie wskazówka, że do pełni zostały może trzy lub cztery dni. Miałam wrażenie, że od zaśnięcia do nagłej i nieprzyjemnej pobudki, minęło ledwie kilka sekund. Znów zabrali mnie do tego samego pomieszczenia co dzień wcześniej i znów przyszedł ten sam mężczyzna. Tym razem nie zaczął od razu zadawać pytań, tylko przez jakiś czas uważnie mi się przyglądał, odruchowo chciałam zasłonić czymś twarz, ale przypomniałam sobie, że przecież nie mam czym.
- Co się tak gapisz? Chcesz drugie oko stracić? - Zapytałam.
- No proszę, czyli jednak umiesz mówić. To teraz powiedz mi kim jesteś i kto cię przysłał?
- Powiem ci. - Zbliżyłam się do niego i zanim zdążył zareagować walnęłam go pięścią między oczy, byłam silniejsza niż normalny człowiek, więc efekt mnie zadowolił, gdy usłyszałam trzask łamanej kości. Niestety to nie wystarczyło, żeby zakończyć przesłuchanie, a jedynie rozzłościło mężczyznę, który po chwili oszołomienia, skuł mi ręce za plecami.
- Jeszcze jeden taki wybryk i inaczej sobie pogadamy. - Zagroził. - A teraz dobrze ci radzę zacznij gadać.
- Dobra, ale słuchaj uważnie, bo powiem to tylko raz. Wal się. Dotarło?
- Ty chyba nie rozumiesz, sytuacji w jakiej się znajdujesz?
- Ależ rozumiem, zostałam złapana przez kilkanaście tresowanych goryli w garniturach, a teraz tracę czas w towarzystwie jakiegoś pirata, zadającego w kółko te same pytania. 
- Niczego się od wczoraj nie nauczyłaś. 
Znów odprowadzili mnie do celi. Martwiło mnie, że naprawdę odkąd tu trafiłam nie dostałam nawet szklanki wody, przez co byłam osłabiona, a pragnienie i głód robiły się nie do zniesienia, głównie przez suchość w ustach i uciążliwy ból głowy nie ustępujący już kilka godzin. Położyłam się, mając nadzieję że poczuję się trochę lepiej i zasnęłam. Pełnia nastała znacznie szybciej niż się spodziewałam, w nocy obudził mnie potworny ból związany z przemianą. Oczy zmieniły mi kolor na żółty, czułam jak ręce i nogi przekształcają mi się w wilcze łapy, a paznokcie w ostre pazury.Ciało pokrywało mi się rudawym futrem, uszy stawały się szpiczaste jak u wilka. Twarz zamieniła się w wilczy pysk z szeregiem ostrych białych zębów i długich kłów. Miałam ochotę krzyczeć z bólu, ale powstrzymałam się, wiedziałam, że to za chwilę minie. oddychałam ciężko i nieregularnie. Wyczuwałam okropnie dużo zapachów, które drażniły wrażliwy nos, w głowie łomotało mi od bicia serc tak wielu osób. Mimo całkowitej ciemności widziałam tak dobrze jak w dzień.
Podeszłam do drzwi, wbiłam w nie pazury i pociągnęłam rozcinając i wyrywając drzwi z zawiasów, które przewróciły się robiąc sporo hałasu. Wyszłam na korytarz, zobaczyłam strażnika, który odprowadzał mnie na przesłuchania, był w szoku, gdy zamiast dziewczyny zobaczył wilka, Wymierzył we mnie broń, a drugą ręką sięgnął do słuchawki w uchu.
- Alarm, ucieczka więźnia, cela numer 27. Powtarzam..
Skoczyłam na niego, łapą wytrąciłam mu słuchawkę z ucha, a zębami wyrwałam broń i odrzuciłam daleko za siebie. Próbował uciekać, jednak opierałam się o niego przednimi łapami, przyciskając go do ściany, i gdy tylko drgnął, warknęłam, pokazując imponujące kły. Widziałam jak zbladł, ze strachu, jego serce które wcześniej mocno przyspieszyło, teraz waliło jak oszalałe. Instynkt podpowiadał mi, żeby go zabić, ale odsunęłam od siebie tę myśl, jeżeli go zabiję, nie skończy się na jednej ofierze, a ja nie chciałam rozlewu krwi. Wciąż pamiętałam po co tutaj przyszłam i ile zaryzykowałam, dalej chciałam wykonać zadanie. Zostawiłam strażnika, który i tak był zbyt przerażony żeby choć spróbować mi przeszkodzić i pobiegłam w stronę magazynu z bronią, zręcznie omijając lub powalając, każdego kto stanął mi na drodze. Przeraźliwe wycie alarmu, nie pozwalało mi się skupić i sprawiało, że miałam ochotę rozwalić wszystko naokoło. W końcu dotarłam, zatrzymałam się na progu i rozejrzałam, pomieszczenie było duże i pełne regałów, ze skrzyniami w których znajdowała się broń. Zaczęłam węszyć szukając odpowiedniego zapachu, trochę mi to zajęło, bo skrzynie i ich ilość sprawiały, że zapach był słabszy i wszystkie się ze sobą mieszały. Przy jednym z regałów zapach był silniejszy niż w innych miejscach, dochodził gdzieś z górnych półek, rozbiegłam się i zwinnie wskoczyłam na odpowiednią półkę, zrucając kilka skrzyń. Regał niebezpiecznie się zachwiał, jednak na szczęście nie przewrócił. Znalazłam odpowiednie pudło, nie miałam teraz czasu sprawdzać co jest w środku, wzięłam więc skrzynie do pyska i zeskoczyłam z regału. Chciałam szukać wyjścia z magazynu, ale drogę zastąpiło mi kilkunastu mężczyzn. Warknęłam na nich ostrzegawczo, nie chciałam robić im krzywdy. Niestety nie zareagowali, spróbowałam ich wyminąć, na co jeden z nich zastąpił mi drogę.  Nie mogłam tracić więcej czasu, na ostrzeganie ich. Zaatakowałam stojącego najbliżej mnie. Pazurami tworząc mu głębokie rany na nodze, mężczyzna krzyknął i upadł na podłogę, upuszczając broń. Poczułam ostry zapach krwi, co jeszcze bardziej utrudniało mi kontrolowanie chęci zabijania. Przeskoczyłam nad rannym i wybiegłam na korytarz, słyszałam strzały, na szczęście żaden nie trafił. Nie miałam czasu szukać drzwi, podbiegłam do okna, oceniłam wysokość i wyskoczyłam tłukąc szybę. Wylądowałam, a parę odłamków szkła wbiło mi się w łapę, rana od razu się zagoiła. Niestety szkło pozostało i sprawiało ból przy każdym kroku Kulejąc pobiegłam dalej, o świcie dotarłam do domu, dowlokłam się do mojego pokoju i skuliłam na łóżku, jeszcze raz przyjrzałam się skaleczonej łapie, ale stwierdziłam, że odłamkami szkła zajmę się, gdy będę człowiekiem. Usłyszałam kroki na korytarzu, po chwili drzwi się uchyliły i zobaczyłam Leo, również jeszcze w swojej wilczej postaci, był ode mnie sporo większy, miał czarne futro i czerwone oczy, które były znakiem dla innych wilkołaków, że to on jest alfą w naszym stadzie. Obawiałam się jego reakcji na nieposłuszeństwo, okazało się że niepotrzebnie, początkowo widziałam gniew w jego oczach, jednak po chwili zastąpiła go ulga, że wróciłam. Spojrzał na skrzynię leżącą przy łóżku, skinął głową, z zadowoleniem i wyszedł z pokoju pozwalając mi odpocząć i nabrać sił.

czwartek, 30 października 2014

Rozdział 2


Obudziłam się jeszcze przed świtem, w pokoju było całkowicie ciemno widziałam tylko słabe światło księżyca, wpadające przez uchylone okno. Próbowałam jeszcze zasnąć, ale coś mi nie dawało. Postanowiłam wyjść, bardzo lubiłam chodzić jeszcze przed wschodem słońca, było wtedy tak cicho i spokojnie. Po dwudziestu minutach spokojnego marszu doszłam do miasta, przechodząc koło piekarni, poczułam zapach świeżo pieczonego chleba, mój żołądek od razu dał o sobie znać, jednak zignorowałam to, nie chciałam jeszcze wracać. Nagle poczułam jak ktoś wciąga mnie w uliczkę między budynkami.
- Zastanowiłaś się, nad moją propozycją? - Od razu rozpoznałam ten głos, chciałam się wyrwać, ale nie dałam rady.
- Nie pracuję dla ludzi którzy napadają mnie na ulicy.
- Zastanów się, albo któreś z twoich przyjaciół może jutro nie wrócić do domu.
- Kłamiesz. Nic nie zrobisz i nic o nas nie wiesz. Nie ty pierwszy mi grozisz i pewnie nie ostatni.
- Wiem więcej, niż ci się wydaje.
-Czyżby?  Chodź ze mną.
Skierowałam się w stronę domu, ale inną trasą, były dwie drogi, nie sprawdzałam czy na pewno za mną pójdzie, nie musiałam. Przez całą drogę nie odezwałam się, chciałam coś sprawdzić. Doszłam do małego lasku otaczającego nasz dom, dopiero tam się zatrzymałam.
- Idź tędy, nie schodź ze ścieżki, a na pewno trafisz. Jeszcze jedna rada, cokolwiek usłyszysz lub zobaczysz nie oglądaj się i nie zatrzymuj.
- Ty nie idziesz?
- Pójdę inną drogą, spotkamy się na miejscu. - Odeszłam zanim zapytał o coś jeszcze.
Nie minęło dziesięć minut od mojego powrotu do domu, a drzwi gwałtownie się otworzyły.
- Co się stało? - Zapytałam widząc efekt mojego małego testu. - Wyglądasz jakbyś przebiegł przez cały las.
- Co to miało być?
- Mat chyba trochę przesadził. - Powiedziałam, powstrzymując się od śmiechu. Widząc parę zadrapań na jego twarzy i rękach, potargane włosy i strach w oczach. - Twierdziłeś, że wiesz o nas wszystko, postanowiłam to sprawdzić. Poprosiłam więc Mata o małą przysługę.
- Mat? Chcesz mi powiedzieć, że to był człowiek?
- Większość czasu tak, Raczej jest człowiekiem, jednak nie, gdy spotkałeś go w lesie. Wtedy był bardziej zwierzęciem.
- Co?
- Wilkołakiem, jak my wszyscy. Poznałeś naszą tajemnicę, widziałeś też co potrafimy, jeżeli piśniesz chodź słówko o tym co tutaj zobaczyłeś znajdziemy cię. A teraz powiedz mi co dokładnie mam ukraść i skąd?
- Słyszałaś kiedyś o organizacji Tarcza? - Miałam wrażenie, że najpierw chciał zapytać o coś innego ale się rozmyślił.
- Coś tam słyszałam, a czemu?
- Przywłaszczyli sobie coś co należy do mnie, chcę żebyś to dla mnie odzyskała.
- Nie zrobi tego. - Usłyszałam za sobą głos Leo, był wyraźnie zły i miał prawo. Złamałam kilkanaście naszych zasad.
- Dlaczego decydujesz za mnie o przyjęciu zlecenia? - Zapytałam, odwracając się, Leo stał w cieniu tak że ledwo było go widać.
- Bo to zlecenie jest zbyt niebezpieczne, złapią cię. - Mówił już spokojniej, bardziej z troską.
- Jeszcze nigdy mnie nie złapali, dlaczego teraz miałoby być inaczej?
- Nie złapali cię bo nie dostałaś tak trudnego zlecenia. Zabraniam ci je przyjąć i koniec. - Powiedział i poszedł na górę. Nie chciałam mu się sprzeciwiać, ale czułam, że sobie poradzę.
- Powiedziałeś, że to co mam wykraść, należało kiedyś do ciebie, prawda?
- Tak.
- Znajdę to, ale nie przychodź tutaj, Leo mógłby coś podejrzewać. A teraz idź już.
- Nawet nie wiesz czego szukać.
- Idź już, zanim zmienię zdanie.

***
Musiałam dowiedzieć się jeszcze paru rzeczy, przez cały czas zastanawiałam się skąd znam tego faceta, gdzieś go już wcześniej widziałam, ale nie mogłam sobie przypomnieć gdzie. Pobiegłam na górę zamknęłam się w swoim pokoju i włączyłam laptopa, przeszukiwałam wiadomości sprzed paru miesięcy. W końcu znalazłam artykuł, który mnie interesował. "Atak obcych na Nowy Jork." Przeczytałam całość, teraz zrozumiałam dlaczego gdy Leo zobaczył z kim rozmawiam tak się zdenerwował i nie była to złość tylko na mnie. Próbowałam znaleźć jeszcze coś na temat tej agencji jednak dużo tego nie było, przynajmniej nic konkretnego. Był jednak ktoś kto mógł mi powiedzieć coś więcej, poszłam do pokoju obok, gdzie mieszkała Cori, zawsze miałam z nią bardzo dobry kontakt i wiedziałam, że nie wygada nic Leo. 
- Hej, mogę cię o coś zapytać?
- Jasne pytaj.
- Muszę się włamać do agencji o nazwie Tarcza, jednak nie mogę znaleźć żadnych informacji, aha i nie mów o tym Leo, zabronił mi tam iść.
-I miał rację. Włamywanie się tam to samobójstwo, nie uda ci się.
- Dlaczego wszyscy tak mówią? 
- Leo nic ci nie powiedział? 
- O czym?
- Kilka lat przed tym jak Leo cię do nas przyprowadził, mieszkał z nami jeszcze jeden chłopak, był bardzo pewny siebie twierdził, że nie ma miejsca do którego się nie włamie. Założył się z Leo, że włamie się właśnie do tej agencji i wykradnie jakieś ważne dokumenty. Miał wtedy 12 lat, udało mu się tam wejść, ale już nigdy nie wyszedł, nie mamy pojęcia co tam się stało. Od tego czasu Leo bardzo się zmienił, czuł się odpowiedzialny za to co się stało, zabronił komukolwiek prób włamywania się tam. Teraz chyba rozumiesz jego reakcję?
- Tak, ale ja jestem starsza dam sobie radę, pomożesz mi?
- No nie wiem jak ktoś się o tym dowie...
- Proszę cię.
- Dobra, zobaczę co da się zrobić.
- Dzięki, nie wiem co bym bez ciebie zrobiła. 



sobota, 11 października 2014

Rozdział 1


Ciemna noc, prawie całkowita cisza, tylko szum przejeżdżających samochodów. Większość osób o tej porze śpi spokojnie, nie spodziewając się żadnych kłopotów. Jeszcze tylko kilka pięter i będę na miejscu, myślą, że jak mieszkają na szóstym piętrze, to są bezpieczni, co za bzdura. Ciche kliknięcie i drzwi balkonowe stoją otworem, Zabieram dokumenty, po które przyszłam, nie obchodzi mnie, co w nich jest, ani jak bardzo są ważne. Kradnę, odkąd skończyłam 7 lat, tego mnie nauczono, wejść, zabrać, po co się przyszło i wyjść nie zostawiając śladów. Już dawno przestałam żałować tych ludzi. Wracam do "domu" chociaż to gdzie mieszkam ciężko nazwać domem a ludzi, którzy tam mieszkają moją rodziną. Trafiłam tam, gdy moi rodzice wyjechali za granicę ponoć na miesiąc i zostawili mnie pod opieką babci, ten miesiąc trochę im się przedłużył, bo już nigdy ich nie zobaczyłam. Trzy miesiące po ich wyjeździe moja babcia zmarła, a ja zostałam sama, wtedy spotkałam Leo, przynajmniej tak mi się przedstawił, nadal nie wiem, jak naprawdę się nazywa, To on mnie przygarnął i nauczył wszystkiego, co wiem, w tym kraść. Traktowałam go jak ojca i zawsze bardzo szanowałam. Oprócz mnie i Leo mieszka z nami jeszcze osiem osób trzy dziewczyny i pięciu chłopaków, wszyscy jesteśmy złodziejami. Wróciłam do domu i rzuciłam plecak, który zawsze zabierałam ze sobą, na podłogę i usiadłam na kanapie obok Leo, który powitał mnie szerokim uśmiechem.
- Jak tam? Ciężko było?
- Nie, ale jestem wykończona, marzę tylko o tym, żeby położyć się spać.
- To będzie musiało jeszcze trochę zaczekać, bo masz gościa.
- Niech idzie to kogoś innego, nie jestem tu jedyna. 
- Nalegał na spotkanie właśnie z tobą, powiedział, że zaczeka, aż wrócisz.
- Dlaczego tak mu na tym zależało?
- Nie wiem, może dlatego, że jesteś jedną z najlepszych? Idź już, nie każ mu dłużej czekać.
- Dobra, sprawdzę, co było tak ważnego, że czekał na mnie do tak późnej godziny. - Dół twarzy osłoniłam sobie czarną chustą, a na głowę zarzuciłam kaptur, anonimowość była dla nas bardzo ważna, dzięki niej nikt nas jeszcze nie wydał policji. Zeszłam po kamiennych schodach, do specjalnego pomieszczenia, było bardzo małe i całkowicie ciemne, stał tam tylko mały stolik i dwa krzesła. Usiadłam na jednym z nich, po drugiej stronie już ktoś siedział, po sylwetce domyśliłam się tylko, że to mężczyzna. Bardzo długo się nie odzywał, tylko uważnie mi się przyglądał, jakby mimo ciemności i osłony, próbował dostrzec moją twarz.
- Czego chcesz? - Zapytałam, widząc, że nie zamierza rozpocząć rozmowy.
- Chcę, żebyś coś dla mnie ukradła.
- Kto by pomyślał? Pytałam o szczegóły. Dlaczego chciałeś rozmawiać tylko ze mną?
- Podobno jesteś jedną z najlepszych, a ja nie mogę sobie pozwolić na ryzyko niepowodzenia. Jednak zanim powiem ci coś więcej, muszę mieć pewność, że to, co mówią to prawda.
- To ci wystarczy? - Zapytałam, bawiąc się sztyletem, który ukradłam mu zaraz po wejściu do pomieszczenia.
- Jak to zrobiłaś?- Był wyraźnie zaskoczony i może trochę zdenerwowany.
- To moja praca, nic więcej nie mogę powiedzieć.
- Widzę, że sprawdziło się to, co o tobie wiem, nie wielu potrafiłoby mnie okraść.
- Mów czego chcesz i gdzie to znaleźć. Pytanie tylko czy masz dosyć pieniędzy. Nie pracuję za darmo.
- Mogę ci zaoferować coś lepszego od pieniędzy Amy, już nigdy nie będziesz musiała kraść. Mogę też pomóc ci odnaleźć rodziców.
Byłam przerażona i zszokowana, on znał moje prawdziwe imię to, którego nie użyłam, odkąd tu mieszkam. Nikt go nie znał, nawet pozostali złodzieje, zawsze używamy pseudonimów, albo fałszywych imion i nazwisk.
- Skąd znasz moje imię? - Starałam się ukryć zdenerwowanie, ale chyba nie bardzo mi to wyszło.
- Ty masz swoje tajemnice, ja mam swoje.
- Nie igraj ze mną. - Już nie starałam się ukryć złości. - Wynoś się stąd. - Powiedziałam, wbijając sztylet w stół tuż przed nim.
- Jeszcze się spotkamy. - Wstał i wyszedł, siedziałam jeszcze przez chwilę, wpatrując się w uchylone drzwi i starałam się uspokoić, dopiero kilka minut później wróciłam na górę, poszłam prosto do swojej sypialni, wszyscy oprócz mnie już spali i ja również potrzebowałam solidnego odpoczynku.

Czekam na wasze komentarze co do nowego opowiadania, nie wiem na kiedy wyrobię się z kolejnym rozdziałem. Mam nadzieję, że nowa bohaterka wam się spodoba. :) 

środa, 1 października 2014

Informacja


Hej, mam dla was dobrą wiadomość, nowe opowiadanie już ma pierwszy rozdział więc za niedługo powinno pojawić się na blogu :) Mam nadzieję, że wam się spodoba.

