poniedziałek, 30 marca 2015

Rozdział 14


Kłopoty zazwyczaj wracają w najmniej spodziewanym momencie. Wszystko było w porządku, dopóki nie usłyszałam, dosyć dziwnej rozmowy. W tamtej chwili nie wiele z niej rozumiałam. Byłam jednak pewna, że słyszałam coś czego nie powinnam. Loki, kilka razy powtórzył tej osobie, że nie powinna przychodzić, że wszystko może się wydać. Jednak nie wspomniał o co chodzi. Nie udało mi się rozpoznać z kim rozmawiał, Ta druga osoba, w przeciwieństwie do Lokiego, była całkowicie spokojna, momentami brzmiało to jakby nudziła ją ta rozmowa. Kilka razy podczas rozmowy padło imię Odyn, szkoda tylko, że nie wiele mi to pomogło. Nie miałam pojęcia o kogo chodziło, nigdy wcześniej nie słyszałam tego imienia. Już miałam odejść, kiedy usłyszałam coś niepokojącego. "W ten sposób pozbędziesz się Thora i Odyna, za jednym razem. Pospiesz się, ludzie czekają, aż znajdziesz, ich kochanego Wszechojca. Jeżeli odzyska siły, nie zatrzymam go, a wtedy na moją pomoc nie licz. Lepiej więc dla ciebie, żeby znalazł się martwy." W tym momencie na dość długą chwilę zapadła cisza. Nie chciałam ryzykować, że zostanę przyłapana, dlatego cicho i szybko się oddaliłam. To co usłyszałam nie dawało mi jednak spokoju. Błąkałam się więc po zamku, zastanawiając się, jak mogłabym dowiedzieć się czegoś więcej. Pogrążona w myślach, dotarłam do biblioteki, licząc że znajdę tam coś przydatnego.Po kilku minutach przeglądania losowych książek, podszedł do mnie bibliotekarz.
- Mogę jakoś pomóc? - Zapytał, poprawiając okulary, które zsunęły mu się z nosa. Nawet nie próbowałam określić ile mógł mieć lat. Pewnie i tak mocno bym się pomyliła. Jednak wyglądał na kogoś w średnim wieku.
- Nie wydaje mi się. Sama nie wiem czego szukam. - Odpowiedziałam, odkładając kolejną książkę na miejsce.
- Rozumiem. - Jego długa brązowa szata zaszeleściła, gdy odwrócił się, zamierzając odejść.
- Chociaż... Może jednak będzie mógł mi pan pomóc. - Spojrzał na mnie zaciekawiony, tą szybką zmianą decyzji. - Chciałabym się dowiedzieć, kim jest Odyn?
- To władca Asgardu. Albo raczej powinienem powiedzieć były władca.
- Dlaczego? Co się z nim stało?
- Nie ty jedna chciałabyś to wiedzieć.
- Jak to? Król znika i nikt nic z tym nie robi? Nikt go nie szuka? - Wydawało mi się to co najmniej dziwne.
- Szukają, oczywiście, że szukają. Ale powiedz mi czy Loki wyglądał na przejętego tym zniknięciem?
- Nie... Nawet mi o tym nie wspomniał. Sądzisz, że mógł coś zrobić Odynowi?
Na moje słowa bibliotekarz niespokojnie rozejrzał się dookoła, jakby chciał się upewnić, że nikt nie słyszał tego co przed chwilą powiedziałam/
- Uważaj na słowa, dziewczyno. Lepiej nie mówić takich rzeczy głośno. - Wyglądało na to, że się czegoś obawia.
- Dlaczego? Przecież nie robię nic złego.
- Nie ty jedna doszłaś do takich wniosków. Większości tych którzy sądzili podobnie już nie ma. Nie chcę cię straszyć, ale to miejsce, wcale nie jest tak bezpieczne na jakie wygląda. A teraz przepraszam, muszę wracać do pracy.
