niedziela, 22 listopada 2015

Rozdział 32


Mimo że już od jakiegoś czasu znajdowałam się z powrotem w celi. Myślami wciąż wracałam do tego krótkiego spotkania z rodzicami. Jak mnie znaleźli? Próbowałam sobie to wyjaśnić na wiele sposobów, jednak żaden nie wydawał się logiczny. Musiało im na tej rozmowie naprawdę zależeć, skoro zadali sobie trud wyciągnięcia mnie z bazy Tarczy. Odpowiedzi na wszystkie dręczące mnie pytania znał mężczyzna siedzący w celi naprzeciw. Nie wiem, gdzie znajdowali się teraz pozostali trzej, którzy byli w samochodzie.
- Długo zna pan moich rodziców? - Zagadnęłam, chociaż nie miałam pewności, czy mi odpowie, Nastała chwila ciszy, mężczyzna zmierzył mnie podejrzliwym spojrzeniem. Po czym znów zaczął wpatrywać się przed siebie, jakby nie zamierzał udzielić odpowiedzi. Dlatego zaskoczyły mnie jego słowa.
- Jakieś pięć lat. - W jego głosie nie było żadnych emocji. Ciężko było mi określić czy mogę pytać dalej. Postanowiłam zaryzykować, najwyżej nie odpowie.
- Jak mnie znaleźli?
- Twój ojciec szukał cię już od dłuższego czasu. Dopóki się nie wychylałaś, było to trudne. Nie zostawiałaś nam żadnych śladów. Mogliśmy, tylko przypuszczać jak teraz wyglądasz. Sprawdziliśmy wiele dziewczyn w twoim wieku, jednak ty ciągle nam się wymykałaś. Później zaczęła się wojna, któryś z dziennikarzy zrobił ci zdjęcie. Przyciągnęłaś jego uwagę, ponieważ byłaś jedyną osobą, której bronili żołnierze obcej armii. Fotografia trafiła do telewizji i wtedy twoja matka cię rozpoznała. - Słuchałam z ogromną uwagą wszystkiego, co mówił, nie chciałam mu przerywać. - Twój ojciec podwoił wysiłki. Widziałaś ten dom, twój ojciec jest bardzo bogatym i potężnym człowiekiem. Jeżeli postanowił sobie odnaleźć córkę, nic nie mogło stanąć mu na przeszkodzie. Nawet Tarcza.
- Moi rodzice wiedzieli o istnieniu Tarczy? - Byłam tym szczerze zdumiona i coraz bardziej mnie ciekawiło, kim oni w takim razie są. Większość ludzi raczej nie zdawała sobie sprawy z istnienia tej organizacji.
- Wiedzieli i to doskonale, chociaż nigdy nie byli ich zwolennikami. Dowiedzieli się też, że tutaj jesteś, dlatego mogliśmy wszystko zorganizować.
Czekałam, aż doda coś więcej, jednak mężczyzna zamilknął po tym krótkim zdaniu. Cholera, dlaczego on mówi tak ogólnie?
- Skąd wiedzieli? Kim oni są?
Chciałam konkretnych odpowiedzi. Chciałam informacji, które posiadał ten mężczyzna. Musiał wiedzieć sporo, przecież znał moich rodziców od pięciu lat. Usłyszałam zbliżające się kroki kilku agentów, a mężczyzna uparcie milczał.
- To po mnie. - Stwierdził w końcu. - Już tutaj nie wrócę. Na twojej poduszce leży koperta, przeczytaj ten list. Jest od twojej matki, może dowiesz się z niego więcej Żegnaj Amy Mitchell.
