niedziela, 19 stycznia 2014


                                                Część III



Szybko zasnęłam i równie szybko obudził mnie budzik w telefonie zwiastujący, że pora wstać do szkoły. Powoli otworzyłam oczy i spojrzałam na Lokiego. Nie spał, przyglądał mi się swoimi zielonymi oczami.
- Jak się spało? - Zagadnęłam choć nie miałam pojęcia czy on w ogóle sypia. Nie odpowiedział mi, mruknął coś tylko pod nosem i odwrócił się na drugi bok dając mi do zrozumienia, że nie będzie ze mną teraz rozmawiał. Jak z dzieckiem, pomyślałam i przypomniało mi się, że jak byłam mała, a mama budziła mnie do szkoły to robiłam dokładnie to samo.
Wstałam, poszłam szybko pod prysznic, zjadłam śniadanie, a Lokiemu kanapki zostawiłam na biurku. Gdy pakowałam plecak do szkoły spojrzał na mnie ze zdziwieniem na twarzy i zapytał.
- Idziesz gdzieś?
- Tylko do szkoły. - Odpowiedziałam.
- Nie możesz iść, to zbyt niebezpieczne.
Powaga jego głosu mnie zaskoczyła.
- Daj spokój, w szkole są nauczyciele i cała masa innych uczniów. A poza tym nie mogę opuszczać lekcji dla twojego kaprysu.
Loki wstał, podszedł do drzwi i stanął przy nich, aby uniemożliwić mi wyjście.
-Co ty wyprawiasz? Wypuść mnie bo się spóźnię na lekcje.
Zaczynał mnie trochę irytować, ale nie zamierzałam mu odpuścić. Z natury, byłam bardzo uparta.
- Skoro to takie ważne, to dlaczego wczoraj byłaś w domu? - W jego głosie słychać było złość.
- Bo nie czułam się najlepiej, ale dziś jest wszystko dobrze, więc odsuń się od tych drzwi i mnie wypuść.
Powiedziałam to bardzo stanowczo i miałam nadzieję, że podziała. Loki zmierzył mnie gniewnym spojrzeniem i odsunął się.
- No dobrze, ale idę z tobą. - Zamurowało mnie, czy on myślał że ja mam 5 lat?
- Już od dawna chodzę do szkoły sama i jeszcze żyję, poza tym nie potrzebuję niańki.
Próbowałam zachować spokój, ale on doprowadzał mnie do szału.
- Masz wybór, albo idę z tobą, albo nie idziesz wcale.
- No dobra, ale nie możesz iść w tym stroju, bo ludzie pomyślą, że jesteś jakimś świrem.
Gdy tylko to powiedziałam, jego strój się zmienił. Teraz miał na sobie zielony T-shirt, czarne dżinsy i adidasy. Stałam jak oniemiała, mimo że robił już takie sztuczki to wciąż robiło na mnie ogromnie wrażenie.
- Tak lepiej? - Zapytał.
- Tak, ale zamarzniesz, jest środek zimy, a na zewnątrz chyba z -20 stopni.
- Poradzę sobie, jestem odporny na zimno.
- No jak uważasz, więc chodźmy.
Zeszłam na dół po schodach i zaczęłam się ubierać, gdy zdejmowałam swój płaszcz z wieszaka, zauważyłam stary zimowy płaszcz mojego taty.
-Masz.- Powiedziałam i rzuciłam płaszcz Lokiemu.
- Po co mi to?
- Przecież nie możesz wyjść na mróz w krótkim rękawie.
- Dlaczego nie?
- Bo będziesz chory.
- Ja nie choruję. Jestem bogiem, pamiętasz?
- Mhm - Odpowiedziałam.
Spojrzał najpierw na mnie potem na płaszcz i znów na mnie. Widziałam, że nie ma ochoty tego zakładać.
- Teraz ja postawię ci warunek, albo to zakładasz, albo zostajesz w domu.
- Taki dzieciak jak ty nie będzie mi rozkazywał.
Był wyraźnie zły, ale nie byłam pewna o co i na kogo. Od kiedy powiedział mi o przybyciu swojego brata, czułam się jakbym rozmawiała z żywą bombą, która może w każdej chwili wybuchnąć.
W końcu jednak ubrał płaszcz i wyszedł na zewnątrz, wyszłam zaraz za nim. Całą drogę przebyliśmy w milczeniu. Pod szkołą powiedziałam mu, że dalej iść ze mną nie może, na co wzruszył tylko ramionami i zawrócił. W szkole nie mogłam się na niczym skupić. Na matematyce przy tablicy pomyliłam się chyba pięć  razy, na całe szczęście to nie było na ocenę. Koleżanka dała mi zeszyty z wczoraj do przepisania i jeszcze dowiedziałam się o wypracowaniu na polski na jutro i zadaniu domowym z chemii. Na szczęście miałam dziś tylko 6 lekcji więc wcześnie skończyłam zajęcia. Do domu wracałam powoli, jakoś nie miałam ochoty na kolejne fochy Lokiego.
Weszłam do domu. Nie byłam głodna więc poszłam prosto do mojego pokoju. Loki siedział na krześle i czytał jakąś książkę.
- Ale jestem wykończona. - Powiedziałam i usiadłam na łóżku. Loki przerwał czytanie i odłożył książkę na biurko.
- Coś się stało? - Zapytał.
- Nie, tylko jestem zmęczona, a zadali nam tyle, że chyba do rana tego nie skończę.
Loki patrzył na mnie jeszcze przez chwilę lecz nic nie odpowiedział. Wyciągnęłam więc  podręcznik, zeszyt z chemii, długopis i zaczęłam czytać zadanie. Próbowałam coś napisać, jednak przekreślałam wszystko uznając to za całkowite bzdury.
- Co ty wyprawiasz? - Zapytał po pewnym czasie Loki. Był wyraźnie rozbawiony moim problem, lecz postanowiłam to zignorować.
- Próbuję zrobić to durne zadanie, ale nie mam pojęcia o co chodzi, kto to w ogóle wymyślił i po co mi to?
- Pokaż mi to zadanie, daj czystą kartkę i coś do pisania.
- No dobra masz.
Nie wiedziałam, jak bóg zła zamierza pomóc mi przy zadaniu z chemii, ale nie miałam nic do stracenia. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom gdy po kilku minutach oddał mi kartkę z rozwiązanym zadaniem.
- Jak ty to zrobiłeś?
- Normalnie. - Odpowiedział, po czym wytłumaczył mi jak rozwiązał to zadanie. Zrobiło mi się głupio bo okazało się to całkiem proste, a ja wyszłam na kretynkę. Z resztą zadań poradziłam sobie sama i gdy wszystko skończyłam była 19:00. Nagle Loki wstał ze swojego krzesła i po prostu wyszedł z pokoju, chwilę później usłyszałam otwieranie drzwi na zewnątrz. Wyjrzałam przez okno i zobaczyłam jak wychodzi na ulicę i udaję się w sobie tylko znanym kierunku. Co za kretyn pomyślałam i to jeszcze w tym swoim śmiesznym stroju. Brakuje tylko, żeby założył ten swój rogaty hełm, który zawsze miał na sobie w bajkach dla dzieci, a będę go szukać w psychiatryku. Już chciałam za nim biec, ale uświadomiłam sobie, że to nie ma sensu. Przecież jest dorosły i wie co robi. postanowiłam więc cieszyć się chwilą spokoju, położyłam się na łóżku i pozwoliłam myślą swobodnie płynąć. Po około 15 minutach usłyszałam, że Loki wrócił, ale nie był sam. Słuchałam kroków, które wyraźnie zmierzały w kierunku mojego pokoju. Po chwili drzwi się otworzyły i do pokoju wszedł Loki, a zaraz za nim jeszcze jeden mężczyzna. Był on wyższy od boga kłamstw, miał długie blond włosy, niebieskie oczy i wyglądał na naprawdę silnego. Nie wiem dlaczego od razu pomyślałam o nim tępy mięśniak. Zazwyczaj tak nie robię, ale to było całkiem zabawne.
- To jest mój przyrodni barat Thor. - Powiedział Loki i wskazała ręką mężczyznę, który teraz stał obok niego.
- Miło mi ja jestem Jessica. - Odpowiedziałam.
Wtedy Thor złapał mnie za rękę ucałował ją i powiedział.
- Witaj Jessico z Midgardu. - Byłam zszokowana. Nigdy nikt nie witał  mnie w taki sposób. Aż trudno było uwierzyć, że ci dwaj razem się wychowali. Loki był typem człowieka, który budził nieprzyjemne uczucia, przez większość czasu jego twarz nie wyrażała praktycznie żadnych emocji, a gdy się zdenerwował do czego nie było ciężko doprowadzić, jego głos był tak zimny i nieprzyjemny, że mroził krew w żyłach, poza tym nie dało się wtedy patrzeć w jego oczy, ponieważ człowiek od razu miał ochotę odwrócić wzrok.
Thor był zupełnie inny, natychmiast wzbudził we mnie zaufanie i przynajmniej na razie był dla mnie bardzo uprzejmy. Muszę przyznać, że jego strój był jeszcze dziwniejszy od stroju Lokiego. Miał na sobie coś na kształt zbroi jednak nie wyglądało, aby ta w jakikolwiek sposób krępowała jego ruchy, na plecach nosił czerwoną pelerynę. Pomyślałam nawet, że trochę przypomina średniowiecznego rycerza tylko zamiast miecza miał dosyć duży, zapewne magiczny młot. Robiło się coraz ciekawiej, teraz zamiast jednego boga miałam na głowie, aż dwóch. Byłam tylko ciekawa, przez ile jeszcze uda mi się trzymać to wszystko w tajemnicy. Musiałam przerwać tą nieznośną ciszę, która zapadła.
- Może teraz wyjaśnicie mi, jak mogę wam pomóc?
- Nie tutaj. - Odpowiedział Thor.
- Jeżeli nie tutaj to gdzie?
- Jak to gdzie? Loki miał ci przekazać, że dziś zabieram cię do Asgardu. Nie mów mi, że tego nie zrobił.
- Chyba sobie żartujesz? Nie zamierzam ruszyć się z tego pokoju, nie zmusisz mnie. Ostrzegam cię, jak tylko się zbliżysz zacznę krzyczeć, a poza tym uczyłam się samoobrony.
Byłam tak zdenerwowana tym, że chcą mnie praktycznie zmusić do opuszczenia domu, że przez chwilę zapomniałam, że rozmawiam z bogami. Spojrzałam na Lokiego, który na moją przemowę zareagował wybuchem śmiechu. Thor również zwrócił uwagę na zachowanie brata.
- Co cię tak bawi? - Zapytałam.
- Chciałbym zobaczyć, jak pokonujesz mojego brata tą samoobroną, mnie nigdy się to nie udało, nawet z pomocą magi.
- Zamknij się Loki, to nie czas i miejsce na wygłupy. - Powiedział Thor bardzo stanowczym tonem.
- Daj spokój, przecież nie dzieje się nic złego. - Odpowiedział bóg zła. Nie śmiał się już, ale widziałam, że denerwowanie barta sprawia mu frajdę.
- Posłuchaj mnie Jessico, musisz ze mną pójść dla bezpieczeństwa  twojego i twoich rodziców. Obiecuję ci, że gdy wszystko się skończy wrócisz do domu i nie będziemy cię już niepokoić.
Nie wiedziałam co mam zrobić, nie chciałam wyjeżdżać, nie wiadomo dokąd i na jak długo. Z drugiej strony lepiej wyjechać, niż narażać bliskich na niebezpieczeństwo.
- No dobrze pójdę, ale chcę pożegnać się z rodzicami i wszystko im wyjaśnić.
- Niestety nie mogę się na to zgodzić, im mniej wiedzą twoi bliscy, tym dla nich lepiej i dla nas również.
Tego już było dla mnie za wiele. Miałam 17 lat, byłam szczęśliwą dziewczyną, a teraz w jeden dzień, całe moje życie legło w gruzach. Poczułam jak oczy zachodzą mi łzami i zaczęłam płakać. Usłyszałam tylko jak ktoś mówi, ze musimy już iść i ciągnie mnie za rękę. Potem poczułam zimno gdy wyszłam na dwór. Nie wiem co dokładnie się stało, ale poczułam  jak ktoś bardzo mocno przyciska mnie do siebie, usłyszałam huk i zobaczyłam światło. Nagle moje nogi oderwały się od ziemi, poczułam że lecę z ogromną prędkością, nie umiałam złapać oddechu i bałam się, że zaraz spadnę. Wszystko skończyło się tak szybko jak się zaczęło. Wylądowaliśmy w dużym, okrągłym pomieszczeniu. Ściany i sufit w kształcie kopuły, były ze złota. Podłoga była czarna z białymi kręgami od największego do najmniejszego. Na podeście stał wysoki ciemnoskóry mężczyzna, jego zbroja również była ze złota. Uświadomiłam sobie, że osobą, która mnie trzyma jest Thor, gdy postawił mnie na ziemi, nogi same się pode mną ugięły i upadłam na kolana. Wciąż płakałam, gdy pojawili się strażnicy prowadzący konie. Thor znów mnie podniósł i posadził przed sobą na koniu. Pamiętam jeszcze tylko szarpnięcie gdy koń ruszył, a potem moje powieki same się zamknęły i zasnęłam. Nie wiedziałam co mnie tak wykończyło, czy płacz i żal za rodzicami, czy może ta niesamowita podróż. Wtedy wszystko było mi obojętne.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz