środa, 25 maja 2016

Hej, mam dla was kolejny rozdział :) Ostatnio wena powróciła i uznałam, że mogę dodać coś trochę szybciej. Chciałam dodawać tę historię w osobnej zakładce na blogu, ale niestety blogger nie chce ze mną współpracować i zakładka nie działa :(  no więc będzie to po prostu na stronie głównej a linki do osobnych rozdziałów znajdziecie w spis treści. Pozdrawiam wszystkich i zapraszam do czytania. Chciałam też szczególnie podziękować Candy Drottning za te wszystkie komentarze i wytrwałość, że mimo tak długich przerw wciąż tu zagląda, czyta i komentuje. Dziękuję ci bardzo, to naprawdę wspaniałe widzieć, że ktoś docenia twoją pracę. Oczywiście jestem wdzięczna każdemu, za każdy komentarz i każdą opinię, ale uznałam, że Candy należą się osobne podziękowania. (znów krótko, ale kolejny rozdział również pojawi się szybciej)

Rozdział 2

Niepokojący gość i kolejny koszmar.

Siedziałam w swoim pokoju z kubkiem parującej herbaty i zadaniem domowym przed sobą. W szkole nie wydarzyło się już nic niezwykłego. Zwykły, nudny dzień.  Nagle ciszę panującą w domu przerwał krótki dzwonek do drzwi. Usłyszałam kroki mamy idącej otworzyć, postanowiłam więc nie odrywać się od pracy. Przez chwilę, przygryzając końcówkę długopisu przysłuchiwałam się niewyraźnym odgłosom rozmowy. Moją uwagę przyciągnął fakt, że byłam niemal pewna iż padło moje imię. 
- Laura, podejdź tu proszę. – Tym razem nie miałam wątpliwości, mama wołała mnie z jakiegoś powodu. Byłam bardzo ciekawa o co chodzi, nie spodziewałam się gości. Pospieszyłam więc do drzwi wejściowych i stanęłam jak wryta, nie mogąc wydobyć z siebie słowa. W wejściu stał ten sam mężczyzna, którego rano widziałam przed kawiarnią. Te same ciemne włosy i praktycznie czarne oczy. Atletyczna sylwetka i ubrania pod kolor oczu. 
- Ten młody mężczyzna twierdzi, że ma coś co należy do ciebie. – Powiedziała mama z ciepłym uśmiechem na twarzy. To wyrwało mnie z osłupienia.
- O co chodzi? – Zapytałam, coś niepokoiło mnie w fakcie, że ten mężczyzna wie gdzie mieszkam. Wydał mi się podejrzany, chociaż nie potrafiłam wyjaśnić dlaczego. Może to przez ten błysk w oku? – Szybko odpędziłam tę myśl. Uznałam to za przywidzenie i tyle.
- Zgubiłaś to dziś rano, kiedy wychodziłaś z kawiarni. – Odpowiedział aksamitnym głosem, podając mi czarny skórzany portfel, który natychmiast rozpoznałam.
- Skąd pan to ma? – Nie udało mi się ukryć zdenerwowania. Nie mogłam sobie przypomnieć, czy faktycznie portfel mógł mi gdzieś wypaść.
- Już mówiłem wypadło ci. Daj spokój z tym oficjalnym tonem. Nazywam się Lucas. – Wyciągnął do mnie dłoń, uśmiechając się miło. – Sądząc po tym co wyczytałem w dokumentach, jestem tylko trochę starszy od ciebie. – Widział, że nie zamierzam podać mu ręki więc cofnął dłoń. Najwyraźniej był trochę zawiedziony, bo uśmiech zniknął z jego twarzy.
- Dziękuję za zwrot, a teraz przepraszam jestem bardzo zajęta. – Wyrzuciłam z siebie te słowa jak z karabinu maszynowego i zatrzasnęłam drzwi.  Uświadomiłam sobie, że było to trochę niegrzeczne z mojej strony. Mimo to nie miałam ochoty na kontynuowanie tej rozmowy, czy bliższą znajomość. Wróciłam do swojego pokoju, uznając, że muszę czym prędzej napisać do Zuzy o tym co przed chwilą się wydarzyło. Siedziałam na łóżku czekając na odpowiedź, która jednak nie nadchodziła, mijały minuty a telefon wciąż milczał. W końcu poczułam wszechogarniające zmęczenie. Próbowałam z tym walczyć, ale moje wysiłki okazały się daremne i opadłam na poduszkę.
Tym razem mężczyzna siedział na krześle, ręce miał związane za plecami, głowa opadała na pierś, oczy były zamknięte. Pomieszczenie było ciemne, okno zostało zabite  deskami a jedyna zwisająca z sufitu żarówka, dawała niewiele światła, do tego co chwilę gasła. W pomieszczeniu był ktoś jeszcze, skryty w cieniu, chodził pod tylną ścianą pomieszczenia tam i z powrotem, mrucząc coś do siebie jakby na coś czekał. Nagle mężczyzna siedzący na krześle, gwałtownie podniósł głowę. Jego oczy otworzyły się, wciąż miały tak samo intensywny kolor, jednak straciły dawny blask, jakby przysłonił je jakiś cień. Usta mężczyzny poruszały się, chociaż na początku nie wydobył się z nich żaden dźwięk, dopiero po chwili dało się słyszeć jedno słowo powtórzone trzy razy, szeptem. Słowa te pełne były nadziei.

