niedziela, 27 września 2015

A więc będzie chłopiec


Dzisiaj aż dwa posty, z tym że ten tylko informacyjny. Jestem pod wrażeniem ilości oddanych głosów, a było ich aż 84. Z czego bardzo dużo zostało oddanych dzisiaj. Zdecydowałam się zakończyć ankietę. Mam nadzieję, że ci którzy oddali głos na dziewczynkę, nie będą bardzo zawiedzeni. :)
Wyniki przedstawiają się następująco:
Chłopiec 47 głosów
Dziewczynka 37 głosów
Jeżeli macie jakieś pomysły na imiona, możecie pisać w komentarzach, jeżeli któreś szczególnie mi się spodoba to zostanie wykorzystane. Dziękuję wam bardzo za takie zaangażowanie.

Rozdział 28


Wróciłam z poszukiwań czegoś do jedzenia. Hotelowa restauracja nie oferowała nic wybitnego, ale byłam tak głodna, że nie robiło mi to różnicy. Nie dane mi jednak było zjeść w spokoju, bo cały czas czułam na sobie czyś wzrok. Dokończyłam więc szybko, zabrałam kanapkę dla Lokiego i wyszłam z restauracji jakby nic się nie stało. Chwilę później usłyszałam kroki za sobą. Dyskretnie spojrzałam za siebie, dowiedziałam się jedynie, że ten kto prawdopodobnie mnie obserwuje to mężczyzna. Przystanęłam na schodach słysząc, że rozmawia z recepcjonistką. Wystarczyło mi tylko, że zapytał, czy jestem tutaj sama. Nie czekając na odpowiedź pognałam do pokoju.
- Musimy się stąd wynosić. - Powiedziałam, podając Lokiemu przyniesioną kanapkę i zabrałam z szafki nocnej kluczyki do auta. - Zjesz w samochodzie. - Ponagliłam go.
- Dokąd ci się tak spieszy?
- Czy ty choć raz możesz zrobić to o co ktoś cię prosi?! - Odkąd byłam w ciąży miewałam wahania nastroju, a ostatnie dni nie należały do łatwych. Mimo to sama byłam zaskoczona tak nerwową reakcją,  - Zaczekam w samochodzie. - Dodałam i wyszłam, uznając że chwila na ochłonięcie dobrze mi zrobi.
Mroźne powietrze i kilka głębokich oddechów, okazały się naprawdę skuteczne. Próbowałam pojąć co się dzisiaj ze mną dzieje. Raczej nie zdarzało mi się tak agresywnie reagować, bez żadnego powodu. Postanowiłam, że dalej zastanawiać się będę już w samochodzie, moje ubrania nie były odpowiednie do spokojnego stania sobie na śniegu. Gdy otwierałam auto, poczułam że coś ociera mi się o nogi, spojrzałam w dół i tym czymś okazał się mały czarny kotek.
- Tobie też zimno? - Zagadnęłam do zwierzęcia. Otworzyłam drzwi, wsiadłam do auta i natychmiast włączyłam ogrzewanie. Wzięłam małego przybłędę i położyłam sobie na kolanach. - Ogrzej się trochę. - Powiedziałam, pogładziłam kota po lśniącym futerku na grzbiecie i zamknęłam drzwi. Po chwili zwierzę cicho pomrukując zasnęło zwinięte w uroczy czarny kłębek. Dopiero gdy Loki przyszedł, oderwałam wzrok od tego widoku.
- Przepraszam, za tamto. Sama nie wiem czemu tak zareagowałam. - Uznałam, że najlepiej będzie zacząć od wyjaśnienia sytuacji.
- W porządku. - Stwierdził. Dopiero po chwili zwrócił uwagę na kota śpiącego na moich kolanach. Tak właściwie to teraz już całkiem rozbudzonego, bo otworzył oczy, gdy tylko usłyszał nieznajomy głos.
- Jest taki uroczy. Nie mogłam go tak zostawić, żeby zamarzł. - Wytłumaczyłam, bo Loki wciąż patrzył na mnie pytającym wzrokiem. Kot najwyraźniej bardzo zaciekawiony nową osobą, trochę niezdarnie przeskoczył na drugie siedzenie.
- Nie możemy go zabrać.
- Będzie grzeczny. - Powiedziałam, ale w złym momencie. Jakby chcąc zaprzeczyć moim słowom, ta grzeczna puchata kulka wbiła swoje ząbki w palec Lokiego. Przez co błyskawicznie znalazła się na tylnym siedzeniu samochodu prychając z niezadowolenia.
- Tak, ja też cię nie lubię. - Było to oczywiście skierowane do kota, który nic sobie z tej wiadomości nie robił, tylko ułożył się i zapadł w kolejną drzemkę.
Chwilowe rozbawienie sytuacją i dobry nastrój szybko minęły, gdy w lusterku zobaczyłam jak mężczyzna, który mnie obserwował wychodzi z hotelu. Natychmiast uruchomiłam silnik i odjechałam z parkingu.
- Wyjaśnisz mi teraz skąd ten pośpiech?
- Ktoś nas obserwuje. Jakiś mężczyzna, pytał o nas recepcjonistkę. Ludzie raczej za tobą nie przepadają, chciałam uniknąć kłopotów. - Co chwilę spoglądałam w boczne lusterka, chcąc się upewnić, że nikt za nami nie jedzie. Na szczęście nie zauważyłam nic podejrzanego.
- Może ci się wydawało.
- Może. - Przyznałam mu racje, chociaż wcale się nie uspokoiłam. Zapadła cisza, więc zaczęłam się zastanawiać, dokąd w sumie teraz. Nie możemy tak jeździć bez celu, bo skończy nam się paliwo. Ciężko niestety znaleźć bezpieczne miejsce, skoro nikomu nie możesz zaufać. Minęły jakieś dwie godziny, a w głowie miałam totalną pustkę. Znów zaczęłam odczuwać ten silny gniew, nadal nie miałam pojęcia skąd to się bierze. Nagle coś przyszło mi do głowy. Coś co mogło być wyjaśnieniem. Przecież skoro jesteśmy na Ziemi to wróciły moje zdolności. Znów jestem wilkołakiem,
- Jaki kształt miał księżyc tej nocy? - Zapytałam, gwałtownie hamując.
- Nie mam pojęcia. A co?
- Bo jeżeli dziś jest pełnia to mamy poważny problem. - Sądząc po tym co się ze mną dzisiaj działo niemal na sto procent tej nocy będzie pełnia. Już wiem gdzie mam jechać. Muszę znaleźć Leo i to jak najprędzej.
- Co się dzieje?
- Nie bez powodu pierwszym czego się uczymy jest kontrola. - Zaczęłam wyjaśniać, mając nadzieję, że nie będę mieć problemu ze znalezieniem drogi. - To bardzo ważne, szczególnie jeżeli ktoś tak jak ja potrafi przemienić się całkowicie. Jeżeli przemienię się, kiedy jestem w ciąży, to zabiję dziecko. Ne ma szans, żeby to przeżyło.
- Przecież ty potrafisz się kontrolować. - Powiedział wyraźnie zaniepokojony tym co właśnie usłyszał.
- Przez ostatnie miesiące, działanie pełni księżyca mnie nie dotyczyło. Teraz będzie o wiele silniejsze. Nie wiem czy dam sobie radę sama.  Dlatego muszę znaleźć Leo. Alfa może pomóc zatrzymać przemianę.
Mimo, że z każdą kolejną godziną rosło zmęczenie, nie pozwoliłam sobie na postój. Coraz mocniej zaciskałam dłonie na kierownicy, starając się skupić równocześnie na prowadzeniu i kontrolowaniu emocji. Niestety z tym drugim radziłam sobie bardzo słabo. W końcu, gdy słońce było już bardzo blisko horyzontu, zatrzymałam samochód na poboczu. Drogi i tak były prawie puste, przynajmniej rzadko mijaliśmy jakiś ludzi. Oparłam głowę o kierownicę, starając się zebrać myśli. Doskonale poznawałam tę okolicę, zostało jakieś pół godziny drogi. Moje zmysły pierwszy raz od tak dawna maksymalnie się wyostrzyły. Znów z odległości słyszałam bicie serca i czułam tą potworną chęć, zatrzymania go raz na zawsze. W tamtej chwili wydawało się to takie kuszące i normalne jak wyłączenie zbyt głośno grającej muzyki Nie. Włączyłam z powrotem silnik, skupiając się na drodze przed sobą. Ostatni odcinek trasy, był dla mnie prawdziwą męczarnią. Na szczęście w końcu zobaczyłam upragniony cel podróży. Oby tylko ktoś był w środku. Zatrzymałam samochód i od razu wypadłam na zewnątrz. Oczywiście moment później w drzwiach pojawiła się znajoma mi postać. Nie było możliwości, żeby nie usłyszał nadjeżdżającego samochodu. Oczywiście wiedział też, że nie jestem sama, jego wzrok powędrował w stronę samochodu. Nie dał tego po sobie poznać, ale ja wyczuwałam, że jest wściekły. Wszelkie wyjaśnienia trzeba było jednak zostawić na później. Zgięłam się w pół czując potworny ból. Zapomniałam już jakie to potrafi być nieprzyjemne. Przemiana trwa zazwyczaj nie dłużej niż kilka minut i wszystko mija, Jednak ja nie mogłam dopuścić do przemiany, czyli czeka mnie bardzo ciężka noc. Leo błyskawicznie znalazł się przy mnie.
