niedziela, 30 marca 2014

Część XV

Tymczasem na Jotunheimie.
Sif wyszła przez okno i rozejrzała się. Nigdzie nie było nawet śladu po olbrzymach, co ją zaniepokoiło. Środek usypiający, był silny, ale nie, aż tak, aby wszyscy w całym zamku zasnęli.
- O co tutaj chodzi? - Zapytała, gdy wszyscy już wyszli.
- Nie ma olbrzymów, więc powinniśmy się cieszyć. - Powiedział Volstagg.
- No właśnie, na dziedzińcu zawsze stoi co najmniej kilku strażników, a teraz jest tu całkowicie pusto.
- To pułapka. - Powiedział Hogun. - Nie powinniśmy wychodzić na dziedziniec.
- Dajcie spokój, nikogo tu nie ma, więc wynośmy się stąd, zanim ktoś nas zauważy. - Odparł Fandral.
- Więc idźcie. - Powiedział ktoś stojący w cieniu na dziedzińcu.
- Kim jesteś? Wyjdź z cienia i pokaż się. - Powiedział Thor.
- Nie ma takiej potrzeby, chciałem wam tylko coś powiedzieć.
- To mów.
- Chyba nie sądziliście, że daliśmy wam tak po prostu uciec, nie jesteśmy głupi. Cały czas byliście obserwowani, ale nie zamierzamy was zatrzymać, ani was ścigać, pozwolimy wam odejść. 
- Dlaczego?
- Bo wychodząc z celi, sami skazaliście się na śmierć.
- Mów o co ci chodzi, albo spadaj. - Powiedział zdenerwowana Sif.
- Spokojnie, aż tak wam się spieszy, by zginąć? Już wszystko wyjaśniam. Mamy tu ostatnio problem z watahą śnieżnych wilków, do tej pory polowały, ale nigdy nie były tak agresywne jak ostatnio, bez swojej broni, będziecie dla nich łatwym łupem.
- Dlaczego nam o tym mówisz? - Zapytał Thor.
- Tak jakoś bez powodu, uznałem że powinniście o tym wiedzieć. Zawsze możecie spróbować drogi przez jaskinie, ale to chyba nie jest o wiele bezpieczniejsza droga. Jeszcze tylko jedno, jak uda wam się przeżyć to pozdrówcie tego, który was zdradził i załatwił wam tą przygodę.
- Jaki zdrajca? O czym ty gadasz? - Zapytał Thor.
-  Jeszcze się niczego nie domyśliliście, naprawdę? Macie zdrajcę w Asgardzie, nie ukradliśmy tesseractu, dostaliśmy go w prezencie od jednego z assów, zawarł przy tym jakąś umowę z naszym królem.
- Kim on był? Jaką umowę? 
- Przykro mi, ale mój czas dla was właśnie się skończył poza tym i tak powiedziałem wam już za dużo. Powodzenia.
- Czekaj, powiedz kto dał wam tesseract.
- Odszedł i my też musimy iść. - Powiedział Thor.  
- Dokąd? Słyszałeś co on powiedział, nie mamy szans wydostać się stąd żywi. - Powiedział Fandral.
- Spróbujemy przejść jaskiniami. 
-No dobra to chodźmy, zanim tu pozamarzamy.
Droga do jaskiń była spokojna, tylko co jakiś czas dało się słyszeć odległe wycie wilków.
- Co zamierzasz zrobić? - Zapytała Sif.
- O co ci chodzi? - Odpowiedział pytaniem na pytanie Thor.
- Wiesz dobrze o co mi chodzi i  wiesz kto nas zdradził.
- Sądzisz, że to Loki?
- Nie, nie sądzę, ja to wiem.
- Wierzysz temu komuś na dziedzińcu, może to on kłamał.
- Dlaczego miałby kłamać?
- Nie wiem, ale nie wiem też czy to Loki nas zdradził.