niedziela, 21 września 2014

Rozdział 19

Sprawdziłam puls, odetchnęłam z ulgą, gdy poczułam bardzo słabe, prawie niewyczuwalne bicie serca.
- On żyje. - Zawołałam.
- Co? To niemożliwe, Jeszcze nikomu się to nie udało.
Hel była wyraźnie zaskoczona i wściekła. Jeszcze nikt nigdy tak po prostu nie opuścił jej królestwa i nie zamierzała dopuścić, aby to się zmieniło. - Cztery dni minęły, dotrzymam słowa, możecie go zabrać, wróci tutaj szybciej niż myślicie.
***
Gdy wróciliśmy do Asgardu, strażnicy od razu zabrali Lokiego do zamku, poszłam za nimi, aż pod drzwi jakiegoś pomieszczenia, nie pozwolili mi wejść do środka. Czekałam pod drzwiami dobre kilka godzin co jakiś czas ktoś wychodził, a po chwili wracał, jednak nikt nie chciał mi nic powiedzieć, zastanawiałam się ile to jeszcze będzie trwało. Była już bardzo późna noc, gdy udało mi się zatrzymać jednego z medyków.
- Co z nim? - Zapytałam, mężczyzna widząc jak bardzo mi zależało, westchnął, przetarł dłonią zmęczone oczy, po czym odpowiedział.
- Zrobiliśmy wszystko co w naszej mocy. Jednak on nie jest ranny, ani chory. Jego organizm jest tak słaby, że to cud, że w ogóle jeszcze żyje.
- Ale on przeżyje, prawda?
- Nie mogę ci niczego obiecać.
- Mogę do niego wejść?
- Nie teraz. Jest już późno, on potrzebuje spokoju, ty też powinnaś odpocząć, nie wyglądasz najlepiej.
Poszłam do swojej komnaty, jednak długo nie mogłam zasnąć, kręciłam się z boku na bok, w końcu wstałam, wyszłam na balkon, oparłam się o kamienną balustradę i patrzyłam w ciemne niebo. Świeże powietrze zawsze mnie usypiało, po chwili wróciłam więc do łóżka i zasnęłam.
Minęły dwa tygodnie, stan Lokiego się nie poprawiał, a medycy byli bezradni i cały czas tylko powtarzali, że trzeba czekać. Powoli zaczynałam tracić nadzieję na to, że odzyska przytomność.
Pewnego dnia, gdy miałam już wychodzić, zobaczyłam, jak powoli otwiera oczy, najpierw pomyślałam, że tylko mi się to wydaje, że to moja wyobraźnia, dopiero po chwili dotarło do mnie, że to się dzieje naprawdę i nic mi się nie wydaje. Poczułam ogromną ulgę po dwóch tygodniach niepewności. 
- Loki? Słyszysz mnie?
- Gdzie ja jestem? - Zapytał, głos miał tak słaby, że ledwo usłyszałam co powiedział.
- Jesteś w Asgardzie. Jak się czujesz?
- Okropnie. - Pierwszy raz jak z nim rozmawiałam miałam całkowitą pewność, że mówi prawdę.
Chwilę później moja nadzieja na to, że ten cały koszmar kilku ostatnich tygodni się skończył, prysła, jak bańka mydlana. To był tylko krótki moment wytchnienia, dający złudną nadzieję, że już teraz będzie tylko lepiej. W ułamku sekundy stan Lokiego gwałtownie się pogorszył. Znów był tak okropnie blady, jak w Niflheimie, zaczął drżeć, jego oddech był płytki i urywany. Ile sił w nogach pobiegłam po pomoc, medycy znów kazali mi czekać za drzwiami, tym razem trwało to znacznie krócej, gdy wyszli nie chcieli mi nic powiedzieć. Jeden, ze strażników odprowadził mnie z powrotem do mojej komnaty i kazał tam czekać. Nie wiedziałam co mam o tym myśleć, dlaczego nikt nie chce mi nic powiedzieć? Chodziłam nerwowo po komnacie, w końcu drzwi otworzyły się i zobaczyłam Thora, był wyraźnie przygnębiony.
- Mów mi natychmiast co się dzieje? 
- Może lepiej sobie usiądź, 
- Nie chcę siadać. Co z Lokim? Uratowali go prawda?
- Niestety, nie udało się go uratować. - Słyszałam w jego głosie, jaki ból sprawiło mu to co przed chwilą powiedział.
- To niemożliwe, przecież już było lepiej, przecież się obudził. - Nie chciałam wierzyć w to co usłyszałam, czułam jak łzy płyną mi po policzkach. Thor jeszcze coś do mnie mówił, ale go nie słuchałam, wybiegłam z powrotem w stronę komnaty, w której leżał Loki. Chciałam wejść do środka, jednak dwóch strażników przed drzwiami zagrodziło mi drogę.
- Nie można wchodzić. - Powiedział jeden z nich. Na końcu korytarza zobaczyłam Frigge, widziałam ją tylko kilka razy, zawsze była uśmiechnięta, w tym momencie na jej twarzy malował się smutek, nie potrafiłam sobie wyobrazić co ona w tej chwili czuła. Jak musiało być jej ciężko. Podeszła i przytuliła mnie do siebie. - Uspokój się. - Powiedziała, jej głos był taki ciepły i kojący. - Chodź ze mną. - Zaprowadziła mnie do mojej komnaty. Usiadłam na łóżku i ukryłam twarz w dłoniach, nie chciałam przestać płakać, dzięki temu czułam się lepiej.
- Wiem co czujesz i wiem, że jest ci ciężko, ale to minie zobaczysz.
- To moja wina. - Powiedziałam, przez łzy.
- Nieprawda, nie możesz się obwiniać.
- Gdybym nie zgodziła się na tą podróż do Alfheimu to wszystko by się nie wydarzyło.
- Nie mów tak. 
- Chcę wrócić do domu. 
- Rozumiem, zobaczę co da się zrobić, ale najpierw musisz się trochę uspokoić. 
Frigga wyszła, a ja otarłam łzy z twarzy i siłą powstrzymywałam się od dalszego płaczu. Po chwili drzwi znów się otworzyły.
- Radzisz sobie jakoś? - Zapytał Thor, wchodząc, a ja pokręciłam tylko głową. 
- Chcę już wrócić do domu, tam będzie mi łatwiej sobie z tym poradzić.
- Jutro będzie pogrzeb, jeżeli chcesz możesz jeszcze zostać.
- Nie i tak nie dałabym rady tam pójść.
- No dobrze odprowadzę cię, w takim razie na Ziemie. 
***
Kiedy znów znalazłam się w parku, poczułam się dziwnie, tak dawno tutaj nie byłam i to miejsce zdawało mi się całkowicie obce. 
- Odprowadzić cię do domu? - Zapytał Thor.
- Nie, poradzę sobie. - Odpowiedziałam chcąc jak najszybciej odejść.
- Na pewno? Nie powinnaś być teraz sama.
- Tak, to nie daleko, nic mi nie będzie. - Powiedziałam i ruszyłam w stronę miasta, nie chciałam wracać do mojego pustego mieszkania, do rodziców też nie. Jedyną osobą, która zawsze pomagała mi w takich sytuacjach była Amelia, ona najlepiej potrafiła mnie pocieszyć i zrozumieć. Chwilę stałam pod drzwiami, po czym nacisnęłam na dzwonek, mając nadzieję, że jest w domu. Gdy otworzyła drzwi i mnie zobaczyła, była zaskoczona.
- Mój boże, Jess. Co się stało? Wyglądasz jakbyś przeszła piekło.
- Czuję się podobnie. Mogę wejść? - Zapytałam i poczułam jak po policzkach znów zaczynają mi płynąć łzy.
- Pewnie. - Odpowiedziała, ciągnąc mnie za rękę w stronę salonu i sadzając na kanapie. - Powiesz mi co się stało? 
- Nie wiem czy dam radę o tym mówić, ale spróbuję. - Opowiedziałam jej co się wydarzyło, łącznie z wydarzeniami z przed trzech lat, bo do tej pory mówiłam o tym tylko rodzicom.
- To okropne i nie dało się nic zrobić?
- Niestety nie. Pójdę już jest późno, a ja cię zadręczam moimi problemami.
- Nie ma mowy. Nigdzie nie idziesz, jestem twoją przyjaciółką i nie pozwolę żebyś teraz siedziała w domu i wypłakiwała sobie oczy. Zaraz przygotuję ci jakieś miejsce do spania. A o reszcie pomyślimy jutro. 
Cała Amelia, martwiła się o mnie jakbyśmy były siostrami, czasami to trochę denerwowało, ale wtedy cieszyłam się, że ją mam. Wiedziałam, że przy niej znacznie szybciej wrócę do normalnego życia.

KONIEC

Dotarliśmy do końca tego opowiadania, wiem że pewnie większość z was oczekiwała zupełnie innego zakończenia. Dziękuje każdemu kto przeczytał całe opowiadanie od początku do końca, w szczególności tym którzy zostawiali po sobie ślad w postaci komentarzy, które ogromnie zachęcały do dalszego pisania. 

piątek, 12 września 2014

Ogłoszenie

Hej, witam was po naprawdę długiej przerwie, jednak nie była to moja wina po prostu nie miałam internetu. Teraz już mam nadzieję wszystko będzie okej i rozdziały będą pojawiać się regularnie, a więc już nie przedłużam i zapraszam do czytania.

Rozdział 18

Nie mogłam się doczekać, żeby wyjść z tej okropnej krainy i znów zobaczyć słońce, dlatego bez wahania weszłam do portalu. Byłam bardzo niemiło zaskoczona, gdy zamiast słońca i trawy, zobaczyłam jakieś ponure miejsce, zasnute gęstą mgłą. Rozejrzałam się, a po plecach przebiegł mi zimny dreszcz.
- Gdzie my jesteśmy? - Zapytałam.
- To Niflheimie, kraina umarłych. - Odpowiedział Thor.
- Dotrzymałam swojej części umowy. Teraz przyszedł czas na zapłatę, ojcze.
Nie miałam pojęcia o jaką zapłatę jej chodzi i dlaczego mówiąc to patrzyła na Lokiego, ale miałam złe przeczucia.
- Ojcze? O co tutaj chodzi? Jaką zapłatę?
- Proszenie mnie o pomoc wiąże się z konsekwencjami, Loki zostaje, wy możecie odejść. Drugi portal już na was czeka.
- Jak to zostaje? Przecież to kraina zmarłych, a on jeszcze żyje, musisz go wypuścić.
- Mylisz się, nic nie muszę. Chcieli przejść, żeby sprowadzić cię z powrotem, zgodziłam się i tak nie żądam wiele. Duszę osób, które zamordował domagają się sprawiedliwości, nie mam innego wyjścia.
- W ten sposób sama stajesz się mordercą, nie jesteś lepsza od niego.
- Masz trochę racji, nie wiem dlaczego tak ci na tym zależy, ale dam mu szansę. Wróćcie tutaj po niego za cztery dni, jeżeli przeżyje do tego czasu, będzie mógł odejść.
- Niech będzie. - Zgodziłam się, chociaż miałam przeczucie, że coś jest nie w porządku, zbyt jej na tym zależało, żeby tak nagle po prostu odpuścić. Dalsza rozmowa mogłaby jednak tylko pogorszyć sytuacje. Weszłam do portalu i po chwili byłam już w Asgardzie. Dopiero teraz poczułam jak bardzo jestem wyczerpana, dlatego bardzo chętnie poszłam odpocząć.
Thor udał się do sali tronowej porozmawiać z ojcem, Odyn był wyraźnie wściekły, gdy tylko zobaczył Thora, zerwał się z tronu.
-Co to miało znaczyć?! Coś ty sobie myślał?! Zignorowałeś moje rozkazy! Ukradłeś niebezpieczne artefakty ze skarbca i przekazałeś je więźniowi, którego sam wypuściłeś! Wiesz jak to się nazywa?! To jest zdrada i dobrze wiesz czym jest karana. - Thor cierpliwie czekał aż Odyn skończy krzyczeć, nie pierwszy raz widział go wściekłego i wiedział, że próba przerwania mu nic nie da.
-Tak wiem, ale nie mogłem siedzieć bezczynnie, prosiłem cię o zgodę, jednak odmówiłeś mi nie podając żadnego powodu.
-Miałem powód! Próbowałem cię chronić przed twoją własną głupotą! Wiedziałem czego zażąda Hel. Wiedziałem, jakie są jej warunki. Czego dokładnie zażądała tym razem?
- Żeby Loki został w Niflheimie, ale pozwoliła po niego wrócić za cztery dni.
- A słyszałeś, żeby ktoś kiedyś stamtąd wrócił?
- Nie.
- A wiesz dlaczego? Bo  nie było takiej osoby. Nie jesteś pierwszy, który usłyszał podobną propozycję, oszukała cię, z tego miejsca się nie wraca. Jeżeli będziesz chciał tam wrócić i sam się przekonać, to cię nie zatrzymam, ale nie rób sobie nadziei.

***
Musiałam się czymś zająć przez te cztery dni, żeby nie myśleć o ostatnich wydarzeniach, postanowiłam ćwiczyć kontrolę nad swoimi zdolnościami, tak jak w Alfheimie. Znalazłam parę książek, które okazały się dosyć pomocne, większość czasu spędzałam więc na ćwiczeniach.  Szybko przekonałam się, że samodzielne ćwiczenia są znacznie trudniejsze, a chwilowy brak koncentracji może mieć nieprzyjemne konsekwencje, ale nie zamierzałam się poddawać.
Mimo wielu sprzeciwów udało mi się przekonać Thora, że wybieram się razem z nim do Niflheimu i nie zmusi mnie do siedzenia bezczynnie w Asgardzie i dłuższego czekania.
Byłam w tej krainie dopiero po raz drugi i miałam nadzieję, że już nigdy więcej tam nie wrócę. Nie wytrzymałabym w tym miejscu paru godzin, a o paru dniach wolę nawet nie myśleć. Hel siedziała na swoim tronie i wpatrywała się w przestrzeń przed sobą, z jej twarzy nie potrafiłam wyczytać żadnych emocji. Obok zobaczyłam Lokiego, siedział na czymś co wyglądało jak krzesło zrobione z ludzkich kości, przestraszyłam się bo nie dawał żadnych oznak życia, był okropnie blady, głowę miał opuszczoną, a oczy zamknięte. Podbiegłam żeby sprawdzić czy żyje...



środa, 6 sierpnia 2014

Rozdział 17


Niflheim, kraina umarłych, zimna, przygnębiająca i wzbudzająca strach. Pustkowie otulone gęstą mgłą, w której czasami dało się słyszeć zawodzenie umarłych.
- Dokąd teraz? - Zapytał Loki.
Jakby w odpowiedzi mgła przed nimi opadła, ukazując wąską ścieżkę.
- Chyba tędy. - Odpowiedział Thor i ruszył wyznaczoną we mgle drogą, Loki dopiero po chwili poszedł za nim. Mgła gęstniała przy kamiennych schodach, prowadzących do tronu, na którym siedziała, wysoka i bardzo szczupła kobieta, w czarnej sukni.
- Witaj Hel... - Zaczął Thor, jednak ta przerwała mu gestem ręki.
- Kogo ja widzę? Czy mi się wydaje, czy to mój własny ojciec raczył mnie odwiedzić? A ja sądziłam, że spotkamy się dopiero po jego śmierci. - Część twarzy Hel wykrzywiła się w złowieszczym uśmiechu, tylko część, ponieważ była tylko w połowie żywa, druga jej połowa była rozkładającym się ciałem. - Słucham więc, co was do mnie sprowadza?
- Chcemy przejść do krainy cieni. Przepuścisz nas?
- Ah tak, oczywiście. Już rozumiem, zrobimy tak, przepuszczę was tam obu, wrócicie tutaj we trójkę, ale do świata żywych wypuszczę tylko dwie osoby.
- Jak to? Co to ma znaczyć?
- Otóż mój drogi ojciec, zostanie tutaj, ze mną. Przyda mi się jakieś żywe towarzystwo, ci martwi nie są zbyt rozmowni, jak pewnie sami zauważyliście.
Do Lokiego dopiero po chwili dotarło, to co przed chwilą usłyszał. Wiedział, że Hel nie przepuści ich tak po prostu, ale nie sądził, że zażąda, aby został w Niflheimie.
- Dlaczego chcesz żebym tu został? Do niczego ci się tutaj nie przydam.
- Masz rację, ale jakiś czas temu miałam przez ciebie sporo roboty, ci wszyscy śmiertelnicy, którzy zginęli, bo tobie zachciało się władzy. Ilu lamentów się nasłuchałam, ilu próśb żebym pozwoliła im wrócić do rodziny, te tłumaczenia, że to tylko dziecko i miało całe życie przed sobą. Ale wiesz czego najbardziej wszyscy chcieli? Sprawiedliwości. Skoro ty zadecydowałeś o ich losie, niech ktoś inny zadecyduje o twoim. To chyba sprawiedliwe.
- Zostanę, zamiast niego. - Powiedział Thor, na co Hel pokręciła tylko głową.
- Wiedziałam, że to powiesz, całkiem ciekawa oferta, ale nie zamierzam jej przyjąć, znacie już moje zdanie.
- W takim razie znajdziemy inną drogę.
- To niczego nie zmienia, on zostaje. Decydujcie się, przechodzicie czy nie?
- Otwieraj to przejście. - Powiedział Loki.
- Jak sobie życzysz. - Odparła Hel, wyszeptała jakieś zaklęcie i po chwili przejście było otwarte. - Macie dwie godziny, po tym czasie portal się zamknie i zostaniecie tam na zawsze.
Loki poszedł pierwszy i kilka sekund później stał już na dziedzińcu zniszczonego zamku.
- Coś ty zrobił? - Usłyszał, chwilę później.
- Bądź cicho, albo zaraz ściągniesz na nas całą armie tych stworów.
- Czy do ciebie nie dociera, że zginiesz?
- Dotarło, zginę. Możemy już iść?
Thor zauważył, że ciągnięcie dalej tej rozmowy nic nie da, skierował się więc w stronę wejścia do zamku. Cienie były przebiegłe, spodziewały się, że ktoś przyjdzie po dziewczynę, dlatego cały zamek był czujnie obserwowany, ich władca już wiedział o przybyciu dwójki obcych.

***

Znów zobaczyłam jednego z tych stworów, sądziłam, że jak zwykle przyniosły mi tylko coś do jedzenia, ale tym razem było inaczej. Poczułam jak ich zimne kościste ręce zaciskają mi się na ramionach, nie próbowałam się szarpać, ani krzyczeć, już dawno dotarło do mnie, że to nic nie da. Było mi już całkowicie obojętne, dokąd mnie zabierają. Znów zobaczyłam tą samą salę co za pierwszym razem, tylko tych stworzeń było znacznie więcej. Przestraszyłam się, gdy otoczyły mnie ciasnym kręgiem, przez chwilę myślałam, że to już koniec, że zaraz stanę się jedną z nich, ale minęło kilka minut i nic się nie wydarzyło, nadal byłam sobą.
- Wybacz, że zakłócamy twój spokój, ale twoi przyjaciele, przyszli z wizytą. Pomyślałem, że będziesz chciała ich zobaczyć, zanim zginą.
Po plecach przebiegł mi zimny dreszcz, walka z tymi stworami była zwyczajnie niemożliwa, one nie miały ciała, były całkowicie odporne na jakiekolwiek rany.
- Murrak, zadbałeś żeby nasi goście dotarli w odpowiednie miejsce?
- Oczywiście mój panie, są tuż za drzwiami. - Powiedział stwór, a drzwi gwałtownie się otworzyły. - Zapraszamy do nas, lepiej nie błąkać się samemu po tym zamku. Łatwo się tutaj zgubić.
- Powiedzcie, gdzie jest Jessica, a odejdziemy i obiecuje, że nie stanie wam się krzywda. - Powiedział Thor, na co stwory wybuchnęły śmiechem.
- Po co te groźby? Mam dla ciebie ofertę, jeżeli uda ci się dostać do środka kręgu, będziesz mógł zabrać dziewczynę i obiecuje, że nikt nie stanie ci na drodze.
Thor nie odpowiedział, podszedł do kręgu, jednak czegokolwiek by nie próbował, cienie nie poruszyły się nawet o centymetr.
-Jakież to zabawne. - Powiedział Murrak. - Czyżby twój magiczny młotek okazał się bezradny? Miałeś szansę pokazać co potrafisz i wszyscy na pewno są pod ogromnym wrażeniem, teraz moja kolej.
To mówiąc zacisnął dłoń w pięść, a jego oczy błysnęły. Thor zrobił się okropnie blady i upadł na podłogę.
- Teraz twoje serce pracuje bardzo słabo, za kilka minut będziesz martwy, a swoją szansę na pokonanie mnie dostanie twój kolega, może będzie miał więcej szczęścia.
Poczułam jak moja moc rośnie, razem z wściekłością na te stwory, wydawało mi się jakbym straciła panowanie nas własnym ciałem, widziałam co się dzieje, ale nie byłam w stanie nic zrobić. Wiedziałam, że straciłam panowanie nad mocą, ale coś mi podpowiadało, żeby nie próbować odzyskiwać kontroli. Pomieszczenie powoli zaczęło wypełniać się białym, ciepłym światłem, zamknęłam oczy, po tak długim przebywaniu w całkowitej ciemności, raziło mnie najmniejsze światło. Usłyszałam, przeraźliwe krzyki tych stworzeń, wszystko trwało może kilka minut, po czym światło zgasło. Otworzyłam oczy, zobaczyłam jak Thor wstaje z podłogi, a Loki patrzył na mnie, chyba dalej nie rozumiejąc co się przed chwilą wydarzyło.
- Dobrze się czujesz? - Zapytał po chwili.
- Lepiej niż parę minut temu, ale poczuje się jeszcze lepiej jak stąd wyjdziemy.
- Ta, masz rację. - Odparł, ale jego głos brzmiał jakoś dziwnie, jakby nie chciał wracać, albo się czegoś bał.
- Wszystko w porządku? - Zapytałam, jednak nie dostałam odpowiedzi, miałam złe przeczucie, że to wcale nie koniec kłopotów.

W tym tygodniu wstawiam wam rozdział troszkę wcześniej, mam nadzieję, że się podobał i czekam na wasze komentarze. Pozdrawiam.

piątek, 1 sierpnia 2014

Rozdział 16


Thor niecierpliwił się coraz bardziej. Loki już od prawie godziny szukał potrzebnych informacji, a wszystkie pytania ignorował.
- Wiesz już coś? - Zapytał po raz kolejny.
- Porwały ją cienie, więc jest pewnie w ich krainie.
- Jak się tam dostać?
- To nie takie proste, wejść tam mogą tylko cienie, lub dzieci złożone im w ofierze. Z tego co wiem nie spełniasz tych warunków.
- Musi być jakiś inny sposób.
- Jest jeszcze jedno wejście, znajduje się w Nilfheimie i otworzyć je może tylko Hel.
- Nie można tak po prostu wejść do Nilfheimu, to kraina zmarłych, żywi nie mają tam wstępu.
- Innej drogi nie ma.
- Muszę porozmawiać z Odynem, a ty pójdziesz ze mną. Uciekając złamałeś zasadę, która chroniła cię przed więzieniem.
- Próbowałem zapobiec temu co się wydarzyło i dlatego mam wrócić do więzienia?
- Odyn na pewno zrozumie, że chciałeś dobrze. Wiesz przecież, że nie mogę tak po prostu pozwolić ci odejść.
Gdy weszli do sali tronowej, Odyn był wyraźnie zaskoczony obecnością Lokiego. Obawiał się, że znów coś się wydarzyło, cały ten plan z resocjalizacją, od początku mu się nie podobał.
- Co to ma znaczyć? Co on tutaj robi?
-Wszystko ci wyjaśnię. - Odpowiedział Thor.
- W to nie wątpię, a tymczasem, straż, zabrać Lokiego, w ogóle nie powinien opuszczać więzienia.
- Zaczekajcie. - Powiedział Thor stając między Lokim, a strażnikami. - Ojcze, proszę wysłuchaj mnie najpierw.
Odyn dał znak strażnikom żeby się wycofali.
- No dobrze, słucham?
- Tym razem Loki nie uciekł bez powodu, z tego co mi powiedział, wiem że chciał chronić Jessicę.
- On? Chronić jakąś śmiertelniczkę? Chyba w to nie uwierzyłeś?
- Wierzę mu, nie miał powodów żeby kłamać. Wiemy, gdzie jest Jessica, jednak dostanie się tam, wymaga wejścia do Nifheimu, na co potrzebuję twojej zgody.
- Czyś ty oszalał? Nie ma mowy, nawet jeżeli to co mówisz jest prawdą, to nie pozwolę ci narażać życia, dla ratowania jednej śmiertelniczki, która i tak pewnie jest już martwa.
- Tego nie wiemy, ale jeżeli nic nie zrobię, to na pewno tak będzie.
-Powiedziałem już, nie zgadzam się na tę niedorzeczną wyprawę. Do odwołania masz zakaz opuszczania Asgardu. Straż, zabrać Lokiego.
- Sam się tym zajmę. - Powiedział Thor i wyszedł z sali tronowej, jednak przy schodach prowadzących do więzienia poszedł dalej.
- A ty dokąd? - Zapytał Loki, zaskoczony dziwnym zachowaniem brata.
- Chodź za mną i nie zadawaj głupich pytań, bo zmienię zdanie.
W końcu Thor zatrzymał się w części pałacu, do której mało kto zaglądał.
- Wiesz gdzie znajdują się przejścia między światami, więc powiedz mi gdzie jest przejście do Nilfheimu.
- Nie mam pojęcia, nigdy tam nie byłem. Znalezienie takiego przejścia może trwać nawet kilka tygodni i nie wiadomo dokąd dokładnie prowadzą.
- Musi być jakiś sposób, żeby się tam dostać, bez wiedzy Odyna.
- Jest jeszcze jeden sposób, ale to ryzykowne.
- O czym ty gadasz?
- Odpowiednio ułożone kamienie Norn, mogą przenieść cię w dowolne miejsce.
- Są w skarbcu i są bardzo pilnie strzeżone, nie mogę ich tak po prostu zabrać i wyjść, strażnicy już nas pewnie szukają.
- Są inne drogi, jedno z przejść, prowadzi bardzo blisko skarbca, ominiesz nim większość strażników, dalej będziesz musiał sobie radzić, pokażę ci gdzie jest wejście.
Przeszli korytarzami, które straż sprawdzała bardzo rzadko, aż dotarli pod spore drewniane drzwi zamknięte na niezbyt solidny zamek, Loki za pomocą zaklęcia otworzył drzwi i wszedł do środka.
- Biblioteka? Zwariowałeś? Przecież ktoś mógł tutaj być. - Powiedział Thor wchodząc do pomieszczenia.
- Jest już późno, a po za tym drzwi były zamknięte na klucz, więc raczej nikogo tu nie ma. - Odparł Loki uważnie przyglądając się regałom, w końcu wyciągnął kilka książek i nacisnął coś na tylnej ścianie regału, który po chwili odsunął się ukazując długi, wąski korytarz.
- Skąd wiesz o tym przejściu?
- Nie zapominaj że spędziłem tutaj znacznie więcej czasu niż ty, miałem okazję dokładnie się tu rozejrzeć. Idź już, tylko uważaj żeby ktoś cię nie zobaczył, gdy będziesz wracał.
Korytarz okazał się dłuższy, niż Thor się spodziewał, a na końcu pojawił się problem, przed drzwiami do skarbca stało dwóch strażników, wyglądali na zmęczonych, co oznaczało, że za niedługo będzie zmiana warty, wtedy przez kilka minut skarbiec nie będzie pilnowany. Po chwili strażnicy odeszli, Thor poczekał, aż znikną mu z oczu i wszedł do skarbca, szybko odnalazł kamienie i wrócił do biblioteki.
- Jakieś problemy? - Zapytał Loki, ale ton jego głosu świadczył, że tak naprawdę nie wiele go to obchodziło.
- Nic wielkiego. Potrafisz tego używać?
- Zaraz się przekonamy.
Loki przez chwile przyglądał się kamieniom, po czym ułożył je na podłodze. - Powinno działać. Stań blisko mnie. - Wypowiedział zaklęcie, kamienie zaświeciły i po chwili biblioteka była pusta.

Udało mi się wreszcie dokończyć ten rozdział, mimo licznych zmian nie jestem z niego zadowolona, ale czekam na wasze opinie, zachęcam do komentowania dla was to kilka sekund, a dla mnie wasza opinia znaczy naprawdę bardzo wiele.  

piątek, 25 lipca 2014

Rozdział 15


Obudziłam się w nocy, gdy poczułam, że ktoś szarpie mnie za ramię, a po chwili usłyszałam wołanie. Przetarłam zaspane oczy, było całkowicie ciemno, więc nie wiedziałam kto mnie wołał. Zobaczyłam postać stojącą przy moim łóżku, odruchowo złapałam wazon z kwiatami, stojący na szafce przy łóżku, w tym momencie świece w pokoju zapaliły się i zobaczyłam Lokiego.
- Co ty tutaj robisz?! - Zapytałam odstawiając wazon na miejsce, amulet na mojej szyi wciąż drgał i świecił, jednak nie zwróciłam na to uwagi.
- Nie krzycz...
- Jak mam nie krzyczeć?! - Nie dałam mu dokończyć.- Zjawiasz się tutaj w środku nocy, budzisz mnie! Tylko mi nie mów że uciekłeś!
- Nie, tak po prostu mnie wypuścili.
- Ty idioto! Sam się prosisz żeby wrócić do więzienia!
- Przestań wrzeszczeć, bo ktoś cię usłyszy.
W tym momencie w pokoju znów zrobiło się całkowicie ciemno. Mrok był tak gęsty, że nie widziałam wyciągniętej przed siebie dłoni, usłyszałam głuchy odgłos, jakby coś uderzyło o ścianę. Obróciłam się w tamtą stronę i zobaczyłam parę żółtych świecących oczu tuż przy mojej twarzy, odskoczyłam i na oślep ruszyłam w stronę drzwi, otworzyłam je i wybiegłam na korytarz, zaczęłam biec ile sił w nogach jak najdalej od tego stwora, jednak cały czas słyszałam szelest jego szaty tuż za mną. Ulżyło mi gdy zobaczyłam strażnika na końcu korytarza, zaczęłam wołać o pomoc, jednak on tylko stał jak zahipnotyzowany i patrzył w jeden punkt przed sobą, nie miałam czasu sprawdzić co mu się stało, ale wiedziałam, że nie mogę liczyć na jego pomoc. Przyspieszyłam bieg, mimo braku tchu, a to co mnie goniło nie okazywało oznak zmęczenia, nagle pojawiło się tuż przede mną, nie zdążyłam się zatrzymać i wpadłam prosto w kościste ręce tego stwora. Zaczęłam krzyczeć i się rzucać, jednak jego uchwyt był niesamowicie silny, spojrzałam na niego, próbowałam dostrzec twarz pod kapturem i z przerażeniem stwierdziłam, że jej nie ma, tylko te świecące ślepia o pionowych źrenicach, pamiętam jeszcze tylko to jego spojrzenie, nie wiem co działo się później, cały czas byłam przytomna, ale wszystko wyglądało jak we śnie, wspomnienia nakładały się na na siebie i zacierały.

***

Gdy Loki się obudził, było już całkowicie jasno, wiedział, że nie powinno go tam być, nim zdążył do końca się opamiętać, usłyszał skrzypienie otwieranych drzwi i zobaczył młodą elfkę wchodzącą do pokoju. Początkowo nawet go nie zauważyła, dopiero po chwili zorientowała się, że coś jest nie w porządku. Spojrzała na niego i odruchowo cofnęła się kilka kroków.  
- Co się tu dzieje? Gdzie jest Jessica? 
- Nie mam czasu na pogawędki.
- Zostań tam. Nie ruszaj się. 
- A kto mnie zatrzyma? Ty? 
- Ja? Nie, ale nie muszę. - W tym momencie do pokoju wbiegło kilku uzbrojonych strażników. - Nie tylko ty znasz magiczne sztuczki. 
 Strażnicy odprowadzili Lokiego do lochu i zamknęli w celi. Nie minęło wiele czasu, a do środka wpadł wściekły Thor, złapał Lokiego za gardło i uderzył nim o ścianę.
- Co ty znowu kombinujesz? Gdzie jest Jessica?
- Pogadamy, jak łaskawie przestaniesz mnie dusić.
- Gadaj i nie próbuj mnie okłamywać, bo pożałujesz. - Powiedział Thor, rozluźniając uścisk na tyle, żeby Loki mógł swobodnie oddychać.
- Domyślam się,kto ją porwał, ale muszę to sprawdzić. Z więzienia raczej tego nie zrobię.
- Dobra, idę z tobą, nie możesz sobie tutaj tak po prostu chodzić wolny.

