Przepraszam, przepraszam przepraszam was, że musieliście tak długo czekać (o ile ktoś tu jeszcze w ogóle zagląda, jeżeli tak to gratuluje cierpliwości) Niestety szkoła pochłania strasznie dużo czasu, do tego trochę spraw prywatnych i totalny brak weny sprawiły, że musieliście tak długo, bo ponad dwa miesiące czekać. Teraz mam ferie i postaram się, żeby blog odżył. Mam nadzieję, że uda mi się do końca ferii napisać również pozostałe "Co by było gdyby" Jeszcze raz was bardzo przepraszam i zapraszam do czytania. (Wiem że nie po kolei, ale akurat na to miałam jako taką wenę od czasu do czasu, mam nadzieję, że zmianę kolejności również mi wybaczycie :) )
Co by było gdyby to Thor ożenił się z Amy?
Coś się zmieniło. Po tych wszystkich wydarzeniach, po tym
jak Loki próbował zabić Thora i jak o mało sama nie zginęłam. Powstała między
nami jakaś niewidzialna bariera, której nie mogłam przełamać. Nie widziałam już
mężczyzny, którego pokochałam, gdy się zbliżał czułam jedynie strach, jego
dotyk zamiast ukojenia przynosił ciarki na plecach i wspomnienie zimnego
ostrza, wbijającego się w moje ciało. Unikałam snu, robiłam wszystko żeby nie
musieć leżeć z nim w jednym łóżku. Nocami siedziałam przy kominku, albo błądziłam
po pałacowych korytarzach. Byłam totalnie rozbita, wiedziałam, że nie mogę
wrócić na Ziemię, ale czułam też, że nie jestem w stanie na nowo pokochać
Lokiego.
Zbliżał się świt, wiedziałam, że muszę wracać, położyć się
obok niego, tylko na kilka minut. Kilka nieznośnie długich minut. Zamknąć oczy
i czekać, tak jak to robiłam już wiele razy. Tym razem bardziej niż
kiedykolwiek czułam, że to ponad moje siły. Nie mogłam się ruszyć, moje ciało
odmawiało mi posłuszeństwa. Oparłam się o ścianę i osunęłam na podłogę.
Siedziałam na korytarzu z podkulonymi kolanami i czułam jak łzy bezradności
spływają mi po policzkach. Nie walczyłam z nimi, musiałam się wypłakać, a teraz
przynajmniej byłam sama. Tak myślałam, dopóki ktoś nie położył mi ręki na
ramieniu.
- Amy, co się dzieje? – Ulżyło mi, słysząc, że to nie Loki.
- Nic. – Odpowiedziałam, spoglądając na zatroskaną twarz
Thora.
- Tak bym tego nie nazwał. Siedzisz sama w ciemnym korytarzu
i płaczesz. Coś musiało się stać.
Wiedziałam, że jeśli dam się wciągnąć w rozmowę to w końcu o
wszystkim mu powiem. Wstałam, ocierając łzy i starałam się udawać, że wszystko
jest dobrze. Chciałam odejść, jednak Thor złapał mnie za nadgarstek.
- Amy, widzę, że coś cię dręczy. Możesz mi powiedzieć. –
Pokręciłam przecząco głową. Nawet nie wiedział, jak bardzo się myli. Nie mogłam
mu powiedzieć.
- Wszystko w porządku, naprawdę. – To było naprawdę marne
kłamstwo i nic dziwnego, że nie udało mi się tym przekonać Thora. Sama bym w to
nie uwierzyła słysząc swój głos.
- Skoro ty nie chcesz mi nic
powiedzieć, porozmawiam sobie z Lokim. Władza władzą, ale chyba powinien
poświęcać ci trochę więcej czasu. – Poklepał mnie pokrzepiająco po ramieniu i
odszedł zanim zdążyłam zaprotestować. Podręcznikowo wszystko zepsułam, ostatnie,
czego chciałam to więcej uwagi ze strony mojego przyszłego męża. Na samą myśl o
tym, że będę musiała spędzić z nim resztę życia poczułam ciarki na plecach.
Miałam ochotę się gdzieś zaszyć, zniknąć na bardzo, bardzo długo. Niestety nie
było to możliwe. Postanowiłam odwiedzić Anais, rozmowy z nią zawsze poprawiały
mi humor. Niestety nie zastałam jej w jej komnacie. Wiedziałam, że ma niewielki
dom gdzieś w mieście, jednak większość czasu spędzała w pałacu. Uznałam, że nic
się nie stanie, jak chwilę na nią zaczekam.
Usiadłam w fotelu przed kominkiem, który teraz był wygaszony. Starałam
się nie zasnąć, jednak zmęczenie wzięło górę, kilka minut później powieki same
mi się zamknęły.
Jakiś czas później poczułam jak ktoś delikatnie szarpie mnie
za ramię. Otworzyłam oczy, wciąż byłam półprzytomna.
- Amy, co ty tu robisz? Nie mów, że przygotowania do ślubu
tak cię wykończyły. – Anais pochylała się nade mną z szerokim uśmiechem na
twarzy. Ja jakoś nie podzielałam jej entuzjazmu.
- Przepraszam, musiałam zasnąć, czekając na ciebie. –
Wymamrotałam.
- Nic nie szkodzi. – Cofnęła się kilka kroków i spojrzała na
mnie badawczo. – Rany, naprawdę kiepsko wyglądasz. – Mogłam to sobie wyobrazić,
nie musiałam nawet spoglądać w lustro.
- Dzięki, może umrę z wycieńczenia i dadzą mi spokój z tym
cholernym ślubem. – W tym momencie uświadomiłam sobie, że powiedziałam o jedno
zdanie za dużo.
- To, dlatego płakałaś? – Zapytała, siadając w fotelu
naprzeciw. – Thor mi powiedział. Nie wypuszczę cię stąd dopóki nie dowiem się,
o co chodzi. – Ostrzegła, widząc jak ukradkowo zerkam w stronę drzwi.
- Boję się. – Wyznałam. Tylko tyle, bo poczułam, że mój głos
znów się łamie, nie chciałam zacząć płakać. Anais, uśmiechnęła się i wzięła
mnie za rękę, chcąc dodać mi otuchy.
- Ta decyzja wpłynie na całe twoje życie, to normalne, że
się boisz. Wydaje mi się, że każdy przed ślubem czuje dokładnie to samo.
- Nie rozumiesz, to nie o to chodzi. – Powiedziałam,
wyrywając się jej. – Ja nie chcę tego ślubu. Loki zrobił zbyt wiele złego, nie
potrafię o tym zapomnieć, nie potrafię mu tego wybaczyć. Nie śpię po nocach, bo
nie potrafię przy nim zasnąć, jego dotyk przywołuje tylko te koszmarne
wspomnienia.
Poczułam się o wiele lepiej, gdy to z siebie wyrzuciłam.
- Rozmawiałaś z Lokim? – Nawet, jeżeli wywołało to u niej
jakieś emocje, nie dała tego po sobie poznać. Pozostała opanowana tak jak
zawsze.
- Chciałam, ale nie potrafiłam.
- Powinnaś, czym szybciej to zrobisz tym lepiej. –
Wiedziałam, że ma racje. Powinnam była to zrobić już dawno temu.
- Jak mam mu o tym powiedzieć?
