Część XIII
W tym samym momencie zerwałam się z łóżka, ale gdy tylko stanęłam na nogach krzyknęłam z bólu i upadłam. Wstałam podtrzymując się najbliższej ściany i wyszłam na korytarz. Pierwszego napotkanego strażnika zapytałam czy Thor już wrócił, a gdy dowiedziałam się, że nie, skierowałam się prosto do komnaty Lokiego i bez pukania weszłam do środka.
- Puka się. - Warknął Loki nie zwracając uwagi na to kto przyszedł.
- Loki, musisz mi pomóc. - Dopiero gdy się odezwałam, oderwał wzrok od książki.
- Co ty tu do cholery robisz dziewczyno?! Chcesz się zabić?!
- Pomóż mi, błagam.
- Siadaj. - Powiedział pokazując mi krzesło. - I mów co było tak ważne, że wstałaś z łóżka?
- Ona... ona chce zabić moich rodziców.- Powiedziałam ze łzami w oczach.
- O czym ty mówisz? Kto chce zabić twoich rodziców?
- Ta kobieta... Chyba mówiła, że nazywa się Amora.
- Skąd znasz Amorę? I skąd wiesz, że zamierza zabić twoich rodziców?
- Odwiedziła mnie gdy byłam zamknięta w celi i proponowała, że mnie uwolni, ale odmówiłam. Teraz odwiedziła mnie ponownie i powiedziała, że zabije moją rodzinę. Chodźmy już, trzeba ją powstrzymać.
- Uspokój się. Tobie nie wolno wstawać, a o podróży Bifrostem nie ma mowy. Powinnaś natychmiast wrócić do łóżka.
- Chyba sobie żartujesz? Ktoś mi mówi, że zamorduje moją rodzinę, a ja mam siedzieć i czekać?
- Jak Thor wróci to się tym zajmie. Ty i tak nic nie zdziałasz w takim stanie.
- Nie mogę czekać! Jesteś ponoć bogiem, więc zrób coś!
- Nic ci na to nie poradzę, musisz czekać, nie masz innego wyjścia. Ja nie mogę ci pomóc, bo bez zgody Odyna nie wolno mi opuszczać Asgardu.
- Od kiedy to obchodzi cię czy Odyn się na coś zgadza? Ale skoro jesteś tak bardzo zajęty, to idę sama. - Oświadczyłam i wyszłam podpierając się o ścianę.
Loki jeszcze przez chwilę patrzył na drzwi, za którymi zniknęła dziewczyna. Dlaczego ona musi być tak uparta? - Pomyślał. Musiał jej pomóc, bo jak nie to ona zginie, a jak Thor wróci, to go zabije za to, że pozwolił jej iść samej. Wyszedł na korytarz i rozejrzał się, dziewczyna nie dotarła jeszcze nawet do końca korytarza.
- Nie pędź tak. - Zawołał podchodząc bliżej.
- Czego chcesz? Jak nie chcesz mi pomóc to spadaj. - Odparłam, wkurzył mnie, skoro nie chciał mi pomóc, to mógł mnie chociaż zostawić w spokoju.
- Zmusiłaś mnie, żebym ci pomógł, bo jak tego nie zrobię to zginiesz, a winą za twoją śmierć obarczą mnie. Czekaj na mnie na dziedzińcu zaraz tam przyjdę.
Gdy dotarłam na dziedziniec Lokiego jeszcze nie było, usiadłam więc na schodach, żeby odpocząć. Czekałam dosyć długo i już chciałam iść sama, ale zobaczyłam Lokiego prowadzącego konia.
- No nareszcie, już chciałam iść bez ciebie. A gdzie mój koń? - Zapytałam.
- Ty chyba nie jesteś w stanie samodzielnie jeździć konno, prawda?
- No dobra masz rację.
- Jak zwykle i jeszcze jedno, wypij to. Powiedział, podając mi małą buteleczkę z jakimś fioletowym płynem.
- Co to jest? - Zapytałam patrząc na niego podejrzliwie.
- Powinno uśmierzyć ból. Nie martw się, nie zamierzam cię otruć.
Odkorkowałam buteleczkę i poczułam okropny zapach.
- Fuj! Jak to śmierdzi! Skąd ty to wziąłeś?
- Sam zrobiłem.
Gdy to powiedział wcisnęłam mu flakonik z lekiem z powrotem do rąk.
- Chyba nie sądzisz, że to wypije. Już wole cierpieć.
- Owszem, wypijesz. - Powiedział, podchodząc bliżej, po czym zatkał mi nos, odchylił głowę do tyłu, a gdy chciałam krzyknąć wlał mi lek do buzi. - Nie wypluwaj, bo przyniosę jeszcze gorszy.- Zagroził, puszczając mnie. Przełknęłam lek siłą powstrzymując się od zwymiotowania.
- Jesteś cholernym dupkiem! - Wrzasnęłam.
- Podobno chcesz jak najszybciej wrócić na ziemię, więc nie trać czasu na awanturowanie się. Dasz radę sama wsiąść na konia?
- Owszem, nie potrzebuję pomocy, a już na pewno nie twojej. - Powiedziałam i ostrożnie wsiadłam na konia, starając się nie pokazywać jaki sprawiło mi to ból. Chciałam jak najszybciej odjechać, jednak koń mimo moich starań stał w miejscu.
- Co za durną szkapę przyprowadziłeś? Ten koń nawet nie chce się ruszyć.
- To nie jest żadna durna szkapa, tylko mój koń i nie ruszy się z miejsca bez mojej zgody, tak został wyszkolony.
- No to zrób coś, żeby twój "kochany konik" ruszył swoje cztery litery.
- Proszę bardzo. - Odparł z tym swoim durnowatym uśmiechem na twarzy. Pociągnął konia za uzdę, a zwierzę ochoczo ruszyło za nim. Miałam ochotę zwyczajnie mu przywalić, żeby tylko przestał się tak uśmiechać. Droga do teleportu zdawała się nie mieć końca, cały czas myślałam o rodzicach. Czy jeszcze żyją? I co zrobię, gdy wrócę do domu? W końcu dotarliśmy, Loki pomógł mi zejść z konia. Mimo, że nie czułam bólu, byłam strasznie słaba.
- Masz gorączkę, powinnaś leżeć w łóżku i odpoczywać.- Miałam dziwne wrażenie, że słyszałam troskę w jego głosie, ale pewnie tylko mi się zdawało.
- Będę odpoczywać, jak moi rodzice będą bezpieczni. - Odparłam wchodząc do teleportu.
- Rozumiem, że chcecie dostać się do Midgardu? - Zapytał Heimdall.
- Tak, możemy się pospieszyć?
- Oczywiście. - Odparł, otworzył Bifrost i po chwili stałam na małej polanie, niedaleko mojego domu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz