Rozdział 6
Przez wiele godzin czuwałam przy Macie, chciałam mieć pewność, że jego stan się nie pogorszy. Loki znów gdzieś zniknął, jak zwykle zresztą, przez cały ostatni tydzień ciągle gdzieś znikał i nie udało mi się od niego dowiedzieć co wtedy robił. Musiało być już bardzo późno, gdy wykończona zasnęłam na fotelu, obudziłam się dopiero rano, byłam mocno obolała po spaniu na siedząco. Przetarłam zaspane oczy i zobaczyłam, że Mat siedzi na kanapie i zdejmuje opatrunek. Po ranie nie było już nawet śladu, więc regeneracja musiała zadziałać.
- Jak się czujesz? - Zapytałam zaspanym głosem i przeciągnęłam się prostując zesztywniałe mięśnie.
- Świetnie, dzięki za pomoc wczoraj wieczorem. - Uśmiechnął się, jednak było to wymuszone, wyraźnie czymś się martwił i nie potrafił tego ukryć.
- Coś nie tak? Wyglądasz na zmartwionego.
- Nie, wszystko dobrze. -Wiedziałam, że kłamie, ale skoro nie chciał mi powiedzieć o co chodzi postanowiłam nie naciskać.
- Zrobię jakieś śniadanie. Pewnie umierasz z głodu. - Nie otrzymałam odpowiedzi, wstałam więc z fotela i poszłam do kuchni, przygotowałam kanapki z tego co znalazłam w lodówce. Jedliśmy w milczeniu i ani trochę nie przypominało to wspólnych posiłków sprzed kilku miesięcy, przy których było mnóstwo rozmów i śmiechu.
- Powinniśmy się gdzieś ukryć, tu nie jest bezpiecznie - Powiedział Mat, przerywając nieznośną ciszę.- Uwolnić pozostałych i odejść jak najdalej stąd, gdzieś gdzie nikt nas nie zna.
- Wiem, ale to musi jeszcze trochę zaczekać, mam coś do zrobienia.
- Nie możemy czekać, wiedzą kim jesteśmy, Tarcza nie da nam spokoju, oni coś planują, słyszałem ich rozmowę, wrócą tutaj. A jak dowiedzą się inni? Wiesz co się stanie? Zaczną się polowania, nie dadzą nam spokojnie żyć. Po za tym co jest ważniejsze od ratowania przyjaciół? - Mimo iż starał się tego nie okazywać odniosłam wrażenie, że winił mnie za to co się stało.
- Nic. Przecież wiesz, że jesteście dla mnie najważniejsi na świecie. - Przez chwilę patrzył na mnie jakby oczekiwał, że jeszcze coś powiem. Nie wiedziałam ile mogę mu powiedzieć, z drugiej strony czułam, że nie poradzę sobie z tym wszystkim sama.
- Co się z tobą dzieje? Zawsze byliśmy ze sobą szczerzy, a teraz widzę, że coś przede mną ukrywasz.
- Masz rację, to może być jedyna okazja, na powiedzenie prawdy, później zapewne nie będziesz chciał mnie znać.
- Dlaczego? Należysz do naszego stada, jesteś jednym z nas. Pamiętaj, że cokolwiek się stanie zawsze będziemy trzymać się razem.
Zwiesiłam głowę i wbiłam wzrok w podłogę, chciałam żeby było tak jak mówił Mat, żeby to było takie proste.
- Zgodziłam się, że zrobię coś bardzo złego i teraz nie mogę już tego odwołać. - Na chwilę zamilkłam, bałam się mówić dalej, ale teraz nie było już innego wyjścia. - Zgodziłam się, zabić kilka osób.- Na nieskończenie długą chwilę znów zapadła cisza. Wpatrywałam się w Mata oczekując jakieś reakcji na moje słowa, ale widziałam tylko zdziwienie malujące się na jego twarzy.
- Oszalałaś? - Wykrzyknął w końcu Mat, gwałtownie wstając z krzesła,wcześniejsze zdziwienie przerodziło się we wściekłość.
- Pozwól mi wyjaśnić. -Powiedziałam łamiącym się głosem, siłą odegnałam łzy cisnące mi się do oczu.
- Co ty chcesz wyjaśniać? Cokolwiek zmusiło cię do podjęcia takiej decyzji, niczego nie tłumaczy. Zastanów się jeszcze nad tym. - Odparł i wyszedł trzaskając drzwiami. Czułam, że go zawiodłam i nie tylko jego, nie miałam pojęcia co mam dalej robić, każda decyzja którą podejmowałam w ostatnim czasie okazywała się katastrofalna w skutkach. Przestałam walczyć ze łzami, siedziałam oparta o blat stołu i płakałam.
- Czemu płaczesz? - Usłyszałam głos Lokiego. Nie odpowiedziałam, otarłam tylko łzy z twarzy, wzięłam szklankę z szafki i nalałam sobie wody. Wypiłam wszystko za jednym razem i odwróciłam się żeby wyjść, jednak Loki stał tuż przede mną, tak że omal na niego nie wpadłam.
- Przestrzeń osobista, słyszałeś kiedyś takie pojęcie?
- Nie przypominam go sobie. - Odparł, ale zamiast się cofnąć objął mnie, przyciągnął do siebie i pocałował. Kompletnie nic nie rozumiałam, w głowie miałam tysiące myśli, w końcu opamiętałam się i odepchnęłam go od siebie.
- Co to do cholery miało znaczyć? - Wykrzyknęłam zdezorientowana tym dziwnym zachowaniem, próbowałam znaleźć jakieś logiczne wytłumaczenie tego co się przed chwilą stało, ale nie potrafiłam.
- Kocham cię Amy.
Zaraz, zaraz, zaraz... Co?! Nie wróć. Jak to kocha? Że co?
OdpowiedzUsuńTeraz to mi już w głowie namieszałaś. To manipulacje, czy jemu coś się stało?
Pisz mi tu szybko newsy bo oszaleję.
Viv
Nie mogę odpowiedzieć na twoje pytanie, nie zdradzając fabuły, ale kolejny rozdział już nie długo :)
Usuń