- Czemu tak uparcie go bronisz?
- Nie bronię go, przekaże Odynowi, to co się dowiedziałem i to on zadecyduje co dalej. Koniec rozmowy.
Przeprawa przez jaskinie nie była łatwa. Korytarze były ciemne i wąskie, wiele z nich kończyło się ślepymi zaułkami. Olbrzymy nie korzystały z tych przejść, bo zbyt łatwo się w nich zgubić, zawsze wybierały okrężną drogę.
- Czy tylko ja mam wrażenie, że kręcimy się w kółko? - Zapytał Volstagg., po dłuższym czasie.
- Wydaje ci się, te korytarze są po prostu do siebie bardzo podobne, a poza tym jest  ciemno.
- Ktoś w ogóle wie gdzie jesteśmy?
- Mniej więcej. - Odparł Thor.
- To znaczy, że nie. Krążymy po tych jaskiniach, już chyba z godzinę, zgubiliśmy się.
- Gdybyś przestał na chwilę marudzić i spojrzał przed siebie, to zobaczyłbyś wyjście. - Powiedziała zdenerwowana narzekaniem Volstagga, Sif.
- No nareszcie, możemy się stąd wynosić.
- Nie ciesz się tak. - Powiedział Thor, pokazując na stado wilków.
- Jakim cudem te bestie dotarły tu przed nami, przecież cały czas słyszeliśmy je gdzieś za sobą.
- Znają te tereny lepiej od nas.
Wilki miały grube białe futro, chroniące przed zimnem i będące doskonałym kamuflażem, były o połowę większe od normalnych wilków. Życie w trudnych warunkach nauczyło je świetnie polować.
- Wygląda na to, że tu na nas czekały. Jakieś pomysły co teraz? - Zapytał Fandral.
- Trzeba zabić lidera, wtedy reszta stada ucieknie. - Odpowiedział Hogun.
- A który tu jest liderem? - Zapytał Thor.
- Dowiemy się gdy zaatakują, jeden nie weźmie udziału w walce, to jego trzeba zabić.
Wilki stały jeszcze przez chwilę, powarkując, jakby czekały na znak, że mają atakować. Po chwili zaatakowały, wszystkie równocześnie, jak na wydaną komendę.
Thor wyminął dwa, które rzuciły się na niego i zaczął rozglądać się, za tym, który nie bierze udziału w walce. Nie było trudno go znaleźć, stał w wyjściu z jaskini i przyglądał się walce, było widać, że jest najstarszy w stadzie. Jego futro było poszarzałe, a pysk poznaczony blinami po wcześniejszych walkach. Na zwierzęciem wisiało kilka sopli lodowych, na tyle dużych, że gdyby spadły zabiłyby wilka na miejscu. Thor postanowił to wykorzystać, strącił mjolnirem sople, jednak zwierzę uskoczyło, kłapnęło ostrzegawczo zębami i zaczęło przygotowywać się do ataku. Jednak zanim wilk zaatakował Thor rzucił mjolnirem ponownie, tym razem zwierzę nie zdążyło odskoczyć i dostało w głowę. Przez chwilę wilk rozglądał się, po czym upadł na śnieg, a z pyska popłynęła mu krew. Reszta stada po chwili przerwała atak, przez moment patrzyły raz na siebie, raz na swojego martwego przywódcę, jakby nie wiedziały co mają teraz zrobić, po czym uciekły do jaskini.
- Wynośmy się stąd, bo jeszcze zechcą wrócić. - Powiedziała Sif.
- Tak. - Odparł Thor. - Hemidallu otwórz most. - Po chwili wszyscy byli już w Asgardzie.

