poniedziałek, 30 czerwca 2014

Rozdział 11


Nie pamiętam, kiedy ostatnio obudziłam się tak wypoczęta. Poleżałam jeszcze chwilę i postanowiłam wstać. Jakiś czas później usłyszałam pukanie do drzwi.
- Proszę. 
- Jak się spało? - Zapytała Neira, wchodząc do pokoju.
- Świetnie, dawno tak nie wypoczęłam.
- Zanim zejdziemy na śniadanie, chcę ci coś dać, wiem o twoich problemach z panowaniem nad mocą, pomożemy ci wziąć ją pod kontrolę. - Powiedziała, podając mi naszyjnik z okrągłym niebieskim kamieniem otoczonym małymi kryształkami.
- To jest prześliczne, ale nie mogę tego przyjąć. Na pewno jest bardzo drogie.
- Drogie? Może byłoby tam gdzie żyłaś do tej pory, u nas nie ma takiego pojęcia, wszystko co ktoś wykonuje jest dla dobra nas wszystkich, dzięki temu każdy z nas jest tak samo ważny. Nie daję ci tego bez powodu, jeżeli ten błękitny kamień zacznie mocno świecić i drgać, to będzie znaczyło, że twoja moc wymyka się z pod kontroli, moc naszyjnika pomoże ci się uspokoić i wchłonie nadmiar mocy. Wiele elfów posługuje się magią i początkowo, każdy dostaje taki kamień, ten należał do mnie, gdy  uczyłam się panować nad swoją mocą.
- Dziękuję, na pewno się przyda. - Powiedziałam, zakładając naszyjnik.
- A teraz chodźmy na śniadanie. - Droga do jadalni była bardzo prosta i od razu ją zapamiętałam, zastanawiałam się co jadają elfy, sama nie wiem czego się spodziewałam, na stole stało wiele potraw, większość z warzyw lub owoców, mięso też było, jednak w bardzo małych ilościach, tyle nasłuchałam się bajek i opowieści o elfach, że zdziwiła mnie nawet ta drobna ilość mięsa. W sali siedziało już kilka innych elfów, pogrążonych w rozmowach. Po śniadaniu wyszłyśmy do ogrodu, gdzie miałam uczyć się kontroli nad moimi zdolnościami. Usiadłyśmy pod jednym z drzew, niedaleko strumienia płynącego przez cały ogród.
- Zaczniemy od czegoś łatwego. Widzisz tamto jabłko? - Zapytała Neira pokazując na owoc, wiszący kilka metrów nad nami, kiwnęłam tylko głową w odpowiedzi. - Spróbuj je zerwać, nie ruszając się z miejsca.Wyobraź sobie, jak przylatuje ci do ręki, spróbuj narzucić mu swoją wolę. To jedna z najważniejszych zasad, żeby kontrolować swoją moc, musisz wyćwiczyć sobie siłę woli.
Skupiłam swój wzrok na jabłku i wyobraziłam sobie jak leci w moją stronę, po chwili owoc oderwał się i powoli przyleciał do mojej dłoni.
- Doskonale, właśnie o to chodziło. Trudność tego ćwiczenia, zależy od wielkości przedmiotu. Skoro poszło ci tak dobrze, spróbujemy z czymś większym. Przed nami leży dosyć duża zerwana gałąź, spróbuj przysunąć ją bliżej.
Skoncentrowałam się na gałęzi, wyobraziłam sobie jak się przysuwa, dokładnie tak jak zrobiłam z jabłkiem, ale tym razem nie było efektu. - Nie dam rady. - Powiedziałam po kilku próbach.
- A ja ci mówię, że dasz radę. Weź parę głębokich oddechów, odpręż się, oczyść umysł, ze wszystkich innych myśli. Jak to zrobisz, wtedy skoncentruj się na gałęzi i spróbuj jeszcze raz.
Posłuchałam tej rady i po kilku kolejnych próbach, gałąź powoli przesunęła się w moją stronę.
- Udało mi się! - Krzyknęłam uradowana.
- Mówiłam, że ci się uda, to łatwiejsze niż się wydaje. Teraz spróbujemy czegoś trudniejszego, spróbuj tak samo jak podniosłaś gałąź, podnieść siebie.
- To na pewno mi się nie uda. Ledwo podniosłam tę gałąź.
- Tylko spróbuj, to jak podnoszenie przedmiotu, tylko w przypadku człowieka, musisz pokonać jego wolę i narzucić mu własną.
Znów spróbowałam podobnie jak z gałęzią, tylko tym razem skupiłam się na sobie, jednak nic z tego nie wyszło. - Nie dam rady, to dla mnie za trudne. - Powiedziałam po kilku próbach.
- Nie przejmuj się, chciałam sprawdzić jaki jest limit twoich możliwości, to ćwiczenie zazwyczaj udaje się dopiero po dłuższym treningu. Pokażę ci jak to działa, gdy już to wyćwiczysz. Wstań i złap mnie za ręce. - Powiedziała Neira, gdy to zrobiłam, elfka zamknęła oczy i po chwili unosiłyśmy się kilka metrów nad ziemią, spojrzałam w dół i trochę zakręciło mi się w głowie, jednak uczucie, było wspaniałe, wszystko w dole wydawało się takie małe. Neira uśmiechnęła się widząc zachwyt na mojej twarzy i zaczęłyśmy powoli zbliżać się do ziemi, aż w końcu poczułam grunt pod nogami.
- To było niesamowite! Nie mogę się doczekać, aż będę tak potrafiła.
- Spokojnie, na dzisiaj wystarczy tych wrażeń, wracajmy do zamku. - Zjadłam obiad, a potem miałam czas dla siebie, wróciłam więc do ogrodu, położyłam w cieniu jednego z drzew, rozkoszowałam się pięknym zapachem kwiatów i obserwowałam latające nade mną ptaki.
- Nie jesteś tu bezpieczna. - Usłyszałam, momentalnie zaczęłam się rozglądać, za kimś kto to powiedział, ale nikogo nie zauważyłam. Pomyślałam, że pewnie coś mi się wydawało, jednak to co usłyszałam nie dawało mi spokoju. Postanowiłam przejść się do miasta, żeby czymś się zająć. Chodziłam po uliczkach, przyglądałam się różnym przedmiotom na straganach, zatrzymałam się przy okrągłej fontannie na rynku, z której tryskały strumienie czystej wody, poczułam chłód, gdy kilka kropli wody spadło mi na twarz.
- Nie możesz tu zostać. Uciekaj. - Znów ten sam głos tym razem, byłam pewna, że mi się nie wydawało, dochodził z wąskiej uliczki, podeszłam bliżej i w cieniu budynku ujrzałam młodego chłopaka, przyglądającego mi się uważnie, gdy tylko zorientował się, że go zauważyłam zaczął uciekać w głąb uliczki.
- Hej! Zaczekaj! - Zawołałam i zaczęłam biec za nim, jeżeli to on twierdził, że nie jestem tu bezpieczna to niech mi chociaż wyjaśni, dlaczego. Goniłam go dosyć długo, jednak w pewnym momencie dobiłam do młodej elfki, niosącej owoce w koszu, które wysypały się pod wpływem zderzenia.
- Przepraszam. - Powiedziałam i schyliłam się, żeby pomóc jej pozbierać owoce.
- Nic się nie stało. Dokąd tak pędziłaś?
- Nie ważne. Znasz może, takiego młodego chłopaka, miał krótkie jasne włosy, średniego wzrostu, ubrany na czarno.
- Pytasz o księcia Moraga?
- Księcia?
- Tak, Morag jest synem naszej królowej. Dlaczego o niego pytasz?
- Widziałam go, gdy spacerowałam po mieście. Wydał mi się trochę dziwny.
- Pewnie przez ten jego czarny strój. Ubiera się tak od śmierci ojca. Kiedyś, był zupełnie inny, bardzo wesoły i pełen życia.
- Co się stało z jego ojcem? Jeżeli mogę wiedzieć.
