piątek, 14 listopada 2014

Rozdział 4


Od dłuższego czasu, docierał do mnie czyjś głos, nie umiałam jednak stwierdzić czy to tylko sen, czy naprawdę ktoś mnie woła, spróbowałam otworzyć oczy, powieki miałam jak z ołowiu, gdy w końcu mi się udało obraz był rozmazany.
- Przyniosłam ci wodę i coś do jedzenia. - Usłyszałam i poczułam jak przyjemnie chłodny płyn spływa mi do wyschniętego gardła, przynosząc ulgę. Zamrugałam kilka razy, żeby lepiej widzieć i ostrożnie usiadłam opierając się o ścianę przy łóżku. 
- Jak się czujesz? - Zapytała Cori. Zawsze się o wszystkich troszczyła, a gdy ktoś był ranny lub chory potrafiła pomóc, nie mam pojęcia skąd się na tym zna, ale jej wiedza często się przydaje.
- Jestem słaba jak mucha, a w prawej dłoni mam odłamki szkła, które sprawiają ból przy każdym ruchu, po za tym czuje się świetnie.
- Nie martw się, już ja cię postawię na nogi. - Powiedziała i podała mi miskę z gorącą zupą. Dawno nie byłam tak szczęśliwa na widok jedzenia, jak w tej chwili. - Wiesz chociaż co jest w środku? - Wskazała na skrzynię leżącą przy moim łóżku. Pokręciłam przecząco głową, nie mogąc odpowiedzieć z pełnymi ustami. - To może warto się dowiedzieć. - Zanim zdążyłam odpowiedzieć, Cori siedziała już na podłodze, uważnie przyglądając się solidnemu zamknięciu. Narobi sobie kiedyś poważnych problemów, przez tą ciekawość. Minęło kilka minut, dało się słyszeć ciche kliknięcie i skrzynia była otwarta. - Hm... dziwne. - Stwierdziła, wyciągając coś co wyglądało jak berło, było złote, zaostrzone z jednej strony i z czymś niebieskim i świecącym. - Co to jest? - Zapytała, nie potrafiłam jej odpowiedzieć, gdyż sama nie miałam pojęcia.
- Było w magazynie z bronią więc pewnie jakaś broń. - Odpowiedziałam, nie potrafiąc wymyślić, żadnej lepszej odpowiedzi.
- Nie wygląda na niebezpieczne. No nic zajmiemy się teraz twoją dłonią. Będę musiała rozciąć ci skórę i wyciągnąć szkło. Będzie to trochę trudne przy tym tempie gojenia się ran i ostrzegam, będzie trochę bolało..
Mimo, że Cori starała się być naprawdę bardzo delikatna, to stwierdzeniem, że będzie trochę bolało, mocno minęła się z prawdą. Samo rozcinanie skóry, nie zrobiło na mnie specjalnego wrażenia, nawet nie drgnęłam, jednak kiedy wyciągała szkło, kilka razy miałam ochotę jej się wyrwać i uciec. Niektóre odłamki były bardzo małe i śliskie od krwi, co bardzo utrudniało wyjęcie ich i sprawiało więcej bólu. Wszystko trwało nieznośnie długo, a gdy w końcu Cori oznajmiła, że skończyła, odetchnęłam z ulgą, gdy wychodziła z mojego pokoju, oznajmiła jeszcze, że mam zostać w łóżku i odpocząć, z czego bardzo chętnie skorzystałam. Już prawie udało mi się ponownie zasnąć, gdy znów ktoś postanowił mi poprzeszkadzać.
- Widzę, że zadanie wykonane. - Wystraszyłam się słysząc tak nagle czyjś głos, momentalnie usiadłam na łóżku i nieświadomie oparłam się na rannej ręce, co zaowocowało kolejną falą bólu oraz paroma przekleństwami.
- Nigdy więcej mnie tak nie strasz i nie patrz tak na tą skrzynię, chwilowo wszystko co się w niej znajduje należy do mnie, będziesz mógł to zabrać, dopiero gdy dostanę moją forsę.
- Już jest moje. - W tym momencie berło zniknęło, ze skrzyni i pojawiło w jego ręce. Byłam zaskoczona, jednak nie dałam tego po sobie poznać. - Dostaniesz swoją zapłatę, ale najpierw, zrobisz coś jeszcze.
- Jakoś ci nie wierzę, ale powiedz czego chcesz, zastanowię się. - Raczej nie przyjmowałam kolejnych zleceń, przed zapłaceniem, za poprzednie. Rzadko też się zdarzało, żeby ktoś od razu miał kolejne zadanie.
- Pomożesz mi, pozbyć się avengersów. - Przez chwilę myślałam, że to żart, ale niestety nic na to nie wskazywało.
- Czekaj czekaj, co masz na myśli mówiąc pozbyć się? Chyba nie sądzisz, że pomogę ci w zabijaniu?
- Jeżeli to będzie konieczne to tak. - Cały czas miałam nadzieję, że to jednak tylko jakiś głupi żart, ale on mówił poważnie, Coraz mniej mi się to wszystko podobało, najpierw ta kradzież, a teraz to, zaczęłam się zastanawiać, co on kombinuje.
- Nie jestem płatnym mordercą. - Powiedziałam stanowczo, nigdy nikogo nie zabiłam i nie zamierzałam tego zmieniać. - Nie pomogę ci.
- To się jeszcze okaże.
Zniknął tak nagle jak się pojawił, to wszystko zaczynało mnie przerastać. Nie wiedziałam co mam zrobić, czy komuś o tym powiedzieć, czy lepiej zapomnieć o tej rozmowie. Jak mógł w ogóle pomyśleć, że się zgodzę na coś takiego. Postanowiłam wybrać się na krótki spacer, wzięłam z szafy bluzę i wyszłam oknem, gdyby Cori mnie zobaczyła, kazałaby mi wrócić do łóżka, a ja nie mogłam teraz tam wytrzymać. Przez kilka godzin błąkałam się bez celu po okolicy. Nagle usłyszałam wycie, jednak nie psa, czy wilka, było to głośne i rozpaczliwe wołanie o pomoc, które dochodziło z mojego domu. Zareagowałam instynktownie, ile sił w nogach pobiegłam przez las, po jakimś czasie usłyszałam jeszcze jedno wycie tym razem słabsze i przerwane, to nie był dobry znak. Przyspieszyłam, mając coraz gorsze przeczucie, przeskoczyłam nad ogrodzeniem, zobaczyłam szeroko otwarte drzwi, czułam mnóstwo obcych zapachów, część z nich wydała mi się trochę znajoma, czułam je już wcześniej w Tarczy, gdy zostałam złapana. Jednak skąd oni mogli wiedzieć, gdzie się ukrywamy i dlaczego tutaj przyszli. Ostrożnie weszłam do domu, podłoga cicho zaskrzypiała, zatrzymałam się nasłuchując, czy ktoś nie nadchodzi, ale nic nie usłyszałam. Wyglądało na to, że dom jest pusty. Meble były poprzewracane, lub zniszczone, wszędzie leżały łuski po nabojach, a na podłodze znalazłam kilka kropli krwi. Musiało dojść do walki, teraz już byłam pewna, że to nie jest robota, innego stada wilkołaków, my podczas walki nie używamy broni palnej, wystarczają nam zęby i pazury.
Podniosłam z ziemi jeden nabój i poczułam znajomy
zapach, który zmroził mi krew w żyłach, tojad ta roślina jest dla nas szczególnie niebezpieczna, dodana do naboju nie pozwala się zregenerować, osłabia, powoduje halucynacje, a przy długim kontakcie prowadzi do śmierci. Nawet nie zauważyłam, kiedy w nerwach, częściowo się przemieniłam, skórę na twarzy miałam pokrytą futrem, wyrosły mi kły i pazury. Czułam jeszcze jeden zapach, który już doskonale rozpoznawałam, Loki, był tutaj zaraz po walce i teraz też tu jest, znów pojawił się znikąd, stał przede mną i z zadowoleniem rozglądał się po salonie, który teraz przypominał bardziej pobojowisko, a jeszcze kilka godzin temu, był to dom pełen bliskich mi osób.
-To ty, prawda? To twoja wina. - Mówiłam spokojnie, chociaż ze złości miałam ochotę wbić mu pazury w gardło.
- Częściowo to w sumie tak.
- Jak? Ci ludzie raczej nie byli twoimi przyjaciółmi.
- Wystarczyło jednemu podsunąć parę informacji, to że się wtedy przemieniłaś trochę pomogło. Przyszli więc w poszukiwaniu złodzieja o dziwnych zdolnościach i znaleźli paru innych.
Znów zostałam sama, tak jak w dniu, gdy zmarła moja babcia, nie miałam nikogo, komu mogłabym zaufać, po raz kolejny musiałam radzić sobie sama. Widziałam tylko osobę odpowiedzialną, za to co się stało. Spojrzałam mu w oczy, przelewając w to spojrzenie cały mój gniew i nienawiść do niego. Chciałam zostać sama, gdy go mijałam moje pazury o parę centymetrów ominęły jego gardło, pobiegłam do pokoju i zamknęłam za sobą drzwi. Wzięłam ze stolika lampkę nocną i z całej siły rzuciłam nią o ścianę dając upust emocją, niewiele to jednak pomogło, zaciskałam pięści tak mocno, że pazury wbijały mi się w dłonie, uderzyłam w drzwi szafy tworząc w nich okrągłą dziurę, ale nic nie pomagało. Rzuciłam się na łóżko i leżałam tak bardzo długo nie wiedząc co mam zrobić, nie pomagał fakt, że wciąż czułam jego obecność, słyszałam kroki na dole, kilka razy na schodach, jednak zawsze zawracał. W końcu zdecydowałam, że mu pomogę i tak nie miałam już nic do stracenia, a może przy okazji uda mi się jakoś uwolnić przyjaciół, albo znajdę jakiś sposób, żeby się zemścić.

1 komentarz:

  1. Anonimku, widzę że poziom się utrzymuje ^^ Jest dreszczyk emocji, jest Loki, jest magia... Czegoż więcej chcieć od opowiadania, gdy jest jeszcze pięknie napisane ;)
    Było kilka błędów typu literówki i przecinki w złych miejscach, jednak dalej nie zmienia to faktu, że czytało się cudownie i mam ogromną ochotę na więcej ^^
    Pisz szybko!
    Pozdrawiam,
    Viv

    OdpowiedzUsuń