niedziela, 23 marca 2014

Część XIV

- Wszystko dobrze? - Zapytał Loki, gdy zaraz po wylądowaniu oparłam się o najbliższe drzewo, aby utrzymać się na nogach.
- Tak, nic mi nie jest. - Skłamałam, wcale nie było ze mną dobrze. Byłam słaba, kręciło mi się w głowie, a przed oczami pojawiały mi się czarne plamy. Droga do domu zajęła mi dwa razy więcej czasu, niż zwykle. Co parę kroków musiałam się zatrzymywać, aby odpocząć. Gdy weszłam do ogrodu zobaczyłam jeszcze tatę wybiegającego z domu i straciłam przytomność. Tata zdążył mnie złapać, zanim upadłam i zaczął przytulać.
- Dzwoń na pogotowie! - Zawołał do mamy, która wyszła z domu, żeby zobaczyć co się dzieje.
- Nie trzeba, nic jej nie będzie. Musi tylko odpocząć. - Powiedział Loki.
Dopiero wtedy tata zorientował się, że w ogrodzie jest ktoś jeszcze. Położył mnie ostrożnie na trawie, przez chwile przyglądał się Lokiemu z nienawiścią w oczach, po czym krzyknął.
- Ty sukinsynu! Coś ty zrobił mojej córce?!
Nim Loki zdążył odpowiedzieć dostał z pięści w twarz, potem drugi raz i trzeci, zdezorientowany nagłym atakiem, cofnął się i oparł o drzewo.
- Niech pan się uspokoi. - Powiedział, unikając kolejnego ataku. - Nic jej nie zrobiłem, pomogłem jej wrócić do domu. Wszystko wam wyjaśnię, jeżeli mi pozwolicie.
- No dobra, porozmawiamy w domu. - Powiedział tata, podniósł mnie z ziemi, zaniósł do domu i ułożył na kanapie, a mama przykryła mnie kocem.
Tata pokazał Lokiemu krzesło, a sam usiadł naprzeciwko.
- Gadaj, jeżeli uwierzę, to może nie zadzwonię na policje.
- Nie boje się waszej policji, więc rób sobie co chcesz.
- Za kogo ty się uważasz?
- Dla was jestem bogiem, to powinno wam na razie wystarczyć.
Tata zaczął chodzić po pokoju, spodziewał się wielu rzeczy, ale nigdy nie podejrzewał, że spotka kogoś kto uważa się za boga.
- Czy ty słyszysz co ten facet wygaduje? - Zwrócił się do mamy.
- Słyszę, to pewnie jakiś wariat. Zobaczymy co powie Jessica, gdy się obudzi.
W tym momencie w holu dało się słyszeć kroki i po chwili do salonu weszła Amora.
- Kim pani jest? Proszę natychmiast opuścić mój dom. - Powiedział tata.
- Jestem ostatnią osobą, którą zobaczysz podczas swojego krótkiego, nędznego życia. - Powiedziała, po chwili tatę odrzuciło do tyłu i uderzył o ścianę za nim.
Amora rozejrzała się po pokoju, jej wzrok zatrzymał się na Lokim.
- Proszę, proszę. Sam bóg zła pofatygował się tutaj. Zamierzasz mi pomóc, czy przyszedłeś  tylko popatrzeć?
- Czego chcesz od tej dziewczyny? - Zapytał Loki, wstając z krzesła.
- Powiedziałabym ci, ale zaraz... to chyba nie twoja sprawa.
- Nie zadzieraj ze mną.
- Bo co? Od kiedy to pomagasz śmiertelnikom? Zacząłeś brać przykład z brata?
W tym momencie w ręce Lokiego, pojawiła się magiczna, zielona kula.
- Spokojnie, chyba nie chcesz zdemolować tym ludziom mieszkania. Poza tym nie mam dziś nastroju na walkę z tobą, Jednak wiedz, że mam plany co do tej dziewczyny i tak łatwo z niej nie zrezygnuję. - Powiedziała i zniknęła.
Odzyskałam przytomność już jakiś czas temu i przysłuchiwałam się tej rozmowie. Gdy tyko Amora odeszła, mama poszła zobaczyć, czy tacie nic nie jest.
- Dziękuje za pomoc. - Powiedziałam otwierając oczy.
- Jak się czujesz?
- Całkiem dobrze. Jakim cudem moi rodzice wpuścili cię do domu?
- Nie obyło się bez małej awantury, ale bywałem w gorszych tarapatach.
- Nie wątpię. - Spojrzałam na rodziców, tacie na szczęście nic się nie stało i oboje odetchnęli z ulgą gdy zobaczyli, że odzyskałam przytomność.
- Jessica, córeczko moja! - Wykrzyknęła mama. - Gdzie ty byłaś tyle czasu? My tu z ojcem się zamartwialiśmy, myśleliśmy, że już cię więcej nie zobaczymy. Zgłosiliśmy twoje zaginięcie na policję, ale nic nie znaleźli. Opowiedz nam wszystko.
- To Loki nic wam nie powiedział? - Zapytałam zaskoczona, sądziłam, że wyciągnęli od niego już wszystkie możliwe informacje.
- To ten facet, który tu z tobą przyszedł? Gadał tylko coś o tym, że jest jakimś bogiem, więc uznaliśmy, że bredzi i chcieliśmy usłyszeć twoją wersję wydarzeń.- Powiedział tata.
- No tak, nie dziwię się, że mu nie uwierzyliście. Chyba sama bym w to nie uwierzyła.
- Zaraz, zaraz. Czy ty chcesz nam powiedzieć, że on mówił prawdę? - Zapytała mama.
- No, raz na jakiś czas mu się zdarza.
- Teraz to ja już naprawdę nic nie rozumiem. Możesz mówić jaśniej? - Zapytał tata.
- No dobrze, już wam wszystko wyjaśniam. - Opowiedziałam im w dużym skrócie co się wydarzyło. Rodzice momentami dziwnie na mnie patrzyli, a gdy skończyłam, mama powiedziała.
- Jessica, czy ty słyszysz co ty do nas mówisz? Asgard jest miejscem z mitologi, bajek dla dzieci, nie mogłaś tam być, to niemożliwe,
- No tak, nie mogę wymagać, żebyście uwierzyli mi na słowo, dlatego coś wam pokażę. - Zacisnęłam prawą dłoń w pięść, wypowiedziałam zaklęcie, a gdy wyprostowałam palce, na mojej dłoni palił się płomyczek. Rodzice patrzyli to na mnie, to na siebie nawzajem.
- Czy teraz mi wierzycie? - Zapytałam gasząc płomień.
- No... Chyba... Nie wiem co o tym myśleć... Raczej tak... - Wyjąkał tata. Mama nic nie powiedziała, wiedziałam, że to musi być dla nich trudne, ale nie potrafiłabym ukrywać przed nimi prawdy.    