Patrzyłam, jak agenci zabierają jedyną osobę, która mogła mi udzielić dokładnych odpowiedzi na moje pytania, Teraz pozostał mi już tylko list od matki. Usiadłam na brzegu łóżka i spojrzałam na leżącą, na poduszce kopertę, na której pochyłym starannym pismem, ktoś nakreślił moje imię. Miałam mieszane uczucia, z jednej strony chciałam poznać odpowiedzi, chociaż na część pytań, z drugiej nie byłam pewna czy chcę otworzyć ten list. Siedziałam tak przez dłuższą chwilę, wpatrując się w biały prostokąt na poduszce. Gdy już zdecydowałam się przeczytać list, drzwi do celi otworzyły się. Przestraszona schowałam kopertę pod poduszkę, w obawie, że zabiorą mi jedyne źródło informacji, Kiedy się odwróciłam, usiłując stworzyć pozory, że wcale nie próbowałam przed chwilą czegoś ukryć. Co nie za bardzo mi wyszło. Zobaczyłam Thora. Totalnie nie spodziewałam się jego wizyty. Nie miał przecież żadnego powodu, żeby mnie odwiedzać.
- Coś się stało? - Zapytał, widząc moje zakłopotanie.
- Nie nic, zaskoczyłeś mnie, to wszystko.
- Mam dla ciebie dobre wieści. - Powiedział, a w moich oczach błysnęła nadzieja. Jednak zniknęła równie szybko, jak się pojawiła. Na pewno nie przyszedł, żeby mnie stąd zabrać. Pogodziłam się już z myślą, że ta cela to mój nowy dom. Dlatego najpierw nie dotarła do mnie dalsza część jego wypowiedzi. - Możesz wrócić do Asgardu. - Chyba źle zinterpretował moje przedłużające się milczenie, bo po chwili dodał: Jeżeli chcesz.
- Oczywiście, że chcę. - Siłą powstrzymałam się od skakania z radości. Marzyłam o tym, odkąd mnie tu zamknęli, jednak nie sądziłam, że moje marzenie kiedykolwiek się spełni.
- Musisz jednak wiedzieć, że nie będziesz już mogła wrócić na Ziemię.
Nie miałam się za bardzo, nad czym zastanawiać. Co mi po zostaniu tutaj skoro resztę życia spędziłabym w więzieniu. Przyzwyczaiłam się już do życia w Asgardzie i skoro miałam możliwość, żeby tam wrócić, nigdy bym nie zrezygnowała.
- To kiedy możesz mnie stąd zabrać? - To pytanie chyba rozwiało wszelkie wątpliwości co do mojej decyzji.
- Przyjdę po ciebie. - Odparł, nieco rozbawiony moim entuzjazmem.
***
Jeszcze godzinę temu siedziałam w celi bez większych nadziei na opuszczenie jej, a teraz nie tylko byłam wolna, ale też wróciłam do miejsca, za którym tak bardzo tęskniłam. Musiało być już bardzo późno w nocy, bo strażnik mostu powiedział, że spodziewał się nas dopiero kolejnego dnia rano. Po czym rozmawiał jeszcze chwilę z Thorem, jednak nie przysłuchiwałam się za bardzo o czym, gdyż dostałam pozwolenie, żeby się oddalić, z czego natychmiast skorzystałam. Doskonale pamiętałam drogę przez labirynt korytarzy w pałacu. Błyskawicznie dotarłam więc do celu. Z tego, co mówił Thor, Loki o niczym nie wiedział, więc spodziewałam się, że będzie już spał. Uchyliłam drzwi, wślizgnęłam się do komnaty i szybko zamknęłam je za sobą, żeby światło z korytarza nie dostawało się do środka. Poczekałam, aż oczy przyzwyczają się do ciemności. Byłam trochę zaskoczona, że Loki się nie obudził, gdy weszłam, zazwyczaj spał bardzo czujnie. Jednak tym razem nawet nie drgnął. Patrzyłam przez chwilę, jak jego klatka piersiowa powoli unosi się i opada w rytm spokojnego oddechu. Uznałam, że nie będę go budzić. Podeszłam do łóżka i usiadłam na brzegu, coś zaszeleściło w kieszeni bluzy. Przypomniało mi się o liście od matki, który chciałam niepostrzeżenie wynieść z Tarczy i na szczęście się udało. Ciekawiło mnie, co jest tam napisane, jednak nie mogłam się zmusić do otworzenia koperty. Postanowiłam sobie, że zrobię to rano. Zdjęłam bluzę i położyłam się na łóżku. Szukanie teraz koszuli nocnej, nie byłoby najlepszym pomysłem. Zresztą biorąc pod uwagę fakt, że byłam w końcowym okresie ciąży zapewne i tak w żadną bym się nie zmieściła. Przytuliłam się do poduszki, czując ogromną radość z tego, gdzie jestem i bardzo szybko zasnęłam.