- Co ty wyprawiasz? Przemień się. - Zawsze stawiał dobro pozostałych na pierwszym miejscu. Nawet mimo długiej rozłąki, mimo że na pewno miał mnóstwo pytań, nie zadał ani jednego. Skupił się na tym, aby mi pomóc. Trudno jest wyjaśnić więzi między wilkołakami w stadzie, jednak są one chyba nawet silniejsze niż więzy krwi. Niestety Leo jak każdy miał też swoje wady, jeżeli ktoś kiedykolwiek skrzywdził jego lub kogoś mu bliskiego, bywał bardzo impulsywny. Gdy zobaczył Lokiego, jego oczy niebezpiecznie błysnęły na czerwono.
- Nie mogę się przemienić, jestem w ciąży. - Z wielkim trudem wydusiłam z siebie to jedno zdanie.
- Mat. - Nie można powiedzieć, że zawołał, bo powiedział to tak jakby ta osoba stała tuż obok niego. Mimo to moment później ujrzałam drugą znajomą twarz. - Piwnica, szybko. - Chodziło mu o specjalne miejsce w domu, gdzie młode wilkołaki uczyły się kontroli. Piwnica pewnie dlatego, że znajdowało się pod ziemią. Ostatni raz byłam tam bardzo dawno temu i nie sądziłam, że jeszcze kiedyś tam zejdę.
- Ja mam tu coś do załatwienia. - Usłyszałam, gdy Mat ciągnął mnie już w stronę drzwi.
- Nie. Zostaw. On jest ze mną. - Widziałam jak zaciska pięści, kusiło go, żeby mnie nie posłuchać. Ograniczył się jednak tylko do wypowiedzenia jednego słowa:
- Morderca. - Loki bez problemu wytrzymał to nieprzyjemne spojrzenie, przez które ja zawsze odwracałam wzrok.
Gdy tylko przekroczyliśmy próg domu, Matt otworzył nam drzwi prowadzące do piwnicy. Sam został na górze i Lokiemu również nie pozwolił przejść.
- Nie możesz tam wejść. - Powiedział, zatrzaskując drzwi.
- Dlaczego? Sądzisz, że taki ktoś jak ty mnie zatrzyma?
- Nie. Bo żaden z nas nie chce jej śmierci. A ona nie chce skrzywdzić ciebie, rozumiesz? - Mat zawsze potrafił zachować spokój, nawet w najtrudniejszych sytuacjach. Wiedziałam, że poradzi sobie z Lokim.
Zeszliśmy po kamiennych schodach i minęliśmy kolejne solidne drzwi, które Leo dokładnie zamknął. Pomieszczenie wyglądało dokładnie tak jak je zapamiętałam, nie duże, prostokątne, biały ściany poznaczone śladami pazurów, kilka niedomytych plam krwi. Zdarza się, że wilkołak, aby wyładować złość rani sam siebie.
- Skup się. - Głos Leo przebił się przez nieznośny szum w uszach. - Pamiętaj czego cię uczyłem, pamiętaj kim jesteś.
Skuliłam się przy ścianie, próbując skupić się na jednej najsilniejszej rzeczy, która czyniła mnie człowiekiem. Dla każdego było to coś innego, dla jednych jakiś cel, dla innych ważna osoba. Ja w tym momencie pomyślałam o dziecku, które umrze jeżeli się poddam. Za nic w świecie nie chciałam do tego dopuścić. Na krótką chwilę odzyskałam całkowitą kontrolę nad sobą nie czułam gniewu, agresji, ani bólu.
- Dobrze, świetnie. - Usłyszałam pochwałę od Leo.  Niestety moment wytchnienia nie trwał długo, znów wszystko wróciło. Nie zdołałam się powstrzymać i zaatakowałam, na szczęście nie trafiając w cel.  Słyszałam, że czasami przy nauce kontroli stosuje się łańcuchy, żeby nikomu nie stała się krzywda. Leo jednak nie chciał nawet o tym słyszeć, uznał, że jeżeli nie jest w stanie zapanować nad tym kogo przemienił to nie nadaje się na przywódcę.
To była dla mnie naprawdę długa i ciężka noc. Zdarzały się momenty, że miałam ochotę się poddać. Byłam totalnie wyczerpana, nie miałam już sił dłużej z tym walczyć.
- Nie dam rady.
- Jeszcze tylko trochę, zaraz świta.
Leżałam na zimnej podłodze skupiając się tylko i wyłącznie na wsłuchiwanie w bicie własnego serca. Tętno się uspokoiło, czyli to naprawdę już końcówka. Leo również wyglądał na wykończonego. Nie liczyłam ile razy tej nocy musiał mnie obezwładnić, żeby nie zrobiła mu krzywdy.Siedział przy mnie, wciąż bardzo czujny.
- Myślę, że możemy wrócić na górę. - Powiedział, gdy przez dłuższy czas byłam spokojna. - Tylko pamiętaj, żadnych emocji. - Przytaknęłam i powoli podniosłam się z ziemi. nie spieszyliśmy się, Leo dawał mi czas żebym oswoiła się z każdym nowym pojawiającym się dźwiękiem czy zapachem. Przed otwarciem drzwi dzielących nad od salonu, jeszcze raz uważnie mi się przyjrzał.
- Dam sobie radę. - Zapewniłam naciskając na klamkę. Weszliśmy do salonu, gdzie panowała całkowita cisza najwyraźniej Mat nie miał ochoty rozmawiać z Lokim zapewne z wzajemnością. Na kanapie leżał przygarnięty wcześniej przeze mnie kot. Usiadłam obok i podrapałam zwierzaka za uszami.
- Możemy tu zostać? - Zapytałam, spoglądając na Leo.
- Ty zawsze, to twój dom. Ale on, nie będę tolerował mordercy.
- Proszę, tylko na kilka dni.
- Już raz mu zaufałem. Skończyło się to więzieniem dla mnie i pozostałych. Potem wybuchła ta przeklęta wojna, udało nam się uciec. Było ciężko, ja i Mat jakoś przeżyliśmy, ale nie wszyscy mieli tyle szczęścia. - Słyszałam ból i gniew w jego głosie.
- Gdzie są pozostali? - Bałam się tego co mogę zaraz usłyszeć.
- Zamordowani, przez jego żołnierzy. - Leo wyraźnie starał się zachować pozory, że już się z tym uporał, ale tak nie było. W końcu stracił siedem bliskich mu osób. - Sądziliśmy, że gdy przestałaś mu być potrzebna ciebie też zamordował. Jeżeli nadal tego chcesz może zostać, jednak kiedy po niego przyjdą, ja nie stanę w jego obronie.
- Jak mogłeś? Mówiłeś... że nic im nie grozi! Że są tutaj bezpieczni! - Byłam zrozpaczona, mój głos załamywał się gdy mówiłam. Cori, była dla mnie jak matka, a pozostali jak bracia i siostry.
- Nie wiedziałem o tym.
- Oni wypełniali twoje rozkazy!
Loki przysunął się do mnie, jednak ja natychmiast odskoczyłam. Był ostatnią osobą która mogła mnie teraz uspokoić. - Zostaw mnie! - Krzyknęłam.
- Chodź, musisz ochłonąć. - Powiedział Mat, otoczył mnie ramieniem i zaprowadził na górę, do mojego dawnego pokoju. Skuliłam się na łóżku i starałam jakoś opanować, poukładać to sobie.
- Wypłacz się, dobrze ci to zrobi. - Nie wiem, jak długo tak leżałam. Nie starałam się hamować łez. Mat cały czas siedział przy mnie, nie próbował mnie uspokoić. Wiedziałam, że doskonale rozumie co czuję, sam przecież jakiś czas temu zapewne czuł się podobnie. W końcu zasnęłam, dzięki czemu chociaż na trochę zapomniałam o tym co się stało.