Ta rozmowa w niczym mi nie pomogła, wręcz przeciwnie byłam teraz jeszcze bardziej ciekawa co się tutaj dzieje. Wyszłam na dziedziniec przed zamkiem. Chciałam jeszcze raz przemyśleć wszystko czego się dowiedziałam.Po pewnym czasie coś innego przyciągnęło moją uwagę. Zobaczyłam młodego chłopaka prowadzącego konia w stronę stajni i nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że koń miał osiem nóg. Przetarłam oczy dłonią sądząc, że coś mi się zdawało, ale z moim wzrokiem było wszystko w porządku. To miejsce, chyba nigdy nie przestanie mnie zaskakiwać.
- Zastanawiasz się, co się stało z tym koniem? - Chłopak, który odprowadzał zwierzę musiał zauważyć moje zdziwienie.
- Odrobinę rzuca się w oczy. - Stwierdziłam, oczekując jakiś dodatkowych wyjaśnień.
- W sumie to całkiem zabawne, co nie?
Spojrzałam na niego, nie mogąc zrozumieć o co mu chodzi. Co za dziwny dzień, ciągle się czegoś dowiaduję i z każdą informacją coraz mniej rozumiem.
- Co jest takie zabawne?
- To ty o niczym nie wiesz? - Pokręciłam przecząco głową. Przez chwilę chyba zastanawiał się jak ma mi odpowiedzieć. - Powiedzmy tak, gdyby nie fakt, że to koń. To zapewne byłby teraz księciem Asgardu.
- Zaraz, ty chyba nie chcesz mi powiedzieć, że to jest...
Dalsza część zdania nawet nie chciała mi przejść przez gardło, przecież to niemożliwe. Chłopak widząc zmieszanie na mojej twarzy tylko przytaknął. Nie wiedziałam czy powinnam zacząć się śmiać, czy może raczej szukać sposobu, na jak najszybszy powrót na Ziemię. Jedno było pewne chciałam to jak najszybciej wyjaśnić.
- Muszę iść. - Wydukałam i skierowałam się z powrotem do zamku. Nie miałam pojęcia, jak wyciągnę od Lokiego, czy to prawda. Nie byłam nawet pewna czy chcę to wiedzieć. Znalazłam go dopiero po dłuższym czasie w jadalni. Starałam się zachowywać normalnie tak jakby nic się nie stało. Usiadłam i spojrzałam na jedzenie na stole, jakoś nie mogłam się zmusić, żeby cokolwiek zjeść.
- Mam do ciebie pytanie. - Odezwałam się w końcu, nadal zastanawiając się w jaki sposób to powiedzieć, żeby zabrzmiało to chodź trochę mniej głupio.
- No mów.
- Masz dzieci? - Loki spojrzał na mnie zaskoczony pytaniem.
- A czemu cię to tak nagle interesuje?
- Po prostu jestem ciekawa. Odpowiedz. - Nalegałam, nawet nie wiem kiedy zaczęłam bawić się widelcem leżącym na stole.
- Mam i co?
Chyba wolałabym, żeby odpowiedź brzmiała nie i mogłabym w tym momencie skończyć tą idiotyczną rozmowę.  
- A więc to z tym koniem, to prawda. - Powiedziałam, obserwując jego reakcję na moje słowa. Loki przerwał jedzenie i przez dłuższy czas patrzył na mnie, chyba po raz pierwszy nie wiedział co powiedzieć.
- Kto ci o tym powiedział? - Zapytał. Mimo że bardzo się starałam nie potrafiłam dłużej ukryć rozbawienia.
- Nie ważne kto mi powiedział. Jak to w ogóle jest możliwe?
Gdyby wzrok mógł mordować, to chyba byłabym już martwa. Loki zignorował moje pytanie i z wielkim zainteresowaniem zaczął wpatrywać się w talerz przed sobą.
- Musiałeś być naprawdę mocno pijany.
- Nie byłem pijany.
- Nie jestem pewna czy to dobrze. - Stwierdziłam, odsuwając się na krześle o kilka centymetrów.
- Skończ już z tymi pytaniami.
- No dobrze dobrze, już sobie idę. - Wstałam i skierowałam się do wyjścia, jednak przy drzwiach zatrzymałam się jeszcze na chwilę. - Fajnie było? - Nie mogłam tak po prostu udawać, że o niczym nie wiem.
- Amy!
Po poziomie jego zdenerwowania, stwierdziłam że lepiej będzie unikać go do końca dnia, Jak najszybciej więc poszłam do swojej komnaty.                                    