- Zginął na wojnie jakieś trzy lata temu. Wszyscy bardzo to przeżyli, jednak Morag nie potrafi sobie z tym poradzić. Całymi dniami włóczy się po mieście jak duch, królowa obawia się, że zostanie już taki na zawsze.
- To przykre. Musiał bardzo kochać swojego ojca.
- Tak, podobno byli bardzo zżyci ze sobą. Morag nie widział świata poza nim.
- Dziękuje ci...
- Jestem Sjena.
- Dziękuje ci Sjeno, bardzo mi pomogłaś.
- Nie ma za co. Nie jesteś stąd prawda? Inaczej byś o tym wiedziała.
- Tak, nie jestem stąd. Chyba to widać?
- Troszkę, muszę teraz iść, ale jak będziesz miała ochotę pogadać to wpadnij do mnie, mieszkam w tym domu po prawej.
Pożegnałam się ze Sjeną i wróciłam do zamku, następnego dnia postanowiłam odszukać Moraga i dowiedzieć się o co mu chodziło. Po tylu wrażeniach zasnęłam bardzo szybko.
Morag spał bardzo niespokojnie, znów śniła mu się ta kraina pogrążona w wiecznych ciemnościach. Nigdy tam nie był, nie wiedział gdzie się znajduje, a jednak od pewnego czasu co noc widział ją w swoich snach. Zawsze było tam całkowicie pusto, tylko zniszczony zamek z czarnego kamienia, jednak tej nocy, było inaczej. Zobaczył postać ubraną w długie czarne szaty, wyglądało to jakby unosiła się kilka centymetrów nad ziemią, wszędzie było całkowicie ciemno. Postać weszła do dużej sali, na końcu której na starym, kamiennym zniszczonym tronie siedziała inna postać o żółtych świecących w ciemności oczach, i pożółkłych kościstych dłoniach spoczywających na oparciach tronu. Wyglądało, jakby nie miała twarzy, tylko te świecące oczy pod kapturem i ciemność.
- Jakie wieści przynosisz tym razem? - Zapytał, gdy tylko pierwszy stwór zbliżył się do tronu. Jego głos był słaby, jednak słychać go było bardzo wyraźnie.
- Czarodziejka odnalazła dziewczynę.
- Świetnie gdzie ona jest?
- Ostatnio widziała ją na małej planecie nazywanej ziemią. Czarodziejce udało się ją schwytać, jednak, musiała ją uwolnić. Żeby nie wzbudzić podejrzeń.
- Czyich podejrzeń? Kto był tam na tyle potężny by móc nam zagrozić?
- Jeden z asgardczyków, mój panie. Przyszedł, zanim czarodziejka zdążyła przekazać nam dziewczynę, ale znajdziemy ją, przysięgam.
- No to na co jeszcze czekasz?! Jesteś moim najwierniejszym sługą Murrak, jednak moja cierpliwość ma swoje granicę, weź kilku pomocników i sprowadźcie ją do mnie. Już zbyt długo czekam.
- Tak jest.
Kilka minut później Murrak na czele siedmiu innych stworów udał się na poszukiwania. Wiedział dobrze, że tym razem nie może zawieść swojego władcy.
W tym momencie sen Moraga się skończył, chłopak znów obudził się przerażony w swoim łóżku. Wiedział, że to co przed chwilą zobaczył wydarzyło się naprawdę lub wydarzy w najbliższym czasie. 

sobota, 21 czerwca 2014

Rozdział 10

Parę minut po wejściu do domu usłyszałam kolejny podjeżdżający samochód, wyjrzałam przez okno i zobaczyłam mamę Alexa, wysiadającą z samochodu.
- Zobacz kto wrócił. - Powiedziałam do chłopca.
- Mama! Nareszcie! - Wykrzyknął i pobiegł do ogrodu, się przywitać. Wyszłam chwilę za nim i zobaczyłam go w objęciach mamy.
- Dzień dobry.
- Dzień dobry, Jessico miło cię widzieć. Mam nadzieję, że Alex nie sprawiał ci kłopotów?