niedziela, 13 września 2015

Rozdział 27


 Sądziłam, że skoro wojna dobiegła końca, nie ma się już czym przejmować.  Jednak, gdy tylko Thor odszedł, Loki przywołał do siebie strażnika.
- Czy Njord i jego żołnierze wrócili już do Wnaheim?
- Tak, panie. Przed chwilą.
- Dobrze, niech dwóch strażników dopilnuje, żeby Heimdall nie otwierał Bifrostu, nikomu. - Żołnierz wydał się mocno zaskoczony takim rozkazem. Mimo to posłuchał nie zadając kolejnych pytań.
- Co chcesz zrobić? - Ja musiałam zapytać. Niepokój oczywiście powrócił. Czy to się nigdy nie skończy?
- Idź do siebie. - Odparł krótko i poszedł w tym samym kierunku co wcześniej Thor. Oczywiście ruszyłam za nim - Kazałem ci iść do swojej komnaty, nie za mną. - Zignorowałam to i dalej uparcie szłam za nim. Po kilku minutach dotarliśmy do sali tronowej, gdzie czekał Thor i reszta avengersów. Wszyscy w świetnych nastrojach. Papier, który wcześniej podpisał Loki znów pojawił się w jego dłoni. Wszyscy patrzyli mocno zaskoczeni, gdy po chwili kartkę strawił zielony płomień.
- Loki co ty robisz? - Zapytał Thor, a pozostali sięgnęli po broń.
- Chyba nie sądziliście, że podpisanie tego ma dla mnie jakiekolwiek znaczenie.  -  Wyraźnie słyszałam drwinę w jego głosie.  Nie mogłam zrozumieć co on wyprawia, przecież nie miał szans z nimi wszystkimi sam.  Szybko okazało się, że nie mam racji. Loki musiał użyć jakiegoś zaklęcia, bo wszyscy avengersi padli na podłogę, wijąc się z bólu.
- Dosyć tego. - Thor zacisnął palce na uchwycie mjolnira, a gdzieś w oddali dało się słyszeć grzmot. Po chwili kolejny znacznie bliżej, cofnęłam się parę kroków, co wcale nie sprawiło, że poczułam się bezpieczniej. Później stało się coś co sprawiło że krzyknęłam ze strachu i cofnęłam się jeszcze bardziej. Wyglądało to tak jakby piorun wybił okno i uderzył w podłogę kilka metrów od Lokiego. Kawałki szkła wpadły do sali, jakimś cudem nikogo nie raniąc.
- Jeżeli mnie zabijesz twoi przyjaciele, będą umierać jeszcze wiele godzin. Nie ma sposobu żeby złagodzić ból jaki teraz czują. - Obserwowanie cierpienia avengersów najwyraźniej sprawiało Lokiemu sporo satysfakcji. A mnie coraz bardziej przerażało.
- Loki, proszę przestań. - Powiedziałam błagalnie. Złapałam go za rękę żeby w ogóle zwrócił na mnie uwagę. Usilnie starałam się wymyślić coś co go przekona, jednak przez strach w głowie miałam totalną pustkę.
- Nie pamiętasz już jak jeden z nich wbił ci topór w plecy?
- Pamiętam, ale zabicie ich nie cofnie czasu. Stało się, to był wypadek.  - Nie łudziłam się, że to go  przekona. Niestety nic więcej nie mogłam zrobić. Sytuacja była dramatyczna, a czasu coraz mniej. W kilku miejscach na podłodze zobaczyłam krew. Thor najwyraźniej miał już dosyć bezczynności. Loki widząc zbliżającego się brata odepchnął mnie od siebie. Zrobił to na tyle mocno, że na chwilę straciłam równowagę.  Udało mi się zobaczyć, że bez problemu uniknął pierwszego ciosu oraz kilku kolejnych. W momencie gdy Thor uniósł mjolnira, w ręce Lokiego pojawił się sztylet, który jednym szybkim ruchem wbił przeciwnikowi pod żebra.
- Tyle lat razem walczyliśmy, że znam każdy twój ruch i każdy błąd. - Powiedział, wbijając ostrze po samą rękojeść.
- Zapominasz o czymś. - Odparł Gromowładny. - To działa w obie strony.  - Krzywiąc się z bólu, opuścił młot, trafiając Lokiego w ramię, a drugą ręką wyszarpnął sztylet i odrzucił na podłogę. W tym samym momencie został odepchnięty przez jakąś niewidzialną siłę, poleciał kilka metrów i z łoskotem uderzył w kolumnę, po czym osunął się na ziemię. Trwało dłuższą chwilę zanim zdołał się podnieść. Zauważyłam, że Loki skrzywił się z bólu próbując poruszyć zranioną ręką. Od tego momentu starał się nią nie poruszać, czyli było źle.  Avengersi byli coraz słabsi, skóra każdego z nich zrobiła się nienaturalnie blada. Jeżeli ta walka potrwa jeszcze trochę dłużej to zginą. Zaczęłam uważniej obserwować jednego z nich, bo wyraźnie próbował się podnieść. Udało mu się to po dłuższej chwili. Następnie sięgnął po łuk, a drugą drżącą ręką wyciągnął strzałę. Przecież jest za słaby, żeby strzelić. - Pomyślałam w pierwszej chwili. Obserwował przez moment walczących, skupiając się na celu. Nie do końca podobało mi się, że tym celem jest Loki, ale było już za późno. Strzała błyskawicznie przecięła powietrze, na szczęście trafiając tylko w kolano. Odetchnęłam bo nie była to rana zagrażająca życiu, ale dosyć poważna, aby uniemożliwić Lokiemu dalszą walkę. Chciałam do niego podbiec, jednak gestem nakazał mi zostać na miejscu. Posłuchałam, chociaż zrobiłam to bardzo niechętnie. W końcu strasznie się martwiłam, naprawdę nikomu nie polecam takich przeżyć. Thor podszedł do Lokiego i siłą postawił go na nogi.
- Cofnij zaklęcie, już!
- Nie. Dla jednego z nich i tak jest już za późno. - Thor zacisnął dłoń na zranionym ramieniu Lokiego, który odruchowo szarpnął się czując ból. Rozejrzałam się, strzelec jako jedyny leżał nieruchomo wciąż z łukiem w dłoni.
- Nie obchodzi mnie jak, w końcu zmuszę cię żebyś cofnął zaklęcie.
Musiałam coś zrobić, zanim ten idiota da się zabić. Podbiegłam do nich, gdy zobaczyłam, że Thor szykuje się do zadania kolejnego ciosu.
- Zaczekaj! - Zawołałam, chwilowo podziałało bo kolejne uderzenie nie nastąpiło. - Loki, posłuchaj go. Proszę. Ja cię potrzebuję. - Nie potrafiłam odgadnąć czy go przekonałam. - Chcesz tutaj umrzeć razem z nimi? - Ulżyło mi bo tym razem się udało. Thor poszedł sprawdzić co z pozostałymi, a Loki  oparł się o kolumnę i osunął na ziemię. Ta próba przechytrzenia avengersów zdecydowanie nie wyszła mu na dobre.
- Zawołam uzdrowicieli. - Powiedziałam, jednak spotkałam się ze stanowczym protestem.
- Nie. Nie dam się zamknąć tej bandzie idiotów. Musimy się stąd wydostać. - Myślałam, że się przesłyszałam.
- Zwariowałeś! Nie możesz chodzić, potrzebujesz pomocy.
- Nic mi nie będzie. Wyleczę się. Jednak jestem za słaby, żeby nas stąd zabrać. Musisz mi pomóc. - Nie podobało mi się to ani trochę. No ale takiemu nie wytłumaczysz.
- Co mam zrobić?
- Złap mnie za rękę. Później ci wszystko wyjaśnię.
Obserwowałam jak wstaje, co wyraźnie sprawiło mu problem, jednak nie chciał mojej pomocy. Dopiero gdy wstał wziął mnie za rękę. Nadal uważałam, że to beznadziejny pomysł i powinniśmy tutaj zostać. Po chwili obraz przed oczami zaczął się zamazywać, następnie bardzo szybko obracać, żeby po chwili na jakiś czas zupełnie zniknąć. Zdawało mi się, że trwa to strasznie długo i zdecydowanie mi się nie podobało. Jak zamknięcie w ciemnym dźwiękoszczelnym pokoju, okropność. Ucieszyłam się czując grunt pod nogami, niestety zanim zdążyłam zobaczyć, gdzie się znajduję coś szarpnęło i znowu tylko ciemność. Było równie nieprzyjemnie co wcześniej, ale na szczęście trwało znacznie krócej. Znowu poczułam coś twardego pod nogami i tym razem nie zniknęło. Zaczęłam się rozglądać, ulica, domy, najwyraźniej była noc, bo wszędzie było ciemno. Dopiero gdy zobaczyłam zaparkowany przy drodze samochód coś zaczęło mi się nie zgadzać, przecież w Asgardzie nie ma samochodów. Do tego dookoła leżał śnieg, czyli zima. Szybko zaczęłam odczuwać panującą tutaj temperaturę, wciąż byłam tylko w cienkiej koszuli i spodniach do tego cała poplamiona krwią.
- Czy my jesteśmy na Ziemi? - Zapytałam starając się powstrzymać szczękanie zębami.
- Jak widać. - Odparł, był znacznie bardziej wykończony niż przed tą całą dziwną podróżą, dlatego pytania zdecydowałam się zostawić na później. Teraz trzeba było znaleźć jakieś schronienie zanim ja tutaj zamarznę, a Loki się wykrwawi. Spojrzałam jeszcze raz na zaparkowane auto, wyglądało na porzucone, przykryte grubą warstwą śniegu.
- Mam pomysł, zaczekaj tu chwilkę. - Podeszłam do pojazdu, zrzuciłam zalegający na nim biały puch. Spróbowałam otworzyć drzwi, spodziewając się, że trafię na zdecydowany opór zamka, a tu proszę. Okazało się otwarte, ktoś naprawdę musiał się spieszyć, skoro zostawił otwarty samochód i już po niego nie wrócił. Weszłam do środka i zaczęłam rozglądać się za kluczykami, w stacyjce ich nie było, otworzyłam więc schowek i nie mogłam uwierzyć we własne szczęście, znalazłam nie tylko kluczyki, ale również skórzany portfel, w którym było trochę pieniędzy i jakieś dokumenty. Początkowo samochód w ogóle nie chciał ze mną współpracować, jednak w końcu silnik charakterystycznie zawarczał.
- Chodź tutaj! - Zawołałam do Lokiego, zamykając drzwi od strony kierowcy. Dziękowałam teraz w duch Leo, za to, że kiedyś dał mi kilka lekcji prowadzenia samochodu. Korzystając z chwili zanim Loki wsiądzie, starałam się sobie wszystko dokładnie przypomnieć.
- Lepiej zapnij pasy, - Powiedziałam gdy siedział już obok mnie.
- Umiesz tym kierować?  - Zapytał, przyglądając mi się uważnie.
- Mniej więcej. - Odpowiedziałam, bo sama nie byłam do końca pewna.
- To znaczy, że uderzymy w najbliższy budynek? - Posłałam mu  w odpowiedzi tylko wściekłe i wielce oburzone spojrzenie. Samochód ruszył zgodnie z moją wolą. Szkoda tylko, że zamiast wycofać, pojechał do przodu, błyskawicznie zareagowałam naciskając hamulec. Szarpnęło i znów staliśmy w miejscu. Loki postanowił jednak zapiąć pasy, czego wcześniej nie zrobił.
- Ale w nic nie uderzyliśmy. - Powiedziałam, uprzedzając jego komentarz do tego co się stało. Reszta drogi obyła się już bez niespodzianek. Postanowiłam spróbować znaleźć jakiś czynny hotel, chociaż po tej całej wojnie raczej wątpliwe żeby cokolwiek było otwarte. Nie rozmawialiśmy bo musiałam się skupić na prowadzeniu, drogi były mocno śliskie a moje doświadczenie w kierowaniu samochodem niemal zerowe. Po jakieś godzinie jeżdżenia i szukania czynnego hotelu zamierzałam zrezygnować i spróbować poprosić o pomoc jakiś ludzi. Jednak w ostatnim miejscu, obok którego przejeżdżaliśmy, w kilku oknach widać było światła, a przed parkingiem stała tabliczka na której widniał napis "Zapraszamy". Zaparkowałam nawet w miarę sprawnie.