poniedziałek, 16 marca 2015

Rozdział 13


Siedziałam na trawie, wygrzewając się w cieple popołudniowego słońca.  Obserwowałam obłoki wolno płynące po niebie. Zanurzyłam dłoń w jeziorze. Woda była przyjemnie chłodna. Przez chwilę patrzyłam na kolorowe rybki, przemykające tuż pod taflą jeziora. Były na tyle blisko, że mogłam je dostrzec, jednak zachowywały bezpieczną odległość od mojej dłoni. Mimo niezbyt udanych pierwszych kilku dni, zaczynałam naprawdę lubić to miejsce. Wciąż brakowało mi moich przyjaciół i bardzo za nimi tęskniłam. Pozostawało mi tylko mieć nadzieję, że są bezpieczni. Wiedziałam, że moje życie już nigdy nie będzie takie jak dawniej. Po powrocie na Ziemię, na pewno zostałabym uznana za przestępce i resztę życia spędziła w więzieniu. O ile by mnie od razu nie zabili. Szybko pozbyłam się tych myśli, nie miałam ochoty teraz martwić się, co będzie w przyszłości.
- Uważaj, żeby coś ci palca nie odgryzło, w tym jeziorze mieszkają nie tylko ryby.
- Próbujesz mnie nastraszyć? - Zapytałam, odrywając wzrok od przeciwległego brzegu jeziora i spoglądając na Lokiego.
- Nie. Tylko cię ostrzegam.
Odruchowo wyciągnęłam rękę z wody. Nie miałam pojęcia, czy mówił poważnie, czy tylko chciał mnie nastraszyć, ale wolałam tego nie sprawdzać.
- Chodź, nie możesz tu siedzieć cały dzień.
- Ale dokąd? - Żadnej odpowiedzi. - Loki? - Rozejrzałam się i zobaczyłam go kilka metrów dalej. Wstałam i poszłam za nim. Było to lepsze niż kolejne kilka godzin bezczynności.
- Gdzie idziemy? - Zapytałam, gdy udało mi się go dogonić.
- Zobaczysz.
Liczyłam na bardziej szczegółową odpowiedź. Postanowiłam się nie dopytywać, za chwilę i tak się dowiem. Loki zatrzymał się na skraju jakiegoś lasu i zaczął rozglądać.
- Zgubiłeś się?
- Nie. Mieszkam tu prawie dwa tysiące lat. Zbyt dobrze znam to miejsce, żeby się zgubić. - Odparł i skierował się na ścieżkę między drzewami.
- Aha... Czekaj ile?! - Stanęłam jak wryta. Wiedziałam, że jest ode mnie starszy, ale nie aż tak. Po chwili zauważył, że za nim nie idę. Również się zatrzymał i spojrzał na mnie przez ramie.
- Co? Masz minę, jakbyś ducha zobaczyła.
- Nie nic. Przecież to zupełnie normalne. Co druga osoba ma prawie dwa tysiące lat. Nie ma w tym nic dziwnego. - Mamrotałam pod nosem, bardziej do siebie niż do niego.
- Zastanowisz się nad tym w drodze. - Złapał mnie za rękę i pociągnął za sobą. Przez jakiś czas szliśmy w milczeniu . Zorientowałam się, że od dłuższego czasu nie zwracam uwagi, na drogę. Gdybym musiała teraz wrócić, nie miałabym pojęcia którędy. Droga od jakiegoś czasu prowadziła pod górę, drzew też było mniej niż wcześniej.
- Daleko jeszcze? - Zapytałam, zatrzymując się na chwilę, żeby odetchnąć. Była w tym miejscu tylko jedna rzecz, która strasznie mnie denerwowała. Straciłam tutaj wszystkie swoje zdolności, nie mogłam się przemienić, regenerować, biegać godzinami nigdy się nie męcząc. Czułam się przez to strasznie słaba i bezbronna.