- Lauro, Lauro, Lauro.

niedziela, 22 maja 2016

Hej, wszystkim na początek kilka informacji. Wiem że ostatnio bardzo zaniedbałam bloga. Nie jestem z tego zadowolona, ale cóż, potrzebowałam przerwy (długiej przerwy). Do tego w kwietniu kończyłam szkołę, więc nie miałam głowy do pisania opowiadań. Mam coś dla was, ale nie jest to fanfiction, nie ma nic wspólnego z avengersami, Lokim itd. Jeżeli się spodoba to będę bardzo szczęśliwa, jeżeli nie. No cóż trudno. Jeżeli chodzi o "Co by było gdyby...?" nie porzucam pomysłu. Mam nadzieję, że uda mi się to skończyć. Przepraszam was bardzo za takie przerwy w postach, teraz chcę się już porządnie wziąć do roboty, mam nadzieję że mi się to uda. Pozdrawiam was wszystkich i chętnych zapraszam do czytania.
----------------------------------------------------------------------------------------

Prolog

Koszmar


Młody mężczyzna biegł przez ciemny las. Panowała  głęboka, ciemna noc, oświetlona tylko blaskiem księżyca w pełni. Słychać było tylko delikatne szeleszczenie liści poruszane spokojnym wiatrem i szybkie ciężkie kroki mężczyzny. Biegł już długo, na jego twarzy widać było kropelki potu, a oddech był szybki i nierówny. Jasne krótkie włosy przykleiły się teraz do czoła, niesamowicie intensywnie niebieskie oczy pełne były przerażenia i bólu. Koszulę miał rozdartą w kilku miejscach, a na plecach dwie spore plamy krwi. Gałęzie chłostały go po nogach i twarzy mimo to nie przerwał biegu. Obejrzał się za siebie, to co go goniło wciąż było tuż za nim, niezwykle blisko. Ogromny, czarny cień, dwa świecące punkciki, które zapewne były oczami, błyskały na czerwono. Nagle uciekający mężczyzna potknął się o wystający korzeń drzewa i z głośnym jękiem upadł na ziemię. Czołgał się przez chwilę po leśnej ścieżce, desperacko próbując uciec przed tym co go ścigało.
- Pomocy... - Wyszeptał, wyciągając przed siebie rękę, jakby chciał się czegoś złapać, gdy goniąca go postać chwyciła go za nogę i pociągnęła w tył.
----------------------------------------------------------------------------------------------

Rozdział 1

Tajemniczy obserwator



- NIE! - Usłyszałam własny krzyk, który gwałtownie przerwał nocną ciszę, budząc pozostałych domowników. Usiadłam na łóżku i podciągnęłam nogi pod brodę, drżąc ze strachu. Kolejny koszmar w tym tygodniu. Do pokoju wpadli zaspani rodzice, zapalając światło. Zmrużyłam oczy, próbując przyzwyczaić się do mocnego oświetlenia.
- Znowu miałaś zły sen? - Zapytała mama z troską w głosie. Usiadła na brzegu łóżka i przytuliła mnie, widząc  że wciąż się trzęsę.  - Chodź napijesz się gorącego mleka, to cię uspokoi.
Elektroniczny budzik na szafce nocnej wskazywał szóstą rano.
- Dzięki mamo, nie trzeba i tak muszę już wstać. – Wygrzebywanie się z łóżka w zimny listopadowy ranek, nie było niczym przyjemnym. Rodzice wyszli już z pokoju, a ja skierowałam swoje kroki prosto do łazienki. Po szybkim gorącym prysznicu, ubrałam się w zwykły strój do szkoły i zeszłam na śniadanie. Mama stała przy kuchence i smażyła dla wszystkich naleśniki na śniadanie.  Wzięłam gorący jeszcze placek, posmarowałam dżemem truskawkowym i zaczęłam jeść w milczeniu. Ojciec obserwował mnie z nad czytanej gazety.
- Jesteś strasznie blada Lauro, może powinnaś porozmawiać o tych snach z jakimś lekarzem. – Zasugerował, jego troska nie została jednak dobrze odebrana. Te ostatnie koszmary sprawiły, że byłam niezwykle rozdrażniona.
- To tylko sen, nic mi nie będzie. – Odparłam, nie mając ochoty na dalszą rozmowę, na ten temat. Cieszyłam się, że rodzice tak o mnie dbają, jednak czasem moim zdaniem mocno przesadzali. Nie ja jedna na świecie mam koszmary senne, to zdarza się każdemu.
- Może chociaż odwiozę cię do szkoły? – Zaproponował nie zrażony moim tonem.
- Wolę pójść pieszo.  – Dokończyłam jeść naleśnika, spojrzałam na zegar, stwierdzając  że jeśli zaraz nie wyjdę to spóźnię się na pierwszą lekcję. Wzięłam więc plecak, pożegnałam się z rodzicami i szybko wyszłam z domu.