wtorek, 18 marca 2014

                                                 Wyniki głosowania




Każdy z was się pewnie domyśla, jakie są wyniki, ale żeby nie było wątpliwości podam wam końcowy wynik po doliczeniu głosów z komentarzy:
Loki 17 głosów.
Thor 2 głosy.
Wybraliście po czyjej stronie staniecie, a taka byłaby wdzięczność Lokiego za waszą pomoc.


niedziela, 16 marca 2014

Część XIII


W tym samym momencie zerwałam się z łóżka, ale gdy tylko stanęłam na nogach krzyknęłam z bólu i upadłam. Wstałam podtrzymując się najbliższej ściany i wyszłam na korytarz. Pierwszego napotkanego strażnika zapytałam czy Thor już wrócił, a gdy dowiedziałam się, że nie, skierowałam się prosto do komnaty Lokiego i bez pukania weszłam do środka.
- Puka się. - Warknął Loki nie zwracając uwagi na to kto przyszedł.
- Loki, musisz mi pomóc. - Dopiero gdy się odezwałam, oderwał wzrok od książki.
- Co ty tu do cholery robisz dziewczyno?! Chcesz się zabić?!
- Pomóż mi, błagam.
- Siadaj. - Powiedział pokazując mi krzesło. - I mów co było tak ważne, że wstałaś z łóżka?
- Ona... ona chce zabić moich rodziców.- Powiedziałam ze łzami w oczach.
- O czym ty mówisz? Kto chce zabić twoich rodziców?
- Ta kobieta... Chyba mówiła, że nazywa się Amora.
- Skąd znasz Amorę? I skąd wiesz, że zamierza zabić twoich rodziców?
- Odwiedziła mnie gdy byłam zamknięta w celi i proponowała, że mnie uwolni, ale odmówiłam. Teraz odwiedziła mnie ponownie i powiedziała, że zabije moją rodzinę. Chodźmy już, trzeba ją powstrzymać.
- Uspokój się. Tobie nie wolno wstawać, a o podróży Bifrostem nie ma mowy. Powinnaś natychmiast wrócić do łóżka.
- Chyba sobie żartujesz? Ktoś mi mówi, że zamorduje moją rodzinę, a ja mam siedzieć i czekać?
- Jak Thor wróci to się tym zajmie. Ty i tak nic nie zdziałasz w takim stanie.
- Nie mogę czekać! Jesteś ponoć bogiem, więc zrób coś!
- Nic ci na to nie poradzę, musisz czekać, nie masz innego wyjścia. Ja nie mogę ci pomóc, bo bez zgody Odyna nie wolno mi opuszczać Asgardu.
- Od kiedy to obchodzi cię czy Odyn się na coś zgadza? Ale skoro jesteś tak bardzo zajęty, to idę sama. - Oświadczyłam i wyszłam podpierając się o ścianę.
Loki jeszcze przez chwilę patrzył na drzwi, za którymi zniknęła dziewczyna. Dlaczego ona musi być tak uparta? - Pomyślał. Musiał jej pomóc, bo jak nie to ona zginie, a jak Thor wróci, to go zabije za to, że pozwolił jej iść samej. Wyszedł na korytarz i rozejrzał się, dziewczyna nie dotarła jeszcze nawet do końca korytarza.
- Nie pędź tak. - Zawołał podchodząc bliżej.
- Czego chcesz? Jak nie chcesz mi pomóc to spadaj. - Odparłam, wkurzył mnie, skoro nie chciał mi pomóc, to mógł mnie chociaż zostawić w spokoju.
- Zmusiłaś mnie, żebym ci pomógł, bo jak tego nie zrobię to zginiesz, a winą za twoją śmierć obarczą mnie. Czekaj na mnie na dziedzińcu zaraz tam przyjdę.
Gdy dotarłam na dziedziniec Lokiego jeszcze nie było, usiadłam więc na schodach, żeby odpocząć.  Czekałam dosyć długo i już chciałam iść sama, ale zobaczyłam Lokiego prowadzącego konia.
- No nareszcie, już chciałam iść bez ciebie. A gdzie mój koń? - Zapytałam.
- Ty chyba nie jesteś w stanie samodzielnie jeździć konno, prawda?
- No dobra masz rację.
- Jak zwykle i jeszcze jedno, wypij to. Powiedział, podając mi małą buteleczkę z jakimś fioletowym płynem.
- Co to jest? - Zapytałam patrząc na niego podejrzliwie.
- Powinno uśmierzyć ból. Nie martw się, nie zamierzam cię otruć.
Odkorkowałam buteleczkę i poczułam okropny zapach.
- Fuj! Jak to śmierdzi! Skąd ty to wziąłeś?
- Sam zrobiłem.
Gdy to powiedział wcisnęłam mu flakonik z lekiem z powrotem do rąk.
- Chyba nie sądzisz, że to wypije. Już wole cierpieć.
- Owszem, wypijesz. - Powiedział, podchodząc  bliżej, po czym zatkał mi nos, odchylił głowę do tyłu, a gdy chciałam krzyknąć wlał mi lek do buzi. - Nie wypluwaj, bo przyniosę jeszcze gorszy.- Zagroził, puszczając mnie. Przełknęłam lek siłą powstrzymując się od zwymiotowania.
- Jesteś cholernym dupkiem! - Wrzasnęłam.
- Podobno chcesz jak najszybciej wrócić na ziemię, więc nie trać czasu na awanturowanie się. Dasz radę sama wsiąść na konia?
- Owszem, nie potrzebuję pomocy, a już na pewno nie twojej. - Powiedziałam i ostrożnie wsiadłam na konia, starając się nie pokazywać jaki sprawiło mi to ból. Chciałam jak najszybciej odjechać, jednak koń mimo moich starań stał w miejscu.
- Co za durną szkapę przyprowadziłeś? Ten koń nawet nie chce się ruszyć.
- To nie jest żadna durna szkapa, tylko mój koń i nie ruszy się z miejsca bez mojej zgody, tak został wyszkolony.
- No to zrób coś, żeby twój "kochany konik" ruszył swoje cztery litery.
- Proszę bardzo. - Odparł z tym swoim durnowatym  uśmiechem na twarzy. Pociągnął konia za uzdę, a zwierzę ochoczo ruszyło za nim. Miałam ochotę zwyczajnie mu przywalić, żeby tylko przestał się tak uśmiechać. Droga do teleportu zdawała się nie mieć końca, cały czas myślałam o rodzicach. Czy jeszcze żyją? I co zrobię, gdy wrócę do domu? W końcu dotarliśmy, Loki pomógł mi zejść z konia. Mimo, że nie czułam bólu, byłam strasznie słaba.  
- Masz gorączkę, powinnaś leżeć w łóżku i odpoczywać.- Miałam dziwne wrażenie, że słyszałam troskę w jego głosie, ale pewnie tylko mi się zdawało.
- Będę odpoczywać, jak moi rodzice będą bezpieczni. - Odparłam wchodząc do teleportu.
- Rozumiem, że chcecie dostać się do Midgardu? - Zapytał Heimdall.
- Tak, możemy się pospieszyć?
- Oczywiście. - Odparł, otworzył Bifrost i po chwili stałam na małej polanie, niedaleko mojego domu.

niedziela, 9 marca 2014

Część XII

W tym czasie w Asgradzie.
Obudziłam się i powoli otworzyłam oczy, mrużyłam je jeszcze próbując przyzwyczaić się do światła. W końcu udało mi się rozejrzeć po pomieszczeniu, próbowałam sobie przypomnieć skąd się tutaj wzięłam. W głowie miałam pustkę, nie pamiętałam powrotu do Asgardu. Nie czułam się najlepiej, bolał mnie brzuch, czułam pieczenie w gardle i suchość w ustach. Zaczęłam się więc rozglądać za czymś do picia, na stole stał dzban, prawdopodobnie z wodą, chciałam wstać i się napić, jednak gdy tylko usiadłam, ból brzucha nasilił się, zakręciło mi się w głowie i upadłam z powrotem na poduszki. W tym momencie drzwi otworzyły się i do środka wszedł Loki, gdy zobaczył, jak znów próbuję się podnieść podszedł do mnie i powiedział.
- Nie próbuj wstawać, bo pogorszysz swój i tak zły stan.
- Pić mi się chce. - Powiedziałam z trudem przez zaschnięte gardło.
Loki napełnił metalowy kubek wodą i podał mi. Wzięłam go i zaczęłam bardzo szybko pić i wtedy Loki po prostu wyrwał mi kubek z rąk.
- Pij, ale bardzo powoli.
- O co ci chodzi? Czuje się jakbym nie piła od dwóch tygodni.
- To były tylko dwa dni, ale jesteś odwodniona i musisz uważać.
- Nie obchodzi mnie to, oddawaj.
- Masz, ale pij powoli.
Miałam ogromną ochotę wypić wszystko za jednym razem, ale Loki cały czas mnie obserwował i gdybym spróbowała zapewne zabrałby mi wodę, a tego bardzo nie chciałam.
- Co się stało? - Zapytałam, choć nie byłam pewna czy chcę wiedzieć.
- Nie pamiętasz? Zostałaś ranna podczas walki.
Gdy tylko to powiedział, wszystko sobie przypomniałam. W głowie znów zobaczyłam wszystko co wydarzyło się na Jotunheimie, przerażona zrzuciłam z siebie kołdrę, żeby zobaczyć ranę, jednak luźna biała bluzka i bandaże na brzuchu mi to uniemożliwiły, chciałam je z siebie zedrzeć, ale Loki powstrzymał mnie łapiąc za nadgarstki. Próbowałam mu się wyrwać, ale byłam za słaba.
- Uspokój się. - Powiedział i puścił moje ręce, cały czas mnie obserwując.
- Skąd ja się tutaj wzięłam? I jakim cudem jeszcze żyje?
- Gdy zostałaś ranna z pomocą magi utrzymałem cię przy życiu i zabrałem cię do Asgardu, gdzie zajęli się tobą medycy.
- Jednak miałam rację. 
- Rację? O czym ty mówisz?
- Powiedziałam ci kiedyś, że wcale nie jesteś taki zły. Miałam rację.
- Skąd ci to znowu przyszło do głowy?
- Sam powiedziałeś, że użyłeś magi, żeby mi pomóc, a teraz się mną opiekujesz.
- Pomogłem ci tylko dlatego, że musiałem, a teraz muszę już iść. - Powiedział i ruszył w stronę drzwi.
Postanowiłam coś sprawdzić. Zamknęłam oczy i zaczęłam ciężko oddychać. Loki był już przy drzwiach, jednak momentalnie zawrócił.
- Nabrałam cię. - Powiedziałam śmiejąc się.
- Udawałaś? 
- Tak. Szkoda, że nie widziałeś swojej miny.
- To nie było zabawne
- Wiesz co? Jak na boga dowcipów, jesteś czasem strasznie ponury.
- Ze mnie się nie żartuje. - Odparł, był już wyraźnie zły.
