niedziela, 25 października 2015

Hej hej hej :) Ostatnio licznik zaczął pokazywać już ponad 16 000 wyświetleń, co jest dla mnie naprawdę ogromnym sukcesem. Dlatego chciałam wam bardzo serdecznie podziękować, za każdy komentarz, ocenę, za to że czytacie i poświęcacie swój czas, za cierpliwość, gdy odstępy między rozdziałami są naprawdę długie. Każdy ślad waszej obecności to zawsze ogromną motywacja żeby pisać dalej. Jeszcze raz dziękuję i zapraszam na kolejny rozdział.

Rozdział 30


Dni w zamknięciu dłużyły się okropnie. Bezczynne siedzenie i czekanie, na jakąś informację, że coś się zmieniło. Przez bardzo długi czas nie działo się zupełnie nic. Ktoś przynosił jedzenie, zmieniali się strażnicy przed drzwiami. Zupełny spokój, jakby czas się zatrzymał. Dopiero piątego, a może szóstego dnia, gdy drzwi celi otworzyły się i zobaczyłam agenta, który mnie przesłuchiwał, coś się zmieniło. Mężczyzna nadal wyglądał na zmęczonego, ale też sprawiał wrażenie, jakby ubyło mu zmartwień. Jakby to, co od długiego czasu spędzało mu sen z powiek, wreszcie zniknęło.
- Już nie potrzebujemy od ciebie, żadnych informacji.
Podniosłam głowę i spojrzałam na niego zaciekawiona.
- To dobrze, bo i tak nic bym wam nie powiedziała.
- Złapaliśmy go bez twojej pomocy. - Satysfakcja w jego głosie była tak wyraźna, że aż mnie to zirytowało.
- I co? Chcesz za to medal?
- Nie. Pomyślałem, że może chciałabyś się z nim zobaczyć. No, ale najwyraźniej nie chcesz z nikim rozmawiać. - Odparł i wyszedł, zanim zdążyłam cokolwiek dodać. Cholera, trzeba było ugryźć się w język." - Pomyślałam, podeszłam do krat i wyjrzałam, jednak wszystkie cele, które obejmował mój wzrok były puste. Ze złością uderzyłam otwartą dłonią w żelazne pręty. Zmarnowałam szansę. Pozostało mieć nadzieję na kolejną.
Kolejnego dnia znów odwiedził mnie ten sam agent. Tym razem postanowiłam być dla niego milsza. Może dzięki temu przynajmniej na chwilę wyjdę z tej paskudnej celi.
- Nadal mogłabym się zobaczyć z Lokim? - Nie udało mi się ukryć nadziei w głosie.
- To zależy, jeżeli szczerze ze mną porozmawiasz. Może to również wpłynąć na wyrok, jaki na tobie ciąży. Jeżeli wszystko mi opowiesz, może znajdą się jakieś okoliczności łagodzące.
Zastanowiłam się przez chwilę, w sumie nie miałam już nic do stracenia. Pogorszyć swojej sytuacji i tak już nie mogłam.
- No dobrze. Co chcesz wiedzieć? - Rozsiadłam się wygodniej na łóżku. A mężczyzna wyciągnął dyktafon.
Opowiedzenie wszystkiego zajęło mi sporo czasu. Niektóre informacje i tak zachowałam dla siebie. Agent słuchał z uwagą, czasami tylko przerywając mi jakimiś pytaniami. Na początku rozmowy nie omieszkałam mu wytknąć, że agencja, w której pracuje, również przyczyniła się do tych wydarzeń. W końcu, gdyby nie aresztowali moich przyjaciół, nigdy nie zgodziłabym się na współpracę z Lokim. Wydał się trochę oburzony tym, co powiedziałam, ale nie skomentował tego w żaden sposób.
Wracanie do niektórych wspomnień wcale nie było łatwe ani przyjemne. Dlatego opowiadałam o nich w znacznym skrócie. Czasami zdarzało się też, że nie potrafiłam odpowiedzieć, na zadane pytanie. Jednak ostatecznie cała ta historyjka musiała wypaść bardzo przekonująco mimo wielu przemilczanych faktów.
