wtorek, 11 października 2016

Witajcie. Nie zaglądałam tutaj od hmm... bardzo dawna. Kilka razy miałam chęć coś napisać ale jak widać nic z tego nie wyszło. Postaram się to zmienić, chociaż niczego nie obiecuję. Poprzednie opowiadania były takie jakie były (chyba dobre sądząc po waszych komentarzach =D) tylko dlatego że były pisane z ogromną chęcią i pasją. Której od jakiegoś czasu mi brakuje, a to co powstaje na siłę tylko po to żeby powstać nie jest najlepsze ( kto pisze/pisał bloga ten wie). Na pytania chętnie odpowiem. To już druga nominacja i bardzo mnie zaskoczyło że w ogóle ktoś jeszcze pamięta o moim blogu, ale bardzo dziękuję. :) A więc przechodząc do pytań:

1. Skąd bierzesz inspirację do pisania?

Moją inspiracją zawsze były głównie filmy, co można zauważyć czytając. Czasem po przeczytaniu jakieś dobrej książki, miałam ogromną wenę i to chyba tyle. Kilka razy zdarzyło się że inspiracją była zwyczajnie nuda :)

2. Lubisz czytać? Jeśli tak, to co?

Częściowo odpowiedziałam na to już w pierwszym pytaniu, ale tak lubię czytać. Najczęściej są to powieści pół sci-fi pół fantasy oraz horrory (głównie S. Kinga).

3. Masz ulubionego autora?

Ulubionego autora nie mam, ale może odpowiem trochę inaczej. Jest tylko dwóch autorów do których wracam i przeczytałam więcej niż jedną ich książkę ( nie licząc książek podzielonych na kilka tomów) i jest to właśnie S. King oraz Arthur Conan Doyle autor książek o Sherlocku Homsie. 

4. Dlaczego taka, a nie inna tematyka?

Przy pierwszych trzech opowiadaniach przez fascynacje filmem avengers, a później mitologią nordycką. Zawsze lubiłam takie klimaty: kosmici, inne światy, potwory itp. Więc chyba właśnie dlatego.

5. Masz jakieś niezwykłe talenty?

Niezwykłe talenty? Nie odkryłam u siebie takowych. Może kiedyś znajdzie się coś czym uznam, że warto się pochwalić jednak na tą chwilę, nie.

6. Jak powstały Twoje postacie?

Wnioskuję, że chodzi o główne bohaterki. Pierwsza Jessica, była stworzona tylko dlatego że potrzebowałam głównego bohatera historii i tak szczerze, patrząc z perspektywy czasu to sama jej nie lubię. Wydaje mi się totalnie bezbarwna, ale to pewnie dlatego, że całe pierwsze opowiadanie wydaje mi się złe i wolę do niego nie wracać :)
Za to z Amy było już całkiem inaczej. Tworzyłam jej postać, wiedząc jaki ma mieć charakter, miałam przygotowany zarys jej historii i udało się. Chciałam żeby była kimś kto będzie wspierał Lokiego a równocześnie będzie jego największym wrogiem, który za wszelką cenę psuje jego plany. Naprawdę świetnie się bawiłam opisując ich relację i przygody. =D

7. Ukrywasz bloga przed znajomymi?

Na początku ukrywałam, jednak później uznałam że to bez sensu i nie była to zła decyzja. Mogę nawet stwierdzić, że czyjeś zdanie z zupełnie innej perspektywy potrafi pomóc w pisaniu. 

8. O czym właśnie myślisz?

O tym, że właśnie skończył mi się sok pomarańczowy i o odpowiedzi na to pytanie... ale głównie to pierwsze :P

9. Masz czasem chwile słabości np. myślisz o zawieszeniu bloga (czego w żadnym wypadku nie rób!)?

Moja chwila słabości trwa już od jakiś 3 miesięcy i nie planuje odejść, planeta z której przybyła jest bardzo złym i smutnym miejscem.

10. Ulubione angielskie słowo:  Nie mam i jest to również odpowiedź na ostatnie pytanie. Nie mam też ulubionego porównania. 

Dziękuję Candy Drotting za tą nominację, dobrze się bawiłam odpowiadając na pytania. Miło mi że mój blog był dla ciebie inspiracją do napisania własnego opowiadania. Twórz dalej, a może kiedyś przeczytam twoją książkę ;)  

niedziela, 24 lipca 2016

Wiem znów mnie nie było znów zawaliłam :( W sumie to nawet sama nie wiem dlaczego skoro rozdział miałam napisany. Może to przez wakacje, albo pracę jak mam wolne to po prostu nic mi się nie chce. Marne to wytłumaczenie no ale cóż zapraszam do czytania.