- Zaczekaj tutaj, ja pójdę sprawdzić czy pozwolą nam tu zostać do rana. - Powiedziałam, zabrałam ze schowka znaleziony wcześniej portfel i wysiadłam. Znów ten okropny mróz a w samochodzie zrobiło się już tak przyjemnie ciepło. Jak najszybciej przemierzyłam parking uważając, żeby się nie poślizgnąć i znalazłam się w budynku. W środku było ciepło czyli ktoś musiał tutaj być, podeszłam do recepcji i czekałam przez chwilę rozglądając się dookoła. Od drzwi do miejsca w którym stałam rozłożony był wyblakły dywan, który okres swojej świetności z pewnością miał już dawno za sobą.  Na suficie zawieszony był spory żyrandol. Zarówno w środku jak i na zewnątrz budynek był mocno zniszczony. Kiedyś zapewne przyjemnie błękitny kolor ścian mocno poszarzał przez co hol wydawał się strasznie ponury. Usłyszałam, że ktoś się zbliża i po chwili za ladą pojawiła się kobieta w średnim wieku. Wyglądała na zaskoczoną, że ktoś przyszedł o tej porze. Jej uwagę przykuło również moje poplamione krwią ubranie. Nie zapytała jednak o to, tylko przywołała ciepły uśmiech na twarz i zapytała:
- W czym mogę pomóc?
- Chciałam się dowiedzieć czy znajdzie się jakiś wolny pokój?
- Oczywiście, nie mamy tu ostatnio zbyt wielu gości.  - Ulżyło mi, nie miałam ochoty dalej siedzieć w samochodzie, byłam też jakoś dziwnie zmęczona. Chociaż może to dlatego, że adrenalina opadła i zaczęłam odczuwać skutki ostatnich wydarzeń. - Pokój ma być jedno czy dwuosobowy? - Zapytała nadal bardzo uprzejmym tonem.
- Dwu i jeżeli możliwe to na parterze. - Odpowiedziałam, biorąc pod uwagę stan Lokiego, raczej nie powinien chodzić po schodach.
- Niestety na parterze nie ma pokoi gościnnych, dopiero na piętrze.
- Może być. Na razie tylko na jedną noc.
- Pani nazwisko? - Zapytała. No tak oczywiście, nie mogłam jej podać mojego nazwiska. Nawet go nie znałam. Spojrzałam na cennik pokoi na ścianę i coś przyszło mi do głowy. Wyciągnęłam ze znalezionego portfela trochę więcej pieniędzy niż to konieczne.
- Zapomnijmy o nazwisku. - Powiedziałam podając kobiecie banknoty. Najpierw wydała się oburzona, jednak po dłuższym zastanowieniu przyjęła pieniądze i podała mi klucz do pokoju. Wyszłam przed hotel i zawołałam Lokiego. Gdy wróciliśmy do środka recepcjonistka nadal stała na swoim miejscu. Uważnie nas obserwowała do czasu aż znaleźliśmy się poza zasięgiem jej wzroku. Weszliśmy po schodach, których na szczęście nie było dużo. Rana na nodze Lokiego wciąż krwawiła co bardzo mnie martwiło, był jednak w tak podłym nastroju, że wolałam nie mówić nic typu: trzeba było zostać w Asgardzie. Jak tylko znaleźliśmy się w pokoju udałam się do łazienki w poszukiwaniu apteczki. Znalazłam choć nie można było powiedzieć, że jest profesjonalnie zaopatrzona, wzięłam więc szybko bandaż i wodę utlenioną. Coś do oczyszczenia rany zawsze się przyda. Wróciłam do pokoju, Loki siedział na łóżku, wyglądał jakby był półprzytomny. Usiadłam przed nim na podłodze i zaczęłam przyglądać się ranie. Wyglądała na bardzo głęboką. Obawiałam się, że moja pomoc może tutaj nie wystarczyć.
- Muszę to opatrzyć. - Mój głos idealnie oddawał to jak bardzo się martwiłam.
- Nie trzeba. - Usłyszałam, gdy już miałam zabrać się do pracy.Loki przyłożył dłoń do rany, najwyraźniej zamierzał użyć magi, aby się uleczyć. Zastanawiałam się czy to dobry pomysł skoro był tak osłabiony. Mimo wszystko czekałam w ciszy, aż skończy wypowiadać zaklęcie. Nie zrozumiałam z tego ani słowa, ale najwyraźniej podziałało, bo gdy osunął rękę po ranie nie było nawet śladu. Przynajmniej nie groziło mu już, że się wykrwawi.
- Może lepiej się połóż. - Zasugerowałam, słysząc jak ciężko oddycha. Siedział jeszcze przez chwilę, jakby w ogóle nie usłyszał, że coś do niego powiedziałam, po czym stracił przytomność. Nie wiedziałam czy jest to spowodowane utratą dużej ilości krwi, czy nadużyciem czarów. Przestraszyłam się, ale szybko opanowałam nerwy. Spróbowałam go obudzić, jednak moje wysiłki na nic się nie zdały. Postanowiłam więc trochę poczekać, w sumie to nie miałam wyboru. Usiadłam na drugim łóżku i okryłam się kołdrą, w pokoju mimo ogrzewania było jednak chłodno. Po pewnym czasie gdy zrobiło mi się przyjemnie ciepło, powieki same zaczęły mi opadać.Powalczyłam ze zmęczeniem jeszcze przez jakąś godzinę, a gdy uznałam, że Loki oddycha już zupełnie normalnie i nie wygląda żeby jego stan się pogarszał. Ułożyłam się wygodnie i natychmiast zasnęłam.

