niedziela, 22 listopada 2015

Rozdział 32


Mimo że już od jakiegoś czasu znajdowałam się z powrotem w celi. Myślami wciąż wracałam do tego krótkiego spotkania z rodzicami. Jak mnie znaleźli? Próbowałam sobie to wyjaśnić na wiele sposobów, jednak żaden nie wydawał się logiczny. Musiało im na tej rozmowie naprawdę zależeć, skoro zadali sobie trud wyciągnięcia mnie z bazy Tarczy. Odpowiedzi na wszystkie dręczące mnie pytania znał mężczyzna siedzący w celi naprzeciw. Nie wiem, gdzie znajdowali się teraz pozostali trzej, którzy byli w samochodzie.
- Długo zna pan moich rodziców? - Zagadnęłam, chociaż nie miałam pewności, czy mi odpowie, Nastała chwila ciszy, mężczyzna zmierzył mnie podejrzliwym spojrzeniem. Po czym znów zaczął wpatrywać się przed siebie, jakby nie zamierzał udzielić odpowiedzi. Dlatego zaskoczyły mnie jego słowa.
- Jakieś pięć lat. - W jego głosie nie było żadnych emocji. Ciężko było mi określić czy mogę pytać dalej. Postanowiłam zaryzykować, najwyżej nie odpowie.
- Jak mnie znaleźli?
- Twój ojciec szukał cię już od dłuższego czasu. Dopóki się nie wychylałaś, było to trudne. Nie zostawiałaś nam żadnych śladów. Mogliśmy, tylko przypuszczać jak teraz wyglądasz. Sprawdziliśmy wiele dziewczyn w twoim wieku, jednak ty ciągle nam się wymykałaś. Później zaczęła się wojna, któryś z dziennikarzy zrobił ci zdjęcie. Przyciągnęłaś jego uwagę, ponieważ byłaś jedyną osobą, której bronili żołnierze obcej armii. Fotografia trafiła do telewizji i wtedy twoja matka cię rozpoznała. - Słuchałam z ogromną uwagą wszystkiego, co mówił, nie chciałam mu przerywać. - Twój ojciec podwoił wysiłki. Widziałaś ten dom, twój ojciec jest bardzo bogatym i potężnym człowiekiem. Jeżeli postanowił sobie odnaleźć córkę, nic nie mogło stanąć mu na przeszkodzie. Nawet Tarcza.
- Moi rodzice wiedzieli o istnieniu Tarczy? - Byłam tym szczerze zdumiona i coraz bardziej mnie ciekawiło, kim oni w takim razie są. Większość ludzi raczej nie zdawała sobie sprawy z istnienia tej organizacji.
- Wiedzieli i to doskonale, chociaż nigdy nie byli ich zwolennikami. Dowiedzieli się też, że tutaj jesteś, dlatego mogliśmy wszystko zorganizować.
Czekałam, aż doda coś więcej, jednak mężczyzna zamilknął po tym krótkim zdaniu. Cholera, dlaczego on mówi tak ogólnie?
- Skąd wiedzieli? Kim oni są?
Chciałam konkretnych odpowiedzi. Chciałam informacji, które posiadał ten mężczyzna. Musiał wiedzieć sporo, przecież znał moich rodziców od pięciu lat. Usłyszałam zbliżające się kroki kilku agentów, a mężczyzna uparcie milczał.
- To po mnie. - Stwierdził w końcu. - Już tutaj nie wrócę. Na twojej poduszce leży koperta, przeczytaj ten list. Jest od twojej matki, może dowiesz się z niego więcej Żegnaj Amy Mitchell.
Patrzyłam, jak agenci zabierają jedyną osobę, która mogła mi udzielić dokładnych odpowiedzi na moje pytania, Teraz pozostał mi już tylko list od matki. Usiadłam na brzegu łóżka i spojrzałam na leżącą, na poduszce kopertę, na której pochyłym starannym pismem, ktoś nakreślił moje imię. Miałam mieszane uczucia, z jednej strony chciałam poznać odpowiedzi, chociaż na część pytań, z drugiej nie byłam pewna czy chcę otworzyć ten list. Siedziałam tak przez dłuższą chwilę, wpatrując się w biały prostokąt na poduszce. Gdy już zdecydowałam się przeczytać list, drzwi do celi otworzyły się. Przestraszona schowałam kopertę pod poduszkę, w obawie, że zabiorą mi jedyne źródło informacji, Kiedy się odwróciłam, usiłując stworzyć pozory, że wcale nie próbowałam przed chwilą czegoś ukryć. Co nie za bardzo mi wyszło. Zobaczyłam Thora. Totalnie nie spodziewałam się jego wizyty. Nie miał przecież żadnego powodu, żeby mnie odwiedzać.
- Coś się stało? - Zapytał, widząc moje zakłopotanie.
- Nie nic, zaskoczyłeś mnie, to wszystko.
- Mam dla ciebie dobre wieści. - Powiedział, a w moich oczach błysnęła nadzieja. Jednak zniknęła równie szybko, jak się pojawiła. Na pewno nie przyszedł, żeby mnie stąd zabrać. Pogodziłam się już z myślą, że ta cela to mój nowy dom. Dlatego najpierw nie dotarła do mnie dalsza część jego wypowiedzi. - Możesz wrócić do Asgardu. - Chyba źle zinterpretował moje przedłużające się milczenie, bo po chwili dodał: Jeżeli chcesz.
- Oczywiście, że chcę. - Siłą powstrzymałam się od skakania z radości. Marzyłam o tym, odkąd mnie tu zamknęli, jednak nie sądziłam, że moje marzenie kiedykolwiek się spełni.
- Musisz jednak wiedzieć, że nie będziesz już mogła wrócić na Ziemię.
Nie miałam się za bardzo, nad czym zastanawiać. Co mi po zostaniu tutaj skoro resztę życia spędziłabym w więzieniu. Przyzwyczaiłam się już do życia w Asgardzie i skoro miałam możliwość, żeby tam wrócić, nigdy bym nie zrezygnowała.
- To kiedy możesz mnie stąd zabrać? - To pytanie chyba rozwiało wszelkie wątpliwości co do mojej decyzji.
- Przyjdę po ciebie. - Odparł, nieco rozbawiony moim entuzjazmem.