Rozdział 6
Rafael

Wyjrzałam przez okno w całkowitą ciemność, widziałam uginające się pod silnym wiatrem drzewa. Pogoda była paskudna, a ja zamierzałam zrealizować swój szalony plan powrotu do leśniczówki. Wiedziałam , że muszę przeszukać tamto miejsce. Czułam, że kimkolwiek jest mężczyzna z moich snów, muszę go odnaleźć. Tak jakby wytworzyła się między nami pewnego rodzaju więź, przez którą jego cierpienie było także moim. Spakowałam do plecaka mocną latarkę, zapasowe baterie i mapę okolicy, którą udało mi się znaleźć na regale między książkami. Czekałam teraz tylko, żeby mieć pewność, że rodzice już zasnęli. Gdy byłam już pewna, że nikt mnie nie przyłapie, zachowując najwyższą ostrożność wymknęłam się z domu. Dopóki nad moją głową świeciły uliczne latarnie, czułam się dosyć pewnie i bezpiecznie. Jednak w momencie wejścia do lasu, wszystko się zmieniło. Wyjęłam latarkę z plecaka, skierowałam strumień światła na ścieżkę przed sobą. Między drzewami słyszałam odgłosy nocnych stworzeń, a wiatr huczał między drzewami, przyprawiając mnie o ciarki na plecach. Minęłam głaz i weszłam między drzewa. Liście i suche gałęzie szeleściły mi pod butami. Bałam się, ale wiedziałam, że muszę iść dalej. W końcu wyszłam na niewielką polankę na której stał stary domek leśniczego.  Podskoczyłam, gdy powiew wiatru z hukiem zamknął uchylone drzwi. Omiotłam okolicę cienkim światłem latarki. Nie zauważyłam nic podejrzanego.  Weszłam do chatki, a stare deski na podłodze głośno zaskrzypiały. Minęłam główne pomieszczenie i przeszłam obok gdzie kiedyś znajdowała się kuchnia. Teraz zostało tylko kilka zniszczonych szafek, w jednej przez uchylone drzwiczki dostrzegłam nawet jakieś naczynia. Zaczęłam gorączkowo szukać wejścia do piwnicy. Bardzo chciałam je znaleźć, a równocześnie bałam się co tam znajdę.
- Gdzie jesteś? Gdzie jesteś? – Mruczałam do siebie pod nosem, jednak nic nie wskazywało na to, że jest tu gdzieś przejście prowadzące do piwnicy. Westchnęłam zrezygnowana. Wyszłam na zewnątrz i okrążyłam budynek kilka razy. Nie było tutaj kompletnie nic. Wściekła kopnęłam kamień leżący nieopodal, a razem z nim część liści. To co ujrzałam sprawiło, że serce zabiło mi szybciej. Pod liśćmi ukryta była klapa, zobaczyłam metalowy uchwyt połyskujący w świetle latarki. Odgarnęłam pozostałe liście, złapałam za zimny uchwyt, pociągnęłam i nic. Klapa okazała się bardzo ciężka. Odłożyłam latarkę i spróbowałam obiema rękami tym razem delikatnie drgnęła do góry. Poprawiłam chwyt i pociągnęłam z całej siły, klapa odskoczyła i po chwili stałam przed głęboką dziurą w ziemi. Poświeciłam latarką, w dół prowadziła drabina, była zardzewiała i brakowało kilku szczebli. Miałam więc nadzieję, że wytrzyma mój ciężar. Dziura była dosyć głęboka jakieś 5 albo 6 metrów. Nie chciałabym tam spaść. Schowałam latarkę do plecaka, wolałam mieć wolne ręce, żeby móc mocno trzymać się drabiny.  Powoli zeszłam na dół, za każdym razem sprawdzając czy niżej na pewno znajduje się stopień i czy wytrzyma mój ciężar. Po około pięciu minutach stałam w całkowitych ciemnościach, w niewielkim pomieszczeniu pod ziemią. Wyciągnęłam latarkę, żeby się rozejrzeć. Nie było tutaj nic godnego uwagi oprócz solidnych, wyglądających na nowe drzwi. Do tego strasznie śmierdziało stęchlizną. Przycisnęłam rękaw kurtki do nosa i podeszłam sprawdzić, czy dam radę otworzyć drzwi. Niestety były zamknięte. Nie potrafiłam ich otworzyć, nie byłam włamywaczem. Przyłożyłam ucho, próbując wyłapać hałasy  świadczące, że ktoś jest w środku. Cisza, to jednak nie znaczyło, że nikogo tam nie ma. Nie byłam pewna czy to rozsądne ale zastukałam pięścią w drzwi.
- Jest tam ktoś? – Zawołałam. W odpowiedzi usłyszałam cichy jęk. Był niezwykle słaby, ale byłam pewna, że go słyszałam. – Drzwi są zamknięte, muszę wrócić na górę i wezwać pomoc. Zaraz wracam.
- Nie – tym razem głos był nieco wyraźniejszy. – Nie ma na to czasu, on zaraz wróci. – Nie usłyszałam nic więcej, bo mężczyzna zaczął potwornie kaszleć. Jak długo on tam siedzi?
- Jak mam ci pomóc? – Musiałam się uspokoić bo czułam wzbierającą panikę.