***

Dziwne otępienie minęło dopiero, w sali tronowej jakiegoś zniszczonego zamku, to miejsce było przerażające, panowała tu całkowita ciemność, domyśliłam się, że te stworzenia nie znoszą światła, ale wciąż nie wiedziałam czego ode mnie chciały.
- Nareszcie. - Usłyszałam chrapliwy i bardzo nieprzyjemny głos. Stwór, który mnie tu przyprowadził cofnął się parę metrów.
- Kim ty jesteś? Czego wy chcecie? 
- Cóż za odwaga, tak się odezwać bez pozwolenia. Nie obawiaj się jednak, nie skrzywdzimy cię, chcę tylko odebrać to co należy mi się już od bardzo dawna.
- O czym ty gadasz? 
- O tym, że powinnaś tu trafić już jako niemowlę. Arrydzi byli spokojnym ludem, jednak oni też mieli swoje mroczne tajemnice. Przez długi czas, co roku składali mi w ofierze jedno niemowlę, to dawało mi potrzebną siłę i zyskiwałem nowego mieszkańca, jednak 20 lat temu ofiary nie było, wysłałem więc oddział, aby sprawdził co się stało, okazało się, że matka nie chciała złożyć ofiary, Arrydzi zbuntowali się przeciwko nam i zginęli, jednak matce z dzieckiem udało się uciec. Nie wiedziałem, że udało im się stworzyć specjalną broń, którą mogli nas pokonać. Przez te lata cały czas słabłem, jednak nareszcie się doczekałem, dzięki tobie stane się silniejszy niż kiedykolwiek przedtem.
- Nigdy ci się to nie uda. Nie stanę się jedną z was.
- Nie masz na to wpływu, z czasem po prostu zmienisz się w jedną z nas, a ja wchłonę twoją moc. Potrwa to trochę dłużej, bo jesteś starsza, ale ja jestem cierpliwy, czekałem tyle lat, poczekam jeszcze trochę.
Stwór za mną znów złapał mnie za rękę i zaciągnął do czegoś co kiedyś było więzieniem, nie było tam kompletnie nic. Nie wiem jak długo tam siedziałam, bo straciłam poczucie czasu, pory dnia tutaj niczym się od siebie nie różniły, cały czas było całkowicie ciemno, bardzo szybko stało się to nie do zniesienia, strasznie tęskniłam, za jakimkolwiek światłem. Cały czas jednak szukałam jakiegokolwiek sposobu na wydostanie się, z tego okropnego miejsca. 

Jest kolejny rozdział, mam nadzieję, że się podobał. Czekam na wasze komentarze.

czwartek, 17 lipca 2014

Rozdział 14


Loki z samego rana wrócił  do magazynu, od razu zabrał się, za przerysowanie run, było to czasochłonne zajęcie, bo niektóre symbole były bardzo skomplikowane. Gdy skończył runy zapaliły się na czerwono, tak jak powinny jeżeli wszystko zostało dobrze zrobione. Teraz wystarczyło poczekać, na efekt, do kilku dni, powinien odzyskać większą część swojej mocy. Wrócił do Stark Tower, po kilku godzinach, spróbował użyć kilku zaklęć i żadne nie sprawiło większych kłopotów. Do tej pory tak jak mu kazali pozostawał na jednym piętrze, jednak teraz postanowił zobaczyć większą część budynku, zwłaszcza, że w domu oprócz niego, był tylko Stark, gdzieś w swojej pracowni. Spodziewał się, że gdy tylko, opuści to piętro, włączy się jakiś alarm, jednak nic takiego się nie wydarzyło, nawet ten irytujący komputer nie zaczął, nic mówić. Schodził więc coraz niżej, nie znajdując nic ciekawego, gdy już chciał wracać, zza jednych drzwi usłyszał dziwny głos, nie rozpoznał do kogo należał i Loki nie zrozumiał co ten ktoś powiedział. Ostrożnie uchylił drzwi i zajrzał do środka, zobaczył dziwną postać unoszącą się kilka centymetrów nad ziemią, ubraną w długą czarną szatę i kaptur. W pomieszczeniu panował, półmrok, co nie było normalne, w południe.
- Mógłbym wiedzieć, kim pan jest i jak się tutaj dostał? - Zapytał Stark, wyraźnie zły.
- To ja tutaj zadaje pytania. - Odpowiedziała dziwna postać, a jej głos był nieprzyjemny i chrapliwy.
- Posłuchaj, nie wiem kim jesteś, ani czego chcesz, ale masz natychmiast stąd wyjść.
- Nie tym tonem. A teraz mów gdzie jest dziewczyna?
- Jaka dziewczyna? Chyba pomyliłeś domy.
- Powtarzam ostatni raz. Gdzie jest dziewczyna?
- Przecież ci mówię, nie wiem gdzie jest dziewczyna, której szukasz, a teraz wynoś się z mojego domu.
- Moja cierpliwość się wyczerpała, zginiesz, skoro nie chcesz gadać.
- Już się boję, nie ty pierwszy mi grozisz. - Odparł Stark, wracając do pracy przy nowej zbroi, w tym momencie poczuł ostry ból w płucach, upadł na podłogę i zaczął kaszleć, próbował złapać oddech, jednak nie potrafił.
Loki wiedział, że jeżeli nic nie zrobi, to Stark się udusi, jednak wejście tam będzie oznaczało konieczność użycia magii i wszystko się wyda. Nie wiedział, czy poradzi sobie z tym stworzeniem, w tym momencie, było ono znacznie potężniejsze. Sam do końca nie wierzył w to co chciał zrobić, ale postanowił pozbyć się tego stwora.
- Zamknij oczy! - Zawołał, wchodząc do środka i po chwili pomieszczenie wypełniło się oślepiającym światłem, stwór zawył rozpaczliwie, jakby światło, go raniło po czym zniknął, nie zostawiając po sobie śladu.
- Co to było? - Zapytał Stark, gdy udało mu się trochę ochłonąć i złapać oddech.
- Coś czego nie powinieneś denerwować.
- Zaraz zaraz... skąd ty się tu wziąłeś? Nie powinno cię tu być i chyba przed chwilą użyłeś magii, jak? Skoro nie masz swojej mocy.
- Przed chwilą uratowałem ci życie, może jakieś dziękuje?
- Nie zmieniaj tematu. Wiem co zrobiłeś, nie jestem głupi.
- Czyli tak wygląda twoja wdzięczność za uratowanie ci życia? Teraz mnie zamkniesz i powiesz pozostałym?
- Powinienem... ale nie zrobię tego, nie powiem nikomu co tu się wydarzyło, tylko nie każ mi tego żałować.

Tony już następnego dnia pożałował, tego co zrobił, okazało się, że Loki uciekł, avengersi przeszukali już wszystko, jednak nic nie znaleźli, nie było żadnych śladów, niczego. Teraz siedzieli w kuchni i czekali na Furego, musieli go powiadomić, mimo że nikt nie miał na to ochoty.
- Może lepiej mu nie mówić? - Zapytał Hawkey, wpatrując się w blat stołu.
- Czego mają mi nie mówić? - Fury od razu zauważył, że stało się coś złego. Na chwilę zapadła, bardzo nieprzyjemna cisza. - No powie mi ktoś w końcu o co chodzi?
- Loki uciekł. - Powiedział w końcu Bruce.
- Co? Może ktoś powtórzyć, bo chyba się przesłyszałem.
- Niestety nie, uciekł i nie mamy pojęcia, gdzie może być, przeszukaliśmy już wszystko.
- Jak?! Jak udało mu się uciec?! Jest was tutaj pięciu i żaden z was niczego nie zauważył?!
- Udało mu się odzyskać moc. - Powiedziała Natasha.
- No jeszcze lepiej! - Wrzasnął Fury uderzając dłonią w stół, tak że avengersi podskoczyli na krzesłach. - Jak wyście go pilnowali?! Już zwykła nastolatka radziła sobie lepiej od was! Musicie coś wiedzieć, skupcie się, nie mówił czegoś, co wzbudziło by podejrzenia, nie zauważyliście czegoś dziwnego?
- Ja wiedziałem, że odzyskał moc. - Powiedział Tony, a wszyscy spojrzeli na niego zszokowani, tym co usłyszeli.
- Coś ty powiedział Stark? - Zapytał Fury, starając się zapanować nad nerwami.
- Wiedziałem od wczoraj.
- I postanowiłeś to trzymać w tajemnicy, bo?
- Gdyby nie on, byłbym martwy.
- To niczego nie zmienia! Nadal jest jednym z najniebezpieczniejszych przestępców jakiego znamy. Powinieneś od razu go zamknąć i mnie powiadomić.
- Przecież odzyskał moc i tak by uciekł.
- Po coś dostałeś te kajdanki z Asgardu, żeby w razie takiej sytuacji uniemożliwić mu ucieczkę. Najważniejsze teraz to odnaleźć go jak najszybciej, wszyscy moi agenci będą go szukać, wy też spróbujcie jeszcze coś znaleźć. Jak Thor się pojawi, ma od razu się do mnie zgłosić.
Fury wyszedł, a wszyscy odetchnęli z ulgą i jak najszybciej zabrali się do pracy. 