- Już prawie jesteśmy.
- Dokładnie to samo mówiłeś jakiś czas temu. - Stwierdziłam patrząc na drogę za sobą. Szliśmy jeszcze jakieś dziesięć minut, aż w końcu Loki oznajmił, że jesteśmy na miejscu. Usiadłam na jakimś większym kamieniu i oparłam ręce na kolanach. Dopiero po kilku minutach zaczęłam się rozglądać. Było coś dziwnego w tym miejscu po jednej stronie zbocza, rozciągał się las, którym przyszliśmy. Gdzieś w oddali dało się nawet dostrzec niewyraźny zarys zamku. Po drugiej stronie nie było nic, tak jakby ten świat się tutaj kończył. Podeszłam do krawędzi i spojrzałam w dół. Zobaczyłam miliony gwiazd, tylko że zamiast nade mną były na dole, Widok był tak samo dziwny, co piękny. Cofnęłam się kilka kroków, wolałam nie sprawdzać czy da się stąd spaść.
- To jest niesamowite. - Powiedziałam z trudem odrywając wzrok od widoku przed sobą. Wróciłam i usiadłam na tym kamieniu co wcześniej. Poczułam się znacznie bezpieczniej z dala od krawędzi. Powoli zaczynało robić się ciemno, co przypomniało mi, że czeka mnie jeszcze długa droga powrotna. Loki usiadł obok i objął mnie ramieniem. Spojrzałam na niego pytającym wzrokiem.
- Co ty robisz?
- Nic. - Odpowiedział, gładząc mnie dłonią po policzku. Nigdy wcześniej nie patrzył mi tak głęboko w oczy jak w tej chwili. Poczułam dotyk jego ust na swoich wargach. Tym razem nie chciałam tego przerywać. Owinęłam mu ręce wokół szyi i oddałam pocałunek. Nie mam pojęcia ile czasu minęło zanim oderwaliśmy się od siebie.
- To miało być nic? - Zapytałam, nadal patrząc mu w oczy. Loki w odpowiedzi wzruszył tylko ramionami. - Powinniśmy wracać. - Stwierdziłam, spoglądając na granatowe niebo pełne gwiazd. Zdecydowanie wolałam patrzeć na nie z dołu.
- Teraz chcesz wracać? Przecież jest tak miło. - Ujął moją twarz w dłonie i znów spróbował pocałować. Wyślizgnęłam mu się, wstałam i odeszłam kilka kroków. Chciałam mu pokazać, że nie zawsze dostanie to czego chce.
- Naprawdę powinniśmy już iść.
Loki westchnął, wyraźnie nie zadowolony, że nie dałam się przekonać.
Droga przez las po zmroku, nie była już taka przyjemna. Drzewa, które wcześniej dawały schronienie przed słońcem, teraz rzucały złowrogie cienie. Każdy szelest, czy trzask łamanej gałązki wydawał się o wiele głośniejszy. Kręta leśna ścieżka okropnie się dłużyła. Gdy w końcu dotarliśmy do zamku, było już naprawdę późno. Loki odprowadził mnie, aż pod drzwi mojej komaty.
- Dalej trafię sama.
- Zapomniałaś o czymś. - Stwierdził przypierając mnie do ściany i namiętnie całując. - Ja zawsze dostaję czego chcę. - Szepnął mi do ucha i odszedł, zadowolony z siebie. To się jeszcze okaże, pomyślałam, zamykając za sobą drzwi.

niedziela, 1 marca 2015

Rozdział 12


Kolejny raz obudziłam się tłumiąc krzyk. Usiadłam, próbując opanować nerwy. Te koszmary i wysoka gorączka sprawiały, że z każdym przebudzeniem byłam coraz bardziej wykończona i przerażona. Czasami nie byłam pewna czy się obudziłam, czy nadal śpię i  za chwilę znów stanie się coś okropnego.
- Amy, już dobrze. To był tylko sen. - Loki siedział na brzegu łóżka i próbował mnie uspokoić. Niemal podskoczyłam na dźwięk jego głosu. Nadal niespokojnie rozglądałam się dookoła, jakby zaraz coś miało się na mnie rzucić. Minęło sporo czasu zanim się uspokoiłam. - Odpoczywaj, przyjdę później.
- Zostań. - Złapałam go za rękę. Jego obecność w jakiś sposób sprawiała, że czułam się bezpieczniej. Wyglądał na zaskoczonego moją prośbą. Został jednak przy mnie, aż zasnęłam.

***
- Tony przestań. Miotanie się po tej celi nic ci nie da. - Kapitan Ameryka powtórzył to zdanie już chyba po raz dziesiąty, ale wciąż bez żadnego efektu.
- A co mam robić? Siedzieć i czekać na śmierć? 
- Pomyśleć, jak się stąd wydostać. - Zasugerował Rogers. 
- Próbowaliśmy już chyba wszystkiego. Jedynym wyjściem stąd są drzwi, których nie możemy otworzyć. Nie mamy żadnej broni, a ci żołnierze na zewnątrz owszem i to całkiem sporo. Szanse na to, że wydostaniemy się stąd i nie zginiemy w ciągu pięciu minut są równe zero. 
- To co, chcesz się poddać, bo coś nam nie wyszło? 
- Tego nie powiedziałem. - Stark zatrzymał się w pół kroku, z wyrazem głębokiego zamyślenia na twarzy. - Może wystarczy po prostu poczekać na odpowiedni moment. 
- Co masz na myśli?
- Trzymanie nas przy życiu jest ryzykowne. Loki ma w tym jakiś cel, gdyby udało nam się dowiedzieć jaki, może można by to wykorzystać. 
- I co dalej? 
- Jeszcze nie wiem. Na razie nie pozostaje nam nic innego jak czekać.

***
Amy przez dłuższy czas spała spokojnie. Nie rzucała się przez sen i nie krzyczała. Loki poczekał, jeszcze kilka minut, żeby mieć pewność, że się nie obudzi. Po czym również postanowił pójść spać. Napotkał jednak nieoczekiwaną przeszkodę, gdy spróbował wstać dziewczyna jeszcze mocniej zacisnęła palce na jego dłoni. Obserwował ją przez chwilę, jednak wszystko wskazywało na to, że Amy nadal śpi. Ponowna próba przyniosła taki sam efekt. Nie chciał jej budzić, więc położył się obok i po kilku minutach również zasnął. 
***
Obudziło mnie skrzypnięcie drzwi i głos starszej uzdrowicielki, która jak zwykle mamrotała coś pod nosem. Każdego ranka przychodziła sprawdzić czy mój stan się poprawił. Sama z zadowoleniem stwierdziłam, że czuje się znacznie lepiej niż poprzedniego dnia. Miałam tylko nadzieję, że nie jest to chwilowa poprawa. Dopiero, gdy zaczęłam się przysłuchiwać, co mówi starsza kobieta, dotarło do mnie, że coś jest inaczej niż zwykle. Uświadomiłam sobie, że spałam przytulona do kogoś. Otworzyłam oczy i zobaczyłam Lokiego. Momentalnie odsunęłam się na drugi koniec łóżka. Uszczypnęłam się w rękę, chcąc sprawdzić, czy to przypadkiem nie jest kolejny dziwny sen. Ale nie.
- Trzeba było powiedzieć, przyszłabym później. - Stwierdziła uzdrowicielka i skierowała się w stronę wyjścia. Ja dalej siedziałam nie wiedząc co mam zrobić. Nie pozostawało mi nic innego, jak obudzić Lokiego. Szturchnęłam go kilka razy w ramie.
- Coś się stało? - Zapytał, przeciągając się leniwie na łóżku. Nie wyglądał na zaskoczonego, tym gdzie jest.
- Ależ skąd. Mógłbyś mi tylko przypomnieć, bo wyleciało mi z głowy. Od kiedy sypiamy w jednym łóżku? 
- Sama chciałaś, żebym został. A odpowiadając na twoje pytanie, możemy od dziś. Ja się wyspałem.
- Jesteś bezczelny. - Stwierdziłam rzucając w niego poduszką. Wstałam i odsłoniłam okno, w pomieszczeniu od razu zrobiło się znacznie jaśniej. Podeszłam do szafy, wyjęłam czyste ubrania i skierowałam się w stronę łazienki. 
- Nie boisz się iść sama?
Zignorowałam zaczepkę Lokiego i zniknęłam za drzwiami.