- Znajdź klucz, pospiesz się. – Zaczęłam rozglądać się po pomieszczeniu, jednak nie było tam żadnej kryjówki. Ściany i podłoga były zupełnie gładkie. Wróciłam na górę i pobiegłam przeszukać domek. Przetrząsnęłam wszystkie szafki i zajrzałam w każdy kąt. W końcu znalazłam obluzowaną deskę w podłodze, dzięki niewielkiej dziurce można było bez problemu wyjąc deskę. W środku połyskiwał niewielki klucz. Zabrałam go i natychmiast pobiegłam z powrotem, tym razem nie uważałam już tak bardzo na drabinie i kilka razy niewiele brakowało żebym z niej spadła. W końcu znów stanęłam pod drzwiami  miałam problem trafić kluczem do zamka ponieważ ręce mi się trzęsły, a do tego było zupełnie ciemno.  Po kilku chwilach zmagań, mogłam w końcu zajrzeć do środka. Pomieszczenie wyglądało dokładnie tak jak w moim śnie.  Niewielkie i ciemne, jedyna żarówka pod sufitem musiała się już przepalić. Na brudnych ścianach widziałam ciemniejsze plamy, jednak z daleka nie potrafiłam stwierdzić co to jest,  miałam tylko nadzieję, że nie krew. Uniosłam latarkę i podążyłam wzrokiem za światłem. Ciarki przeszły mi po plecach na myśl, że ktoś równie dobrze mógłby mnie uwięzić w takich warunkach. Zrobiłam kilka kroków do przodu i poczułam, że ten okropny zapach jest tu jeszcze silniejszy. Starałam się oddychać przez usta, ale niewiele to pomagało. W tym momencie światło latarki padło na coś leżącego pod przeciwległą ścianą. Podeszłam tam, mimo że nogi miałam jak z waty.
- O mój boże. – Wymamrotałam widząc, że to człowiek. Był potwornie poraniony, ręce miał skrępowane na plecach grubym sznurem. Ubrania podarte w wielu miejscach. Gdy podbiegłam bliżej zauważyłam, że każdy skrawek jego ciała pokryty jest paskudnymi ranami. Włosy miał brudne i posklejane. Leżał twarzą do ziemi, a z kącika jego ust kapała krew. Starając się nie myśleć o tym, że prawdopodobnie jest już martwy, przyklękłam przy nim i zaczęłam szukać pulsu. Ogarniała mnie coraz większa panika, gdyż nie wyczuwałam bicia serca. Złapałam za gruby sznur na jego rękach i zaczęłam rozplątywać węzeł. Gdy po kilku minutach się z tym uporałam, ostrożnie przewróciłam rannego na plecy. Delikatnie przyłożyłam ucho do jego piersi, mając nadzieję, że w ten sposób uda mi się usłyszeć bicie serca. Jednak sekundy mijały, a ja nie słyszałam ani jednego uderzenia serca. Cofnęłam się czując narastającą rozpacz. Czułam się winna, gdybym znalazła go wcześniej, mógłby jeszcze żyć.  Nagle mężczyzna gwałtownie wciągnął powietrze do płuc i usiadł rozglądając się we wszystkie strony. Wystraszył mnie i ledwo powstrzymałam się przed krzyknięciem. Po chwili jego wzrok zatrzymał się na mojej twarzy.
- To ty… a więc jednak usłyszałaś moje prośby…  - Powiedział, czułam się jakby mimo ciemności mógł dostrzec każdy szczegół mojej twarzy.
- Musimy cię stąd wydostać. Możesz chodzić?
Skinął głową. Obserwowałam jak stara się wstać, krzywiąc się przy tym z bólu. Zauważyłam, że opiera cały ciężar ciała na jednej nodze. Wątpiłam, żeby w takim stanie dał radę wejść po drabinie, ale nie było innego wyjścia. Chciałam zadać mu mnóstwo pytań, powstrzymałam się jednak, uznając że powinien oszczędzać siły.  Przez chwilę obserwowałam jak przymierza się do wejścia na drabinę.
-Może tu zaczekasz, a ja sprowadzę pomoc? – Zaproponowałam, jednak on nie odpowiedział, tylko wspinał się dalej. Wykorzystywał siłę rąk, aby podciągnąć się na każdy kolejny szczebel. Zdałam sobie sprawę, że od jakiegoś czasu gapię się jak pod koszulą, pracują jego mięśnie. Otrząsnęłam się i również zaczęłam powoli wspinać.  W końcu wydostaliśmy się z tej okropnej piwnicy. Gdy tylko stanęłam na trawie, wyciągnęłam komórkę w poszukiwaniu zasięgu.
- Cholera! – Krzyknęłam, zła że nie mogę wezwać pomocy. Mężczyzna siedział oparty o ścianę leśniczówki i przyglądał mi się spod zmrużonych powiek. – Wiem kiepski ze mnie ratownik.
- Nie przejmuj się, te rany wkrótce się zagoją. Usiądź na chwilę, nie jestem jeszcze gotów ruszyć dalej.
Usiadłam naprzeciwko i zaczęłam palcami skubać trawę.  Adrenalina towarzysząca mi przez większość czasu trochę opadła i zaczynałam odczuwać zmęczenie. Uznałam, że muszę przerwać te ciszę bo zaczynało się robić niezręcznie.
- Mogę zapytać, jak masz na imię? – Podniosłam wzrok, żeby na niego spojrzeć. Zobaczyłam ten sam blask niebieskich oczu, który widywałam w snach.
-Wybacz, z tego wszystkiego zapomniałem się przedstawić.  Nazywam się Rafael.
Czułam się coraz swobodniej w jego obecności i już chciałam zadać kolejne pytanie, ale o kontynuował zanim zdążyłam się odezwać.
- Wiem, że masz mnóstwo pytań i obiecuję na wszystkie odpowiedzieć, w swoim czasie. A teraz powinniśmy już ruszać.