wtorek, 8 lipca 2014

Rozdział 13


Rano obudziłam się i zeszłam na śniadanie, Neira już czekała na mnie w ogrodzie.
- Witaj, gotowa na kolejną lekcję?
- No pewnie. Co będziemy dziś robić?
- Chciałam wyjaśnić sprawę twojego pochodzenia, w końcu ci to obiecałam i wiem jakie to dla ciebie ważne.
- Dowiedziałaś się czegoś więcej? - Zapytałam, naprawdę ciekawa odpowiedzi.
- Rozmawiałam z paroma osobami, jedna z nich chcę cię koniecznie zobaczyć. Sądzi, że znała twoją matkę.
- Naprawdę? To wspaniale, chodźmy do niej. - Powiedziałam bardzo podekscytowana. Skoro ta kobieta znała moją matkę, to może wie gdzie mogę ją znaleźć.
- Spokojnie, ta kobieta nawet jak na elfkę, jest już bardzo stara, więc ostrzegam, że rozmowa musi być krótka.
- Rozumiem.
- Dobrze, chodźmy więc. - Poszłyśmy do miasta i skręciłyśmy w jedną z bocznych uliczek. Neira wprowadziła mnie do małego domku, w środku unosił się zapach gotowanego obiadu. Dom składał się tylko z salonu i małego pokoiku, w którym na łóżku leżała starsza kobieta. Jej oczy były zamglone, włosy całkowicie siwe, a twarz pomarszczona.
- Witaj dziecinko, usiądź przy mnie. - Powiedziała drżącym głosem, gdy weszłam do pokoju. Wzięłam więc jedno z krzeseł i usiadłam przy łóżku. - Ale ty wyrosłaś, gdy ostatnio cię widziałam, byłaś niemowlęciem, w ramionach swojej matki.
- Skąd wiesz, że to ja skoro byłam wtedy taka mała?
- Widzę to moje dziecko. Jesteś tak podobna do swojej matki. Masz jej oczy, dokładnie takie same.
- Skąd znasz moją matkę? Opowiesz mi o niej? - Zapytałam, z każdą chwilą moja ciekawość rosła.
- Niecałe 20 lat temu, gdy byłam w okolicznym lesie i zbierałam owoce. Znalazłam pod drzewem młodą kobietę, nie była elfką, leżała tam wyczerpana, brudna i ranna, a w ramionach trzymała niemowlę. Pomogłam jej, zabrałam ją do domu, opatrzyłam,  leczyłam przez długi czas i zajmowałam się dzieckiem, aż wróciła jej część sił. Wtedy opowiedziała mi co się wydarzyło, była z plemienia Arrydów, jako jedna z nielicznych ocalała z masakry jaka dotknęła ich lud. Zostali zaatakowani nocą, przez dziwne stworzenia, jednak nie chciała powiedzieć dokładniej jak wyglądały, za bardzo się ich bała. Powiedziała, że nie potrafiła złożyć ofiary i nie zrobiła tego. Jednej nocy zginęli prawie wszyscy w tym jej mąż, który poświęcił się, żeby ona mogła żyć i ocalić dziecko. Poradziłam jej, żeby poszła do zamku i opowiedziała co się stało, ci którzy dopuścili się czegoś takiego, powinni odpowiedzieć, za swoje zbrodnie, jednak ona uparła się, że to bez sensu, że teraz już nikt nie może jej pomóc. Kilka dni później, po prostu zniknęła, zostawiając niemowlę i list w którym podziękowała za pomoc i poprosiła o znalezienie dziecku bezpiecznego domu. Zaniosłam więc dziecko do kapłanki, która oddała cię tym, którzy cię wychowali.
- To straszne, co ją spotkało. Ale dlaczego mnie zostawiła?
- Chciała cię chronić, nie chciała żebyś poznała prawdę. Chciała ci zapewnić normalne życie, bez zmartwień i strachu.
- Miałam prawo wiedzieć. - Powiedziałam i poczułam jak łzy napływają mi do oczu. - Czy ona żyje? Wiesz gdzie jest teraz moja matka?
- Przykro mi, ale nie. Zanim odeszła przysięgłam jej, że nigdy nikomu nie powiem o tym co się wydarzyło, jednak po tylu latach, sądzę, że powinnaś znać prawdę. A teraz przepraszam cię, ale muszę odpocząć.
- Dziękuję. - Powiedziałam, czując jak coraz bardziej chcę mi się płakać, wyszłam z domku i najszybciej jak mogłam, poszłam do swojego pokoju, gdzie przestałam powstrzymywać łzy, tak chciałam poznać prawdę, a teraz wolałabym, nigdy nie usłyszeć tej historii. Po pewnym czasie do pokoju weszła Neira.
- Jak się czujesz? - Zapytała z troską w głosie.
- Beznadziejnie, żałuje, że poznałam prawdę. Mogę zostać sama?
- Oczywiście, jakbyś czegoś potrzebowała to jestem w pobliżu. - Powiedziała kładąc mi rękę na ramieniu w uspokajającym geście i wyszła.
Leżałam tak jeszcze przez jakiś czas i w końcu zasnęłam, zmęczona płaczem. Spałam bardzo krótko i miałam dziwny sen, usłyszałam tylko: "Nie możesz tutaj zostać." I się obudziłam, rozpoznałam ten głos, brzmiał jak wtedy w ogrodzie, to był Morag, musiałam go znaleźć. Wstałam i przez jakiś czas chodziłam po korytarzach, w końcu zobaczyłam go przez uchylone drzwi jego pokoju, stał przy oknie, wyglądał na zamyślonego. Ostrożnie zapukałam i weszłam do środka.
- Hej, możemy pogadać? - Zapytałam trochę niepewnie.
- Wiem po co przyszłaś. Chcesz zapytać o te ostrzeżenia, prawda?
- Tak, skąd o tym wiesz? - Ten chłopak był dziwny i zaczynałam się go bać.
- Miałem sen, widziałem już tą rozmowę i wiem co się za niedługo wydarzy. Musisz odejść, nie narażaj nas na niebezpieczeństwo.
- O czym ty mówisz? Dlaczego mam odejść i dokąd?
- Nie rozumiesz, oni przyjdą po ciebie, już cię szukają, widziałem jak wyruszyli. Wszyscy o nich zapomnieli, nikt się ich już nie boi, ale ja ich widziałem. - Gdy to mówił, był przerażony, widziałam jak trzęsą mu się ręce.- On też przyjdzie ale...
- Tak? Co dalej?
- Nie wiem. Nie widziałem.
- Ale kto po mnie przyjdzie? Jacy oni? - Zapytałam, ta rozmowa coraz mniej mi się podobała, kiedyś nie wierzyłam w prorocze sny, ale po tym co przeżyłam to było całkiem normalne.
- Cienie, upiory nocy. Będą bezwzględne, bo boją się gniewu swego władcy.
- Trzeba, kogoś powiadomić.
- Nikt ci nie uwierzy. Nigdy nikt nie wierzy, a to się stanie, ja wiem. A teraz odejdź, chcę być sam.
Postanowiłam go zostawić, miałam wrażenie, że i tak nic mi już nie powie. Zastanawiałam się kto może powiedzieć mi coś więcej o tych upiorach. Czułam, że muszę z kimś pogadać, postanowiłam odwiedzić Sjenę, był już wieczór, więc powinna być w domu. Wróciłam do miasta i bardzo szybko znalazłam odpowiedni dom. Zapukałam i chwilę później w drzwiach zobaczyłam uśmiechniętą Sjęnę.
- Hej, fajnie że przyszłaś, wchodź, moja mama upiekła ciasteczka. - Powiedziała, jednak jej uśmiech zniknął gdy zobaczyła, moje wciąż czerwone od płaczu oczy. - Coś się stało?
- Możemy pogadać? 
- Pewnie, chodź ze mną. - Powiedziała i zaprowadziła mnie do mniejszego pomieszczenia, w którym stało tylko łóżko i szafka nocna, na której paliła się świeca. - Siadaj i mów co się dzieje?
Zazwyczaj nie zwierzam się nowo poznanej osobie, jednak potrzebowałam z kimś pogadać, a Sjena bardzo chętnie mnie wysłuchała i pocieszyła. 
- Mam do ciebie pytanie. - Powiedziałam, po chwili milczenia jaka zapadła po mojej opowieści.
- Możesz śmiało pytać.
- Słyszałaś kiedyś o cieniach, czy upiorach nocy? - Sjena uśmiechnęła się do mnie.
- A co? Chcesz mieć czym straszyć rodzeństwo jak wrócisz do domu? Czy interesują cię fikcyjne postacie?
- Nie mam rodzeństwa, a dlaczego mówisz, że fikcyjne?
- No bo wszyscy wiedzą, że one nie istnieją, straszy się nimi małe dzieci, mi też jak byłam mała rodzice mówili, że przyjdzie upiór nocy i mnie porwie, jak będę niegrzeczna.
- Czyli nie ma możliwości, żeby były prawdziwe?
- Nie, widzę, że ktoś cię porządnie nastraszył. 
- Trochę. Pójdę już późno się zrobiło. - Powiedziałam wstając i idąc w stronę wyjścia.
- Dobra, wpadnij kiedyś to znowu pogadamy.
Gdy wracałam było już ciemno, więc od razu poszłam do siebie. To był długi dzień i miałam nadzieję, że szybko zasnę.

Tak jak obiecałam jest kolejny znacznie dłuższy rozdział, mam nadzieję, że wam się podobał.

Rozdział 12


Po długich poszukiwaniach, Loki znalazł sposób na odzyskanie mocy, w księgach było ich kilka, jednak do jednego nie miał wymaganych składników i raczej nie znalazłby ich na ziemi, a drugie wymagało innego czarodzieja. Został mu więc ostatni sposób, który wymagał użycia run, było to dosyć ryzykowne, bo wystarczył jeden błąd, żeby runy zadziałały zupełnie inaczej. Pozostało jeszcze znaleźć miejsce, gdzie nikt nie będzie mu przeszkadzał. Postanowił zabrać się za to od razu, czym szybciej wydostanie się z tego miejsca tym lepiej.
- Dokąd to? - Zapytał Hawkeye, widząc, jak Loki kieruje się do wyjścia.
- Nie muszę ci tego mówić. - Odparł Loki i wyszedł z budynku, prosto na zatłoczony chodnik. Minął rok od czasu jak, był tutaj ostatnio i na ulicach wciąż widać było część zniszczeń jakie pozostawiła po sobie armia obcych. Po kilku godzinach, miał dosyć tłumu i hałasu jaki robiły ciągle przejeżdżające samochody, ale opłaciło się znalazł to czego szukał, był to stary opuszczony magazyn, do którego raczej nikt nie wchodził. Drzwi były uchylone, nie dało się ich zamknąć, bo ktoś poważnie uszkodził zamek. W środku znajdowało się jeszcze parę regałów, w kącie stały jakieś pudła. Było tam dosyć ciemno bo okna ktoś zabił drewnianymi deskami, jedynym źródłem światła, była migająca żarówka, która ledwo trzymała się na cienkim kablu. Rozejrzał się trochę po magazynie i postanowił wracać, na zewnątrz od dłuższego czasu było już całkowicie ciemno, a powrót zajmie mu trochę czasu.

W tym czasie w Stark Tower.
- Jak to nie powiedział gdzie idzie? - Zapytał Stark nerwowo chodząc po salonie.
- No normalnie, przecież sam mu powiedziałeś że nie musi. - Odparł Hawkeye.
- Wiem, ale może jednak trzeba było za nim iść. Przecież jak ucieknie, to Fury nas pozabija.
- Uspokój się, wymagamy od niego żeby przestrzegał zasad, więc sami też się do nich stosujmy. - Powiedział Kapitan Ameryka . - Jeżeli złamie te zasady, to wtedy będziemy działać.
- Jak złamie te zasady może być za późno na działanie.
- Zgadzam się z Kapitanem. - Powiedział Bruce. - Nie możemy kontrolować go na każdym kroku, bo tu zwariujemy.
- Niech wam będzie. Tylko potem mi nie mówcie, że nie ostrzegałem. - Odparł Tony i poszedł do swojego warsztatu. Musiał się czymś zająć.

Wiem, że ten rozdział wyszedł mi wyjątkowo krótki, dlatego jeszcze dziś pojawi się kolejny.  :)  

poniedziałek, 30 czerwca 2014

Rozdział 11


Nie pamiętam, kiedy ostatnio obudziłam się tak wypoczęta. Poleżałam jeszcze chwilę i postanowiłam wstać. Jakiś czas później usłyszałam pukanie do drzwi.
- Proszę. 
- Jak się spało? - Zapytała Neira, wchodząc do pokoju.
- Świetnie, dawno tak nie wypoczęłam.
- Zanim zejdziemy na śniadanie, chcę ci coś dać, wiem o twoich problemach z panowaniem nad mocą, pomożemy ci wziąć ją pod kontrolę. - Powiedziała, podając mi naszyjnik z okrągłym niebieskim kamieniem otoczonym małymi kryształkami.
- To jest prześliczne, ale nie mogę tego przyjąć. Na pewno jest bardzo drogie.
- Drogie? Może byłoby tam gdzie żyłaś do tej pory, u nas nie ma takiego pojęcia, wszystko co ktoś wykonuje jest dla dobra nas wszystkich, dzięki temu każdy z nas jest tak samo ważny. Nie daję ci tego bez powodu, jeżeli ten błękitny kamień zacznie mocno świecić i drgać, to będzie znaczyło, że twoja moc wymyka się z pod kontroli, moc naszyjnika pomoże ci się uspokoić i wchłonie nadmiar mocy. Wiele elfów posługuje się magią i początkowo, każdy dostaje taki kamień, ten należał do mnie, gdy  uczyłam się panować nad swoją mocą.
- Dziękuję, na pewno się przyda. - Powiedziałam, zakładając naszyjnik.
- A teraz chodźmy na śniadanie. - Droga do jadalni była bardzo prosta i od razu ją zapamiętałam, zastanawiałam się co jadają elfy, sama nie wiem czego się spodziewałam, na stole stało wiele potraw, większość z warzyw lub owoców, mięso też było, jednak w bardzo małych ilościach, tyle nasłuchałam się bajek i opowieści o elfach, że zdziwiła mnie nawet ta drobna ilość mięsa. W sali siedziało już kilka innych elfów, pogrążonych w rozmowach. Po śniadaniu wyszłyśmy do ogrodu, gdzie miałam uczyć się kontroli nad moimi zdolnościami. Usiadłyśmy pod jednym z drzew, niedaleko strumienia płynącego przez cały ogród.
- Zaczniemy od czegoś łatwego. Widzisz tamto jabłko? - Zapytała Neira pokazując na owoc, wiszący kilka metrów nad nami, kiwnęłam tylko głową w odpowiedzi. - Spróbuj je zerwać, nie ruszając się z miejsca.Wyobraź sobie, jak przylatuje ci do ręki, spróbuj narzucić mu swoją wolę. To jedna z najważniejszych zasad, żeby kontrolować swoją moc, musisz wyćwiczyć sobie siłę woli.
Skupiłam swój wzrok na jabłku i wyobraziłam sobie jak leci w moją stronę, po chwili owoc oderwał się i powoli przyleciał do mojej dłoni.
- Doskonale, właśnie o to chodziło. Trudność tego ćwiczenia, zależy od wielkości przedmiotu. Skoro poszło ci tak dobrze, spróbujemy z czymś większym. Przed nami leży dosyć duża zerwana gałąź, spróbuj przysunąć ją bliżej.
Skoncentrowałam się na gałęzi, wyobraziłam sobie jak się przysuwa, dokładnie tak jak zrobiłam z jabłkiem, ale tym razem nie było efektu. - Nie dam rady. - Powiedziałam po kilku próbach.
- A ja ci mówię, że dasz radę. Weź parę głębokich oddechów, odpręż się, oczyść umysł, ze wszystkich innych myśli. Jak to zrobisz, wtedy skoncentruj się na gałęzi i spróbuj jeszcze raz.
Posłuchałam tej rady i po kilku kolejnych próbach, gałąź powoli przesunęła się w moją stronę.
- Udało mi się! - Krzyknęłam uradowana.
- Mówiłam, że ci się uda, to łatwiejsze niż się wydaje. Teraz spróbujemy czegoś trudniejszego, spróbuj tak samo jak podniosłaś gałąź, podnieść siebie.
- To na pewno mi się nie uda. Ledwo podniosłam tę gałąź.
- Tylko spróbuj, to jak podnoszenie przedmiotu, tylko w przypadku człowieka, musisz pokonać jego wolę i narzucić mu własną.
Znów spróbowałam podobnie jak z gałęzią, tylko tym razem skupiłam się na sobie, jednak nic z tego nie wyszło. - Nie dam rady, to dla mnie za trudne. - Powiedziałam po kilku próbach.
- Nie przejmuj się, chciałam sprawdzić jaki jest limit twoich możliwości, to ćwiczenie zazwyczaj udaje się dopiero po dłuższym treningu. Pokażę ci jak to działa, gdy już to wyćwiczysz. Wstań i złap mnie za ręce. - Powiedziała Neira, gdy to zrobiłam, elfka zamknęła oczy i po chwili unosiłyśmy się kilka metrów nad ziemią, spojrzałam w dół i trochę zakręciło mi się w głowie, jednak uczucie, było wspaniałe, wszystko w dole wydawało się takie małe. Neira uśmiechnęła się widząc zachwyt na mojej twarzy i zaczęłyśmy powoli zbliżać się do ziemi, aż w końcu poczułam grunt pod nogami.
- To było niesamowite! Nie mogę się doczekać, aż będę tak potrafiła.
- Spokojnie, na dzisiaj wystarczy tych wrażeń, wracajmy do zamku. - Zjadłam obiad, a potem miałam czas dla siebie, wróciłam więc do ogrodu, położyłam w cieniu jednego z drzew, rozkoszowałam się pięknym zapachem kwiatów i obserwowałam latające nade mną ptaki.
- Nie jesteś tu bezpieczna. - Usłyszałam, momentalnie zaczęłam się rozglądać, za kimś kto to powiedział, ale nikogo nie zauważyłam. Pomyślałam, że pewnie coś mi się wydawało, jednak to co usłyszałam nie dawało mi spokoju. Postanowiłam przejść się do miasta, żeby czymś się zająć. Chodziłam po uliczkach, przyglądałam się różnym przedmiotom na straganach, zatrzymałam się przy okrągłej fontannie na rynku, z której tryskały strumienie czystej wody, poczułam chłód, gdy kilka kropli wody spadło mi na twarz.
- Nie możesz tu zostać. Uciekaj. - Znów ten sam głos tym razem, byłam pewna, że mi się nie wydawało, dochodził z wąskiej uliczki, podeszłam bliżej i w cieniu budynku ujrzałam młodego chłopaka, przyglądającego mi się uważnie, gdy tylko zorientował się, że go zauważyłam zaczął uciekać w głąb uliczki.
- Hej! Zaczekaj! - Zawołałam i zaczęłam biec za nim, jeżeli to on twierdził, że nie jestem tu bezpieczna to niech mi chociaż wyjaśni, dlaczego. Goniłam go dosyć długo, jednak w pewnym momencie dobiłam do młodej elfki, niosącej owoce w koszu, które wysypały się pod wpływem zderzenia.
- Przepraszam. - Powiedziałam i schyliłam się, żeby pomóc jej pozbierać owoce.
- Nic się nie stało. Dokąd tak pędziłaś?
- Nie ważne. Znasz może, takiego młodego chłopaka, miał krótkie jasne włosy, średniego wzrostu, ubrany na czarno.
- Pytasz o księcia Moraga?
- Księcia?
- Tak, Morag jest synem naszej królowej. Dlaczego o niego pytasz?
- Widziałam go, gdy spacerowałam po mieście. Wydał mi się trochę dziwny.
- Pewnie przez ten jego czarny strój. Ubiera się tak od śmierci ojca. Kiedyś, był zupełnie inny, bardzo wesoły i pełen życia.
- Co się stało z jego ojcem? Jeżeli mogę wiedzieć.
- Zginął na wojnie jakieś trzy lata temu. Wszyscy bardzo to przeżyli, jednak Morag nie potrafi sobie z tym poradzić. Całymi dniami włóczy się po mieście jak duch, królowa obawia się, że zostanie już taki na zawsze.
- To przykre. Musiał bardzo kochać swojego ojca.
- Tak, podobno byli bardzo zżyci ze sobą. Morag nie widział świata poza nim.
- Dziękuje ci...
- Jestem Sjena.
- Dziękuje ci Sjeno, bardzo mi pomogłaś.
- Nie ma za co. Nie jesteś stąd prawda? Inaczej byś o tym wiedziała.
- Tak, nie jestem stąd. Chyba to widać?
- Troszkę, muszę teraz iść, ale jak będziesz miała ochotę pogadać to wpadnij do mnie, mieszkam w tym domu po prawej.
Pożegnałam się ze Sjeną i wróciłam do zamku, następnego dnia postanowiłam odszukać Moraga i dowiedzieć się o co mu chodziło. Po tylu wrażeniach zasnęłam bardzo szybko.
Morag spał bardzo niespokojnie, znów śniła mu się ta kraina pogrążona w wiecznych ciemnościach. Nigdy tam nie był, nie wiedział gdzie się znajduje, a jednak od pewnego czasu co noc widział ją w swoich snach. Zawsze było tam całkowicie pusto, tylko zniszczony zamek z czarnego kamienia, jednak tej nocy, było inaczej. Zobaczył postać ubraną w długie czarne szaty, wyglądało to jakby unosiła się kilka centymetrów nad ziemią, wszędzie było całkowicie ciemno. Postać weszła do dużej sali, na końcu której na starym, kamiennym zniszczonym tronie siedziała inna postać o żółtych świecących w ciemności oczach, i pożółkłych kościstych dłoniach spoczywających na oparciach tronu. Wyglądało, jakby nie miała twarzy, tylko te świecące oczy pod kapturem i ciemność.
- Jakie wieści przynosisz tym razem? - Zapytał, gdy tylko pierwszy stwór zbliżył się do tronu. Jego głos był słaby, jednak słychać go było bardzo wyraźnie.
- Czarodziejka odnalazła dziewczynę.
- Świetnie gdzie ona jest?
- Ostatnio widziała ją na małej planecie nazywanej ziemią. Czarodziejce udało się ją schwytać, jednak, musiała ją uwolnić. Żeby nie wzbudzić podejrzeń.
- Czyich podejrzeń? Kto był tam na tyle potężny by móc nam zagrozić?
- Jeden z asgardczyków, mój panie. Przyszedł, zanim czarodziejka zdążyła przekazać nam dziewczynę, ale znajdziemy ją, przysięgam.
- No to na co jeszcze czekasz?! Jesteś moim najwierniejszym sługą Murrak, jednak moja cierpliwość ma swoje granicę, weź kilku pomocników i sprowadźcie ją do mnie. Już zbyt długo czekam.
- Tak jest.
Kilka minut później Murrak na czele siedmiu innych stworów udał się na poszukiwania. Wiedział dobrze, że tym razem nie może zawieść swojego władcy.
W tym momencie sen Moraga się skończył, chłopak znów obudził się przerażony w swoim łóżku. Wiedział, że to co przed chwilą zobaczył wydarzyło się naprawdę lub wydarzy w najbliższym czasie.