Rozdział 27
Sądziłam, że skoro wojna dobiegła końca, nie ma się już czym przejmować. Jednak, gdy tylko Thor odszedł, Loki przywołał do siebie strażnika.
- Czy Njord i jego żołnierze wrócili już do Wnaheim?
- Tak, panie. Przed chwilą.
- Dobrze, niech dwóch strażników dopilnuje, żeby Heimdall nie otwierał Bifrostu, nikomu. - Żołnierz wydał się mocno zaskoczony takim rozkazem. Mimo to posłuchał nie zadając kolejnych pytań.
- Co chcesz zrobić? - Ja musiałam zapytać. Niepokój oczywiście powrócił. Czy to się nigdy nie skończy?
- Idź do siebie. - Odparł krótko i poszedł w tym samym kierunku co wcześniej Thor. Oczywiście ruszyłam za nim - Kazałem ci iść do swojej komnaty, nie za mną. - Zignorowałam to i dalej uparcie szłam za nim. Po kilku minutach dotarliśmy do sali tronowej, gdzie czekał Thor i reszta avengersów. Wszyscy w świetnych nastrojach. Papier, który wcześniej podpisał Loki znów pojawił się w jego dłoni. Wszyscy patrzyli mocno zaskoczeni, gdy po chwili kartkę strawił zielony płomień.
- Loki co ty robisz? - Zapytał Thor, a pozostali sięgnęli po broń.
- Chyba nie sądziliście, że podpisanie tego ma dla mnie jakiekolwiek znaczenie. - Wyraźnie słyszałam drwinę w jego głosie. Nie mogłam zrozumieć co on wyprawia, przecież nie miał szans z nimi wszystkimi sam. Szybko okazało się, że nie mam racji. Loki musiał użyć jakiegoś zaklęcia, bo wszyscy avengersi padli na podłogę, wijąc się z bólu.
- Dosyć tego. - Thor zacisnął palce na uchwycie mjolnira, a gdzieś w oddali dało się słyszeć grzmot. Po chwili kolejny znacznie bliżej, cofnęłam się parę kroków, co wcale nie sprawiło, że poczułam się bezpieczniej. Później stało się coś co sprawiło że krzyknęłam ze strachu i cofnęłam się jeszcze bardziej. Wyglądało to tak jakby piorun wybił okno i uderzył w podłogę kilka metrów od Lokiego. Kawałki szkła wpadły do sali, jakimś cudem nikogo nie raniąc.
- Jeżeli mnie zabijesz twoi przyjaciele, będą umierać jeszcze wiele godzin. Nie ma sposobu żeby złagodzić ból jaki teraz czują. - Obserwowanie cierpienia avengersów najwyraźniej sprawiało Lokiemu sporo satysfakcji. A mnie coraz bardziej przerażało.
- Loki, proszę przestań. - Powiedziałam błagalnie. Złapałam go za rękę żeby w ogóle zwrócił na mnie uwagę. Usilnie starałam się wymyślić coś co go przekona, jednak przez strach w głowie miałam totalną pustkę.
- Nie pamiętasz już jak jeden z nich wbił ci topór w plecy?
- Pamiętam, ale zabicie ich nie cofnie czasu. Stało się, to był wypadek. - Nie łudziłam się, że to go przekona. Niestety nic więcej nie mogłam zrobić. Sytuacja była dramatyczna, a czasu coraz mniej. W kilku miejscach na podłodze zobaczyłam krew. Thor najwyraźniej miał już dosyć bezczynności. Loki widząc zbliżającego się brata odepchnął mnie od siebie. Zrobił to na tyle mocno, że na chwilę straciłam równowagę. Udało mi się zobaczyć, że bez problemu uniknął pierwszego ciosu oraz kilku kolejnych. W momencie gdy Thor uniósł mjolnira, w ręce Lokiego pojawił się sztylet, który jednym szybkim ruchem wbił przeciwnikowi pod żebra.
- Tyle lat razem walczyliśmy, że znam każdy twój ruch i każdy błąd. - Powiedział, wbijając ostrze po samą rękojeść.
- Zapominasz o czymś. - Odparł Gromowładny. - To działa w obie strony. - Krzywiąc się z bólu, opuścił młot, trafiając Lokiego w ramię, a drugą ręką wyszarpnął sztylet i odrzucił na podłogę. W tym samym momencie został odepchnięty przez jakąś niewidzialną siłę, poleciał kilka metrów i z łoskotem uderzył w kolumnę, po czym osunął się na ziemię. Trwało dłuższą chwilę zanim zdołał się podnieść. Zauważyłam, że Loki skrzywił się z bólu próbując poruszyć zranioną ręką. Od tego momentu starał się nią nie poruszać, czyli było źle. Avengersi byli coraz słabsi, skóra każdego z nich zrobiła się nienaturalnie blada. Jeżeli ta walka potrwa jeszcze trochę dłużej to zginą. Zaczęłam uważniej obserwować jednego z nich, bo wyraźnie próbował się podnieść. Udało mu się to po dłuższej chwili. Następnie sięgnął po łuk, a drugą drżącą ręką wyciągnął strzałę. Przecież jest za słaby, żeby strzelić. - Pomyślałam w pierwszej chwili. Obserwował przez moment walczących, skupiając się na celu. Nie do końca podobało mi się, że tym celem jest Loki, ale było już za późno. Strzała błyskawicznie przecięła powietrze, na szczęście trafiając tylko w kolano. Odetchnęłam bo nie była to rana zagrażająca życiu, ale dosyć poważna, aby uniemożliwić Lokiemu dalszą walkę. Chciałam do niego podbiec, jednak gestem nakazał mi zostać na miejscu. Posłuchałam, chociaż zrobiłam to bardzo niechętnie. W końcu strasznie się martwiłam, naprawdę nikomu nie polecam takich przeżyć. Thor podszedł do Lokiego i siłą postawił go na nogi.
- Cofnij zaklęcie, już!
- Nie. Dla jednego z nich i tak jest już za późno. - Thor zacisnął dłoń na zranionym ramieniu Lokiego, który odruchowo szarpnął się czując ból. Rozejrzałam się, strzelec jako jedyny leżał nieruchomo wciąż z łukiem w dłoni.
- Nie obchodzi mnie jak, w końcu zmuszę cię żebyś cofnął zaklęcie.
Musiałam coś zrobić, zanim ten idiota da się zabić. Podbiegłam do nich, gdy zobaczyłam, że Thor szykuje się do zadania kolejnego ciosu.
- Zaczekaj! - Zawołałam, chwilowo podziałało bo kolejne uderzenie nie nastąpiło. - Loki, posłuchaj go. Proszę. Ja cię potrzebuję. - Nie potrafiłam odgadnąć czy go przekonałam. - Chcesz tutaj umrzeć razem z nimi? - Ulżyło mi bo tym razem się udało. Thor poszedł sprawdzić co z pozostałymi, a Loki oparł się o kolumnę i osunął na ziemię. Ta próba przechytrzenia avengersów zdecydowanie nie wyszła mu na dobre.
- Zawołam uzdrowicieli. - Powiedziałam, jednak spotkałam się ze stanowczym protestem.
- Nie. Nie dam się zamknąć tej bandzie idiotów. Musimy się stąd wydostać. - Myślałam, że się przesłyszałam.
- Zwariowałeś! Nie możesz chodzić, potrzebujesz pomocy.
- Nic mi nie będzie. Wyleczę się. Jednak jestem za słaby, żeby nas stąd zabrać. Musisz mi pomóc. - Nie podobało mi się to ani trochę. No ale takiemu nie wytłumaczysz.
- Co mam zrobić?
- Złap mnie za rękę. Później ci wszystko wyjaśnię.
Obserwowałam jak wstaje, co wyraźnie sprawiło mu problem, jednak nie chciał mojej pomocy. Dopiero gdy wstał wziął mnie za rękę. Nadal uważałam, że to beznadziejny pomysł i powinniśmy tutaj zostać. Po chwili obraz przed oczami zaczął się zamazywać, następnie bardzo szybko obracać, żeby po chwili na jakiś czas zupełnie zniknąć. Zdawało mi się, że trwa to strasznie długo i zdecydowanie mi się nie podobało. Jak zamknięcie w ciemnym dźwiękoszczelnym pokoju, okropność. Ucieszyłam się czując grunt pod nogami, niestety zanim zdążyłam zobaczyć, gdzie się znajduję coś szarpnęło i znowu tylko ciemność. Było równie nieprzyjemnie co wcześniej, ale na szczęście trwało znacznie krócej. Znowu poczułam coś twardego pod nogami i tym razem nie zniknęło. Zaczęłam się rozglądać, ulica, domy, najwyraźniej była noc, bo wszędzie było ciemno. Dopiero gdy zobaczyłam zaparkowany przy drodze samochód coś zaczęło mi się nie zgadzać, przecież w Asgardzie nie ma samochodów. Do tego dookoła leżał śnieg, czyli zima. Szybko zaczęłam odczuwać panującą tutaj temperaturę, wciąż byłam tylko w cienkiej koszuli i spodniach do tego cała poplamiona krwią.
- Czy my jesteśmy na Ziemi? - Zapytałam starając się powstrzymać szczękanie zębami.
- Jak widać. - Odparł, był znacznie bardziej wykończony niż przed tą całą dziwną podróżą, dlatego pytania zdecydowałam się zostawić na później. Teraz trzeba było znaleźć jakieś schronienie zanim ja tutaj zamarznę, a Loki się wykrwawi. Spojrzałam jeszcze raz na zaparkowane auto, wyglądało na porzucone, przykryte grubą warstwą śniegu.
- Mam pomysł, zaczekaj tu chwilkę. - Podeszłam do pojazdu, zrzuciłam zalegający na nim biały puch. Spróbowałam otworzyć drzwi, spodziewając się, że trafię na zdecydowany opór zamka, a tu proszę. Okazało się otwarte, ktoś naprawdę musiał się spieszyć, skoro zostawił otwarty samochód i już po niego nie wrócił. Weszłam do środka i zaczęłam rozglądać się za kluczykami, w stacyjce ich nie było, otworzyłam więc schowek i nie mogłam uwierzyć we własne szczęście, znalazłam nie tylko kluczyki, ale również skórzany portfel, w którym było trochę pieniędzy i jakieś dokumenty. Początkowo samochód w ogóle nie chciał ze mną współpracować, jednak w końcu silnik charakterystycznie zawarczał.
- Chodź tutaj! - Zawołałam do Lokiego, zamykając drzwi od strony kierowcy. Dziękowałam teraz w duch Leo, za to, że kiedyś dał mi kilka lekcji prowadzenia samochodu. Korzystając z chwili zanim Loki wsiądzie, starałam się sobie wszystko dokładnie przypomnieć.
- Lepiej zapnij pasy, - Powiedziałam gdy siedział już obok mnie.
- Umiesz tym kierować? - Zapytał, przyglądając mi się uważnie.
- Mniej więcej. - Odpowiedziałam, bo sama nie byłam do końca pewna.
- To znaczy, że uderzymy w najbliższy budynek? - Posłałam mu w odpowiedzi tylko wściekłe i wielce oburzone spojrzenie. Samochód ruszył zgodnie z moją wolą. Szkoda tylko, że zamiast wycofać, pojechał do przodu, błyskawicznie zareagowałam naciskając hamulec. Szarpnęło i znów staliśmy w miejscu. Loki postanowił jednak zapiąć pasy, czego wcześniej nie zrobił.
- Ale w nic nie uderzyliśmy. - Powiedziałam, uprzedzając jego komentarz do tego co się stało. Reszta drogi obyła się już bez niespodzianek. Postanowiłam spróbować znaleźć jakiś czynny hotel, chociaż po tej całej wojnie raczej wątpliwe żeby cokolwiek było otwarte. Nie rozmawialiśmy bo musiałam się skupić na prowadzeniu, drogi były mocno śliskie a moje doświadczenie w kierowaniu samochodem niemal zerowe. Po jakieś godzinie jeżdżenia i szukania czynnego hotelu zamierzałam zrezygnować i spróbować poprosić o pomoc jakiś ludzi. Jednak w ostatnim miejscu, obok którego przejeżdżaliśmy, w kilku oknach widać było światła, a przed parkingiem stała tabliczka na której widniał napis "Zapraszamy". Zaparkowałam nawet w miarę sprawnie.
- Zaczekaj tutaj, ja pójdę sprawdzić czy pozwolą nam tu zostać do rana. - Powiedziałam, zabrałam ze schowka znaleziony wcześniej portfel i wysiadłam. Znów ten okropny mróz a w samochodzie zrobiło się już tak przyjemnie ciepło. Jak najszybciej przemierzyłam parking uważając, żeby się nie poślizgnąć i znalazłam się w budynku. W środku było ciepło czyli ktoś musiał tutaj być, podeszłam do recepcji i czekałam przez chwilę rozglądając się dookoła. Od drzwi do miejsca w którym stałam rozłożony był wyblakły dywan, który okres swojej świetności z pewnością miał już dawno za sobą. Na suficie zawieszony był spory żyrandol. Zarówno w środku jak i na zewnątrz budynek był mocno zniszczony. Kiedyś zapewne przyjemnie błękitny kolor ścian mocno poszarzał przez co hol wydawał się strasznie ponury. Usłyszałam, że ktoś się zbliża i po chwili za ladą pojawiła się kobieta w średnim wieku. Wyglądała na zaskoczoną, że ktoś przyszedł o tej porze. Jej uwagę przykuło również moje poplamione krwią ubranie. Nie zapytała jednak o to, tylko przywołała ciepły uśmiech na twarz i zapytała:
- W czym mogę pomóc?
- Chciałam się dowiedzieć czy znajdzie się jakiś wolny pokój?
- Oczywiście, nie mamy tu ostatnio zbyt wielu gości. - Ulżyło mi, nie miałam ochoty dalej siedzieć w samochodzie, byłam też jakoś dziwnie zmęczona. Chociaż może to dlatego, że adrenalina opadła i zaczęłam odczuwać skutki ostatnich wydarzeń. - Pokój ma być jedno czy dwuosobowy? - Zapytała nadal bardzo uprzejmym tonem.
- Dwu i jeżeli możliwe to na parterze. - Odpowiedziałam, biorąc pod uwagę stan Lokiego, raczej nie powinien chodzić po schodach.
- Niestety na parterze nie ma pokoi gościnnych, dopiero na piętrze.
- Może być. Na razie tylko na jedną noc.
- Pani nazwisko? - Zapytała. No tak oczywiście, nie mogłam jej podać mojego nazwiska. Nawet go nie znałam. Spojrzałam na cennik pokoi na ścianę i coś przyszło mi do głowy. Wyciągnęłam ze znalezionego portfela trochę więcej pieniędzy niż to konieczne.
- Zapomnijmy o nazwisku. - Powiedziałam podając kobiecie banknoty. Najpierw wydała się oburzona, jednak po dłuższym zastanowieniu przyjęła pieniądze i podała mi klucz do pokoju. Wyszłam przed hotel i zawołałam Lokiego. Gdy wróciliśmy do środka recepcjonistka nadal stała na swoim miejscu. Uważnie nas obserwowała do czasu aż znaleźliśmy się poza zasięgiem jej wzroku. Weszliśmy po schodach, których na szczęście nie było dużo. Rana na nodze Lokiego wciąż krwawiła co bardzo mnie martwiło, był jednak w tak podłym nastroju, że wolałam nie mówić nic typu: trzeba było zostać w Asgardzie. Jak tylko znaleźliśmy się w pokoju udałam się do łazienki w poszukiwaniu apteczki. Znalazłam choć nie można było powiedzieć, że jest profesjonalnie zaopatrzona, wzięłam więc szybko bandaż i wodę utlenioną. Coś do oczyszczenia rany zawsze się przyda. Wróciłam do pokoju, Loki siedział na łóżku, wyglądał jakby był półprzytomny. Usiadłam przed nim na podłodze i zaczęłam przyglądać się ranie. Wyglądała na bardzo głęboką. Obawiałam się, że moja pomoc może tutaj nie wystarczyć.
- Muszę to opatrzyć. - Mój głos idealnie oddawał to jak bardzo się martwiłam.
- Nie trzeba. - Usłyszałam, gdy już miałam zabrać się do pracy.Loki przyłożył dłoń do rany, najwyraźniej zamierzał użyć magi, aby się uleczyć. Zastanawiałam się czy to dobry pomysł skoro był tak osłabiony. Mimo wszystko czekałam w ciszy, aż skończy wypowiadać zaklęcie. Nie zrozumiałam z tego ani słowa, ale najwyraźniej podziałało, bo gdy osunął rękę po ranie nie było nawet śladu. Przynajmniej nie groziło mu już, że się wykrwawi.
- Może lepiej się połóż. - Zasugerowałam, słysząc jak ciężko oddycha. Siedział jeszcze przez chwilę, jakby w ogóle nie usłyszał, że coś do niego powiedziałam, po czym stracił przytomność. Nie wiedziałam czy jest to spowodowane utratą dużej ilości krwi, czy nadużyciem czarów. Przestraszyłam się, ale szybko opanowałam nerwy. Spróbowałam go obudzić, jednak moje wysiłki na nic się nie zdały. Postanowiłam więc trochę poczekać, w sumie to nie miałam wyboru. Usiadłam na drugim łóżku i okryłam się kołdrą, w pokoju mimo ogrzewania było jednak chłodno. Po pewnym czasie gdy zrobiło mi się przyjemnie ciepło, powieki same zaczęły mi opadać.Powalczyłam ze zmęczeniem jeszcze przez jakąś godzinę, a gdy uznałam, że Loki oddycha już zupełnie normalnie i nie wygląda żeby jego stan się pogarszał. Ułożyłam się wygodnie i natychmiast zasnęłam.
No i pazur jest! :D Dzięki ci za to opo!
OdpowiedzUsuńZrób coś o ciąży :) A tak w ogole to wspaniale piszesz. Kocham to opowiadanie <3
OdpowiedzUsuń