Starałam się po drodze nawiązać rozmowę i jeszcze czegoś się dowiedzieć. Jednak Rafael konsekwentnie milczał, lub uśmiechał się ze zrozumieniem i cierpliwie odpowiadał, że niedługo wszystkiego się dowiem.


czwartek, 23 czerwca 2016

Rozdział 5

Las


Wiedziałam, że to co chcę zrobić to totalne szaleństwo, ale musiałam spróbować. Następnego dnia była sobota miałam więc dużo czasu. W naszej okolicy był tylko jeden las. Byłam w nim kilka razy, jednak zawsze trzymałam się wyznaczonej ścieżki. Rodzice zawsze przestrzegali mnie przed schodzeniem ze szlaku. Tłumacząc jak łatwo można się wtedy zgubić. Wzięłam niewielki plecak do którego włożyłam butelkę wody i kilka batoników. Nie wiedziałam ile czasu zajmie mi ta wycieczka dlatego powiedziałam rodzicom, że idę się uczyć do Zuzy i wrócę późno. Z przyjaciółką umówiłyśmy się, że jeżeli nie wrócę do 21 wieczorem to powie moim rodzicom prawdę. Miałam nadzieję, że do tego nie dojdzie, mogłam sobie wyobrazić jak byliby wściekli.
Po drodze zastanawiałam się, które miejsca powinnam sprawdzić najpierw. Pierwsze co przyszło mi do głowy to stara leśniczówka. Pamiętam, że gdy jeszcze byłam dzieckiem, chodziliśmy tam z rodzicami. Przyjaciel mojego taty, był kiedyś leśniczym. Jednak w tej chwili jest już na emeryturze, a budynek stoi opuszczony. To miejsce idealnie pasowało do tego co widziałam we śnie. Tylko że z tego co pamiętałam w tamtej chatce nie było piwnicy, a we śnie wyraźnie widziałam piwnicę. Droga w lesie była pusta, latem jest tutaj pełno spacerowiczów, jednak w zimny listopadowy poranek nikt nie ma ochoty przychodzić w to miejsce. Z wycieczek z rodzicami pamiętałam, że aby dojść do chatki leśniczego trzeba zejść ze ścieżki w prawo, zaraz za dużym kamieniem porośniętym mchem. Miałam tylko nadzieję, że ten głaz wciąż tam jest. Przez ten czas wiele mogło się zmienić. Po kilku minutach marszu uśmiechnęłam się, dostrzegając  ma brzegu ścieżki skałę, na którą tak często wdrapywałam się w dzieciństwie. Wydawało mi się, że kiedyś jej spory fragment wystawał na drogę, ale może to tylko moje wrażenie. Wszystko szło zadziwiająco łatwo, zaczęłam się więc zastanawiać co zrobię, jeżeli  faktycznie znajdę tam uwięzionego mężczyznę. I co jeżeli będzie tam też ten który go przetrzymuje? Uświadomiłam sobie, że w razie potrzeby nie będę potrafiła się przecież bronić. Naszła mnie myśl, że może jednak powinnam zawrócić.  Coś jednak ciągnęło mnie w głąb lasu. Rozważałam zadzwonienie na policje, gdy już dotrę w pobliże leśniczówki, jednak musiałbym mieć pewność, że ktoś tam jest. Inaczej wezmą mnie za wariatkę, że wzywam ich przez koszmar senny. Nie, policja odpadała. Przez te rozmyślania, nie zauważyłam nawet, jak bardzo zbliżyłam się do celu. Z tej odległości wyraźnie widziałam leśniczówkę.  Podeszłam bliżej i ostrożnie przez brudną szybę zajrzałam do środka. Miałam wrażenie, że coś tam się poruszyło, cofnęłam się przestraszona. Jednak po chwili zajrzałam ponownie. Szyba była tak brudna, że nie sposób było cokolwiek dostrzec. Zachowując najwyższą ostrożność podeszłam do drzwi, były lekko uchylone, ale wciąż nie widziałam czy ktoś jest w środku. Zaryzykowałam i pchnęłam je delikatnie, z głośnym skrzypnięciem otworzyły się szerzej. Weszłam do środka, było tam zaskakująco czysto jak na nieużywany od lat domek stojący w środku lasu. Coś poruszyło się w sąsiednim pomieszczeniu. Zamarłam i nasłuchiwałam. Rozejrzałam się za jakąś kryjówką jednak nie zauważyłam miejsca w który mogłabym się schować. Serce waliło mi jak oszalałe. Co też mi przyszło do głowy przychodzić tutaj zupełnie samej? Jednak gdy zobaczyłam kto wychodzi z pokoju obok, częściowo odetchnęłam z ulgą. Lukas spojrzał na mnie zaskoczony i chyba trochę zirytowany.