***
Jeszcze godzinę temu siedziałam w celi bez większych nadziei na opuszczenie jej, a teraz nie tylko byłam wolna, ale też wróciłam do miejsca, za którym tak bardzo tęskniłam. Musiało być już bardzo późno w nocy, bo strażnik mostu powiedział, że spodziewał się nas dopiero kolejnego dnia rano. Po czym rozmawiał jeszcze chwilę z Thorem, jednak nie przysłuchiwałam się za bardzo o czym, gdyż dostałam pozwolenie, żeby się oddalić, z czego natychmiast skorzystałam. Doskonale pamiętałam drogę przez labirynt korytarzy w pałacu. Błyskawicznie dotarłam więc do celu. Z tego, co mówił Thor, Loki o niczym nie wiedział, więc spodziewałam się, że będzie już spał. Uchyliłam drzwi, wślizgnęłam się do komnaty i szybko zamknęłam je za sobą, żeby światło z korytarza nie dostawało się do środka. Poczekałam, aż oczy przyzwyczają się do ciemności. Byłam trochę zaskoczona, że Loki się nie obudził, gdy weszłam, zazwyczaj spał bardzo czujnie. Jednak tym razem nawet nie drgnął. Patrzyłam przez chwilę, jak jego klatka piersiowa powoli unosi się i opada w rytm spokojnego oddechu. Uznałam, że nie będę go budzić. Podeszłam do łóżka i usiadłam na brzegu, coś zaszeleściło w kieszeni bluzy. Przypomniało mi się o liście od matki, który chciałam niepostrzeżenie wynieść z Tarczy i na szczęście się udało. Ciekawiło mnie, co jest tam napisane, jednak nie mogłam się zmusić do otworzenia koperty. Postanowiłam sobie, że zrobię to rano. Zdjęłam bluzę i położyłam się na łóżku. Szukanie teraz koszuli nocnej, nie byłoby najlepszym pomysłem. Zresztą biorąc pod uwagę fakt, że byłam w końcowym okresie ciąży zapewne i tak w żadną bym się nie zmieściła. Przytuliłam się do poduszki, czując ogromną radość z tego, gdzie jestem i bardzo szybko zasnęłam.
***
Poczułam, jak ktoś gładzi mnie po policzku, co natychmiast wyrwało mnie ze snu. Na początku trochę się przestraszyłam, sądząc, że nadal jestem w celi, gdzie coś takiego nie miało prawa się zdarzyć. Jednak w pamięci szybko wróciły wydarzenia z poprzedniego dnia i strach zniknął. Przeciągnęłam się i otworzyłam oczy. Pobudka na wolności ze świadomością, że mogę pójść, dokąd chcę, była cudownym uczuciem. Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, Loki zamknął mi usta bardzo namiętnym pocałunkiem. Jedynym dźwiękiem, jaki zdołałam z siebie wydobyć, był pomruk ogromnego zadowolenia. Bardzo brakowało mi tego przez cały ten czas. Może dlatego wydawało mi się jakby ta chwila trwała naprawdę długo. Jakby ktoś chcąc wynagrodzić nam rozłąkę, zatrzymał czas.
- Myślałam, że więcej cię nie zobaczę. - Powiedziałam, przytulając się do jego boku.
- Nie pozwoliłbym, żebyś została tam na zawsze. Kocham cię. - To wyznanie było niezwykle miłe, szczególnie że mogłam to od niego usłyszeć niezwykle rzadko. Usłyszenie tych słów dawało więc podwójną radość.
- Ja ciebie też.
Było jednak coś, co zakłócało mój spokój i nie pozwalało cieszyć się chwilą. Myślami wciąż powracałam do koperty znajdującej się w kieszeni mojej bluzy. Musiałam się w końcu wszystkiego dowiedzieć, bo inaczej nie da mi to spokoju. Podniosłam się i sięgnęłam po list. Przez chwilę obracałam go w dłoniach, siedząc na brzegu łóżka.
- Co to jest? - Zapytał Loki, obejmując mnie w pasie i kładąc mi głowę na ramieniu.
- List... od mojej matki. Ponoć znajdę tu odpowiedź na wszystkie dręczące mnie pytania.
- No to otwórz. - Zachęcił, sądziłam, że zapyta skąd to mam, jednak najwyraźniej postanowił zaczekać z pytaniami.
Drżącymi z nerwów palcami otworzyłam kopertę i wyjęłam kartkę papieru, zapisaną tym samym starannym pismem co moje imię na kopercie. Rozłożyłam kartkę i zaczęłam czytać.
Droga Amy.
Zdecydowałam się napisać ten list, chociaż nie wiem, czy kiedykolwiek go przeczytasz. Wiem, że naszych relacji nie da się już naprawić, czego bardzo żałuję. Zapewne mi nie uwierzysz, gdy napiszę, że zawsze cię kochałam. Nigdy nie planowałam cię porzucić, jednak podczas naszego wyjazdu zdarzyło się wiele rzeczy, które zmusiły mnie i twojego ojca do podjęcia takiej decyzji. Szukali nas niebezpieczni ludzie, obawialiśmy się, że mogą próbować wykorzystać fakt, że jesteś naszą córką. Chcieliśmy cię chronić przed tym, co sami wiedzieliśmy. Nie do końca nam się to udało. Gdy twój ojciec dowiedział się, że zostałaś aresztowana przez Tarczę, obawiał się, że odkryli, kim jesteś. Dlatego tak szybko zareagował, organizacja, dla której pracujemy, ma swoich szpiegów nawet tam. Nie mogę powiedzieć ci więcej, o tym dla kogo pracujemy, jeżeli ten list dostałby się w niepowołane ręce, mielibyśmy spore kłopoty. Od dziecka byłaś bardzo rozsądna, dlatego wiem, że mogę cię prosić, żebyś z nikim nie rozmawiała o tym liście i nie szukała żadnych informacji. Powiedziałam ci wszystko, co mogłam, jest tego bardzo niewiele, ale musi wystarczyć.
Kocham cię, mama.
  Ps. Bardzo się cieszę, że mogłam cię znów zobaczyć, chociaż na te kilka minut. Szkoda, że nie będzie mi dane poznać mojego wnuka, ale i tak jestem z ciebie bardzo dumna.