- Nie, to kochany dzieciak.
- Dziękuje, że się nim zajęłaś. Nie wiem jak ci się za to odwdzięczę.
- Nie musi pani. Proszę to potraktować jak sąsiedzką pomoc.
- Jeszcze raz ci dziękuje, rodzice muszą być z ciebie dumni. 
- Nie ma za co. Skoro Alex jest już bezpieczny, to ja będę się zbierać.
- Zostań jeszcze chwilę, jeżeli chcesz.
- Bardzo chętnie, ale na prawdę muszę już iść.
- No dobrze to do widzenia.
- Do widzenia. - Odpowiedziałam, pomachałam Alexowi na pożegnanie i powoli poszłam w stronę parku, nie spieszyło mi się, do ponownego opuszczania Ziemi. Po kilku minutach doszłam do parku, gdzie czekał już na mnie Thor.
- Gotowa? - Zapytał.
- Sama nie wiem, mam złe wspomnienia związane z opuszczaniem Ziemi.
- Nie masz się czego obawiać, elfy to jedne z najbardziej pokojowych istot. - Ostatnio gdy usłyszałam, że nie mam się czego obawiać omal nie zginęłam, więc ten argument jakoś mnie nie przekonał.
- Chyba nie mam wyboru. - Powiedziałam i po chwili przypomniało mi się dlaczego tak bardzo nienawidzę tych podróży, na szczęście trwają bardzo krótko. Gdy już pewnie stałam na ziemi zaczęłam się rozglądać, byłam bardzo zdziwiona, bo okazało się, że tym razem podróżowałam sama. Widok był naprawdę piękny, stałam na polanie, na której rosło mnóstwo kwiatów, większości nie rozpoznawałam, bo nigdy ich nie widziałam. Na około rosły drzewa, niektóre naprawdę ogromne.
- Jak tutaj jest pięknie. - Powiedziałam nie mogąc się powstrzymać od wyrażenia zachwytu.
- Cieszę się, że ci się podoba. - Usłyszałam w odpowiedzi i dopiero teraz zorientowałam się, że na przeciwko mnie stoi elfka, była tylko trochę wyższa ode mnie, miała długie jasne włosy zaplecione w warkocz i i brązowe oczy. - Jestem Neira, będę twoim opiekunem i przewodnikiem po naszym świecie.
- Miło mi, ja jestem Jessica.
- Znam już twoje imię, chodźmy przed nami dosyć długa droga, a ty na pewno masz mnóstwo pytań.
- Oj tak, na pewno chciałabym wiedzieć kim jestem. Czy to co się dowiedziałam do tej pory to prawda?
- Na to pytanie nie potrafię ci teraz odpowiedzieć. Na odpowiedź będziesz musiała trochę zaczekać.
Miałam jeszcze mnóstwo pytań, ale za bardzo pochłonęło mnie podziwianie widoków, żeby je w ogóle zadać. Po około godzinie, doszłyśmy do miasta, wszystkie domy wyglądały bardzo podobnie i wykonane były z prostych materiałów, gdy przechodziłyśmy mieszkańcy patrzyli na mnie z lekkim niepokojem, a dzieci przerywały zabawę, aby mi się przyjrzeć.
- Dlaczego oni tak na mnie patrzą? Wyglądają jakby się mnie trochę bali.
- Nie przejmuj się to normalne, raczej nie miewamy tutaj gości z innych światów. Nigdy nie widzieli nikogo z planety, z której pochodzisz.
Gdy dotarłyśmy do zamku, słońce już zachodziło. Neira odprowadziła mnie do mojego pokoju, nie był on duży i skromnie urządzony.
- Mam nadzieję, że ci się podoba. Odpocznij teraz, przyjdę po ciebie rano. - Neira wyszła, a ja po chwili położyłam się do łóżka i prawie od razu zasnęłam.