- Tak samo jak mnie przed chwilą, tylko spokojniej.
–Powiedziała, a po chwili rozległo się ciche pukanie do drzwi. – Chyba właśnie
będziesz miała okazję.
Zabierałam się do tego tak długo, przerobiłam w myślach te
rozmowę tysiące razy. Mimo to, gdy go zobaczyłam, poczułam, że nadal nie jestem
gotowa.
-, Co się dzieje? Thor mówił mi, że płakałaś. – Objął mnie,
a ja poczułam się jak zwierzę złapane w pułapkę przez drapieżnika.
- To nic. – Wymamrotałam, chcąc jak najszybciej się odsunąć.
Jednak poczułam na sobie twardy wzrok Anais, wyrażający bezgłośne: powiedz mu.
- Już od dłuższego czasu chciałam ci powiedzieć, ale nie
wiedziałam jak… Chciałabym… To znaczy, czy moglibyśmy przełożyć ten ślub? – Nie
wyszło to dokładnie tak jak sobie zaplanowałam, ale przynajmniej miałam to już
za sobą.
- Dlaczego? Przecież tak się cieszyłaś.
Anais widziała, że mam kłopot ze złożeniem odpowiedzi tak
żeby miała ona jakiś sens i na szczęście w porę przyszła z pomocą.
- Amy, zwierzyła mi się, o co chodzi. Pozwolisz, że wyjaśnię
to za nią, panie?
- Wolałbym, żeby sama powiedziała, ale słucham.
- Wiele się ostatnio wydarzyło. Wspomnienia o tym, co się
stało są jeszcze bardzo świeże. Wydaje mi się, że Amy czuje się przytłoczona
tym wszystkim i potrzebuje trochę więcej czasu, żeby się z tym uporać.
Anais nie powiedziała wszystkiego, jednak rozumiałam,
dlaczego chciała żebym jeszcze raz to wszystko przemyślała, żebym zaczekała z
decyzją. Postanowiłam wykorzystać tę szansę i zaczekać jeszcze kilka dni.
- Jest coś jeszcze. – Powiedziałam, spoglądając na Lokiego.
– Od dziś śpię w osobnej komnacie – Widziałam jak jego oczy posmutniały –
Potrzebuję tego dystansu, przynajmniej na jakiś czas. – Dodałam, wiedziałam jak
marne jest to wytłumaczenie, ale lepszego nie miałam.
Loki skinął tylko głową i bez słowa podszedł do drzwi,
jednak zanim wyszedł, odwrócił się jeszcze i powiedział:
- Kocham cię, Amy.
Serce mi pękało, bo wiedziałam jak
nikłe są szanse na to, że zmienię zdanie w ciągu tych kilku dni
Czas mijał nieubłaganie, czułam się lepiej bo byłam
wypoczęta. Miałam też pewność, że moje uczucia do Lokiego się nie zmienią.
Przez te kilka dni bardzo dużo czasu spędzałam z Thorem. Niezwykle dobrze się
dogadywaliśmy. Był zupełnie inny niż Loki, niezwykle przyjazny. Rozmawiałam z
nim tak swobodnie jakbyśmy znali się już kilka lat. Dał mi jeszcze coś, coś
czego przy Lokim mogłam zaznać niezwykle rzadko: poczucie bezpieczeństwa. Nawet
nie wiem kiedy z przyjaciela stał się dla mnie kimś więcej. Później wszystko wydarzyło się zbyt szybko.
Może gdybym wtedy w komnacie Anais powiedziała wszystko, sprawy potoczyłyby się
inaczej:
Siedziałam na gałęzi drzewa, opierając się o gruby pień. Zrezygnowałam z czytania książki i wpatrywałam się w zachodzące słońce, przymknęłam oczy rozkoszując się ostatnimi ciepłymi promykami na twarzy. Ta gałąź stała się moim ulubionym miejscem do przesiadywania, spędzałam tutaj całkiem sporo czasu.
- Tylko nie spadnij. – Usłyszałam, nie byłam bardzo wysoko,
więc upadek nie byłby groźny.
- Najwyżej, będziesz musiał mnie złapać. – Odparłam,
posyłając Thorowi szeroki uśmiech.
Zamierzałam bezpiecznie zsunąć się z drzewa, tak jak to robiłam niemal codziennie. Jednak Thor wziął na poważnie moje słowa, złapał mnie w talii i postawił na ziemi. Staliśmy tak przez dłuższą chwilę patrząc sobie w oczy. W końcu dotarło do mnie, że jego ręce wciąż znajdują się na mojej talii, a moje dłonie leżą na jego ramionach.
- Dziękuję. - Powiedziałam, opuszczając wzrok i nieznacznie się cofnęłam. Nie wystarczyło to jednak do przerwania kontaktu. Wciąż czułam ciepło jego dłoni. Było to jednak przyjemne, w głębi serca nie chciałam, żeby mnie puścił. Nie wracały żadne nieprzyjemne wspomnienia, nie przypominał dotyku zimnego ostrza przecinającego skórę. Wywoływał za to przyjemne mrowienie. Zerknęłam z powrotem na twarz Thora, jego oczy były całkowicie skupione na mnie. Patrzyłam w ten niebieskie tęczówki jak zahipnotyzowana, nie zauważając nawet, że nasze usta dzieli coraz mniejsza odległość. Nie wiem kto pokonał te ostatnie kilka centymetrów dzielące nasze wargi. Pocałunek był tak czuły i delikatny, chciałam przysunąć się bliżej, ale poczułam jak ktoś łapie mnie za ramię i gwałtownie odciąga na bok.
- Loki? - Przez ułamek sekundy zastanawiałam się, jak wiele widział, w tym samym momencie dotarło do mnie, że musiał widzieć wszystko, nie było innej możliwości. - Ja... - Próbowałam znaleźć jakieś wyjaśnienie, jednak nie mogłam wydobyć z siebie słowa. Zauważyłam jak zielony promień energii trafia w Thora, który z jękiem zgiął się w pół.
- Nie! - Krzyknęłam, stając między nimi, jednak Loki tylko odepchnął mnie na bok, ignorując moje protesty. Upadłam na ziemię, przez chwilę obserwowałam jak Thor bez problemu odpiera kolejny atak i przywołuje Mjolnir.
- Przestańcie! - Wrzasnęłam, widząc, że żaden z nich nie zamierza odpuścić. Nie udało mi się jednak przekrzyczeć ich kłótni. Niewiele też z niej rozumiałam, gdyż kłócili się w tutejszym języku, którego jeszcze nie udało mi się opanować. Wiem tylko, że kilka razy padło moje imię.Znów zobaczyłam kilka zielonych błysków, jednak żaden nie dosięgnął celu. Jeszcze raz podeszłam do Lokiego, próbując nakłonić go do zaprzestania walki. Wiedziałam że, gdybym wcześniej szczerze z nim porozmawiała nie doszłoby do tego. Niestety po raz kolejny zostałam brutalnie odepchnięta, co tylko jeszcze bardziej rozwścieczyło Thora.