niedziela, 6 września 2015

Rozdział 26


Musiało wydarzyć się coś złego.Władcy z innych światów raczej nie wpadają sobie z niezapowiedzianą wizytą, na pogawędkę. Wolałabym, aby moje przypuszczenia nie były słuszne. Jednak przez dwa dni wiele się zmieniło. W zamku wyraźnie przybyło żołnierzy, atmosfera była wyraźnie napięta. Lokiego praktycznie nie widywałam. Mimo że według uzdrowiciela wyczerpałam już limit na stres. Zbyt wiele już przeszłam jak na pierwszy miesiąc ciąży. Jednak zmartwienia nie dawały mi spokoju. Nie da się nie denerwować, równocześnie mając świadomość, że nadchodzi wojna i nie można jej już uniknąć. Mimo tych wszystkich zapewnień, że zamek jest nie do zdobycia i chronią go najlepsi żołnierze, jakieś przeczucie nie dawało mi spokoju. Przecież nikt nie wypowiada wojny wiedząc, że przegra.Loki trochę za bardzo lekceważył avengersów, jakby zapomniał, że już raz go pokonali. Teraz mają przecież sojusznika i armię. Teraz już było zbyt późno, żeby cokolwiek zmienić. Miałam tylko nadzieję, że moje przeczucie nie okaże się słuszne.
  
***

Wszyscy starali się wypocząć przed kolejnym trudnym dniem. Omawiali plan do ostatniej chwili. Wynik wojny zadecyduje o ich dalszym losie. Nie było więc miejsca na pomyłkę. Thor powiedział im o obronie zamku wszystko co tylko mogło się jakoś przydać. Dużym problemem okazała się różnica w ilości żołnierzy. Trzeba było jakoś wyrównać szansę.
- Żadna armia, nawet najlepsza nie może sprawnie walczyć na dwóch frontach. Szczególnie jeżeli nie spodziewa się ataku. - Powiedziała Wdowa, podczas ostatniej narady. Długo zastanawiała się nad tym co przyszło jej do głowy już jakiś czas temu. Wiązało się to z dużym ryzykiem i narażeniem wielu cywili.
- Co masz na myśli? - Zapytał Njord.
- To niebezpieczne i nie jestem nawet pewna czy możliwe/ Byłaby możliwość, żeby ktoś z nas przedostał się z powrotem na Ziemię?
- Sądzę, że tak.
- Ludzie wciąż chcą walczyć. Na pewno nie poddali się do końca. Potrzebują tylko kogoś kto ich poprowadzi. Jeżeli połączą siły i staną do walki mogą narobić Lokiemu sporych i niespodziewanych kłopotów.
- Nie możemy narażać ludzi. To nie ich wojna, nie są żołnierzami, nie potrafią walczyć. Zginą. - Zaprotestował Kapitan Ameryka.
- Cały czas umierają i to nadaremno. Nie chcę nikogo zmuszać, to będzie ich decyzja. Niech sami ją podejmą. Jeżeli znajdzie się dość dużo chętnych, żołnierze na pewno wezwą pomoc. To zwiększy szanse na wygranie tej wojny. 
- Nie podoba mi się to, ale niech będzie. Powiedzmy, że to zadziała, przedrzemy się przez żołnierzy i mur obronny, ale co dalej? Thor, wspominałeś coś o jakieś niezniszczalnej barierze, którą Heimdall może uruchomić. Da się to jakoś powstrzymać? 
- Barierę uruchamia specjalny mechanizm, nie zadziała tylko wtedy jeżeli zostanie zniszczony.
- Gdybym miał odpowiednie materiały. Mógłbym zrobić bomby, które wybuchną przy próbie włączenia mechanizmu. Tylko ktoś musiałby je podłożyć, a to niemożliwe skoro ten wasz strażnik widzi wszystko. - Stwierdził Stark.
- Heimdall widzi wszystko, ale zawsze kierował się też dobrem Asgardu. Nie koniecznie będzie o wszystkim informował Lokiego. Sądzę, że możemy liczyć na jego pomoc. - Odparł Thor.
- Świetnie, gdy bomby będą gotowe, Stark wracasz z Wdową na Ziemię. W walce polegasz na pancerzu, bez niego na niewiele nam się przydasz. Będzie wam łatwiej i przekonacie więcej ludzi. -Powiedział Rogers.
- Czyli wszystko ustalone, bierzemy się do pracy, bo czasu mamy naprawdę niewiele. 

***
Nie mogłam pojąć, dlaczego mam siedzieć w swojej komnacie, aż ktoś przyjdzie mi powiedzieć, że jest bezpiecznie, skoro nie było możliwości, aby wrogowie wdarli się do zamku. Wytrzymałam zaledwie godzinę takiej bezczynności. Ciekawość była silniejsza, wyszłam, szybko przemierzyłam kilka pustych korytarzy. Panująca cisza była aż dziwna, dopiero gdy zeszłam kilka pięter niżej usłyszałam hałasy. Z tego co wiedziałam były tam sale przeznaczone do pomocy rannym żołnierzom. Uzdrowiciele mieli pełne ręce roboty, mimo że zajmowali się tylko najciężej rannymi. Opatrywaniem lżejszych ran zajmowała się grupa pomocników. Mimo że było ich naprawdę wielu, potrzebujących pomocy wciąż przybywało. Wiedziałam, że przyda się każda pomoc, znałam się trochę na opatrywaniu ran, postanowiłam więc zabrać się do pracy. Podeszłam do młodej kobiety, która od dłuższego czasu próbowała zaszyć głębokie rozcięcie na przedramieniu żołnierza. Z daleka widziałam jak trzęsą jej się ręce, w takim stanie nikomu nie pomoże.
- Daj, ja to zrobię. - Powiedziałam łagodnie. - Przynieś mi wodę i czyste opatrunki. - Kobieta nadal stała bez ruchu. - No już. - Ponagliłam ją i dopiero wtedy wykonała moje polecenie.
- Potrafisz zszywać rany, pani? - Zapytał żołnierz, najwyraźniej z obawą czy moja pomoc nie będzie taka jak mojej poprzedniczki.
- Tak. Zdarzyło mi się zaszyć kilka. - No dobra, trochę nagięłam prawdę. Robiłam to tylko dwa razy w życiu. Nigdy też nie spotkałam się z tak głęboką raną. Na szczęście, gdy wróciła kobieta, którą wysłałam po opatrunki, już prawie kończyłam. Byłam całkiem zadowolona ze swojej pracy, żołnierz chyba też nie miał zastrzeżeń, bo tylko skinął z uznaniem głową. Umyłam dokładnie ręce i zabrałam się za pomaganie kolejnym. Byłam tak pochłonięta pracą, że spędziłam na opatrywaniu kilka godzin. Dopiero wtedy postanowiłam zrobić sobie krótką przerwę, wyszłam na korytarz i usiadłam na podłodze opierając się o ścianę. Ubranie które miałam na sobie nadawało się wyłącznie do wyrzucenia. Zarówno spodnie jak i bluzka były tak umazane krwią, jakbym sama była ciężko ranna. Nic dziwnego, że kilka osób zapytało mnie czy nie potrzebuję pomocy. Posiedziałam tak może pół godziny i mino protestów obolałych nóg, wróciłam do pracy.