***
Loki obudził się w dosyć dużym łóżku, przez chwilę patrzył w sufit próbując sobie dokładniej przypomnieć co wydarzyło się poprzedniego dnia, to co pamiętał nie było zbyt dokładne, a podróż najwyraźniej przespał. Mimo to doskonale wiedział gdzie jest, te wszystkie drogie meble, ozdoby czy obrazy na ścianach, to z pewnością Stark Tower. Wstał i podszedł do okna, spojrzał w dół był bardzo wysoko, chyba obawiali się, że ucieknie oknem.
- Witam, mam nadzieję, że dobrze się spało. - Loki rozejrzał się po pokoju, jednak nikogo nie zobaczył.
- Kim i gdzie jesteś?
- Nazywam się Jarvis i jestem sztuczną inteligencją stworzoną przez Tonego Starka. Proszę mnie nie szukać nie mam widocznej postaci.
- Czego ode mnie chcesz? 
- Pan Stark prosi pana do salonu, za drzwiami w prawo i korytarzem prosto. 
Loki postanowił posłuchać tego dziwnego głosu dochodzącego gdzieś, ze ściany. Poszedł we wskazanym kierunku i dotarł do salonu. Stark siedział w fotelu i pił kawę.
- Jak tam? Boli głowa?
- Odwal się.
- Rozumiem, że zgadłem, nieźle się wczoraj urządziłeś, ale mniejsza o to, siadaj. - Powiedział pokazując  fotel na przeciwko. - Skoro już tu jesteś, to na początek parę zasad, żebyś nie myślał, że wszystko ci wolno.
Po pierwsze masz szanować wszystkich mieszkańców nawet Jarvisa, którego już poznałeś. Po drugie dostęp masz tylko do tego piętra i do parteru, moja pracownia, laboratoria i cała reszta budynku jest dla ciebie niedostępna. Tam gdzie się obudziłeś to twój pokój, tak jak w reszcie domu nie wolno ci niczego niszczyć, twoje humorki mnie nie obchodzą. Po trzecie nie toleruje żadnych głupich żartów, więc je sobie daruj . Możesz wychodzić i swobodnie poruszać się po całym mieście, nie musisz mówić gdzie idziesz, ale masz wracać przed północą, chcemy ci choć trochę zaufać. Nie próbuj w żaden sposób omijać tych zasad budynek przez cały czas jest pod czujną obserwacją Jarvisa, ty coś przeskrobiesz, a ja wiem o tym pierwszy. Jakieś pytania?
- A co, jeżeli nie zastosuje się do któreś z tych zasad?
- Dobre pytanie, to zależy, jeżeli np. spróbujesz ucieczki i cię złapiemy, to dostałem od twojego brata taki fajny prezent, kajdanki prosto z Asgardu, po za tym twój pokój można szczelnie zamknąć tak, że może pełnić funkcję więzienia, ale mam nadzieję, że nie będę zmuszony do użycia tej opcji. A teraz mam parę spraw do załatwienia, więc się czymś zajmij.

czwartek, 19 czerwca 2014

Rozdział 9

Rano odprowadziłam Alexa do przedszkola, gdy wróciłam Loki jeszcze spał, trochę mnie to zdziwiło bo do tej pory wstawał dosyć wcześnie. Miałam trochę wolnego czasu, więc zaczęłam słuchać muzyki. Po pewnym czasie przerwał mi telefon od Amelii, która dzwoniła, żeby przypomnieć mi o naszym dzisiejszym wyjściu do kina. Początkowo próbowałam jej odmówić, ale tak nalegała, że w końcu się zgodziłam. Uprzedziłam Amelię, że pójdzie z nami ktoś jeszcze, nie byłam pewna o której wrócę, wolałam nie zostawiać Lokiego samego w domu na dłużej niż godzinę.
- Wstawaj. - Zawołałam wchodząc do pokoju, jednak Loki nawet nie drgnął. - Pobudka śpiąca królewno. - Powiedziałam szarpiąc go za ramię.
- Spadaj. - Usłyszałam w odpowiedzi.
- Wstawaj, bo ja wychodzę, a ty nie możesz zostać tu sam na tak długo.
- Ja się stąd nie ruszam. Idź sobie, chcę spać.