- Amy nie podchodź! - Zawołał. Loki wykorzystał moment nieuwagi Thora i wbił mu mieniący się magią sztylet w brzuch. Gromowładny osunął się na kolana, a czerwona plama krwi na jego ubraniu bardzo szybko rosła. Widziałam już znacznie poważniejsze rany, które nie wyrządziły mu większej krzywdy, jednak tym razem coś było inaczej. Tracił siły znacznie szybciej niż kiedykolwiek. Próbowałam zatamować krwawienie, ale moje wysiłki nie przynosiły efektu. Nawet nie zauważyłam, kiedy zbiegli się strażnicy, Poczułam łzy na policzkach.
- Niech ktoś zawoła uzdrowiciela! - Zawołałam do strażników, jeden z nich już miał zawrócić do pałacu, ale Loki go zatrzymał.
- Nie. Zaatakował mnie i próbował zabić. Niech nie liczy na jakąkolwiek pomoc.
- Kłamca! - Pod wpływem złości, podniosłam leżący nieopodal kamień i cisnęłam nim w Lokiego. Chybiłam, kamień minął go o kilka centymetrów i wylądował na trawie.
- Aresztować ją.
Nie zamierzałam tak po prostu dać się zamknąć. Byłabym wtedy zdana na jego łaskę, a Thor zapewne by zginął.Odskoczyłam więc poza zasięg rąk strażników.Nie chciałam robić im krzywdy, ale nie pozostawiali mi wyboru. Mieli na sobie zbroje starałam się więc celować w czułe nieosłonięte miejsca. Jednego kopnęłam w piszczel, drugiego uderzyłam łokciem w gardło, a gdy upadł wyrwałam mu miecz. Spojrzałam na Thora, był strasznie blady i stracił mnóstwo krwi, ale wciąż pozostawał przytomny. Musiałam zająć czymś strażników i jak najszybciej go stąd zabrać. Zauważyłam, że Loki odwraca się w stronę pałacu i zamierza odejść. Zwinnie wyminęłam trzech strażników, podbiegłam do Lokiego i wbiłam mu miecz między żebra. Wiedziałam, że to go nie zabije, wcale nie miałam takiego zamiaru. Rana musiała być na tyle poważna, żeby strażnicy zajęli się nim a mi dali spokój. Podziałało, wyrwałam miecz, a Loki krzyknął z bólu, zatoczył się, ale utrzymał równowagę. Żołnierze natychmiast ruszyli mu z pomocą. Zanim odeszłam zobaczyłam jeszcze tylko jego pełne bólu i rozczarowania spojrzenie. Wróciłam do Thora, rozdarłam kawałek sukienki i zrobiłam prowizoryczny opatrunek.
- Musimy dostać się na Ziemię. -Powiedziałam, oceniając odległość dzielącą nas od Bifrostu. Czy Thor w takim stanie przeżyje podróż? Czy zdoła w ogóle dotrzeć na miejsce.
- Dasz radę iść? - Zapytałam, na co skinął głową.
Droga była naprawdę ciężka i ciągnęła się w nieskończoność. Szczególnie, że mniej więcej w połowie, Thor zaczął słaniać się na nogach, oddychał coraz ciężej i był na skraju przytomności. Potwornie się o niego bałam, a krew z rany sączyła się bez końca, przeciekała przez kawałek materiału, służący za opatrunek i znaczyła drogę czerwonymi śladami. Kiedy dotarliśmy na miejsce, Hemdall spojrzał na nas spod uniesionych brwi.
- Nie pytaj, tylko przenieś nas na Ziemię. - Powiedziałam, również byłam cała umazana krwią.
- On tego nie przeżyje. - Powiedział strażnik.- To nie powinno było się wydarzyć...
- Możesz nie gadać, tylko otworzyć most. - Wiedziałam jakie jest ryzyko, ale on swoją gadką tylko zmniejszał nasze szanse.
- Jak sobie życzysz.
Kilka minut później byliśmy już na Ziemi. Nie zauważyłam. żeby stan Thora, bardzo się pogorszył. Modliłam się, żeby wytrzymał jeszcze trochę, do wieży avengersów nie było daleko. Miałam tylko nadzieję, że tam ktoś będzie potrafił mu pomóc. Powlekliśmy się więc przez miasto, zwracając przy tym na siebie całkiem sporą uwagę. Ludzie przyglądali nam się zaciekawieni. W końcu po kilkunastu minutach dotarliśmy do celu. Thor ostatkiem sił trzymał się na nogach, uznałam więc że lepiej będzie, jeśli sama pobiegnę szukać pomocy. Upewniłam się, że mogę go zostawić i pędem ruszyłam wgłąb budynku.
- Halo?! Jest tu ktoś?! - Wołałam, biegając od pomieszczenia do pomieszczenia
- Proszę zostać na miejscu, Pan Stark już idzie. - Usłyszałam komputerowy głos. Niecierpliwie czekałam, chodząc po korytarzu to w jedną to w drugą. Zastanawiałam się, czy Thor jeszcze żyje, wydawało mi się, że zostawiłam go całe godziny temu. Zobaczyłam ruch kątem oka i od razu pobiegłam w tamte stronę. Wybiegając zza zakrętu niemal wpadłam na mężczyznę, na którego czekałam.
- Powoli... zaraz czy my się skądś znamy? - Zapytał, uważnie mi się przyglądając.
- Nie ma czasu na wyjaśnienia. Chodź, musisz mi pomóc. - Powiedziałam po czym pociągnęłam go za rękę do miejsca gdzie zostawiłam Thora. Tak jak się obawiałam. jego stan mocno się pogorszył. Siedział na podłodze oparty o ścianę, oddychał bardzo płytko, z rany wciąż bardzo szybko sączyła się świeża krew, skórę miał strasznie bladą, niemal białą jak kartka papieru.
- Cholera! Coś ty mu zrobiła?!
- To nie ja! - Odkrzyknęłam, obserwując jak przygląda się ranie po sztylecie.
- Jarvis, wołaj Bannera, natychmiast! - Chwilę później zjawił się nie tylko Banner, ale także pozostali avengersi. Zabrali gdzieś Thora, ale ja nie mogłam wejść do tego pomieszczenia. Kazali mi czekać na zewnątrz. Rozumiałam, że mi nie ufali, długo współpracowałam z ich wrogiem, ale przecież też się martwiłam. Kręciłam się pod drzwiami próbując coś podsłuchać, niestety bez efektu. Minęła godzina później druga i chyba kolejna. W końcu wyszedł Kapitan Ameryka.
- Co z nim? Proszę powiedz, że nic mu nie jest. - Popatrzył na mnie z dziwnym wyrazem twarzy, jakby nie wiedział, czy ma mi powiedzieć, czy może lepiej wyrzucić za drzwi.
- Nie ma żadnej poprawy. Cały czas mocno krwawi i traci siły. Nie potrafimy mu pomóc. Powiedz mi co się stało, może to nam powie co robić dalej. - W jego głosie słyszałam ogromny smutek i zwątpienie, on nie wierzył, że Thora uda się jeszcze uratować.
- To moja wina... Nie chciałam tego. Nie wiem jak mogłam do tego dopuścić. - Przeczesałam nerwowo włosy palcami. - Loki, wbił mu sztylet, stąd ta rana. Jednak nie taki zwykły, tamten się świecił, jakby był zaczarowany.
- Nie widzę tu twojej winy. Wiesz coś jeszcze, co to było za zaklęcie? Cokolwiek, co może nam pomóc?
- Nie, - Odpowiedziałam, kręcąc głową. - Loki zna mnóstwo zaklęć, mógł użyć dowolnego. - Próbowałam odtworzyć w głowie wszystko co się stało, jednak działo się na tyle szybko, że poszczególne zdarzenia, mieszały się ze sobą.- Musi być jakiś sposób, żeby mu pomóc. - Powiedziałam zrozpaczona i coś przyszło mi do głowy. - Wrócę do Asgardu i sprowadzę pomoc. - Postanowiłam.
- Obawiam się, że możesz nie zdążyć. On umiera.
- Wiem, ale tylko tyle mogę dla niego zrobić. Wrócę jak najszybciej, utrzymajcie go przy życiu. Proszę.
- Postaramy się.
Wybiegłam z budynku i wróciłam na miejsce, gdzie wcześniej wylądowałam z Thorem. Spojrzałam w niebo i zawołałam:
- Hemdallu! - Nie wiedziałam czy mi otworzy. - Hemdallu! Potrzebuję twojej pomocy! - Krzyknęłam, chwilę później zobaczyłam błysk światła i oderwałam się od ziemi. Samotna podróż była trochę przerażająca, dlatego zamknęłam oczy i otworzyłam je dopiero, gdy poczułam grunt pod stopami.
- Gdzie jest Loki? - Zwróciłam się natychmiast do strażnika mostu.
- W sali tronowej, czeka na ciebie. - Jego ostatnie słowa powinny wzbudzić moją ostrożność. Jednak potrafiłam myśleć tylko o tym, że Thor umiera i że mogę nie zdążyć mu pomóc.
Wpadłam do sali tronowej, nie zważając na to co może mi grozić. Na szczęście nie wydarzyło się nic niebezpiecznego. Loki siedział spokojnie na tronie, nie zawołał strażników, nie kazał mnie aresztować, ani nie próbował mnie zabić. Nie zrobił zupełnie nic, tylko siedział i mi się przyglądał.
- W tej chwili masz mi powiedzieć jak uratować Thora. - Zażądałam
- Dlaczego miałbym to zrobić?
- Bo... - Właściwie co miałam mu powiedzieć, doskonale wiedział co się stało i nie mogłam znaleźć powodu dla którego miał by mi teraz pomagać.Dlatego to co po chwili usłyszałam tak bardzo mnie zaskoczyło.
- Wiesz, mógłbym ci to nawet wybaczyć. - Powiedział, wstając z tronu. - W końcu nie było ostatnio łatwo, a ty jesteś tylko słabą śmiertelniczką. - Zacisnęłam zęby z wściekłości, słysząc jak mnie poniża, ale nie zareagowałam. - Był to tylko jeden pocałunek, który mogę uznać, za chwilową słabość
- Czy to znaczy, że mi pomożesz? - Zdawałam sobie sprawę, jak naiwne jest to pytanie.
- Nie, moja droga, z pewnością nie uratuję mojego brata. - Powiedział wyraźnie rozbawiony moją wcześniejszą naiwnością.
- W takim razie nie mamy o czym rozmawiać. - Odparłam i odwróciłam się zamierzając odejść. Nie miałam, żadnego planu, działałam instynktownie.
- Nie powiedziałem, że możesz odejść. - Rozbawienie w jego głosie, zastąpił gniew. Nie zatrzymałam się, więc drzwi zamknęły mi się tuż przed nosem.
- Czego jeszcze chcesz? Wyraźnie powiedziałeś, że nie zamierzasz mi pomóc, więc chociaż pozwól mi odejść zanim... zanim będzie za późno. - Słowa "on umrze" nie chciały mi przejść przez gardło, wolałam wciąż mieć nadzieję, że jednak da się coś zrobić.
- A więc to do niego chcesz odejść, tak?
- Nie wiem jeszcze co zrobię. Na pewno jednak nie zostanę z tobą, zbyt wiele się wydarzyło.
- Co takiego się stało?
- Ty naprawdę nie wiesz? Gdzie byłeś kiedy najbardziej cię potrzebowałam? Kiedy tak bardzo potrzebowałam z kimś porozmawiać? Byłeś tak zajęty wszystkim innym, że nawet nie zauważyłeś, że twoja przyszła żona się ciebie boi. Kiedyś powiedziałeś mi, że jesteś potworem, zaprzeczyłam, ale teraz widzę, że miałeś rację. - Domyśliłam się, że te słowa bardzo go zabolały, ale sam był sobie winien. Nie odezwał się, więc mówiłam dalej. - To Thor nie ty sprawił, że ostatnich kilku tygodni nie przepłakałam w swojej komnacie. To on mnie wspierał. A teraz wybacz o panie, że zmarnowałam twój cenny czas. Więcej mnie nie zobaczysz. - Odwróciłam się, pchnęłam ciężki drzwi i wyszłam.
Wróciłam na Ziemię, w jeszcze gorszym nastroju niż wcześniej. Nie osiągnęłam moją wyprawą zupełnie nic, poza tym, że powiedziałam Lokiemu co o nim w tej chwili myślę. Niby nic wielkiego, a jednak sprawiło, że czułam się odrobinę lepiej, jakby ktoś odjął mi wielki ciężar. Siedziałam na brzegu łóżka trzymając Thora za rękę i co jakiś czas spoglądałam na urządzenia, monitorujące funkcje życiowe.
- Nie możesz umrzeć. - Wyszeptałam, czując piekące pod powiekami łzy. - Nigdy sobie nie wybaczę, jeżeli się nie obudzisz. - Poczułam czyjąś dłoń na ramieniu, odwróciłam się i zobaczyłam Wdowę.
- Pewnie wolałby mnie nigdy nie poznać. - Nie spodziewałam się odpowiedzi, z pewnością nie takiej jaką usłyszałam.
- Mylisz się, mówił kiedyś, że przy tobie potrafił zapomnieć o śmierci Jane. - Powiedziała siadając obok mnie, widziałam że również jest jej ciężko, w końcu Thor to jej przyjaciel. Znali się już od dłuższego czasu.
- To dziwne, skoro to przeze mnie umarła. - Wymamrotałam, przypominając sobie o kolejnej niewinnej ofierze. Natasza nakryła swoją dłonią, moją i lekko ją ścisnęła.
- Nie możesz obwiniać się o całe zło, które wyrządził Loki. Jesteś dobrą osobą, tylko trochę się pogubiłaś i trafiłaś na wyjątkowo złego faceta. - Uśmiechnęła się do mnie pokrzepiająco, jednak nie potrafiłam odwzajemnić tego gestu. - Chodź, zrobię ci herbaty, siedzisz już tutaj dobre dwie godziny.
- A jeżeli on w tym czasie... To znaczy, nie chcę, żeby był teraz sam....
Kobieta spojrzała na mnie podejrzliwie, ale po chwili pociągnęła mnie do drzwi.
- Zaraz ktoś tutaj przyjdzie, nie martw się.
Siedziałam w kuchni z kubkiem parującej herbaty w dłoniach. Cieszyłam się, że pozwolili mi chociaż na chwilę zostać samej. Obawiałam się, że jeśli ktoś przyjdzie, to przyniesie najgorsze możliwe wieści. Usłyszałam jakiś dźwięk za sobą, pomyślałam, że to na zewnątrz, dlatego nawet się nie odwróciłam. Jednak po krótkiej chwili znów coś usłyszałam. Tym razem były to czyjeś kroki. Nie widziałam, żeby ktoś wszedł do kuchni, dlatego odwróciłam się zaniepokojona.
- Ty? Czego jeszcze ode mnie chcesz? Dlaczego po prostu nie zostawisz mnie w spokoju? - Zapytałam, widząc Lokiego. Mój głos miał być stanowczy, jednak ciągle się łamał, przez napływające fale rozpaczy.
- Wciąż żyje?
- Co cię to obchodzi?! Przyszedłeś popatrzeć jak cierpię?! Jeszcze ci mało?!
- Nigdy nie chciałem cię skrzywdzić.
Podniosłam kubek wciąż do połowy wypełniony gorącą herbatą i rzuciłam nim w Lokiego. Jednak naczynie zatrzymało się w połowie drogi i powoli wylądowało z powrotem na blacie. Tym razem poza zasięgiem mojej ręki.
- Nie hałasuj. Podawajcie mu to, kilka kropli, co sześć godzin przez kilka dni. Jeżeli nie jest za późno to wyzdrowieje. - Zostawił coś na blacie i zniknął tak nagle jak się pojawił. Wzięłam niewielką szklaną buteleczkę do rąk i przyglądałam się zawartości z każdej strony. Płyn nie miał żadnej barwy ani zapachu, wyglądał jak zwykła woda. Dlaczego Loki postanowił mi to dać? A co jeśli zaklęcie którego użył okazało się za słabe i to co teraz trzymam w ręku tylko dobije Thora? Z drugiej strony to jedyna nadzieja na uratowanie go. Nikt tutaj nie mógł mu pomóc. Nie miałam pojęcia co robić. Bałam się zaufać Lokiemu. Żadna decyzja nie wydawała się bardziej lub mniej słuszna. Powoli poszłam w stronę pokoju w którym leżał Thor. Gdy weszłam Stark i Banner rozmawiali o czymś po cichu. Spojrzeli na mnie i na to co trzymałam w dłoniach. Mój wzrok powędrował w stronę Thora. Wiedziałam, że cierpi, drżał i mamrotał coś w gorączce. Co jakiś czas zaciskał też dłonie w pięści, chociaż teraz już znacznie słabiej niż na początku. Zaklęcie działało, byłam tego pewna. Odstawiłam buteleczkę na stolik i usiadłam na brzegu łóżka. Odgarnęłam Thorowi włosy z mokrego od potu czoła.
- Co to jest? - Zapytał Banner, podnosząc szklaną buteleczkę, którą przyniosłam i przyglądając jej się uważnie.
- Lekarstwo, albo trucizna. - Odparłam cicho. - Loki mi to dał.
- Kiedy?
- Przed chwilą, już go tutaj nie ma. Powiedział, żeby podawać mu kilka kropli tego co sześć godzin i zniknął.
Nie chciałam podejmować żadnej decyzji, więc nie włączyłam się do rozmowy. Byłam zbyt zrozpaczona i zmęczona żeby myśleć racjonalnie. Bałam się, że to właśnie moja decyzja może go zabić, dlatego wolałam zaczekać. Słyszałam rozmowę Bannera i Starka, ale pamiętam z niej tylko tyle, że również mieli ogromne wątpliwości. W końcu jeden z nich, nie wiem który zdecydował się podać to Thorowi, uznając, że raczej nie możemy mu już zaszkodzić. Odsunęłam się, żeby zrobić im miejsce. Przez kilka minut panowała absolutna cisza, patrzyłam na wszystko co się dzieje i błagałam w myślach, żeby to lekarstwo zadziałało. Nagle Thor zaczął rzucać się na łóżku, skręcał się z bólu i wyglądało to jakby próbował krzyczeć, ale nie potrafił.
- Co się dzieje? - Zapytałam przerażona, chciałam podbiec do łóżka, ale jeden z mężczyzn zatrzymał mnie i siłą wyprowadził za drzwi. Biłam i kopałam, krzycząc żeby mnie puścił.
- Jeżeli naprawdę chcesz mi pomóc, to zostań tutaj i nie przeszkadzaj. - Nakazał i zamknął przede mną drzwi. Zdawało mi się że godzinami chodzę tam i z powrotem, czekając na jakąś wiadomość. W rzeczywistości trwało to zaledwie kilka minut.
- Jest lepiej. - Powiedział w końcu Banner, uchylając drzwi, żeby wpuścić mnie do środka. Odetchnęłam z ulgą, byłam pewna, że od tego momentu będzie już tylko lepiej.
Kolejnego dnia, Thor odzyskał przytomność, nie pamiętał nic od momentu jak znalazł się w Stark Tower, Każda kolejna dawka leku, sprawiała ogromny ból, jednak przynosiła też znaczną poprawę, co niezwykle wszystkich cieszyło. Nie wiedziałam czemu Loki postanowił jednak ocalić brata. Może tym co powiedziałam trafiłam w czuły punkt. Nie miałam pojęcia i raczej się tego nie dowiem. Teraz, gdy nie musiałam się niczego obawiać, ani niczego ukrywać moje uczucie do Thora stawało się coraz silniejsze. Po pewnym czasie, ślub w końcu się odbył, jednak nie z tym z braci, z którym planowałam to na początku. Nie mogłam wrócić do Asgardu, ale nawet mnie to cieszyło, nie chciałam codziennie widywać Lokiego. Dla żadnego z nas zapewne nie byłoby to łatwe. A w ten sposób miałam nadzieję, że szybciej pogodzi się z moją decyzją, albo chociaż spróbuje mnie zrozumieć. Czułam, że teraz w końcu będę szczęśliwa i bezpieczna.
Zamierzałam bezpiecznie zsunąć się z drzewa, tak jak to robiłam niemal codziennie. Jednak Thor wziął na poważnie moje słowa, złapał mnie w talii i postawił na ziemi. Staliśmy tak przez dłuższą chwilę patrząc sobie w oczy. W końcu dotarło do mnie, że jego ręce wciąż znajdują się na mojej talii, a moje dłonie leżą na jego ramionach.
- Dziękuję. - Powiedziałam, opuszczając wzrok i nieznacznie się cofnęłam. Nie wystarczyło to jednak do przerwania kontaktu. Wciąż czułam ciepło jego dłoni. Było to jednak przyjemne, w głębi serca nie chciałam, żeby mnie puścił. Nie wracały żadne nieprzyjemne wspomnienia, nie przypominał dotyku zimnego ostrza przecinającego skórę. Wywoływał za to przyjemne mrowienie. Zerknęłam z powrotem na twarz Thora, jego oczy były całkowicie skupione na mnie. Patrzyłam w ten niebieskie tęczówki jak zahipnotyzowana, nie zauważając nawet, że nasze usta dzieli coraz mniejsza odległość. Nie wiem kto pokonał te ostatnie kilka centymetrów dzielące nasze wargi. Pocałunek był tak czuły i delikatny, chciałam przysunąć się bliżej, ale poczułam jak ktoś łapie mnie za ramię i gwałtownie odciąga na bok.
- Loki? - Przez ułamek sekundy zastanawiałam się, jak wiele widział, w tym samym momencie dotarło do mnie, że musiał widzieć wszystko, nie było innej możliwości. - Ja... - Próbowałam znaleźć jakieś wyjaśnienie, jednak nie mogłam wydobyć z siebie słowa. Zauważyłam jak zielony promień energii trafia w Thora, który z jękiem zgiął się w pół.
- Nie! - Krzyknęłam, stając między nimi, jednak Loki tylko odepchnął mnie na bok, ignorując moje protesty. Upadłam na ziemię, przez chwilę obserwowałam jak Thor bez problemu odpiera kolejny atak i przywołuje Mjolnir.
- Przestańcie! - Wrzasnęłam, widząc, że żaden z nich nie zamierza odpuścić. Nie udało mi się jednak przekrzyczeć ich kłótni. Niewiele też z niej rozumiałam, gdyż kłócili się w tutejszym języku, którego jeszcze nie udało mi się opanować. Wiem tylko, że kilka razy padło moje imię.Znów zobaczyłam kilka zielonych błysków, jednak żaden nie dosięgnął celu. Jeszcze raz podeszłam do Lokiego, próbując nakłonić go do zaprzestania walki. Wiedziałam że, gdybym wcześniej szczerze z nim porozmawiała nie doszłoby do tego. Niestety po raz kolejny zostałam brutalnie odepchnięta, co tylko jeszcze bardziej rozwścieczyło Thora.
- Amy nie podchodź! - Zawołał. Loki wykorzystał moment nieuwagi Thora i wbił mu mieniący się magią sztylet w brzuch. Gromowładny osunął się na kolana, a czerwona plama krwi na jego ubraniu bardzo szybko rosła. Widziałam już znacznie poważniejsze rany, które nie wyrządziły mu większej krzywdy, jednak tym razem coś było inaczej. Tracił siły znacznie szybciej niż kiedykolwiek. Próbowałam zatamować krwawienie, ale moje wysiłki nie przynosiły efektu. Nawet nie zauważyłam, kiedy zbiegli się strażnicy, Poczułam łzy na policzkach.
- Niech ktoś zawoła uzdrowiciela! - Zawołałam do strażników, jeden z nich już miał zawrócić do pałacu, ale Loki go zatrzymał.
- Nie. Zaatakował mnie i próbował zabić. Niech nie liczy na jakąkolwiek pomoc.
- Kłamca! - Pod wpływem złości, podniosłam leżący nieopodal kamień i cisnęłam nim w Lokiego. Chybiłam, kamień minął go o kilka centymetrów i wylądował na trawie.
- Aresztować ją.
Nie zamierzałam tak po prostu dać się zamknąć. Byłabym wtedy zdana na jego łaskę, a Thor zapewne by zginął.Odskoczyłam więc poza zasięg rąk strażników.Nie chciałam robić im krzywdy, ale nie pozostawiali mi wyboru. Mieli na sobie zbroje starałam się więc celować w czułe nieosłonięte miejsca. Jednego kopnęłam w piszczel, drugiego uderzyłam łokciem w gardło, a gdy upadł wyrwałam mu miecz. Spojrzałam na Thora, był strasznie blady i stracił mnóstwo krwi, ale wciąż pozostawał przytomny. Musiałam zająć czymś strażników i jak najszybciej go stąd zabrać. Zauważyłam, że Loki odwraca się w stronę pałacu i zamierza odejść. Zwinnie wyminęłam trzech strażników, podbiegłam do Lokiego i wbiłam mu miecz między żebra. Wiedziałam, że to go nie zabije, wcale nie miałam takiego zamiaru. Rana musiała być na tyle poważna, żeby strażnicy zajęli się nim a mi dali spokój. Podziałało, wyrwałam miecz, a Loki krzyknął z bólu, zatoczył się, ale utrzymał równowagę. Żołnierze natychmiast ruszyli mu z pomocą. Zanim odeszłam zobaczyłam jeszcze tylko jego pełne bólu i rozczarowania spojrzenie. Wróciłam do Thora, rozdarłam kawałek sukienki i zrobiłam prowizoryczny opatrunek.
- Musimy dostać się na Ziemię. -Powiedziałam, oceniając odległość dzielącą nas od Bifrostu. Czy Thor w takim stanie przeżyje podróż? Czy zdoła w ogóle dotrzeć na miejsce.
- Dasz radę iść? - Zapytałam, na co skinął głową.
Droga była naprawdę ciężka i ciągnęła się w nieskończoność. Szczególnie, że mniej więcej w połowie, Thor zaczął słaniać się na nogach, oddychał coraz ciężej i był na skraju przytomności. Potwornie się o niego bałam, a krew z rany sączyła się bez końca, przeciekała przez kawałek materiału, służący za opatrunek i znaczyła drogę czerwonymi śladami. Kiedy dotarliśmy na miejsce, Hemdall spojrzał na nas spod uniesionych brwi.
- Nie pytaj, tylko przenieś nas na Ziemię. - Powiedziałam, również byłam cała umazana krwią.
- On tego nie przeżyje. - Powiedział strażnik.- To nie powinno było się wydarzyć...
- Możesz nie gadać, tylko otworzyć most. - Wiedziałam jakie jest ryzyko, ale on swoją gadką tylko zmniejszał nasze szanse.
- Jak sobie życzysz.
Kilka minut później byliśmy już na Ziemi. Nie zauważyłam. żeby stan Thora, bardzo się pogorszył. Modliłam się, żeby wytrzymał jeszcze trochę, do wieży avengersów nie było daleko. Miałam tylko nadzieję, że tam ktoś będzie potrafił mu pomóc. Powlekliśmy się więc przez miasto, zwracając przy tym na siebie całkiem sporą uwagę. Ludzie przyglądali nam się zaciekawieni. W końcu po kilkunastu minutach dotarliśmy do celu. Thor ostatkiem sił trzymał się na nogach, uznałam więc że lepiej będzie, jeśli sama pobiegnę szukać pomocy. Upewniłam się, że mogę go zostawić i pędem ruszyłam wgłąb budynku.
- Halo?! Jest tu ktoś?! - Wołałam, biegając od pomieszczenia do pomieszczenia
- Proszę zostać na miejscu, Pan Stark już idzie. - Usłyszałam komputerowy głos. Niecierpliwie czekałam, chodząc po korytarzu to w jedną to w drugą. Zastanawiałam się, czy Thor jeszcze żyje, wydawało mi się, że zostawiłam go całe godziny temu. Zobaczyłam ruch kątem oka i od razu pobiegłam w tamte stronę. Wybiegając zza zakrętu niemal wpadłam na mężczyznę, na którego czekałam.
- Powoli... zaraz czy my się skądś znamy? - Zapytał, uważnie mi się przyglądając.
- Nie ma czasu na wyjaśnienia. Chodź, musisz mi pomóc. - Powiedziałam po czym pociągnęłam go za rękę do miejsca gdzie zostawiłam Thora. Tak jak się obawiałam. jego stan mocno się pogorszył. Siedział na podłodze oparty o ścianę, oddychał bardzo płytko, z rany wciąż bardzo szybko sączyła się świeża krew, skórę miał strasznie bladą, niemal białą jak kartka papieru.
- Cholera! Coś ty mu zrobiła?!
- To nie ja! - Odkrzyknęłam, obserwując jak przygląda się ranie po sztylecie.
