niedziela, 8 listopada 2015

Rozdział 31



Przez całe trzy miesiące, moje życie było monotonną udręką. Budziłam się, rozmyślałam, czasem coś zjadłam, chociaż najczęściej wcale nie miałam na to ochoty. To dziwne, ale w swoim świecie czułam się obco.  Brak możliwości zajęcia się czymkolwiek sprawiał, że tęsknota, jeszcze bardziej dawała się we znaki. Wprawdzie dostałam kilka książek, jednak, gdy próbowałam czytać, nie potrafiłam skupić się na treści. Szybko przyłapywałam się na tym, że myślę zupełnie o czymś innym. Z czasem zaczęłam się zastanawiać, co się stanie z dzieckiem, które niebawem przyjdzie na świat. Nie chciałam, żeby trafiło do sierocińca. Doskonale wiedziałam, jak to jest wychowywać się bez rodziców. Obiecałam sobie, że nie dopuszczę, aby moje dziecko spotkało to samo co mnie kiedyś. Marzyłam, żeby chociaż na chwilę wyjść na zewnątrz, poczuć podmuch wiatru na twarzy. Można powiedzieć, że moje życzenie w pewnym stopniu się spełniło.
-  Przenosimy cię do nowej bazy. - Oznajmił jeden ze strażników. Popatrzyłam na niego trochę zdumiona. Sądziłam, że o czymś takim poinformują mnie trochę wcześniej.
- Miło, że uprzedziliście. - Odparłam sarkastycznie. Powlokłam się, za nim przez rzędy korytarzy. Nawet ucieszyła mnie, ta zmiana miejsca. Od siedzenia w tej celi można dostać klaustrofobii. Po takim czasie w zamknięciu nawet przejażdżka samochodem wydawała się ciekawa. Coś jednak mi w tym wszystkim nie pasowało. Mijani w drodze do samochodu ludzie nie wyglądali, jakby zamierzali opuścić to miejsce. Wręcz przeciwnie, byli pochłonięci pracą. Pomyślałam, że może na razie przenoszą tylko więźniów, albo raczej więźnia. Byłam tu jedyna, pozostałe cele przez cały czas były zupełnie puste.
Z tego, co udało mi się zaobserwować, wszystko powoli wracało do stanu sprzed wojny. Bardzo często mijaliśmy robotników, pracujących przy odbudowie zniszczonych budynków. Na ulicach widać też było znacznie więcej ludzi niż kilka miesięcy temu. Pojawiło się mnóstwo ogłoszeń o zaginionych podczas walk osobach. Każdy szukał bliskich wszystkimi znanymi sposobami. Policja nie funkcjonowała jeszcze tak jak wcześniej, więc większość ludzi podejmowała poszukiwania na własną rękę. Miasta da się odbudować, jednak nikt nie wróci życia zabitym. Ludzie będą się obawiać, że coś takiego się powtórzy.
Nagle coś przykuło moją uwagę. Do tej pory samochód jechał równym tempem za innym samochodem. Teraz nieoczekiwanie zwolnił i skręcił w boczną uliczkę.
- Dlaczego skręciliśmy? - Zapytałam agenta siedzącego obok.
\- Dla bezpieczeństwa końcówkę trasy pokonujemy innymi drogami. - Wyjaśnił spokojnie.
Inną trasą w tym przypadku oznaczało polne drogi, gdzieś na kompletnym odludziu. Nie mogłam pojąć, gdzie w pobliżu mogłaby się mieścić ta ich nowa baza. Samochód zatrzymał się kilka kilometrów dalej, na podjeździe przed naprawdę dużym domem. Jednak na pewno była to prywatna posiadłość, a nie kwatera jakieś agencji.
- Dlaczego się zatrzymaliśmy? - Miałam coraz gorsze przeczucia, gdy tak zastanawiałam się, o co chodzi tym razem.
- Ktoś chce się z tobą widzieć. - Odparł mężczyzna siedzący obok.