***
Poczułam, jak ktoś gładzi mnie po policzku, co natychmiast wyrwało mnie ze snu. Na początku trochę się przestraszyłam, sądząc, że nadal jestem w celi, gdzie coś takiego nie miało prawa się zdarzyć. Jednak w pamięci szybko wróciły wydarzenia z poprzedniego dnia i strach zniknął. Przeciągnęłam się i otworzyłam oczy. Pobudka na wolności ze świadomością, że mogę pójść, dokąd chcę, była cudownym uczuciem. Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, Loki zamknął mi usta bardzo namiętnym pocałunkiem. Jedynym dźwiękiem, jaki zdołałam z siebie wydobyć, był pomruk ogromnego zadowolenia. Bardzo brakowało mi tego przez cały ten czas. Może dlatego wydawało mi się jakby ta chwila trwała naprawdę długo. Jakby ktoś chcąc wynagrodzić nam rozłąkę, zatrzymał czas.
- Myślałam, że więcej cię nie zobaczę. - Powiedziałam, przytulając się do jego boku.
- Nie pozwoliłbym, żebyś została tam na zawsze. Kocham cię. - To wyznanie było niezwykle miłe, szczególnie że mogłam to od niego usłyszeć niezwykle rzadko. Usłyszenie tych słów dawało więc podwójną radość.
- Ja ciebie też.
Było jednak coś, co zakłócało mój spokój i nie pozwalało cieszyć się chwilą. Myślami wciąż powracałam do koperty znajdującej się w kieszeni mojej bluzy. Musiałam się w końcu wszystkiego dowiedzieć, bo inaczej nie da mi to spokoju. Podniosłam się i sięgnęłam po list. Przez chwilę obracałam go w dłoniach, siedząc na brzegu łóżka.
- Co to jest? - Zapytał Loki, obejmując mnie w pasie i kładąc mi głowę na ramieniu.
- List... od mojej matki. Ponoć znajdę tu odpowiedź na wszystkie dręczące mnie pytania.
- No to otwórz. - Zachęcił, sądziłam, że zapyta skąd to mam, jednak najwyraźniej postanowił zaczekać z pytaniami.
Drżącymi z nerwów palcami otworzyłam kopertę i wyjęłam kartkę papieru, zapisaną tym samym starannym pismem co moje imię na kopercie. Rozłożyłam kartkę i zaczęłam czytać.
Droga Amy.
Zdecydowałam się napisać ten list, chociaż nie wiem, czy kiedykolwiek go przeczytasz. Wiem, że naszych relacji nie da się już naprawić, czego bardzo żałuję. Zapewne mi nie uwierzysz, gdy napiszę, że zawsze cię kochałam. Nigdy nie planowałam cię porzucić, jednak podczas naszego wyjazdu zdarzyło się wiele rzeczy, które zmusiły mnie i twojego ojca do podjęcia takiej decyzji. Szukali nas niebezpieczni ludzie, obawialiśmy się, że mogą próbować wykorzystać fakt, że jesteś naszą córką. Chcieliśmy cię chronić przed tym, co sami wiedzieliśmy. Nie do końca nam się to udało. Gdy twój ojciec dowiedział się, że zostałaś aresztowana przez Tarczę, obawiał się, że odkryli, kim jesteś. Dlatego tak szybko zareagował, organizacja, dla której pracujemy, ma swoich szpiegów nawet tam. Nie mogę powiedzieć ci więcej, o tym dla kogo pracujemy, jeżeli ten list dostałby się w niepowołane ręce, mielibyśmy spore kłopoty. Od dziecka byłaś bardzo rozsądna, dlatego wiem, że mogę cię prosić, żebyś z nikim nie rozmawiała o tym liście i nie szukała żadnych informacji. Powiedziałam ci wszystko, co mogłam, jest tego bardzo niewiele, ale musi wystarczyć.