- Jarvis, wołaj Bannera, natychmiast! - Chwilę później zjawił się nie tylko Banner, ale także pozostali avengersi. Zabrali gdzieś Thora, ale ja nie mogłam wejść do tego pomieszczenia. Kazali mi czekać na zewnątrz. Rozumiałam, że mi nie ufali, długo współpracowałam z ich wrogiem, ale przecież też się martwiłam. Kręciłam się pod drzwiami próbując coś podsłuchać, niestety bez efektu. Minęła godzina później druga i chyba kolejna. W końcu wyszedł Kapitan Ameryka.
- Co z nim? Proszę powiedz, że nic mu nie jest. - Popatrzył na mnie z dziwnym wyrazem twarzy, jakby nie wiedział, czy ma mi powiedzieć, czy może lepiej wyrzucić za drzwi.
- Nie ma żadnej poprawy. Cały czas mocno krwawi i traci siły. Nie potrafimy mu pomóc. Powiedz mi co się stało, może to nam powie co robić dalej. - W jego głosie słyszałam ogromny smutek i zwątpienie, on nie wierzył, że Thora uda się jeszcze uratować.
- To moja wina... Nie chciałam tego. Nie wiem jak mogłam do tego dopuścić. - Przeczesałam nerwowo włosy palcami. - Loki, wbił mu sztylet, stąd ta rana. Jednak nie taki zwykły, tamten się świecił, jakby był zaczarowany.
- Nie widzę tu twojej winy. Wiesz coś jeszcze, co to było za zaklęcie? Cokolwiek, co może nam pomóc?
- Nie, - Odpowiedziałam, kręcąc głową. - Loki zna mnóstwo zaklęć, mógł użyć dowolnego. - Próbowałam odtworzyć w głowie wszystko co się stało, jednak działo się na tyle szybko, że poszczególne zdarzenia, mieszały się ze sobą.- Musi być jakiś sposób, żeby mu pomóc. - Powiedziałam zrozpaczona i coś przyszło mi do głowy. - Wrócę do Asgardu i sprowadzę pomoc. - Postanowiłam.
- Obawiam się, że możesz nie zdążyć. On umiera.
- Wiem, ale tylko tyle mogę dla niego zrobić. Wrócę jak najszybciej, utrzymajcie go przy życiu. Proszę.
- Postaramy się.
Wybiegłam z budynku i wróciłam na miejsce, gdzie wcześniej wylądowałam z Thorem. Spojrzałam w niebo i zawołałam:
- Hemdallu! - Nie wiedziałam czy mi otworzy. - Hemdallu! Potrzebuję twojej pomocy! - Krzyknęłam, chwilę później zobaczyłam błysk światła i oderwałam się od ziemi. Samotna podróż była trochę przerażająca, dlatego zamknęłam oczy i otworzyłam je dopiero, gdy poczułam grunt pod stopami.
- Gdzie jest Loki? - Zwróciłam się natychmiast do strażnika mostu.
- W sali tronowej, czeka na ciebie. - Jego ostatnie słowa powinny wzbudzić moją ostrożność. Jednak potrafiłam myśleć tylko o tym, że Thor umiera i że mogę nie zdążyć mu pomóc.
Wpadłam do sali tronowej, nie zważając na to co może mi grozić. Na szczęście nie wydarzyło się nic niebezpiecznego. Loki siedział spokojnie na tronie, nie zawołał strażników, nie kazał mnie aresztować, ani nie próbował mnie zabić. Nie zrobił zupełnie nic, tylko siedział i mi się przyglądał.
- W tej chwili masz mi powiedzieć jak uratować Thora. - Zażądałam
- Dlaczego miałbym to zrobić?
- Bo... - Właściwie co miałam mu powiedzieć, doskonale wiedział co się stało i nie mogłam znaleźć powodu dla którego miał by mi teraz pomagać.Dlatego to co po chwili usłyszałam tak bardzo mnie zaskoczyło.
- Wiesz, mógłbym ci to nawet wybaczyć. - Powiedział, wstając z tronu. - W końcu nie było ostatnio łatwo, a ty jesteś tylko słabą śmiertelniczką. - Zacisnęłam zęby z wściekłości, słysząc jak mnie poniża, ale nie zareagowałam. - Był to tylko jeden pocałunek, który mogę uznać, za chwilową słabość
- Czy to znaczy, że mi pomożesz? - Zdawałam sobie sprawę, jak naiwne jest to pytanie.
- Nie, moja droga, z pewnością nie uratuję mojego brata. - Powiedział wyraźnie rozbawiony moją wcześniejszą naiwnością.
- W takim razie nie mamy o czym rozmawiać. - Odparłam i odwróciłam się zamierzając odejść. Nie miałam, żadnego planu, działałam instynktownie.
- Nie powiedziałem, że możesz odejść. - Rozbawienie w jego głosie, zastąpił gniew. Nie zatrzymałam się, więc drzwi zamknęły mi się tuż przed nosem.
- Czego jeszcze chcesz? Wyraźnie powiedziałeś, że nie zamierzasz mi pomóc, więc chociaż pozwól mi odejść zanim... zanim będzie za późno. - Słowa "on umrze" nie chciały mi przejść przez gardło, wolałam wciąż mieć nadzieję, że jednak da się coś zrobić.
- A więc to do niego chcesz odejść, tak?
- Nie wiem jeszcze co zrobię. Na pewno jednak nie zostanę z tobą, zbyt wiele się wydarzyło.
- Co takiego się stało?
- Ty naprawdę nie wiesz? Gdzie byłeś kiedy najbardziej cię potrzebowałam? Kiedy tak bardzo potrzebowałam z kimś porozmawiać? Byłeś tak zajęty wszystkim innym, że nawet nie zauważyłeś, że twoja przyszła żona się ciebie boi. Kiedyś powiedziałeś mi, że jesteś potworem, zaprzeczyłam, ale teraz widzę, że miałeś rację. - Domyśliłam się, że te słowa bardzo go zabolały, ale sam był sobie winien. Nie odezwał się, więc mówiłam dalej. - To Thor nie ty sprawił, że ostatnich kilku tygodni nie przepłakałam w swojej komnacie. To on mnie wspierał. A teraz wybacz o panie, że zmarnowałam twój cenny czas. Więcej mnie nie zobaczysz. - Odwróciłam się, pchnęłam ciężki drzwi i wyszłam.
Wróciłam na Ziemię, w jeszcze gorszym nastroju niż wcześniej. Nie osiągnęłam moją wyprawą zupełnie nic, poza tym, że powiedziałam Lokiemu co o nim w tej chwili myślę. Niby nic wielkiego, a jednak sprawiło, że czułam się odrobinę lepiej, jakby ktoś odjął mi wielki ciężar. Siedziałam na brzegu łóżka trzymając Thora za rękę i co jakiś czas spoglądałam na urządzenia, monitorujące funkcje życiowe.
- Nie możesz umrzeć. - Wyszeptałam, czując piekące pod powiekami łzy. - Nigdy sobie nie wybaczę, jeżeli się nie obudzisz. - Poczułam czyjąś dłoń na ramieniu, odwróciłam się i zobaczyłam Wdowę.
- Pewnie wolałby mnie nigdy nie poznać. - Nie spodziewałam się odpowiedzi, z pewnością nie takiej jaką usłyszałam.