Droga do szkoły zdawała się ciągnąć w nieskończoność, może to przez brak porządnego snu, a może dlatego, że myślami wciąż wracałam do tajemniczego mężczyzny ze snu. Z jakiegoś nie znanego mi powodu martwiłam się o niego. Byłam pewna, że nie jest on jedynie wytworem mojej wyobraźni, ale rzeczywistym człowiekiem i  że naprawdę potrzebuje  pomocy. Tylko gdzie on teraz jest? I jak mogę mu pomóc? Z zamyślenia wyrwał mnie głos przyjaciółki.
- Hej, Laura! Słuchasz mnie w ogóle?
Nawet nie wiedziałam kiedy weszłam na teren szkoły i nie miałam pojęcia co przed chwilą mówiła przyjaciółka.
- Przepraszam Zuza, możesz powtórzyć?
- Mówiłam, że nie mamy pierwszej lekcji. Matematyczka  się rozchorowała. Szczęście co?
- Mhm… - Zazwyczaj taka wiadomość  niesamowicie by mnie ucieszyła, jednak nie tym razem. Zupełnie nie potrafiłam podzielić entuzjazmu przyjaciółki.
- Znowu miałaś ten sen? – Zapytała, patrząc na mnie podejrzliwie. Tylko Zuza wiedziała co dokładnie mi się śniło. Rodzice myśleli, że to tylko zwykłe koszmary. Tymczasem te sny łączyły się ze sobą. Jakbym obserwowała czyjeś życie, a konkretnie życie tego mężczyzny o niesamowitych, niebieskich oczach. Z tym że z każdym snem to stawało się okrutniejsze i coraz bardziej mnie przerażało. Chciałam zapomnieć, wymazać te obrazy z pamięci, ale w głowie wciąż je widziałam.
- Chodź, pójdziemy do kawiarni za rogiem i powiesz mi co tym razem widziałaś. – Mówiąc to przyjaciółka pociągnęła mnie za sobą.   Weszłyśmy do małej, ale bardzo przytulnej kawiarni. O tej godzinie było tutaj bardzo mało osób. Słychać więc było cichą, spokojną muzykę puszczoną w tle, a w powietrzu unosił się zapach świeżo parzonej kawy.  Usiadłyśmy przy stoliku niedaleko okna i zamówiłyśmy każda gorącą czekoladę.  Kiedy kelnerka przyniosła nam nasze zamówienie, zaczęłam ze szczegółami opowiadać przyjaciółce cały sen od początku do końca. Zdumiewające było to jak dobrze pamiętałam każdy szczegół z tych dziwnych snów. Mimo że nie było tego wiele, wracanie myślami do koszmaru wywoływało u mnie dreszcze i przyspieszone bicie serca.
- Zuza, ja muszę go odnaleźć. – Powiedziałam , z naciskiem na to krótkie zdanie.
- Kogo? Tego faceta ze snu? – Przyjaciółka, popatrzyła na mnie jak na wariatkę, unosząc brwi ze zdziwienia.
- Nie parz tak na mnie. Może on naprawdę gdzieś tam jest i potrzebuje mojej pomocy? Ja muszę go odnaleźć.
- Daj spokój Laura, to był tylko sen. – Powiedziała zdecydowanie, patrząc mi przy tym w oczy. – Mnie się kiedyś śniło, że wygrałam w totka, a jakoś nie jestem milionerką.  – Dodała, usiłując nakłonić mnie do racjonalnego myślenia. Rozsądek podpowiadał mi, że Zuza ma całkowitą rację, jednak w głębi serca czułam, że nie mogę tego tak po prostu zignorować. Postanowiłam to sprawdzić, nie wiedziałam jeszcze jak, ale wiedziałam że znajdę jakiś sposób.
Wyszłyśmy z kawiarni dziesięć minut przed rozpoczęciem lekcji. Ten czas w zupełności wystarczał aby pokonać drogę do szkoły. Kiedy szłyśmy ulicą miałam nieodparte wrażenie, że ktoś mnie obserwuje. Zauważyłam to już, gdy opowiadałam Zuzce mój sen. Rozejrzałam się i zobaczyłam mężczyznę opierającego się swobodnie o samochód, jego wzrok uważnie śledził każdy nasz ruch.
- Ktoś nas obserwuje. – Powiedziałam nachylając się do koleżanki  i porozumiewawczo kiwając głową w stronę mężczyzny. Wzrok Zuzki natychmiast powędrował w tamtym kierunku.
- Naoglądałaś się za dużo filmów. On pewnie po prostu na kogoś czeka.  – Odparła ze śmiechem, kompletnie nic sobie nie robiąc z moich obaw.
Odwróciłam się, żeby jeszcze raz na niego spojrzeć, nadal stał oparty o samochód, a ręce złożył na piersi. Nasze spojrzenia spotkały się na krótki moment, mężczyzna ledwo dostrzegalnie skinął głową, a kąciki jego ust powędrowały w górę. Odwróciłam się udając, że tego nie widzę, jednak kątem oka zauważyłam jeszcze coś co wywołało u mnie paniczny lęk. Byłam niemal pewna, że jego oczy na krótki moment błysnęły na czerwono. Zupełnie tak jak u postaci goniącej mężczyznę w moim śnie.