- No dobra, panie poważny, wyluzuj. - Postanowiłam zmienić temat, wolałam go bardziej nie złościć.- Gdzie Thor? Może w końcu pozwoli mi wrócić do domu?
- Na razie to nie możliwe, bo musisz odpoczywać, a Thor jest jeszcze w Jotunheimie i jak dobrze pójdzie to nie wróci stamtąd żywy.
- Jak możesz mieć nadzieje, że Thor nie wróci? Przecież to twój brat.
- Nie jesteśmy spokrewnieni. Nic mnie z nim nie łączy.
- Nic? Całe życie mieszkaliście razem. Razem się wychowaliście, to dla ciebie nic?
- Owszem, ale to chyba nie twoja sprawa. Nie zmienisz tego, odpuść sobie.
- Ale dlaczego?
- Chyba kazałem ci sobie odpuścić.
- Nie odpuszczę dopóki się nie dowiem, więc mi odpowiedz. Dlaczego?
Jednak nie doczekałam się odpowiedzi, Loki tylko patrzył na mnie przez jakiś czas, jakby chciał mnie zamordować, po czym wyszedł trzaskając drzwiami. Leżałam więc dalej i zastanawiałam się co powiedzą rodzice, gdy w końcu wrócę do domu i jak wyjaśnię im skąd ta rana na brzuchu. Z rozmyślań wyrwał mnie dźwięk otwieranych drzwi, do środka wszedł Idryl. Wziął sobie krzesło i postawił obok mojego łóżka.
- Witaj. Jak się czujesz? - Zapytał.
- Nawet dobrze, tylko rana mi trochę dokucza, ale cieszę się, że żyje.
- Nie martw się, po ranie z czasem zostaną tylko nieprzyjemne wspomnienia. Miałaś gościa?
- Tak, Loki tu był. Skąd wiedziałeś?
- Minąłem go, gdy tu szedłem. Wyglądał na zdenerwowanego. Coś się stało?
- Chyba podjęłam drażliwy temat, ale nie wiedziałam, że tak go tym zdenerwuje.
- Można wiedzieć o czym rozmawialiście?
- Próbowałam się dowiedzieć dlaczego, aż tak nienawidzi Thora, przecież są braćmi. Może uda mi się ich jakoś pogodzić.
Idryl popatrzył na mnie z politowaniem i powiedział.
- Oj Jessico, lepiej sobie odpuść marny trud.
- Czemu?
- Bo to co chcesz osiągnąć jest raczej niemożliwe, poza tym widziałaś czym kończą się takie rozmowy.
- Nie potrafię zrozumieć takiego zachowania.
- Niestety nie potrafię ci pomóc, ale jeżeli chcesz nadal próbować to życzę powodzenia.
- Dziękuję przyda się.
- No dobrze, odpoczywaj sobie. Ja muszę wracać do swoich obowiązków.
- Odwiedzisz mnie jeszcze?
- Oczywiście że tak.
Idryl wyszedł, a ja powoli znów zapadłam w sen, jednak nie dane mi było spać spokojnie. We śnie znów widziałam bitwę na Jotunheimie, znów poczułam to lodowate ostrz przeszywające moje ciało. Obudziłam się z krzykiem, byłam przerażona. Wzięłam kilka głębokich oddechów, żeby się uspokoić i dopiero wtedy uświadomiłam sobie, że nie jestem sama. Znowu odwiedziła mnie ta kobieta, co kiedyś w więzieniu.
- Witaj ponownie. Widzę, że podjęłaś decyzję po czyjej stronie staniesz. Dobrze, uszanuję to. Jednak musisz wiedzieć, że ta decyzja wiąże się z bardzo nieprzyjemnymi konsekwencjami. Swoją rodzinę możesz już uważać za martwą.
- Co? O czym ty mówisz? Zostaw moją rodzinę w spokoju ty wiedźmo!
- Powstrzymaj mnie. - Powiedziała i zniknęła tak nagle, jak się pojawiła.