- Co tu robisz? – Zapytał, przeszywając mnie spojrzeniem. Nie wiedziałam co mam mu powiedzieć, miałam wrażenie, że rozpozna każde moje kłamstwo.
- Ja… zgubiłam się w lesie… i pomyślałam, że może jest tu ktoś kto mógłby mi pomóc… - Wlepiłam wzrok w podłogę i czekałam na jakąś reakcje.  Ciągle zadawałam sobie też pytanie dlaczego wiecznie spotykam gdzieś tego faceta?
- W porządku. – Odparł już łagodniejszym tonem, najwyraźniej musiał mi uwierzyć. – Zaczekaj chwilę to odprowadzę cię do miasta.
- A ty co tutaj robisz? – Zapytałam, odzyskując nieco pewności siebie.  Mimo to dziwny lęk odczuwalny w jego obecności nie zniknął.
- Ciekawość to pierwszy stopień do piekła, Lauro. – Uśmiechnął się zawadiacko. – Ale skoro już musisz wiedzieć. Po prostu lubię tu przychodzić, jest tak cicho z dala od tłumu ludzi i samochodów. Właśnie kończyłem sprzątać kiedy mi przerwałaś.
Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Faktycznie było tu całkiem czysto. Na podłodze nie było kurzu, ani starych liści, które wpadały zazwyczaj przez niedomykające się drzwi. Usunięto też meble, zostawione przez ostatniego właściciela, a pod sufitem świeciła żarówka.
- Masz tutaj prąd? – Zagadnęłam, pamiętam, że przyjaciel taty zawsze żalił się na problemy z elektrycznością.
- Przyniosłem, stary generator, wystarcza, żeby zasilić dwie żarówki.
Nastała chwila ciszy po której Lukas, znów się odezwał.
- Lauro, chciałem cię przeprosić. Przy naszej ostatniej rozmowie, chyba trochę cię wystraszyłem, a nie taki był mój cel. Przepraszam, wybaczysz mi? – Wyciągnął do mnie rękę w pojednawczym geście. Wahałam się przez moment, ale uścisnęłam jego dłoń.
- Proponuję napić się gorącej herbaty, a później wyruszyć do miasta. Co ty na to? – Posłał mi kolejny ciepły uśmiech. Miałam mieszane uczucia co do Lucasa, z jednej strony był taki miły, a z drugiej to jego dziwne zachowanie ostatnio i moje złe przeczucia.
- Herbata brzmi bardzo kusząco. Nieźle zmarzłam w tym lesie.  – Uśmiechnął się i zniknął w pomieszczeniu obok.  
Czas kiedy Lucas przygotowywał herbatę wykorzystałam na dokładniejsze rozejrzenie się. W końcu przyszłam tutaj w konkretnym celu. Obeszłam całe pomieszczenie, jednak nigdzie nie znalazłam wejścia do piwnicy. Mogło znajdować się na zewnątrz, ale nie mogłam teraz wyjść nie wzbudzając podejrzeń.
W momencie, gdy Lucas wrócił z dwoma kubkami gorącej herbaty. Usłyszałam dziwny hałas dochodzący jakby z pod podłogi. Brzmiało to jakby coś ciężkiego uderzyło o podłogę. Drgnęłam przestraszona.
- Co to za hałas? – Zapytałam, biorąc kubek i zbliżając go do ust.
- To pewnie kot. Kiedy tu jestem pozwalam mu polować na myszy. Strasznie dużo biega ich po piwnicy. – Wydawał się przekonywujący, ale coś mi podpowiadało, że to wcale nie był kot.
- Mam tylko nadzieję, że nie przychodzą na górę – Powiedziałam, biorąc kolejny łyk, cudownie rozgrzewającego napoju.
- Czyżbyś bała się gryzoni?  - Zobaczyłam, psotne iskierki w jego czarnych oczach. Nigdy nie widziałam człowieka o tak niesamowicie ciemnych tęczówkach.
- Są znośnie, dopóki nie wchodzą mi w drogę.
Rozmawialiśmy jeszcze przez chwilę, a gdy herbata się skończyła. Lucas tak jak obiecał odprowadził mnie do miasta. Byłam zaskoczona tym jak dobrze nam się rozmawiało. Towarzyszący mi przez większość czasu niepokój zaczął powoli zanikać. Kiedy byłam już tylko kilka przecznic od domu, komórka w mojej kieszeni zaczęła głośno dawać o sobie znać. Odebrałam połączenie od Zuzy, odetchnęła z ulgą, słysząc, że nic mi nie jest. Streściłam jej przebieg mojej wyprawy. Po jej głosie wywnioskowałam, że jest niesamowicie podekscytowana. Ja jednak nie byłam zadowolona, nie dowiedziałam się prawie niczego. A chłopak ze snu nadal gdzieś tam był i potrzebował mojej pomocy. 