- Mylisz się, mówił kiedyś, że przy tobie potrafił zapomnieć o śmierci Jane. - Powiedziała siadając obok mnie, widziałam że również jest jej ciężko, w końcu Thor to jej przyjaciel. Znali się już od dłuższego czasu.
- To dziwne, skoro to przeze mnie umarła. - Wymamrotałam, przypominając sobie o kolejnej niewinnej ofierze. Natasza nakryła swoją dłonią, moją i lekko ją ścisnęła.
- Nie możesz obwiniać się o całe zło, które wyrządził Loki. Jesteś dobrą osobą, tylko trochę się pogubiłaś i trafiłaś na wyjątkowo złego faceta. - Uśmiechnęła się do mnie pokrzepiająco, jednak nie potrafiłam odwzajemnić tego gestu. - Chodź, zrobię ci herbaty, siedzisz już tutaj dobre dwie godziny.
- A jeżeli on w tym czasie... To znaczy, nie chcę, żeby był teraz sam....
Kobieta spojrzała na mnie podejrzliwie, ale po chwili pociągnęła mnie do drzwi.
- Zaraz ktoś tutaj przyjdzie, nie martw się.
Siedziałam w kuchni z kubkiem parującej herbaty w dłoniach. Cieszyłam się, że pozwolili mi chociaż na chwilę zostać samej. Obawiałam się, że jeśli ktoś przyjdzie, to przyniesie najgorsze możliwe wieści. Usłyszałam jakiś dźwięk za sobą, pomyślałam, że to na zewnątrz, dlatego nawet się nie odwróciłam. Jednak po krótkiej chwili znów coś usłyszałam. Tym razem były to czyjeś kroki. Nie widziałam, żeby ktoś wszedł do kuchni, dlatego odwróciłam się zaniepokojona.
- Ty? Czego jeszcze ode mnie chcesz? Dlaczego po prostu nie zostawisz mnie w spokoju? - Zapytałam, widząc Lokiego. Mój głos miał być stanowczy, jednak ciągle się łamał, przez napływające fale rozpaczy.
- Wciąż żyje?
- Co cię to obchodzi?! Przyszedłeś popatrzeć jak cierpię?! Jeszcze ci mało?!
- Nigdy nie chciałem cię skrzywdzić.
Podniosłam kubek wciąż do połowy wypełniony gorącą herbatą i rzuciłam nim w Lokiego. Jednak naczynie zatrzymało się w połowie drogi i powoli wylądowało z powrotem na blacie. Tym razem poza zasięgiem mojej ręki.
- Nie hałasuj. Podawajcie mu to, kilka kropli, co sześć godzin przez kilka dni. Jeżeli nie jest za późno to wyzdrowieje. - Zostawił coś na blacie i zniknął tak nagle jak się pojawił. Wzięłam niewielką szklaną buteleczkę do rąk i przyglądałam się zawartości z każdej strony. Płyn nie miał żadnej barwy ani zapachu, wyglądał jak zwykła woda. Dlaczego Loki postanowił mi to dać? A co jeśli zaklęcie którego użył okazało się za słabe i to co teraz trzymam w ręku tylko dobije Thora? Z drugiej strony to jedyna nadzieja na uratowanie go. Nikt tutaj nie mógł mu pomóc. Nie miałam pojęcia co robić. Bałam się zaufać Lokiemu. Żadna decyzja nie wydawała się bardziej lub mniej słuszna. Powoli poszłam w stronę pokoju w którym leżał Thor. Gdy weszłam Stark i Banner rozmawiali o czymś po cichu. Spojrzeli na mnie i na to co trzymałam w dłoniach. Mój wzrok powędrował w stronę Thora. Wiedziałam, że cierpi, drżał i mamrotał coś w gorączce. Co jakiś czas zaciskał też dłonie w pięści, chociaż teraz już znacznie słabiej niż na początku. Zaklęcie działało, byłam tego pewna. Odstawiłam buteleczkę na stolik i usiadłam na brzegu łóżka. Odgarnęłam Thorowi włosy z mokrego od potu czoła.
- Co to jest? - Zapytał Banner, podnosząc szklaną buteleczkę, którą przyniosłam i przyglądając jej się uważnie.
- Lekarstwo, albo trucizna. - Odparłam cicho. - Loki mi to dał.
- Kiedy?
- Przed chwilą, już go tutaj nie ma. Powiedział, żeby podawać mu kilka kropli tego co sześć godzin i zniknął.
Nie chciałam podejmować żadnej decyzji, więc nie włączyłam się do rozmowy. Byłam zbyt zrozpaczona i zmęczona żeby myśleć racjonalnie. Bałam się, że to właśnie moja decyzja może go zabić, dlatego wolałam zaczekać. Słyszałam rozmowę Bannera i Starka, ale pamiętam z niej tylko tyle, że również mieli ogromne wątpliwości. W końcu jeden z nich, nie wiem który zdecydował się podać to Thorowi, uznając, że raczej nie możemy mu już zaszkodzić. Odsunęłam się, żeby zrobić im miejsce. Przez kilka minut panowała absolutna cisza, patrzyłam na wszystko co się dzieje i błagałam w myślach, żeby to lekarstwo zadziałało. Nagle Thor zaczął rzucać się na łóżku, skręcał się z bólu i wyglądało to jakby próbował krzyczeć, ale nie potrafił.
- Co się dzieje? - Zapytałam przerażona, chciałam podbiec do łóżka, ale jeden z mężczyzn zatrzymał mnie i siłą wyprowadził za drzwi. Biłam i kopałam, krzycząc żeby mnie puścił.
- Jeżeli naprawdę chcesz mi pomóc, to zostań tutaj i nie przeszkadzaj. - Nakazał i zamknął przede mną drzwi. Zdawało mi się że godzinami chodzę tam i z powrotem, czekając na jakąś wiadomość. W rzeczywistości trwało to zaledwie kilka minut.
- Jest lepiej. - Powiedział w końcu Banner, uchylając drzwi, żeby wpuścić mnie do środka. Odetchnęłam z ulgą, byłam pewna, że od tego momentu będzie już tylko lepiej.
Kolejnego dnia, Thor odzyskał przytomność, nie pamiętał nic od momentu jak znalazł się w Stark Tower, Każda kolejna dawka leku, sprawiała ogromny ból, jednak przynosiła też znaczną poprawę, co niezwykle wszystkich cieszyło. Nie wiedziałam czemu Loki postanowił jednak ocalić brata. Może tym co powiedziałam trafiłam w czuły punkt. Nie miałam pojęcia i raczej się tego nie dowiem. Teraz, gdy nie musiałam się niczego obawiać, ani niczego ukrywać moje uczucie do Thora stawało się coraz silniejsze. Po pewnym czasie, ślub w końcu się odbył, jednak nie z tym z braci, z którym planowałam to na początku. Nie mogłam wrócić do Asgardu, ale nawet mnie to cieszyło, nie chciałam codziennie widywać Lokiego. Dla żadnego z nas zapewne nie byłoby to łatwe. A w ten sposób miałam nadzieję, że szybciej pogodzi się z moją decyzją, albo chociaż spróbuje mnie zrozumieć. Czułam, że teraz w końcu będę szczęśliwa i bezpieczna.