Kocham cię, mama.
  Ps. Bardzo się cieszę, że mogłam cię znów zobaczyć, chociaż na te kilka minut. Szkoda, że nie będzie mi dane poznać mojego wnuka, ale i tak jestem z ciebie bardzo dumna.

Przeczytałam ten list kilka razy, zawsze bardzo dokładnie, nie chcąc pominąć żadnego szczegółu. Niestety nie było tam nic więcej. Wcale nie poczułam się lepiej po przeczytaniu tej wiadomości. Tak jakbym rozdrapała starą ranę. Przestałam już dawno myśleć o rodzicach, pogodziłam się z tym, że mnie nie chcieli, a teraz okazuje się, że porzucili mnie ze względu na pracę dla jakieś tajemniczej organizacji, o której nie mogą mi nic powiedzieć. Jednego mogli być pewni, nie zamierzałam grzebać w przeszłości, ani próbować się czegoś dowiadywać. Zamierzałam żyć, tak jakbym nigdy ich nie spotkała i nie przeczytała tego listu. W jednym moja matka miała rację, naszych relacji nie dało się naprawić. Kilkoma pewnymi ruchami podarłam list i wyrzuciłam do kominka. Miałam teraz swoje życie z dala od nich.
  ***
Dwa tygodnie później przyszedł na świat śliczny chłopiec, który dzielnie znosił wszystko, przez co przeszłam, będąc w ciąży. Maluch na szczęście urodził się zdrowy. Nigdy nie zapomnę chwili kiedy pierwszy raz wzięłam go w ramiona, to był najcudowniejszy moment w całym moim życiu.
- Ma twoje oczy. - Powiedział Loki, gładząc malca po główce. Dziecko wpatrywało się w niego przez moment, po czym zamknęło oczy i po chwili już spało.

Mam nadzieję że rozdział wam się podobał. Na koniec jeszcze jedno ogłoszenie kolejny rozdział, który się pojawi będzie epilogiem. Więc jest to już końcówka opowiadania. Czekam na wasze opinie. :) 

niedziela, 8 listopada 2015

Rozdział 31



Przez całe trzy miesiące, moje życie było monotonną udręką. Budziłam się, rozmyślałam, czasem coś zjadłam, chociaż najczęściej wcale nie miałam na to ochoty. To dziwne, ale w swoim świecie czułam się obco.  Brak możliwości zajęcia się czymkolwiek sprawiał, że tęsknota, jeszcze bardziej dawała się we znaki. Wprawdzie dostałam kilka książek, jednak, gdy próbowałam czytać, nie potrafiłam skupić się na treści. Szybko przyłapywałam się na tym, że myślę zupełnie o czymś innym. Z czasem zaczęłam się zastanawiać, co się stanie z dzieckiem, które niebawem przyjdzie na świat. Nie chciałam, żeby trafiło do sierocińca. Doskonale wiedziałam, jak to jest wychowywać się bez rodziców. Obiecałam sobie, że nie dopuszczę, aby moje dziecko spotkało to samo co mnie kiedyś. Marzyłam, żeby chociaż na chwilę wyjść na zewnątrz, poczuć podmuch wiatru na twarzy. Można powiedzieć, że moje życzenie w pewnym stopniu się spełniło.
-  Przenosimy cię do nowej bazy. - Oznajmił jeden ze strażników. Popatrzyłam na niego trochę zdumiona. Sądziłam, że o czymś takim poinformują mnie trochę wcześniej.
- Miło, że uprzedziliście. - Odparłam sarkastycznie. Powlokłam się, za nim przez rzędy korytarzy. Nawet ucieszyła mnie, ta zmiana miejsca. Od siedzenia w tej celi można dostać klaustrofobii. Po takim czasie w zamknięciu nawet przejażdżka samochodem wydawała się ciekawa. Coś jednak mi w tym wszystkim nie pasowało. Mijani w drodze do samochodu ludzie nie wyglądali, jakby zamierzali opuścić to miejsce. Wręcz przeciwnie, byli pochłonięci pracą. Pomyślałam, że może na razie przenoszą tylko więźniów, albo raczej więźnia. Byłam tu jedyna, pozostałe cele przez cały czas były zupełnie puste.
Z tego, co udało mi się zaobserwować, wszystko powoli wracało do stanu sprzed wojny. Bardzo często mijaliśmy robotników, pracujących przy odbudowie zniszczonych budynków. Na ulicach widać też było znacznie więcej ludzi niż kilka miesięcy temu. Pojawiło się mnóstwo ogłoszeń o zaginionych podczas walk osobach. Każdy szukał bliskich wszystkimi znanymi sposobami. Policja nie funkcjonowała jeszcze tak jak wcześniej, więc większość ludzi podejmowała poszukiwania na własną rękę. Miasta da się odbudować, jednak nikt nie wróci życia zabitym. Ludzie będą się obawiać, że coś takiego się powtórzy.
Nagle coś przykuło moją uwagę. Do tej pory samochód jechał równym tempem za innym samochodem. Teraz nieoczekiwanie zwolnił i skręcił w boczną uliczkę.
- Dlaczego skręciliśmy? - Zapytałam agenta siedzącego obok.
\- Dla bezpieczeństwa końcówkę trasy pokonujemy innymi drogami. - Wyjaśnił spokojnie.
Inną trasą w tym przypadku oznaczało polne drogi, gdzieś na kompletnym odludziu. Nie mogłam pojąć, gdzie w pobliżu mogłaby się mieścić ta ich nowa baza. Samochód zatrzymał się kilka kilometrów dalej, na podjeździe przed naprawdę dużym domem. Jednak na pewno była to prywatna posiadłość, a nie kwatera jakieś agencji.
- Dlaczego się zatrzymaliśmy? - Miałam coraz gorsze przeczucia, gdy tak zastanawiałam się, o co chodzi tym razem.
- Ktoś chce się z tobą widzieć. - Odparł mężczyzna siedzący obok.

***
- Co, to ma znaczyć, że nie wiecie, gdzie ona jest?! - Wrzasnął Fury, na co dwaj agenci skulili się w sobie.
- Dostaliśmy pisemne rozkazy, z pańskim podpisem dyrektorze. - Wydukał pierwszy z agentów.
- Jakie rozkazy? Niczego nie podpisywałem!
- O przeniesieniu więźnia do nowej bazy. - Odpowiedział tym razem drugi.
- Nowej bazy? A gdzie ona się znajduje? Bo chyba coś mnie ominęło. - Fury już żałował decyzji o przyjęciu do pracy tak wielu nowych agentów, bez dokładnego sprawdzenia ich wcześniej. Niestety nie za bardzo miał wybór. Wielu jego zaufanych ludzi zostało zamordowanych. - No dobrze powiedział, widząc skruszone miny agentów, ci również zaliczali się do nowo przyjętych. Obaj byli też jeszcze bardzo młodzi - wszystkie samochody mają, wmontowany GPS namierzcie samochód, którym odjechali i sprowadźcie dziewczynę z powrotem.