niedziela, 2 marca 2014

Część XI



Loki postanowił wziąć Tesseract i udać się do Odyna. Wyszedł więc ze swojej komnaty i skierował się prosto do sali tronowej. Pomieszczenie było duże, przez okna po obu stronach sali wpadało światło słoneczne. Na końcu sali znajdowały się szerokie schody zwężające się ku górze. Na szczycie schodów stał złoty tron na którym zasiadał Odyn. Loki szedł szybko między rzędami kolumn, chciał już tą rozmowę mieć za sobą. Gdy tylko się zbliżył, Odyn powiedział.
- Loki, miałeś być z Thorem i resztą w Jotunheimie. Co więc robisz tutaj?
- Byłem tam, jednak doszło do walki podczas której Jessica została poważnie ranna i musiałem wrócić z nią do Asgardu.
-  Jak się tutaj dostałeś? Heimdall nic nie wiedział o twoim przybyciu.
- Użyłem jednego z magicznych portali.
- Masz świadomość, że używanie tych portali jest surowo zabronione przez prawo, ponieważ są one niestabilne i niebezpieczne.
- Nie miałem innego wyjścia, gdyby nie to dziewczyna już by nie żyła.
- W porządku, tym razem było to uzasadnione, więc nie zostaniesz ukarany. Czy odnaleźliście Tesseract?
- Tak, mam go przy sobie. - Odparł, pokazując sześcian. Odyn był zaskoczony tym, że Loki chce tak po prostu oddać Tesseract. Spodziewał się raczej, że po prostu zniknie gdzieś razem z artefaktem.
- Świetnie, odnieś więc Tesseract do skarbca. Dla bezpieczeństwa strażnicy pójdą z tobą.
Loki nie pożegnał się z ojcem tylko obrócił się i wyszedł, a dwóch strażników ruszyło za nim. W drodze do skarbca minęli posłańca z Jotunheimu. Coś się wydarzyło. - Pomyślał Loki.
Posłaniec wszedł do sali tronowej, uklęknął przed Odynem i czekał na pozwolenie, ab się odezwać.
- Jakie wieści przynosisz?
- Mój panie, król Laufey kazał ci przekazać, że twój syn wraz z czterema wojownikami został pojmany i przebywa w celi w Jotunheimie. Wkrótce otrzymasz warunki uwolnienia ich, jeżeli je spełnisz wszyscy wrócą do Asgardu cali i zdrowi, a jeżeli odmówisz zostaną zabici.
- Jaką mogę mieć pewność, że mój syn jeszcze żyje? Kto mi zagwarantuje, że po spełnieniu tych warunków wróci do Asgardu? Przekaż swemu władcy, że rozważę jego propozycję, lecz jeżeli mnie oszuka, to nie zawaham się wypowiedzieć mu wojny. Możesz odejść.
                                                              ***
W tym czasie na Jotunheimie.
Thor chodził po celi raz w jedną, raz w drugą stronę. Cele na Jotunheimie nie należały do najprzyjemniejszych, były ciemne i  bardzo małe. Nie było tam żadnych mebli, olbrzymy uznawały to za zbędne, ponieważ nikt nie przeżywał pobytu tam dłużej niż kilka dni.
- Możesz przestać? - Zapytała zirytowana Sif.
- Ja przecież nic nie robię. - Odparł Thor.
- No właśnie. Ja przynajmniej staram się wymyślić, jak nas stąd wydostać, a ty mi przeszkadzasz.
- Przeszkadzam ci? Niby jak?
Sif westchnęła, wstała i zaczęła tak jak Thor przed chwilą chodzić po celi. - O właśnie tak. - Odparła.
Thor nie chciał się z nią kłócić, więc usiadł pod ścianą. Po pewnym czasie zapytał.
- Wymyśliłaś już coś?