***
- Co, to ma znaczyć, że nie wiecie, gdzie ona jest?! - Wrzasnął Fury, na co dwaj agenci skulili się w sobie.
- Dostaliśmy pisemne rozkazy, z pańskim podpisem dyrektorze. - Wydukał pierwszy z agentów.
- Jakie rozkazy? Niczego nie podpisywałem!
- O przeniesieniu więźnia do nowej bazy. - Odpowiedział tym razem drugi.
- Nowej bazy? A gdzie ona się znajduje? Bo chyba coś mnie ominęło. - Fury już żałował decyzji o przyjęciu do pracy tak wielu nowych agentów, bez dokładnego sprawdzenia ich wcześniej. Niestety nie za bardzo miał wybór. Wielu jego zaufanych ludzi zostało zamordowanych. - No dobrze powiedział, widząc skruszone miny agentów, ci również zaliczali się do nowo przyjętych. Obaj byli też jeszcze bardzo młodzi - wszystkie samochody mają, wmontowany GPS namierzcie samochód, którym odjechali i sprowadźcie dziewczynę z powrotem.
- Próbowaliśmy ich namierzyć, ale coś zakłóca sygnał. - Powiedział pierwszy, spodziewając się kolejnego wybuchu złości, jednak Fury się opanował.
- Zatem dowiedzcie się wszystkiego o tych, którzy ją zabrali. Gdzie wcześniej mieszkali, pracowali, czy mieli rodziny, jeżeli tak spróbujcie się z nimi skontaktować. Może będą coś wiedzieli. Zameldujcie, gdy czegoś się dowiecie. Odejść.

***
Nie miałam pojęcia, kto mógłby chcieć, ze mną rozmawiać. Na szczęście nie wyglądało na to, żeby chcieli zrobić mi krzywdę. Zaprowadzili mnie do dużego salonu i kazali zaczekać. Usiadłam więc na skórzanej sofie i czekałam. Dom zarówno na zewnątrz, jak i w środku był bardzo czysty i zadbany, wyglądał jak nowy. Jakby wydarzenia ostatnich miesięcy w ogóle go nie dotyczyły. Po chwili bocznymi drzwiami weszła dwójka ludzi: kobieta i mężczyzna. Z pewnością właściciele domu. Coś w głowie podpowiadało mi, że skądś ich znam, że powinnam ich pamiętać. Nie mogłam jednak przypomnieć sobie skąd. Zajęli miejsca na dwóch fotelach naprzeciw mnie. Przez chwilę panowała krępująca cisza, którą przerwała kobieta. Mówiła, cały czas spoglądając na mężczyznę obok.
- Cieszę się, że wszystko przebiegło zgodnie z planem. Mam nadzieję, że podróż nie była zbyt uciążliwa.
- Nie, ale kim wy jesteście? -Chciałam dowiedzieć się, o co tutaj chodzi.
- Nie pamiętasz nas? - Zapytał mężczyzna. Zauważyłam lekkie rozczarowanie w jego głosie i na twarzy.
- Nie. - Odparłam, kręcąc przecząco głową.
- Może to pomoże ci coś sobie przypomnieć. - Powiedziała, kobieta, podając mi zdjęcie. Przyjrzałam się fotografii. Na początku nie zauważyłam nic szczególnego: młode, szczęśliwe małżeństwo i dziecko bawiące się w tle. Zrozumiałam, dopiero gdy dłużej wpatrywałam się w zdjęcie, to bawiące się dziecko, to byłam ja, a ci ludzie to przecież moi rodzice. Podniosłam wzrok znad zdjęcia i jeszcze raz przyjrzałam się parze siedzącej przede mną. Teraz byli znacznie starsi, jednak gdyby usunąć z włosów pierwsze oznaki siwizny, a z twarzy zmarszczki, ci ludzie wyglądaliby identycznie, jak ci na zdjęciu.
- To niemożliwe. To nie możecie być wy. - Tak długo miałam nadzieję, że znów ich kiedyś zobaczę, a kiedy już pogodziłam się z tym, że tak się nie stanie, oni wracają. Po co? Znów chcą zniszczyć mi życie?
- Dobrze myślisz, Amy. Jesteśmy twoimi rodzicami. - Słowa tej kobiety tylko dały mi niepotrzebną pewność. Nie chciałam tego, nie chciałam ich widzieć. Opadłam na oparcie kanapy, czując dziwne gorąco.
- Nie jesteście. Moją rodziną są ci, którzy się mną zajęli po tym, jak wy mieliście mnie gdzieś! Nie macie pojęcia, przez co przeszłam! Nie wiecie, kim jestem!
- Popełniliśmy straszny błąd, ale teraz chcemy to naprawić. Daj nam jeszcze jedną szansę.
- Szansę?! A niby na co?! - Ci  ludzie coraz bardziej mnie zaskakiwali. Myśleli, że mogą tak po prostu ze mną porozmawiać i znów będziemy rodziną? - Nie będzie żadnej szansy! Dajcie mi spokój! - Zerwałam się z kanapy i chciałam wyjść, choćby z powrotem do więzienia, nie obchodziło mnie to. Mężczyzna jednak złapał mnie za nadgarstek.
- Zaczekaj, zostawiliśmy cię, ale wiedzieliśmy, że sobie poradzisz. Nie mogliśmy wtedy się tobą zająć.
- Poradzę sobie?! Miałam siedem lat! Skąd mogliście to wiedzieć?! - Wyrwałam się mu.
- Nie było łatwo cię znaleźć i sprowadzić tutaj. Mimo, że jesteśmy bardzo wpływowymi ludźmi. Doceń to i chociaż nas wysłuchaj. Później możesz odejść. - Słyszałam w jego głosie, jak bardzo mu na tym zależy. Jednak nie obchodziły mnie żadne wyjaśnienia. Skrzywdzili mnie, dali do rozumienia, że nic dla nich nie znaczę. Oni też przestali się dla mnie liczyć.
  
