Rozdział 19
Sprawdziłam puls, odetchnęłam z ulgą, gdy poczułam bardzo słabe, prawie niewyczuwalne bicie serca.
- On żyje. - Zawołałam.
- Co? To niemożliwe, Jeszcze nikomu się to nie udało.
Hel była wyraźnie zaskoczona i wściekła. Jeszcze nikt nigdy tak po prostu nie opuścił jej królestwa i nie zamierzała dopuścić, aby to się zmieniło. - Cztery dni minęły, dotrzymam słowa, możecie go zabrać, wróci tutaj szybciej niż myślicie.
- On żyje. - Zawołałam.
- Co? To niemożliwe, Jeszcze nikomu się to nie udało.
Hel była wyraźnie zaskoczona i wściekła. Jeszcze nikt nigdy tak po prostu nie opuścił jej królestwa i nie zamierzała dopuścić, aby to się zmieniło. - Cztery dni minęły, dotrzymam słowa, możecie go zabrać, wróci tutaj szybciej niż myślicie.
***
Gdy wróciliśmy do Asgardu, strażnicy od razu zabrali Lokiego do zamku, poszłam za nimi, aż pod drzwi jakiegoś pomieszczenia, nie pozwolili mi wejść do środka. Czekałam pod drzwiami dobre kilka godzin co jakiś czas ktoś wychodził, a po chwili wracał, jednak nikt nie chciał mi nic powiedzieć, zastanawiałam się ile to jeszcze będzie trwało. Była już bardzo późna noc, gdy udało mi się zatrzymać jednego z medyków.
- Co z nim? - Zapytałam, mężczyzna widząc jak bardzo mi zależało, westchnął, przetarł dłonią zmęczone oczy, po czym odpowiedział.
- Zrobiliśmy wszystko co w naszej mocy. Jednak on nie jest ranny, ani chory. Jego organizm jest tak słaby, że to cud, że w ogóle jeszcze żyje.
- Ale on przeżyje, prawda?
- Nie mogę ci niczego obiecać.
- Mogę do niego wejść?
- Nie teraz. Jest już późno, on potrzebuje spokoju, ty też powinnaś odpocząć, nie wyglądasz najlepiej.
Poszłam do swojej komnaty, jednak długo nie mogłam zasnąć, kręciłam się z boku na bok, w końcu wstałam, wyszłam na balkon, oparłam się o kamienną balustradę i patrzyłam w ciemne niebo. Świeże powietrze zawsze mnie usypiało, po chwili wróciłam więc do łóżka i zasnęłam.
Minęły dwa tygodnie, stan Lokiego się nie poprawiał, a medycy byli bezradni i cały czas tylko powtarzali, że trzeba czekać. Powoli zaczynałam tracić nadzieję na to, że odzyska przytomność.
Pewnego dnia, gdy miałam już wychodzić, zobaczyłam, jak powoli otwiera oczy, najpierw pomyślałam, że tylko mi się to wydaje, że to moja wyobraźnia, dopiero po chwili dotarło do mnie, że to się dzieje naprawdę i nic mi się nie wydaje. Poczułam ogromną ulgę po dwóch tygodniach niepewności.
- Loki? Słyszysz mnie?
- Gdzie ja jestem? - Zapytał, głos miał tak słaby, że ledwo usłyszałam co powiedział.
- Jesteś w Asgardzie. Jak się czujesz?
- Okropnie. - Pierwszy raz jak z nim rozmawiałam miałam całkowitą pewność, że mówi prawdę.
Chwilę później moja nadzieja na to, że ten cały koszmar kilku ostatnich tygodni się skończył, prysła, jak bańka mydlana. To był tylko krótki moment wytchnienia, dający złudną nadzieję, że już teraz będzie tylko lepiej. W ułamku sekundy stan Lokiego gwałtownie się pogorszył. Znów był tak okropnie blady, jak w Niflheimie, zaczął drżeć, jego oddech był płytki i urywany. Ile sił w nogach pobiegłam po pomoc, medycy znów kazali mi czekać za drzwiami, tym razem trwało to znacznie krócej, gdy wyszli nie chcieli mi nic powiedzieć. Jeden, ze strażników odprowadził mnie z powrotem do mojej komnaty i kazał tam czekać. Nie wiedziałam co mam o tym myśleć, dlaczego nikt nie chce mi nic powiedzieć? Chodziłam nerwowo po komnacie, w końcu drzwi otworzyły się i zobaczyłam Thora, był wyraźnie przygnębiony.
- Mów mi natychmiast co się dzieje?
- Może lepiej sobie usiądź,
- Nie chcę siadać. Co z Lokim? Uratowali go prawda?
- Niestety, nie udało się go uratować. - Słyszałam w jego głosie, jaki ból sprawiło mu to co przed chwilą powiedział.
- To niemożliwe, przecież już było lepiej, przecież się obudził. - Nie chciałam wierzyć w to co usłyszałam, czułam jak łzy płyną mi po policzkach. Thor jeszcze coś do mnie mówił, ale go nie słuchałam, wybiegłam z powrotem w stronę komnaty, w której leżał Loki. Chciałam wejść do środka, jednak dwóch strażników przed drzwiami zagrodziło mi drogę.
- Nie można wchodzić. - Powiedział jeden z nich. Na końcu korytarza zobaczyłam Frigge, widziałam ją tylko kilka razy, zawsze była uśmiechnięta, w tym momencie na jej twarzy malował się smutek, nie potrafiłam sobie wyobrazić co ona w tej chwili czuła. Jak musiało być jej ciężko. Podeszła i przytuliła mnie do siebie. - Uspokój się. - Powiedziała, jej głos był taki ciepły i kojący. - Chodź ze mną. - Zaprowadziła mnie do mojej komnaty. Usiadłam na łóżku i ukryłam twarz w dłoniach, nie chciałam przestać płakać, dzięki temu czułam się lepiej.
- Wiem co czujesz i wiem, że jest ci ciężko, ale to minie zobaczysz.
- To moja wina. - Powiedziałam, przez łzy.
- Nieprawda, nie możesz się obwiniać.
- Gdybym nie zgodziła się na tą podróż do Alfheimu to wszystko by się nie wydarzyło.
- Nie mów tak.
- Chcę wrócić do domu.
- Rozumiem, zobaczę co da się zrobić, ale najpierw musisz się trochę uspokoić.
Frigga wyszła, a ja otarłam łzy z twarzy i siłą powstrzymywałam się od dalszego płaczu. Po chwili drzwi znów się otworzyły.
- Radzisz sobie jakoś? - Zapytał Thor, wchodząc, a ja pokręciłam tylko głową.
- Chcę już wrócić do domu, tam będzie mi łatwiej sobie z tym poradzić.
- Jutro będzie pogrzeb, jeżeli chcesz możesz jeszcze zostać.
- Nie i tak nie dałabym rady tam pójść.
- No dobrze odprowadzę cię, w takim razie na Ziemie.
***
Kiedy znów znalazłam się w parku, poczułam się dziwnie, tak dawno tutaj nie byłam i to miejsce zdawało mi się całkowicie obce.
- Odprowadzić cię do domu? - Zapytał Thor.
- Nie, poradzę sobie. - Odpowiedziałam chcąc jak najszybciej odejść.
- Na pewno? Nie powinnaś być teraz sama.
- Tak, to nie daleko, nic mi nie będzie. - Powiedziałam i ruszyłam w stronę miasta, nie chciałam wracać do mojego pustego mieszkania, do rodziców też nie. Jedyną osobą, która zawsze pomagała mi w takich sytuacjach była Amelia, ona najlepiej potrafiła mnie pocieszyć i zrozumieć. Chwilę stałam pod drzwiami, po czym nacisnęłam na dzwonek, mając nadzieję, że jest w domu. Gdy otworzyła drzwi i mnie zobaczyła, była zaskoczona.
- Mój boże, Jess. Co się stało? Wyglądasz jakbyś przeszła piekło.
- Czuję się podobnie. Mogę wejść? - Zapytałam i poczułam jak po policzkach znów zaczynają mi płynąć łzy.
- Pewnie. - Odpowiedziała, ciągnąc mnie za rękę w stronę salonu i sadzając na kanapie. - Powiesz mi co się stało?
- Nie wiem czy dam radę o tym mówić, ale spróbuję. - Opowiedziałam jej co się wydarzyło, łącznie z wydarzeniami z przed trzech lat, bo do tej pory mówiłam o tym tylko rodzicom.
- To okropne i nie dało się nic zrobić?
- Niestety nie. Pójdę już jest późno, a ja cię zadręczam moimi problemami.
- Nie ma mowy. Nigdzie nie idziesz, jestem twoją przyjaciółką i nie pozwolę żebyś teraz siedziała w domu i wypłakiwała sobie oczy. Zaraz przygotuję ci jakieś miejsce do spania. A o reszcie pomyślimy jutro.
Cała Amelia, martwiła się o mnie jakbyśmy były siostrami, czasami to trochę denerwowało, ale wtedy cieszyłam się, że ją mam. Wiedziałam, że przy niej znacznie szybciej wrócę do normalnego życia.
KONIEC
Dotarliśmy do końca tego opowiadania, wiem że pewnie większość z was oczekiwała zupełnie innego zakończenia. Dziękuje każdemu kto przeczytał całe opowiadanie od początku do końca, w szczególności tym którzy zostawiali po sobie ślad w postaci komentarzy, które ogromnie zachęcały do dalszego pisania.