- To wszystko. Teraz wasza kolej. Chcę się zobaczyć z Lokim.
- Zobaczę, co da się zrobić.
Wiedziałam, że nie pozwolą nam się zobaczyć jeszcze tego samego dnia. Jednak z każdym kolejnym dniem traciłam nadzieję, że w ogóle to nastąpi. Zaczęłam myśleć, że po prostu mnie oszukali, a ja naiwnie im uwierzyłam. Minęły dwa tygodnie, a ja niemal straciłam cierpliwość. Dlatego, gdy znów zobaczyłam tego agenta, miałam ochotę się na niego rzucić, jednak się powstrzymałam.
- Dyrektor Fury wyraził zgodę na wasze spotkanie. Macie pięć minut i ani chwili dłużej. Możecie tylko rozmawiać. Nie wolno ci się do niego za bardzo zbliżać. Nie chcemy żadnych problemów. Będziecie stale obserwowani, jeżeli złamiesz, którąś zasadę spotkanie natychmiast się zakończy. Zrozumiałaś?
- Oczywiście. - Starałam się nie pokazywać, jak bardzo się cieszę, jednak uśmiechałam się mimo woli.
- Świetnie, idziemy. - Wskazał na drzwi, pokazując, że mam wyjść pierwsza. - Nie ciesz się tak. Thor zabiera go dzisiaj do Asgardu i więcej się nie spotkacie. - Niemal się zatrzymałam, słysząc to, ale agenci idący za mną popchnęli mnie lekko, dając znać, że mam iść dalej. Nie docierało do mnie, że po tym kilku minutowym spotkaniu nigdy więcej go nie zobaczę. Dotarliśmy przed pokój, w którym za pierwszym razem mnie przesłuchiwali. Przy wejściu czekali Thor i niestety Fury szef Tarczy. Jakoś nie lubiłam go, odkąd pierwszy raz się spotkaliśmy. Patrzyłam na niego z miną: "dlaczego skoro zginęło tylu ludzi, akurat ty musiałeś przeżyć"
- Pięć minut. - Oznajmił tylko, odstawiając na stolik kubek z kawą. Oczywiście zamierzali tu stać i wszystko obserwować. Powstrzymałam się od złośliwego komentarza. Przeszłam przez drzwi i niemal od razu złamałam jedną z zasad. Podeszłam do Lokiego, objęłam go i pocałowałam.
Agenci ustawieni w rogach pomieszczenia natychmiast zareagowali, jednak ktoś kazał im się wycofać.
- Dlaczego płaczesz?
Nawet nie zdawałam sobie z tego sprawy. Dopiero teraz poczułam, że policzki mam mokre od łez.
- Więcej się nie spotkamy. Musisz wrócić do Asgardu, a ja zostanę tutaj.
- Nie koniecznie. - Powiedział to na tyle cicho, że tylko ja mogłam go usłyszeć.
Spojrzałam na niego pytającym wzrokiem. Nie miałam pojęcia, co on kombinuję, jak dla mnie sytuacja była bez wyjścia.  Zastanawiałam się nad wieloma możliwościami, ale to, co usłyszałam, nigdy nie przyszłoby mi do głowy.
- Amy, wyjdziesz za mnie?
Zgłupiałam, niby jak to miałoby nam w tej chwili pomóc. Thorowi szczęka opadła, a Fury zaczął dławić się kawą. Nie miałam pojęcia, kiedy weszli do środka. Może zaraz na samym początku, tylko ja nie zwróciłam na nich uwagi.
Podjęcie takiej decyzji wymagało czasu na zastanowienie, a ja niestety go nie miałam. Agenci znajdujący się w pomieszczeniu, musieli dostać, jakiś sygnał. Podeszli i próbowali siłą wyciągnąć mnie z pomieszczenia. W ostatniej chwili z trudem im się wyrwałam.  Skończył się czas na zastanowienie.
- Tak. - Miałam nadzieję, że nie będę musiała później żałować tego, co powiedziałam.
- To niczego nie zmienia. - Fury, był wyraźnie wściekły.
- Owszem zmienia. Od tej chwili Amy jest obywatelem Asgardu i tylko tam może zostać osądzona i skazana.
- Thor, powiedz, że to bzdura.
- Nie, pod warunkiem, że ślub się odbędzie.
Thor wciąż patrzył na Lokiego z miną świadczącą o tym, że nie rozumie, co tu się właśnie wydarzyło.
- Możemy pogadać, na zewnątrz? - Zapytał Fury, po chwili obaj wyszli.
Domyślałam się, że ta rozmowa zajmie im chwilę.
- Sądzisz, że to zadziała? - Jakoś nie chciało mi się wierzyć, że Tarcza tak po prostu odda więźnia. Nie wypuszczą mnie stąd.
- Nie wiem, ale było warto. Nigdy nie zapomnę miny Thora.
Faktycznie ciężko będzie wymazać to z pamięci.  Po kilku minutach narada na zewnątrz się skończyła. Byłam naprawdę bardzo ciekawa, jaką decyzję podjęli. Fury zmierzył Lokiego lodowatym spojrzeniem, w którym jednak czaiła się satysfakcja.
- Odprowadźcie ją z powrotem do celi.
Mimo że się tego spodziewałam, to jednak poczułam się zawiedziona. Thor musiał siłą powstrzymywać Lokiego przed próbą zamordowania szefa Tarczy. Dopiero gdy trochę się uspokoił, podeszłam do niego i przytuliłam.
- Żegnaj.
- Wrócę po ciebie. - Szepnął mi do ucha. Nie wierzyłam w to, nie chciałam sobie robić fałszywej nadziei.
Ostatkiem sił powstrzymywałam łzy, gdy mnie wyprowadzali. Nie chciałam pokazać im, jak bardzo zabolała mnie ta decyzja.

środa, 14 października 2015

Rozdział 29



Minął tydzień, tyle czasu potrzebowałam, żeby w miarę dojść do siebie.  Jedynym towarzyszem, jakiego tolerowałam dłużej niż kilka minut, był kot. Spędzał ze mną niemal cały ten czas, jakby wyczuwając mój smutek i chcąc go złagodzić. Usłyszałam jakiś podejrzany dźwięk na zewnątrz, podniosłam się i wyjrzałam przez okno. Przez chwilę przeczesywałam wzrokiem okolicę. Coś było nie w porządku, ale nie mogłam dostrzec co. Po chwili stało się to dla mnie oczywiste, ślady na śniegu. Nie powinno ich być. Nikt nigdy nie wychodził do tej części ogrodu. Tylko jakim cudem podchodzi tak blisko domu. To prawie nie możliwe, ktoś by go zauważył, albo wyczuł. Wybiegłam z pokoju, chcąc jak najszybciej lepiej przyjrzeć się śladom. Musiały być świeże inaczej śnieg już by je zasypał. Minęłam salon i chwilę później, byłam już w miejscu, które obserwowałam z okna. Przykucnęłam, chcąc lepiej przyjrzeć się odciskom na śniegu, były głębokie i duże. Na pewno zostawił je mężczyzna.  Te w stronę domu były zatarte. Dlaczego więc zostawił te biegnące w stronę ogrodzenia? Może coś go spłoszyło? Zaczęłam iść równolegle ze śladami, kroki były duże. Wyglądało jakby, chciał jak najszybciej się wydostać. Biegł. Raczej nie był to profesjonalista, przeskakując przez ogrodzenie, rozdarł kawałek spodni i trochę materiału zostało na płocie.  Wzięłam skrawek materiału do ręki i zbliżyłam do nosa, starając się skupić na każdym szczególe. Niestety nie mogłam, bo usłyszałam, że ktoś mnie woła.
- Co ty robisz? - Usłyszałam moment później, bo wcześniejsze wołanie zignorowałam.
- Patrz. - Powiedziałam, pokazując Lokiemu materiał.
- No i co? To mogło tu wisieć od tygodni.
- Nie, zapach jest świeży, ślady tak samo. Ktoś nas obserwuje. Skądś znam ten zapach.
- Nawet jeżeli ktoś tu był, to już poszedł. Chodź, wracamy. - Położył mi rękę na ramieniu. Poszłam za nim, jednak w myślach wciąż szukałam, skąd znam ten zapach.
Opadłam na kanapę, w dłoni obracając kawałek materiału. Denerwowałam się, bo nic konkretnego nie przychodziło mi do głowy. Loki siedział obok i przyglądał mi się, wiedziałam, że powinnam z nim porozmawiać. Przez ostatni tydzień miałam dużo czasu na przemyślenia. Tylko że nic to nie dało. Próbowałam sobie wmówić, że to, co się stało to nie do końca jego wina. Nie potrafiłam jednak tak po prostu o tym zapomnieć, tyle razy mu wybaczałam i wciąż działo się to samo. Ginęli niewinni ludzie. Może stając po jego stronie, ciągle popełniałam ten sam błąd. Podciągnęłam kolana pod brodę i otuliłam się ramionami. Przez chwilę wpatrywałam się w jeden punkt na podłodze.  Loki przysunął się bliżej i delikatnie przyciągnął mnie do siebie. Przez ostatni tydzień odrzucałam jego wsparcie, teraz uświadomiłam sobie, jak bardzo go potrzebowałam.
Niestety nie było mi dane długo cieszyć się tą chwilą, usłyszałam parkujące na podjeździe samochody. Było ich kilka co najmniej cztery lub pięć. Momentalnie oderwałam się od Lokiego czując zagrożenie.  Ktoś na zewnątrz wykrzykiwał rozkazy.
- Znaleźli nas. - Naprawdę sądziłam, że ponowne zorganizowanie się zajmie im trochę dłużej. Tarcza najwyraźniej działała bardzo szybko. Leo już dwa dni temu powiedział mi, że avengersi wrócili na Ziemię i podjęli poszukiwania. Jak widać, nie potrzebowali wiele czasu.  - Tylne drzwi, szybko. - Mówiąc to, podniosłam się z kanapy i ruszyłam w kierunku kuchni, skąd drugie drzwi prowadziły na zewnątrz.
- Potrafisz, określić ilu ich jest? - Zapytał Loki.
- Piętnaście może dwadzieścia osób. Są uzbrojeni. - Odparłam, ostrożnie wyglądając przez okno co dzieje się na zewnątrz. W tym samym momencie otworzyły się drzwi, zarówno w salonie, jak i te, którymi planowałam uciekać. Wchodzili parami, wszyscy ubrani w czarne stroje zakrywające ich od stóp do głów. Usłyszałam, że część, która weszła przez główne drzwi, weszła schodami na górę. Pozostali wymierzyli karabiny w naszą stronę. Cofnęłam się, stając bliżej Lokiego.
- Nie ruszać się! Ręce tak, żebym je widział!  - Wykrzykiwał jeden z mężczyzn. Gdybym nie była w ciąży, prawdopodobnie zaryzykowałabym podjęcie walki. Jednak w tej chwili strzelanina mogłaby mieć fatalne skutki.
- Nie. - Syknęłam, widząc, że Loki zamierza użyć magi. Zaraz za uzbrojonymi agentami weszli avengersi. Również w pełnej gotowości do walki.  Nagle ktoś złapał mnie za rękę i odciągnął od Lokiego.  Szarpnęłam się przestraszona, jednak widząc broń wycelowaną w moją głowę, zrezygnowałam ze stawiania oporu. Nie wiedziałam najpierw, czym spowodowana była tak gwałtowna reakcja. Ktoś wykręcił mi ręce za plecami i zakuł w kajdanki. Dopiero wtedy zauważyłam, że miejsce, w którym wcześniej stałam, jest puste. Loki zniknął.
- Gdzie on jest? - Zapytał ostro jeden z mężczyzn w czarnym stroju.
- Nie wiem. - Odpowiedziałam szczerze. Byłam równie zdezorientowana, jak pozostali. Nie mogłam dostrzec wyrazu twarzy mężczyzny, ale miałam wrażenie, że mi nie wierzy.
- Nie mamy na to czasu. Zabrać ją! - Pchnął mnie w stronę dwóch innych, stojących najbliżej drzwi. Ich silne ręce momentalnie zacisnęły się na moich przedramionach.   Pociągnęli mnie na zewnątrz w stronę zaparkowanych czarnych samochodów. Zastanawiało mnie, skąd tak szybko wzięli tyle sprzętu. Chociaż taka agencja jak Tarcza na pewno miała gdzieś jakąś dobrze ukrytą i wyposażoną bazę. Nie mogłam uwierzyć, że Loki tak po prostu mnie zostawił. Ryzykowałam życie, żeby go ratować, a on po prostu zwiał. Co za tchórz. "Widzę cię" - usłyszałam w głowie. Rozejrzałam się dyskretnie, ale nikogo nie dostrzegłam. "Gdy dam ci znak, uciekaj"  Dalej posłusznie szłam, jednak w głowie obmyślałam, którędy najszybciej i najłatwiej wydostanę się w bezpieczniejsze miejsce.  Nagle jeden z prowadzących mnie mężczyzn zatrzymał się, byliśmy już dosłownie kilka kroków od samochodu. Jedną rękę miałam częściowo wolną. Wykorzystując zaskoczenie drugiego, spróbowałam się szarpnąć i uciec, jednak on błyskawicznie zacisnął ramię na mojej szyi. Był strasznie silny, przez sposób, w jaki mnie trzymał, nie mogłam nabrać powietrza. Rzucałam się, desperacko próbując się uwolnić. Niestety tlen wciąż nie docierał do płuc i bardzo szybko traciłam siły. Przez moment widziałam pierwszego z mężczyzn w kałuży krwi, która wciąż sączyła się na śnieg. W końcu ucisk na szyi zniknął, upadłam na ziemię, rozpaczliwie łapiąc powietrze.  Nie wiem, co dokładnie się stało. Przez kilka minut nie zwracałam uwagi na to, co się dzieje, jednak gdy już byłam w stanie się rozejrzeć, drugi z mężczyzn leżał na śniegu, prawdopodobnie nieprzytomny. Loki podniósł mnie z ziemi, tak jakbym nic nie warzyła. Gdy już stałam, korzystając, ze zwiększonej siły rozerwałam kajdanki.
- Uciekaj! - Nakazał, widząc, że agenci już nas zauważyli.
- A co z tobą?
- Poradzę sobie, idź już.
Miałam wątpliwości czy powinnam go tak po prostu zostawić. Nie powinnam walczyć, więc to było chyba najrozsądniejsze. Pobiegłam w stronę lasu, licząc, że znajdę jakąś bezpieczną kryjówkę, z której będę mogła wszystko bezpiecznie obserwować i w razie czego spróbować jakoś pomóc. Zatrzymałam się zaraz za pierwszymi drzewami i obejrzałam za siebie, niestety stąd mogłam jedynie nasłuchiwać dźwięków walki. Byłam zbyt daleko żeby widzieć co się dzieje. Usłyszałam skrzypienie śniegu gdzieś w pobliżu, a po chwili zauważyłam cień przemykający między drzewami. Nie sądziłam, że jest ich na tyle dużo, żeby obstawić jeszcze teren dookoła domu. Moja kryjówka przestała być bezpieczna, Ostrożnie, rozglądając się dookoła pobiegłam dalej wgłąb lasu. Po chwili nie słyszałam już odgłosów walki, tylko szybkich lekkich kroków. Niestety nie moich, ja poruszałam się niemal bezszelestnie.
- Zatrzymaj się! - Trochę zaskoczył mnie dźwięk kobiecego głosu. Nie zwolniłam jednak ani na moment. Zaczęłam się zastanawiać, co z Lokim, skoro wysłali za mną pościg. - Nie zmuszaj mnie, żebym użyła broni! - Kilka sekund później usłyszałam strzał ostrzegawczy. Robiło się niebezpiecznie, musiałam się zatrzymać. Gdy się odwróciłam, przypomniało mi się, że już kiedyś widziałam tą kobietę. W Asgardzie podczas egzekucji. Czyli to musiała być Czarna Wdowa. Chciałam chociaż spróbować się bronić, mimo że szanse miałam niewielkie. Sprowokowałam ją, ale zależało mi żeby to ona mnie zaatakowała. Dzięki temu mogłam ocenić jak szybko wymierza ciosy. Gdyby nie przyspieszony czas reakcji z pewnością leżałabym na ziemi.Uchyliłam się przed ciosem w głowę, przy okazji zbierając trochę śniegu. Skoro nie mogłam w pełni korzystać ze swoich zdolności musiałam pomóc sobie tym co miałam pod ręką. Rzuciłam śniegiem prosto w jej oczy, licząc że uda mi się ją oślepić na krótki moment. Chciałam skutecznie uniemożliwić jej dalsze ściganie mnie. Dlatego z całej siły kopnęłam celując w kolano. Wszystko wyszło pięknie ale tylko w moim planie. W praktyce zamiast uciec, nawet nie wiem kiedy i w jaki sposób wylądowałam na śniegu. Nie było to przyjemne zwłaszcza, że bluza którą miałam na sobie, bardzo szybko przemokła.
- Nie szarp się bo ci rękę połamię. - Zagroziła. - Pójdziesz grzecznie ze mną. Spróbuj uciekać, to cię zastrzelę. Jasne? - Nie czekała na odpowiedź  tylko gwałtownie poderwała mnie z ziemi. Do jednej ręki wzięła pistolet, cały czas wymierzony w moją stronę. Próba ucieczki nie wchodziła w grę. Nie chciałam ryzykować.
Kilka minut później znów ujrzałam dom i czarne samochody do których ostatnim razem nie dotarłam. Tylko, że tym razem nikt już nie walczył. Kusiło mnie żeby zapytać o wynik walki, ale wiedziałam że nikt mi nie odpowie. Wsiadłam na tylne siedzenie jednego z samochodów, z przodu siedziało już dwóch mężczyzn, byłam odgrodzona od nich kratą. Drzwi zostały zablokowane i samochód powoli ruszył. Po chwili pozostałe również zaczęły odjeżdżać.
Podróż trwała naprawdę długo, kilka razy zdrzemnęłam się opierając głowę o szybę. Nie miałam ochoty zastanawiać się co ze mną będzie gdy dotrzemy na miejsce. Żadna z możliwości nie wydawała się szczęśliwa.
Gdy obudziłam się ostatnim razem samochody zjeżdżały pod ziemię. Wszystko już mnie bolało od tego ciągłego siedzenia bez ruchu. Więc gdy w końcu zatrzymaliśmy się w jakimś dużym pomieszczeniu, które prawdopodobnie służyło za garaż, a kierowca odblokował drzwi. Niemal z radością wysiadłam z samochodu. Mężczyźni ustawili się dookoła mnie i poprowadzili ciemnymi korytarzami. To miejsce musiało być bardzo stare, betonowe ściany, chłód i irytująco brzęczące lampy to najbardziej rzucało się w oczy i jeszcze wymalowane co jakiś czas na ścianach logo Tarczy. W końcu wprowadzili mnie do jakiegoś pomieszczenia, na jednej ścianie znajdowało się lustro weneckie, za którym pewnie ktoś stał i obserwował. W środku był tylko stół i dwa krzesła wszystko przymocowane do betonowej podłogi.
Byłam spokojna takie miejsca mnie nie przerażały. Wiedziałam, że za chwilę ktoś przyjdzie i będzie zadawał pytania, bardzo dużo pytań. Nie myliłam się chwilę później do pomieszczenia wszedł mężczyzna. Nie widziałam go wcześniej. Był średniego wzrostu, krótko przystrzyżone włosy. Wydawał się miły, gdy wszedł lekko się uśmiechał. Poprawił marynarkę i usiadł na przeciw mnie.
- Witaj, ja jestem agent Phil Coulson. Muszę zadać ci kilka pytań. Mam nadzieję, że na nie odpowiesz i nie zrobi się nie przyjemnie. Ustaliliśmy, że na imię masz Amy, a nazwisko?
- Nie mam nazwiska. Nigdy nie miałam. - Odparłam szorstko, mógł być miły to nie oznaczało, ze ja mam ochotę na zwierzenia.
- No dobrze wrócimy jeszcze do tego. A więc powiedz mi jak doszło do tego, że pomagałaś przestępcy z innej planety?
- Zlecił mi kradzież jednej rzeczy, więc wykonałam zadanie. To była moja praca.
- Dlaczego pomagałaś mu później?
- Lubię go. - Celowo odpowiadałam na pytania w taki sposób, aby nie udzielić żadnych konkretnych informacji. Mimo to mężczyzna nie zwrócił na to uwagi i pytał dalej:
- Tylko lubisz? Są osoby które twierdzą, że łączy was coś więcej. - Próbowałam wyczytać z jego twarzy co chce osiągnąć,pytając o takie rzeczy. Niestety doskonale to ukrywał, - Twoje milczenie jest dla mnie wystarczającą odpowiedzią. Przejdę więc do sedna sprawy. Gdzie jest teraz Loki?
- Jak to? Nie złapaliście go? - Popatrzyłam na tego agenta szczerze zaskoczona.
- Udało mu się wymknąć, ale ty na pewno wiesz gdzie on jest.
- Nie mam pojęcia.
- Posłuchaj mnie dziewczyno, tam są ludzie, którzy niemal stracili życie próbując naprawić twoje błędy. Miliony osób zginęło walcząc o wolność planety. Twój los jest teraz w naszych rękach. Powtórzę pytanie jeszcze raz, ale tym razem dobrze zastanów się nad odpowiedzią. Gdzie jest Loki? -Nie mówił już spokojnym i przyjaznym tonem jak przedtem. Jednak ja sama chciałabym znać odpowiedź na to pytanie.
- Naprawdę nie wiem.
Mężczyzna przetarł twarz dłońmi, jakby był bardzo zmęczony. Dopiero teraz dostrzegłam, że chyba faktycznie tak było. Miał podkrążone oczy, jakby nie spał już kilka nocy. Zauważyłam, że wstaje i zmierza w kierunku drzwi. Zostałam sama na kilkadziesiąt minut jednak miałam świadomość, że cały czas jestem obserwowana. W końcu drzwi znów się otworzyły. Sądziłam, że wrócił tamten agent, ale gdy podniosłam wzrok zobaczyłam Thora.
- Po co przyszedłeś? - Zapytałam, chociaż domyślałam się odpowiedzi.
- Pamiętam, że próbowałaś mi pomóc, teraz ja chcę pomóc tobie. Nie jesteś taka jak Loki, nie musisz go dłużej chronić. Powiedz mi co wiesz, a obiecuję, że nikt cię nie skrzywdzi.
- Ale ja się go nie boję. Naprawdę nie wiem gdzie jest. A nawet gdybym wiedziała. To co go czeka, gdy go złapiecie?
- Nie wiem. Nie podjąłem jeszcze decyzji.  Zawsze uważałem go za brata, gdyby nie to decyzja byłaby oczywista.
- Mogłabym dostać szklankę wody? Jestem w ciąży i nie czuję się najlepiej.
Chyba trochę go zaskoczyłam, przez luźną bluzę którą miałam na sobie nie dało się po mnie poznać.
- W ciąży? Loki jest ojcem?
Naprawdę byłabym mu bardzo wdzięczna gdyby swoje zaskoczenie zechciał wyrażać trochę później.
- Tak! - Warknęłam, licząc, że się pospieszy.
- Woda, jasne. Zaraz wracam. - Wyszedł, zostawiając uchylone drzwi. Słyszałam przez chwilę podniesione głosy i kolejne okrzyki zaskoczenia. Przyłożyłam dłoń do brzucha czując stopniowo nasilający się ból. Ktoś tu najwyraźniej dawał mało przyjemne znaki że limit na stres się skończył.Wzięłam kilka głębokich oddechów, chcąc się zupełnie uspokoić, w tym momencie wrócił Thor, a za nim wpadli pozostali avengersi, agent który mnie przesłuchiwał i jeszcze jeden mężczyzna, który ostatnio pełnił funkcję dyrektora Tarczy. Wzięłam wodę, ignorując wszelkie pytania i rozmowy. Po chwili zaczęłam czuć się znacznie lepiej. Po tym incydencie odprowadzili mnie do celi i dali spokój. Było tu tak samo ponuro jak w innych częściach tej bazy, jedno łóżko na którym leżał poskładany koc, betonowe ściany i krata. Pozostałe cele były puste. Ułożyłam się na łóżku chcąc trochę odpocząć. Miałam nadzieję, że już dzisiaj nikt nie będzie mi przeszkadzał.