- Próbowaliśmy ich namierzyć, ale coś zakłóca sygnał. - Powiedział pierwszy, spodziewając się kolejnego wybuchu złości, jednak Fury się opanował.
- Zatem dowiedzcie się wszystkiego o tych, którzy ją zabrali. Gdzie wcześniej mieszkali, pracowali, czy mieli rodziny, jeżeli tak spróbujcie się z nimi skontaktować. Może będą coś wiedzieli. Zameldujcie, gdy czegoś się dowiecie. Odejść.

***
Nie miałam pojęcia, kto mógłby chcieć, ze mną rozmawiać. Na szczęście nie wyglądało na to, żeby chcieli zrobić mi krzywdę. Zaprowadzili mnie do dużego salonu i kazali zaczekać. Usiadłam więc na skórzanej sofie i czekałam. Dom zarówno na zewnątrz, jak i w środku był bardzo czysty i zadbany, wyglądał jak nowy. Jakby wydarzenia ostatnich miesięcy w ogóle go nie dotyczyły. Po chwili bocznymi drzwiami weszła dwójka ludzi: kobieta i mężczyzna. Z pewnością właściciele domu. Coś w głowie podpowiadało mi, że skądś ich znam, że powinnam ich pamiętać. Nie mogłam jednak przypomnieć sobie skąd. Zajęli miejsca na dwóch fotelach naprzeciw mnie. Przez chwilę panowała krępująca cisza, którą przerwała kobieta. Mówiła, cały czas spoglądając na mężczyznę obok.
- Cieszę się, że wszystko przebiegło zgodnie z planem. Mam nadzieję, że podróż nie była zbyt uciążliwa.
- Nie, ale kim wy jesteście? -Chciałam dowiedzieć się, o co tutaj chodzi.
- Nie pamiętasz nas? - Zapytał mężczyzna. Zauważyłam lekkie rozczarowanie w jego głosie i na twarzy.
- Nie. - Odparłam, kręcąc przecząco głową.
- Może to pomoże ci coś sobie przypomnieć. - Powiedziała, kobieta, podając mi zdjęcie. Przyjrzałam się fotografii. Na początku nie zauważyłam nic szczególnego: młode, szczęśliwe małżeństwo i dziecko bawiące się w tle. Zrozumiałam, dopiero gdy dłużej wpatrywałam się w zdjęcie, to bawiące się dziecko, to byłam ja, a ci ludzie to przecież moi rodzice. Podniosłam wzrok znad zdjęcia i jeszcze raz przyjrzałam się parze siedzącej przede mną. Teraz byli znacznie starsi, jednak gdyby usunąć z włosów pierwsze oznaki siwizny, a z twarzy zmarszczki, ci ludzie wyglądaliby identycznie, jak ci na zdjęciu.
- To niemożliwe. To nie możecie być wy. - Tak długo miałam nadzieję, że znów ich kiedyś zobaczę, a kiedy już pogodziłam się z tym, że tak się nie stanie, oni wracają. Po co? Znów chcą zniszczyć mi życie?
- Dobrze myślisz, Amy. Jesteśmy twoimi rodzicami. - Słowa tej kobiety tylko dały mi niepotrzebną pewność. Nie chciałam tego, nie chciałam ich widzieć. Opadłam na oparcie kanapy, czując dziwne gorąco.
- Nie jesteście. Moją rodziną są ci, którzy się mną zajęli po tym, jak wy mieliście mnie gdzieś! Nie macie pojęcia, przez co przeszłam! Nie wiecie, kim jestem!
- Popełniliśmy straszny błąd, ale teraz chcemy to naprawić. Daj nam jeszcze jedną szansę.
- Szansę?! A niby na co?! - Ci  ludzie coraz bardziej mnie zaskakiwali. Myśleli, że mogą tak po prostu ze mną porozmawiać i znów będziemy rodziną? - Nie będzie żadnej szansy! Dajcie mi spokój! - Zerwałam się z kanapy i chciałam wyjść, choćby z powrotem do więzienia, nie obchodziło mnie to. Mężczyzna jednak złapał mnie za nadgarstek.
- Zaczekaj, zostawiliśmy cię, ale wiedzieliśmy, że sobie poradzisz. Nie mogliśmy wtedy się tobą zająć.
- Poradzę sobie?! Miałam siedem lat! Skąd mogliście to wiedzieć?! - Wyrwałam się mu.
- Nie było łatwo cię znaleźć i sprowadzić tutaj. Mimo, że jesteśmy bardzo wpływowymi ludźmi. Doceń to i chociaż nas wysłuchaj. Później możesz odejść. - Słyszałam w jego głosie, jak bardzo mu na tym zależy. Jednak nie obchodziły mnie żadne wyjaśnienia. Skrzywdzili mnie, dali do rozumienia, że nic dla nich nie znaczę. Oni też przestali się dla mnie liczyć.
  
***

Fury niecierpliwie czekał na jakąś informację, jednak telefon wciąż uparcie milczał. Minęły jakieś dwie godziny i wciąż nic nie znaleźli. Nagle drzwi otworzyły się. Ktoś przyszedł i faktycznie miał informacje, jednak nie takie jakich dyrektor Tarczy oczekiwał,
- Thor, sądziłem, że jesteś w Asgardzie.
- Mam do ciebie pewną sprawę. Chodzi o Amy. - Thor usiadł na krześle po drugiej stronie biurka.
- Już o tym rozmawialiśmy, nie zmieniłem zdania. Musi ponieść konsekwencje swoich  czynów. Jeżeli, Loki naprawdę tak się o nią martwi, to przekaż mu, że dziewczyna jest cała i zdrowa. Niczego jej nie brakuje. Zresztą sam jest więźniem, nie ma prawa niczego od nas żądać. - Powiedział tonem świadczącym, że rozmowę uważa za zakończoną, jednak Thor nie zrezygnował.
- Loki nie jest więźniem. Mogłem zabrać go do Asgardu, ale nie mogę go zamknąć.
- Słucham? Nie mówisz chyba poważnie? Po tym wszystkim on sobie tak po prostu chodzi wolny? - Fury był mocno oburzony tym co usłyszał.
- Stracił władzę na Ziemi, jednak w Asgardzie wciąż jest królem.  Nie mogę tak po prostu odebrać mu władzy tylko dlatego, że wypowiedział wam wojnę.
- Czy ty próbujesz mi powiedzieć, że mamy się szykować na kolejny atak?
Telefon na biurku zabrzęczał. Fury spojrzał tylko na wyświetlacz, odetchnął z ulgą widząc informację od jednego z agentów, że znaleźli dziewczynę i wiozą ją z powrotem do bazy.
- Nie, zawarłem z nim pewną umowę. Nie zaatakuje was, jeżeli dziewczyna wróci do Asgardu w ciągu dwudziestu czterech godzin. \
- Świetnie, bo ostatnio jak próbowaliśmy się z nim dogadać, to nie chciał nas oszukać. Hawykeye wciąż nie odzyskał w pełni sił. Chyba mu nie uwierzyłeś? To oczywiste, że kłamał.
- O to się nie martw. Dopilnowałem, żeby nie mógł nas w żaden sposób oszukać. Warunki umowy spisali najlepsi magowie w Asgardzie. Próba oszustwa będzie się równać jego natychmiastowej śmierci.
- Jesteś pewien, że to zadziała? - Fury wciąż był sceptycznie nastawiony do tego pomysłu. Wyjaśnienie z magią jakoś nie do końca go przekonywało.
- Całkowicie.
- Skonsultuję to z innymi, jeżeli się zgodzą, możesz zabrać dziewczynę.