środa, 8 czerwca 2016

Rozdział 3


Chyba zwariowałam


Ocknęłam się gwałtownie, słysząc dźwięk oznaczający przyjście SMS-a. W głowie wciąż miałam obraz tego mężczyzny, powtarzającego moje imię. Teraz miałam pewność, to nie był tylko wytwór mojej wyobraźni. Naprawdę ktoś potrzebował mojej pomocy. Fascynowało mnie to, a równocześnie przerażało. Spojrzałam na wyświetlacz, żeby odczytać wiadomość. Brzmiała ona: Spotkajmy się o 18 pod moim domem. Zerknęłam na godzinę i okazało się, że mam pięć minut. Błyskawicznie się zebrałam i wybiegłam z domu, wołając do rodziców, że za niedługo wrócę. Kiedy dotarłam na miejsce, Zuzka już na mnie czekała.
- Co tak długo? – Zapytała zniecierpliwiona.
- Przepraszam, zasnęłam czekając aż mi odpiszesz. – Usprawiedliwiłam się.
- No dobra nic się nie stało. Mów lepiej czego chciał ten facet.
Szłyśmy ulicą, ciesząc się kilkoma promieniami słońca, które wyszło zza chmur.
- W sumie to nic takiego. Przyszedł oddać mi portfel, który zgubiłam przed kawiarnią. – Odparłam, chcąc przejść do tematu kolejnego snu, który teraz dużo bardziej mnie interesował, niż jakiś koleś.
- Laura… Ty przecież, nie miałaś dzisiaj portfela. – Powiedziała mocno zaniepokojona. – Pamiętasz, zapłaciłam za nas obie, bo już w drodze powiedziałaś mi, że twój portfel został na biurku.
Przeanalizowałam jeszcze raz dokładnie cały dzień. Przypomniałam sobie, że dzień wcześniej chowałam kieszonkowe i położyłam portfel na biurku, a później już go nie zabrałam. Nasuwało się więc pytanie: Skąd ten mężczyzna go wziął?
- Cholera, o co tutaj chodzi? Jakiś nieznajomy pojawia się w moich snach wołając mnie po imieniu. Inny przynosi mi portfel, którego nie zgubiłam. Ja chyba zaczynam wariować.
- Ej, chwila. Znowu miałaś sen?
Skinęłam głową przeczesując włosy palcami. Byłam okropnie zdenerwowana, ale udało mi się opowiedzieć co widziałam tym razem. Podczas tej rozmowy dotarłyśmy z powrotem do domu Zuzki. Wpadła ona na pewien pomysł poszukania czegoś w Internecie. Nie sądziłam, żeby to mogło się udać, miałyśmy za mało informacji.
- Dobra, mów wszystko co pamiętasz. Najpierw o tym facecie, który oddał ci portfel. Przynajmniej wiemy, że jest prawdziwy. – Powiedziała, włączając przeglądarkę na swoim laptopie.
- Powiedział że ma na imię Lucas. – Przyglądałam się przez chwilę jak przyjaciółka pisze na laptopie, zastanawiając się nad szczegółami. – Był wysoki, miał ciemne, prawie czarne włosy i oczy bardzo podobnego koloru. Chociaż przez chwilę miałam wrażenie że…
- No, mów dalej. – Zachęciła mnie, gdy przerwałam.
- Oh, to nic, to pewnie tylko moja wyobraźnia.
Jednak Zuza nadal uparcie czekała, aż powiem wszystko do końca. Westchnęłam i dodałam:
- Wydawało mi się, że jego oczy błysnęły na czerwono, ale jak mówię to pewnie moja wyobraźnia.
Bardzo długo szukałyśmy czegokolwiek, jednak nie znalazłyśmy nic konkretnego. Nie było nikogo o takim imieniu i wyglądzie. Następnie sprawdziłyśmy jeszcze mężczyznę z mojego snu jednak i tutaj utknęłyśmy z brakiem informacji. W końcu zrobiło się późno i uznałam, że najwyższy czas wracać do domu.
Kiedy tylko znalazłam się w swoim pokoju, chciałam jeszcze raz przyjrzeć się portfelowi. Wyglądał tak jak zwykle, czarny, skórzany, z wytłoczonymi wzorami. Z pewnością mój. Otworzyłam go, żeby zajrzeć do środka i sprawdzić czy nic nie zginęło. Na szczęście wszystko było na swoim miejscu, a nawet coś więcej. Wyjęłam małą błękitną karteczkę z wiadomością:
Spotkajmy się jutro o 17:00 przed kawiarnią, będę czekał. Lucas.  

Rozdział 4

Więcej pytań i jeszcze mniej odpowiedzi.


Postanowiłam pójść na spotkanie z Lucasem. Odrobinę się obawiałam. Ten facet wywoływał we mnie pewien rodzaj niepokoju, nie miałam pojęcia dlaczego, po prostu to uczucie zawsze pojawiało się w jego obecności. Zuza najpierw kategorycznie zabroniła mi tam iść, ale w końcu uznała, że gdyby chciał mnie zabić, nie umówiłby się ze mną w środku miasta.
Czekałam więc w umówionym miejscu, okropnie zestresowana i co chwilę zerkałam na zegarek. Pięć minut po siedemnastej, może nie przyjdzie, pomyślałam.
- Witam. – Wciągnęłam gwałtownie powietrze, słysząc za plecami jego głos.
- Spóźniłeś się. – Stwierdziłam oburzona, pokazując na zegarek.
- Wybacz, to się więcej nie powtórzy. Masz moje słowo. - Bardzo długo patrzył mi w oczy, przez co poczułam się strasznie niepewnie i odwróciłam wzrok.
- Więc czemu chciałeś mnie widzieć? – Zagadnęłam, gdy ruszyliśmy wzdłuż ulicy.
- Chciałem po prostu, bliżej cię poznać. Jesteś bardzo interesującą osobą Lauro.
- A co we mnie takiego niezwykłego? – Zapytałam, w duchu zastanawiając się, ilu dziewczynom przede mną sprzedał dokładnie ten sam tekst.
- Wszystko. Zaczynając od twojego wyglądu. Kończąc na dręczących cię koszmarach.
Zatrzymałam się, całkowicie zdębiała. Nie mógł o tym wiedzieć. Wśród kilku osób, którym opowiedziałam o moich snach, nie było takiej, która mogłaby coś wygadać.
- Kto ci o tym powiedział? Skąd wiesz o snach? – Mimo zdenerwowania, ton mojego głosu był opanowany, ale zimny tylko po tym dało się usłyszeć, jak jestem wściekła. Nie chciałam żeby o tym wiedział. Moje sny to moja prywatna sprawa.
- Nikt mi nie powiedział. Widzę to w twoich oczach. Są podkrążone i lekko zaczerwienione. Dlatego że nie sypiasz zbyt dobrze, ale nie przejmuj się, wciąż są bardzo piękne. – Wyciągnął w moją stronę dłoń, jakby chciał dotknąć mojej twarzy, jednak szybko się odsunęłam i odtrąciłam jego rękę.
- Trzymaj się ode mnie z daleka. – Zrobiłam zdecydowany krok, chcąc jak najszybciej odejść. Wcześniej wzbudzał we mnie tylko lekki niepokój, teraz był to już czysty strach. Nagle poczułam jak Lucas łapie mnie za przegub.
- Nie szukaj człowieka ze swoich snów. – Zabrzmiało to jak ostrzeżenie. Bardzo poważne ostrzeżenie. Mogła to być nawet groźba, jakby chciał mi przekazać, że jeżeli nie posłucham to zrobi mi krzywdę.
Wyszarpnęłam rękę z jego uścisku i czym prędzej odeszłam w stronę domu.  Kilka razy obejrzałam się przez ramię, żeby mieć pewność, że za mną nie idzie. Jednak on tylko odprowadzał mnie wzrokiem, aż zniknęłam za rogiem. Dopiero w domu odetchnęłam z ulgą.
Kiedy tylko zamknęłam się w swoim pokoju, poczułam potworny ból głowy. Jakby ciśnienie próbowało rozsadzić mi czaszkę od środka. Stęknęłam i osunęłam się na podłogę przyciskając dłonie skroni. Zobaczyłam serię obrazów: las, niewielki dom, piwnica, mężczyzna przykuty czymś do ściany, krew i błysk intensywnie niebieskich oczu. Usłyszałam jakiś krzyk i gwałtownie się ocknęłam. Zobaczyłam Zuzę pochylającą się nade mną z przerażoną miną.
- Ocknęłaś się, całe szczęście. – Powiedziała, wydając z siebie westchnienie ulgi. – Możesz wstać?
Pokiwałam głową i zaczęłam się podnosić, Zuza podtrzymała mnie i pomogła mi usiąść na łóżku.
- Dzięki. – Powiedziałam, próbując dojść do siebie po tym okropnym wydarzeniu.
- Co ci się stało? Miałaś jakiś atak? – Dopytywała spanikowana przyjaciółka. – Potrzebujesz jakiś leków? Czemu nie wiem, że musisz brać leki?
- Nie muszę, nie jestem chora. – Odparłam pocierając skronie, ciągle czułam pulsujący ból w głowie. –Miałam jakąś wizję. – Dodałam, a Zuza patrzyła na mnie, jakby poważnie rozważała wezwanie lekarza.
- Wizję? Jesteś jakimś medium czy coś?
- Nie mam pojęcia! Nie wiem czym jestem, ani co się dzieje! – Krzyknęłam. Byłam coraz bardziej przerażona. Próbowałam sobie to wszystko poskładać w logiczną całość, ale żadne elementy do siebie nie pasowały. Jakbym próbowała ułożyć puzzle, nie mające ze sobą nic wspólnego.
- No dobrze spokojnie. Co widziałaś? – Usłyszałam nutkę ciekawości w głosie przyjaciółki. Spróbowałam przypomnieć sobie każdy szczegół.
- To wyglądało tak, jakby ktoś próbował pokazać mi drogę… O mój Boże! Już wiem! Wiem gdzie on jest! – Zawołałam uradowana, zrywając się z miejsca.
- Co jest? Kto jest? Ja nadal nic nie rozumiem. – Powiedziała zrezygnowana Zuza.
- Chłopak ze snu! Już wiem gdzie go znaleźć. – Wyjaśniłam. – Nie wiem kim on jest, ani kim jest Lucas, ani o co dokładnie chodzi, ale wiem że muszę go znaleźć.  