***

Fury niecierpliwie czekał na jakąś informację, jednak telefon wciąż uparcie milczał. Minęły jakieś dwie godziny i wciąż nic nie znaleźli. Nagle drzwi otworzyły się. Ktoś przyszedł i faktycznie miał informacje, jednak nie takie jakich dyrektor Tarczy oczekiwał,
- Thor, sądziłem, że jesteś w Asgardzie.
- Mam do ciebie pewną sprawę. Chodzi o Amy. - Thor usiadł na krześle po drugiej stronie biurka.
- Już o tym rozmawialiśmy, nie zmieniłem zdania. Musi ponieść konsekwencje swoich  czynów. Jeżeli, Loki naprawdę tak się o nią martwi, to przekaż mu, że dziewczyna jest cała i zdrowa. Niczego jej nie brakuje. Zresztą sam jest więźniem, nie ma prawa niczego od nas żądać. - Powiedział tonem świadczącym, że rozmowę uważa za zakończoną, jednak Thor nie zrezygnował.
- Loki nie jest więźniem. Mogłem zabrać go do Asgardu, ale nie mogę go zamknąć.
- Słucham? Nie mówisz chyba poważnie? Po tym wszystkim on sobie tak po prostu chodzi wolny? - Fury był mocno oburzony tym co usłyszał.
- Stracił władzę na Ziemi, jednak w Asgardzie wciąż jest królem.  Nie mogę tak po prostu odebrać mu władzy tylko dlatego, że wypowiedział wam wojnę.
- Czy ty próbujesz mi powiedzieć, że mamy się szykować na kolejny atak?
Telefon na biurku zabrzęczał. Fury spojrzał tylko na wyświetlacz, odetchnął z ulgą widząc informację od jednego z agentów, że znaleźli dziewczynę i wiozą ją z powrotem do bazy.
- Nie, zawarłem z nim pewną umowę. Nie zaatakuje was, jeżeli dziewczyna wróci do Asgardu w ciągu dwudziestu czterech godzin. \
- Świetnie, bo ostatnio jak próbowaliśmy się z nim dogadać, to nie chciał nas oszukać. Hawykeye wciąż nie odzyskał w pełni sił. Chyba mu nie uwierzyłeś? To oczywiste, że kłamał.
- O to się nie martw. Dopilnowałem, żeby nie mógł nas w żaden sposób oszukać. Warunki umowy spisali najlepsi magowie w Asgardzie. Próba oszustwa będzie się równać jego natychmiastowej śmierci.
- Jesteś pewien, że to zadziała? - Fury wciąż był sceptycznie nastawiony do tego pomysłu. Wyjaśnienie z magią jakoś nie do końca go przekonywało.
- Całkowicie.
- Skonsultuję to z innymi, jeżeli się zgodzą, możesz zabrać dziewczynę. 


5 komentarzy:

  1. Rozdział trochę krótki. Ogólnie dużo się zadziało ale, nie mogłam zupełnie odczytać emocji bohaterów. Wszystko zadziało się jednym ciurkiem, jakbyś opisywała robienie śniadania i była to najprostsza rzecz na świecie. Poza tym - tak nagle bez żadnego wyjaśnienia rodzice Amy ją znaleźli i do tego zabrali bez większych kłopotów z jednej z najbardziej strzeżonych placówek na świecie?? (Może w kolejnych rozdziałach się to wyjaśni.) Jak dla mnie to był gorszy rozdział, poprzednie były zdecydowanie lepsze. Dużo krytyki, ale ona też się w pisaniu przydaje.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozumiem, postaram się więcej nie popełniać podobnych błędów, dziękuję za powiedzenie co było twoim zdaniem źle. To dla mnie bardzo ważne. Pozdrawiam i postaram się, żeby kolejny rozdział wyszedł mi lepiej.

      Usuń
  2. Odpowiedzi
    1. Najpóźniej w niedzielę rano postaram się dodać wcześniej :)

      Usuń
  3. To jest ekstra czekam na kolejny rozdzial

    OdpowiedzUsuń