- Zaraz się ruszysz. - Powiedziałam, nie zamierzałam mu tak łatwo odpuścić. Wyszłam z pokoju, a po chwili wróciłam z kubkiem wypełnionym zimną wodą. - Wstajesz?
- Nie, daj mi spokój.
- Sam tego chciałeś.- Odpowiedziałam, wylewając na niego wodę.
- Co ty wyprawiasz?! - Krzyknął Loki zrywając się z łóżka.
- Mówiłam ci, że masz wstać, ale to zignorowałeś, musiałam znaleźć jakiś skuteczniejszy sposób.
- Teraz i tak nigdzie nie pójdę, bo jestem cały mokry.
- Ojej, a to pech. Jestem pewna, że jakoś poradzisz sobie z tym problemem i przebież się w to co ci ostatnio dałam.
Nie musiałam długo czekać, po chwili Loki wyszedł z pokoju wyraźnie zły.
- Nie zapomniałeś o czymś? - Zapytałam.
- Niby o czym?
- Nie denerwuj mnie, dobrze wiesz o czym. Nie zabiorę cię nigdzie, jak będziesz wyglądał jakbyś się przeniósł w czasie ze średniowiecza.
- Ja się nigdzie nie wybieram, więc nie wiem o co ci chodzi.
- Dobra, jak wolisz siedzieć cały dzień w domu to proszę bardzo, ale jak wrócę to nie chcę znaleźć ani jednej zniszczonej rzeczy. - Odpuściłam mu, miałam wrażenie, że ta rozmowa i tak nic nie da, a ja jedynie będę miała zły humor przez resztę dnia. Wyszłam z domu pocieszając się, że po południu się go pozbędę, doszłam pod kino, gdzie czekała na mnie Amelia.
- Hej, co ty taka zdenerwowana?
- A daj spokój, nie mam ochoty o tym gadać.
- Mówiłaś, że przyjdziesz z kimś.
- Trochę się pozmieniało, idziemy?
- No dobra ale wyluzuj się.
Przynajmniej na filmie udało mi się zrelaksować i zapomnieć o tym co się ostatnio działo, byłam wdzięczna Amelii, że mnie na to namówiła. Po wyjściu z kina poszłyśmy jeszcze na krótki spacer i odebrałyśmy Alexa z przedszkola. Tam pożegnałyśmy się i każda poszła w swoją stronę.
- Wróciłam. - Zawołałam, wchodząc do domu, jednak nikt nie odpowiedział, przeszłam przez cały dom, ale Lokiego nie było. Postanowiłam pójść go poszukać, długo chodziłam po okolicy i pytałam różnych ludzi, ale nikt go nie widział, gdy już chciałam zrezygnować z dalszych poszukiwań jedna kobieta powiedziała mi, że widziała jak wchodził do pobliskiej knajpy. Podziękowałam jej, za tą informację, z jednej strony cieszyłam się, że nie poszedł nigdzie daleko, z drugiej byłam na niego wściekła, za chwilę mieli po niego przyjechać, a on się wybrał na piwo, no gorszego momentu nie mógł sobie znaleźć. Kazałam Alexowi poczekać chwilę na zewnątrz, to nie było odpowiednie miejsce dla dziecka, a sama weszłam do środka. Rozejrzałam się i zaczęłam chodzić między stolikami, szukając Lokiego, czym dłużej to trwało tym większą miałam nadzieję, że go tam jednak nie znajdę. Niestety moja nadzieja prysła, gdy zobaczyłam go siedzącego w towarzystwie kilku mężczyzn, z czego jeden opowiadał coś gestykulując przy tym rękami.
- Czy możesz mi wyjaśnić co ty tu do cholery robisz?!
- Alee dlaczeegooo tyyy na mnie krzyyczyyysz?
- Ty jesteś kompletnie pijany.
- Nie, ja jestem całkowicie trze.. terze.. nie pijany.
- Mhm no właśnie widzę, pożegnaj się ze swoją wesołą kompanią i idziemy.
- Nie mogę... bo... tego... my tu za chwilę będziemy z kolegami świat podbijać.
- No jasne, raczej izbę wytrzeźwień, rusz się nim stracę cierpliwość.
- Ale nie denerwuj się tak, mamy czas, usiądź, napij się z nami. - Powiedział ciągnąc mnie za rękę.
- Puszczaj mnie! Jeżeli za moment nie zobaczę cię na zewnątrz, to przysięgam, że wylecisz najbliższym oknem.
Loki przez chwilę patrzył na mnie jak zbity pies, ale w końcu wstał i obijając się o wszystkie stoły i ścianę wyszedł na zewnątrz. Doprowadzenie go do domu nie było łatwym zadaniem i parę razy miałam ochotę wepchnąć go pod jadące auto, albo po prostu zostawić. Gdy w końcu dotarliśmy, pod domem stał już zaparkowany czarny samochód, z którego wysiadło dwóch agentów.
- Mamy zabrać Lokiego na lotnisko.
- Świetnie nie mam nic przeciwko, zabierajcie go.
- Czy on jest pijany?
- Jak widać, życzę miłej podróży. - Trochę współczułam tym agentom to będzie dla nich naprawdę długa podróż.     

wtorek, 3 czerwca 2014

Rozdział 8

Rano obudziło mnie pukanie do drzwi, zwlekłam się z łóżka i poszłam otworzyć. Byłam na pół przytomna i nie miałam ochoty z nikim rozmawiać. Miałam nadzieję, że to tylko listonosz, albo coś równie mało ważnego i zaraz wrócę do łóżka, ale się myliłam.
- Thor? Co ty tu robisz o tej porze? Sądziłam, że jesteś w Asgardzie.
- Przyszedłem sprawdzić jak sobie radzisz z Lokim. Mogę z nim pogadać?
- To może być trudne, bo go tutaj nie ma. - Powiedziałam powstrzymując ziewanie.
- Jak to go nie ma? To gdzie jest?
- Wszystko ci wyjaśnię, wejdziesz?
- No dobrze, ale nie masz z nim żadnych kłopotów? Wyglądasz jak byś nie spała całą noc. - Bardzo się nie pomylił, nie wiem o której wróciłam do domu, ale zaczynało już świtać.
- Spokojnie, Loki jest na razie zadziwiająco grzeczny.
- To dobrze, ale nadal mi nie powiedziałaś gdzie on jest? 
- Chwilowo w szpitalu.
- Nie bardzo rozumiem on raczej nie choruje, więc dlaczego jest w szpitalu?
Opowiedziałam co wydarzyło się ostatniej nocy, pomijając to o czym rozmawiałam z Amorą, nie chciałam teraz do tego wracać.
- To trochę nie podobne do Lokiego, spodziewałem się raczej, że skorzysta z okazji i gdzieś zniknie.
- Jak chcesz z nim pogadać to mogę cię zaprowadzić do tego szpitala i tak się tam wybieram.
- No dobrze.
Zadzwoniłam do Amelii, która bez problemu zgodziła się zająć przez chwilę Alexem. Po godzinie byliśmy w szpitalu, po drodze weszłam jeszcze do sklepu i kupiłam Lokiemu jakieś rzeczy na zmianę, nie mógł dalej chodzić w tym stroju, ludzie już wczoraj dziwnie na niego patrzyli, pokazałam Thorowi, do której sali ma iść i poszłam porozmawiać z lekarzem.
- Witaj bracie.
- Co ty tutaj robisz? - Zapytał Loki nie kryjąc niezadowolenia.
- Przyszedłem sprawdzić jak się zachowujesz i jak na razie z tego co mi wiadomo to bardzo dobrze. Jak tam ramię?
- Nie twoja sprawa, ale skoro już tu jesteś to możesz mi się do czegoś przydać.
- Co ty znowu kombinujesz?
- Nic, potrzebuję paru książek, które są w Asgardzie, a ja nie mogę się tam dostać.
- Do czego ci te książki? 
- Zamierzam zamordować nimi wszystkich ludzi. - Powiedział sarkastycznie Loki. - Zastanów się do czego może służyć coś takiego jak książka.
- Zobaczę co da się zrobić.
- Widzę, że się nie pozabijaliście. - Powiedziałam wchodząc do sali. - Rozmawiałam z lekarzem, możesz już wyjść, ze szpitala.
- No nareszcie, próbowałaś kiedyś spać na tym co oni tu nazywają łóżkiem, już chyba podłoga jest wygodniejsza. - Uśmiechnęłam się, już dawno nie słyszałam, żeby ktoś tak marudził na zwykły pobyt w szpitalu. 
- Masz, przebież się, nie możesz dalej chodzić w tym stroju. - Powiedziałam, dając mu torbę z rzeczami. Loki jednak ominął mnie i wyszedł na korytarz. - A ty dokąd?! - Zawołałam za nim.
- No jak to dokąd? Do domu. Chyba nie liczyłaś, że założę te ciuchy.
- Dlaczego nie? Co z nimi nie tak?
- Bo nie, koniec rozmowy.
Wróciliśmy do domu, podziękowałam Amelii, za pomoc, Alex bawił się w swoim pokoju, więc miałam czas wyjaśnić sobie kilka rzeczy.
- Kim są Arrydzi? - Zapytałam, a Thor spojrzał na mnie wyraźnie zaskoczony pytaniem.
- Skąd o nich wiesz?
- To nie istotne, ale jest chyba parę rzeczy, o które powinnam o nich wiedzieć, prawda?
- Nie wiem, dlaczego tak nagle cię interesują, ten lud nie istnieje już od naprawdę długiego czasu. Dlaczego o nich pytasz?
- No nie wiem, może dlatego, że jedna z nich to moja matka.
-Powiedziałeś jej? - Zapytał Thor, mierząc Lokiego gniewnym spojrzeniem.
- Tym razem to nie ja.
- To nie on, zostaw go, a teraz czekam na jakieś wyjaśnienia.
- Nic ci nie powiedzieliśmy, bo nie mieliśmy pewności. Więcej mogą ci powiedzieć elfy w Alfheimie, oni wiedzą więcej na temat tego ludu niż my.
- Mogę ją tam zabrać. - Powiedział Loki.
- O nie bracie, ty zostaniesz tutaj, jeszcze tylko brakuje, żebyś wywołał kolejną wojnę. Podczas nieobecności Jesscki, zamieszkasz w siedzibie avengersów.
- Po moim trupie!
- Nie masz wyboru, albo to, albo wracasz do więzienia.
- Wcześniej chyba wspominałeś, że nie chcesz kolejnej wojny, a to nie najlepszy sposób, żeby jej uniknąć.
- Pojedziesz tam czy ci się to podoba czy nie, a jak spróbujesz uciec to wylądujesz w więzieniu i tym razem już nie uciekniesz.
- Co się stało? - Zapytał Alex, wychodząc, ze swojego pokoju.
- Nic, nie przejmuj się. Niektórzy po prostu nie potrafią się dogadać. Zaczekaj chwilkę. Czy wy możecie przestać się kłócić?! - Krzyknęłam i momentalnie zapadła cisza. - Dziękuję.
- Kiedy możesz wyjechać? - Zapytał po chwili Thor.
- Jutro wieczorem, jak wróci mama Alexa.
- Dobrze, to czekaj na mnie jutro w parku, a po południu ktoś przyjedzie zabrać Lokiego.
Thor wyszedł, a Loki zamknął się w swoim pokoju, wolałam tam nie wchodzić. Przygotowałam kolację, gdy kończyłam jeść, Loki wyszedł z domu. Miałam nadzieję, że nie zrobi nic głupiego. Położyłam Alexa spać, usiadłam na kanapie przed telewizorem i zaczęłam oglądać jakiś film. Minęła jakaś godzina i usłyszałam otwieranie drzwi.
- Gdzie byłeś? - Zapytałam, jednak nie dostałam żadnej odpowiedzi. Stwierdziłam, że pogadam z nim jak będzie w lepszym nastroju, Dokończyłam oglądać film i poszłam spać.