Przeczytałam ten list kilka razy, zawsze bardzo dokładnie, nie chcąc pominąć żadnego szczegółu. Niestety nie było tam nic więcej. Wcale nie poczułam się lepiej po przeczytaniu tej wiadomości. Tak jakbym rozdrapała starą ranę. Przestałam już dawno myśleć o rodzicach, pogodziłam się z tym, że mnie nie chcieli, a teraz okazuje się, że porzucili mnie ze względu na pracę dla jakieś tajemniczej organizacji, o której nie mogą mi nic powiedzieć. Jednego mogli być pewni, nie zamierzałam grzebać w przeszłości, ani próbować się czegoś dowiadywać. Zamierzałam żyć, tak jakbym nigdy ich nie spotkała i nie przeczytała tego listu. W jednym moja matka miała rację, naszych relacji nie dało się naprawić. Kilkoma pewnymi ruchami podarłam list i wyrzuciłam do kominka. Miałam teraz swoje życie z dala od nich.
  ***
Dwa tygodnie później przyszedł na świat śliczny chłopiec, który dzielnie znosił wszystko, przez co przeszłam, będąc w ciąży. Maluch na szczęście urodził się zdrowy. Nigdy nie zapomnę chwili kiedy pierwszy raz wzięłam go w ramiona, to był najcudowniejszy moment w całym moim życiu.
- Ma twoje oczy. - Powiedział Loki, gładząc malca po główce. Dziecko wpatrywało się w niego przez moment, po czym zamknęło oczy i po chwili już spało.

Mam nadzieję że rozdział wam się podobał. Na koniec jeszcze jedno ogłoszenie kolejny rozdział, który się pojawi będzie epilogiem. Więc jest to już końcówka opowiadania. Czekam na wasze opinie. :) 

2 komentarze:

  1. Co?! Ja się nie zgadzam na epilog! Masz pisać dalej i już, koniec gadki.

    Rozdział super, ale... Wydaje się taki krótki.
    Pozdrawiam, Candy.

    OdpowiedzUsuń
  2. A będziesz pisać dalej? Może coś o mitologi greckiej?

    OdpowiedzUsuń