Sif podeszła do drzwi i wyjrzała przez kraty na korytarz. Strażnicy najwyraźniej nie byli zainteresowani ich rozmową. Wróciła więc w głąb celi i zaczęła wyciągać coś z rękawa zbroi. Thor przyglądał się jej z zainteresowaniem. Po chwili Sif wyjęła mały flakonik z jakąś substancją.
- Co to jest? - Zapytał Thor.
- To jest bardzo silna substancja usypiająca, jeżeli rozbijemy ten flakonik na korytarzu to wszyscy strażnicy zasną na kilka godzin.
- Przecież to jest płyn musieliby to wypić.
- Nie koniecznie, pod wpływem powietrza zamieni się w gaz.
- A co z nami? Przecież my też zaśniemy, nie jesteśmy odporni.
- Jeżeli wstrzymamy oddech przez jakiś czas to nic nam nie będzie.
- A jak chcesz wyjść z tej celi?
Sif uśmiechnęła się, podeszła do drzwi i tak jak się spodziewała,Thor poszedł za nią. Sif nagle obróciła się i zaczęła krzyczeć.
- Ty draniu! Jak mogłeś to zrobić! - Po czym rzuciła się na Thora z pięściami. Gromowładny odsunął się, nie mając pojęcia co się dzieje.
- Sif przestań, o co ci chodzi?
Jednak Sif nie zamierzała odpowiedzieć, cały czas rzucała się na Thora starając się przy tym robić, jak najwięcej hałasu. Tak jak planowała do celi wpadło dwóch strażników, aby sprawdzić co się dzieje. Sif od razu zmieniła cel ataku, jednemu strażnikowi rozwaliła łokciem nos, po czym z całej siły kopnęła w brzuch. Drugi strażnik próbował zajść ją od tyłu i obezwładnić, jednak Sif przerzuciła go przez ramię, a gdy wylądował na ziemi kopnęła w głowę. Po skończonej walce zabrała jednemu z nieprzytomnych strażników klucze i skierowała się do drzwi, gdy już miała wyjść, obejrzała się na Thora i zapytała.
- Idziesz, czy zostajesz?
- Idę idę, ale dlaczego nie powiedziałaś mi co planujesz? Mogłem pomóc.
- Potrzebowałam tylko twojego zaskoczenia. - Odparła i ruszyła wzdłuż cel, szukając reszty przyjaciół. Znalazła ich kilka pomieszczeń dalej, wyjęła odpowiedni klucz i po chwili drzwi były otwarte.
- Skąd wy się tu wzieliście? - Zapytał zaskoczony Hogun
- Wyszliśmy pozwiedzać. - Odparła Sif. - Idziecie z nami?
- Pewnie, ale co ze strażnikami? - Zapytał Hogun, gdy wyszli z celi.
- Nimi się nie martw, a teraz odsuńcie się i wstrzymajcie oddech, najważniejsza jest pierwsza minuta, potem gaz nie jest już tak niebezpieczny.
- A co z tobą? - Zapytał Thor.
- Ja sobię poradzę, idźcie już. - Powiedziała, patrzyła przez chwilę, jak pozostali się oddalają, po czym z całej siły rzuciła flakonem o ziemię, wstrzymując oddech i wolną ręką zasłaniając usta. Gaz był bezbarwny i nie miał zapachu dzięki czemu stawał się nie do wykrycia. Sif dogoniła pozostałych, gdy szukali wyjścia z zamku mijali olbrzymów śpiących pod ścianami.
- Możemy tędy wyjść na zewnątrz. - Powiedział Hogun, podchodząc do okna, które wyglądało jak zwykła dziura zrobiona w ścianie.
- A co ze strażnikami na dole? - Zapytał Thor.
- Nikogo tam nie widzę. - Odparł Hogun.
- To zbyt proste. Coś tu jest nie tak.
- Musimy zaryzykować, albo tu pozasypiamy i nas złapią. - Powiedziała Sif i zaczęła ostrożnie wychodzić przez okno.