***

 - Hawkeye! Niech łucznicy osłaniają Hulka. Musimy zniszczyć ten mur, inaczej przegramy! - Zawołał Kapitan Ameryka. Bitwa trwała już od kilku godzin i wszyscy byli już zmęczeni. Coraz bardziej dawało się też odczuć przewagę liczebną przeciwnej armii. Po chwili świst kilkuset strzał przeciął powietrze. Dało się słyszeć krzyki trafionych. - Hulk! Teraz! - Wielka zielona bestia przebiła się przez osłabiony szyk żołnierzy, odrzucając na boki każdego kto stanął jej na drodze, na koniec potężną pięścią uderzyła w mur. Dało się słyszeć huk i na powierzchni muru pojawiło się kilka głębokich pęknięć. Kolejne potężne uderzenie pięści. Żołnierze desperacko i bezskutecznie starali się odciągnąć Hulka zanim zniszczy mur do końca. Ostatnie uderzenie i dziura wystarczająca, aby przedostało się nią kilkudziesięciu żołnierzy na raz, była gotowa.
- Thor, idziemy! - Zawołał Rogers. - Trzeba dopaść, Lokiego i to zakończyć! Hulk, ty zostajesz, przepuszczasz tylko naszych.

***

- Wrogowie przedostali się do zamku, panie. - Oznajmił żołnierz. - Pomaga im jakaś wielka zielona bestia. Nie mieliśmy szans.
- Wyślijcie tam destroyera niech zajmie się potworem.
- Jest jeszcze coś. Straciliśmy Midgard, panie. 
- Co? Jak to?
- Wszczęli potężny bunt, gdy tylko część żołnierzy wróciła do Asgardu, aby walczyć. Buntem dowodziło dwoje avengersów. Wysłaliśmy tam oddział, ale nie wrócił.
- Problemem ze śmiertelnikami zajmę się później...
- Niczym się już nie zajmiesz, Loki. Nie wyślesz też destroyera i nikt już nie zginie z twojego rozkazu. - Powiedział, Thor, sprawnie ogłuszając strażnika, który spróbował go zaatakować, Następnie wycelował miecz w stronę Lokiego. - Przegrałeś, poddaj się.
- A gdzie masz swój młotek? - Zapytał, odsuwając się poza zasięg ostrza.
- Powinieneś się cieszyć, że nie przy sobie. Nie chcę cię zabijać, wciąż możemy się dogadać - Thor wyciągnął przed siebie kawałek papieru. - Wiesz co to jest, podpisz to.
- Naprawdę wzruszające, że wciąż trzymasz ten świstek. Po tym jak odebrałem ci królestwo, ojca, planetę, którą miałeś chronić, zabiłem twoją ukochaną. - W tym momencie silne uderzenie w twarz posłało Lokiego na podłogę.
- Podpisz to i nigdy więcej nie waż się wspominać przy mnie o Jane. - Wycedził wściekle Thor. 
- To twoja ostatnia szansa, drugą opcją jest śmierć. - Dodał Kapitan Ameryka.

***
 Znajome głosy przyciągnęły moją uwagę. Wyglądało na to, że moje przeczucia się spełniły, wszyscy dookoła mówili o przegranej. Nie wiedziałam, gdzie jest Loki i coraz bardziej się martwiłam. Odetchnęłam, gdy usłyszałam jego głos, w końcu znalazłam się w korytarzu z którego dochodziła rozmowa. Przyspieszyłam chcąc jak najszybciej znaleźć się bliżej.
- Co się dzieje? - Zapytałam, stając na przeciw Lokiego, który przed chwilą podniósł się z podłogi.
- Przegraliśmy. - Odparł, wyrwał Thorowi jakiś kawałek papieru i zniknął gdzieś na chwilę. Spojrzałam pytająco na dwóch avengersów, jednak oni nic nie powiedzieli, Minęło kilka minut w zupełnej ciszy po czym Loki pojawił się z powrotem. Oddał zabraną wcześniej kartkę, właścicielowi, mierząc go lodowatym spojrzeniem. Cokolwiek było na tym kawałku papieru najwyraźniej bardzo mu się nie podobało.
- Przekaż pozostałym, że wojna dobiegła końca.- Powiedział Thor, ten drugi tylko skinął głową i natychmiast pobiegł przekazać wieści. - Dobra decyzja. - Dodał jeszcze. Loki najwyraźniej już go nie słuchał, tylko wyraźnie zaniepokojony przyglądał się krwi na moich ubraniach.
- Nie jestem ranna. Pomagałam opatrywać żołnierzy. - Wyjaśniłam szybko, dzięki czemu zobaczyłam wyraźną ulgę w jego oczach.
- Miałaś zostać w swojej komnacie. - Wzruszyłam tylko ramionami i zrobiłam minę totalnego niewiniątka.
- Będziemy musieli jeszcze pogadać, ale chyba mogę dać wam kilka minut. - Stwierdził Thor. Cieszyłam się, że już nikt nikogo nie próbuje zabić, przynajmniej na razie. - Jednak Stark miał rację. - Usłyszałam jeszcze, zanim zostaliśmy sami. Wiedziałam, że koniec wojny nie oznacza wcale końca kłopotów. Postanowiłam jednak skorzystać z tych kilku minut i chwilowo niczym się nie przejmować.