środa, 25 maja 2016

Hej, mam dla was kolejny rozdział :) Ostatnio wena powróciła i uznałam, że mogę dodać coś trochę szybciej. Chciałam dodawać tę historię w osobnej zakładce na blogu, ale niestety blogger nie chce ze mną współpracować i zakładka nie działa :(  no więc będzie to po prostu na stronie głównej a linki do osobnych rozdziałów znajdziecie w spis treści. Pozdrawiam wszystkich i zapraszam do czytania. Chciałam też szczególnie podziękować Candy Drottning za te wszystkie komentarze i wytrwałość, że mimo tak długich przerw wciąż tu zagląda, czyta i komentuje. Dziękuję ci bardzo, to naprawdę wspaniałe widzieć, że ktoś docenia twoją pracę. Oczywiście jestem wdzięczna każdemu, za każdy komentarz i każdą opinię, ale uznałam, że Candy należą się osobne podziękowania. (znów krótko, ale kolejny rozdział również pojawi się szybciej)

Rozdział 2

Niepokojący gość i kolejny koszmar.

Siedziałam w swoim pokoju z kubkiem parującej herbaty i zadaniem domowym przed sobą. W szkole nie wydarzyło się już nic niezwykłego. Zwykły, nudny dzień.  Nagle ciszę panującą w domu przerwał krótki dzwonek do drzwi. Usłyszałam kroki mamy idącej otworzyć, postanowiłam więc nie odrywać się od pracy. Przez chwilę, przygryzając końcówkę długopisu przysłuchiwałam się niewyraźnym odgłosom rozmowy. Moją uwagę przyciągnął fakt, że byłam niemal pewna iż padło moje imię. 
- Laura, podejdź tu proszę. – Tym razem nie miałam wątpliwości, mama wołała mnie z jakiegoś powodu. Byłam bardzo ciekawa o co chodzi, nie spodziewałam się gości. Pospieszyłam więc do drzwi wejściowych i stanęłam jak wryta, nie mogąc wydobyć z siebie słowa. W wejściu stał ten sam mężczyzna, którego rano widziałam przed kawiarnią. Te same ciemne włosy i praktycznie czarne oczy. Atletyczna sylwetka i ubrania pod kolor oczu. 
- Ten młody mężczyzna twierdzi, że ma coś co należy do ciebie. – Powiedziała mama z ciepłym uśmiechem na twarzy. To wyrwało mnie z osłupienia.
- O co chodzi? – Zapytałam, coś niepokoiło mnie w fakcie, że ten mężczyzna wie gdzie mieszkam. Wydał mi się podejrzany, chociaż nie potrafiłam wyjaśnić dlaczego. Może to przez ten błysk w oku? – Szybko odpędziłam tę myśl. Uznałam to za przywidzenie i tyle.
- Zgubiłaś to dziś rano, kiedy wychodziłaś z kawiarni. – Odpowiedział aksamitnym głosem, podając mi czarny skórzany portfel, który natychmiast rozpoznałam.
- Skąd pan to ma? – Nie udało mi się ukryć zdenerwowania. Nie mogłam sobie przypomnieć, czy faktycznie portfel mógł mi gdzieś wypaść.
- Już mówiłem wypadło ci. Daj spokój z tym oficjalnym tonem. Nazywam się Lucas. – Wyciągnął do mnie dłoń, uśmiechając się miło. – Sądząc po tym co wyczytałem w dokumentach, jestem tylko trochę starszy od ciebie. – Widział, że nie zamierzam podać mu ręki więc cofnął dłoń. Najwyraźniej był trochę zawiedziony, bo uśmiech zniknął z jego twarzy.
- Dziękuję za zwrot, a teraz przepraszam jestem bardzo zajęta. – Wyrzuciłam z siebie te słowa jak z karabinu maszynowego i zatrzasnęłam drzwi.  Uświadomiłam sobie, że było to trochę niegrzeczne z mojej strony. Mimo to nie miałam ochoty na kontynuowanie tej rozmowy, czy bliższą znajomość. Wróciłam do swojego pokoju, uznając, że muszę czym prędzej napisać do Zuzy o tym co przed chwilą się wydarzyło. Siedziałam na łóżku czekając na odpowiedź, która jednak nie nadchodziła, mijały minuty a telefon wciąż milczał. W końcu poczułam wszechogarniające zmęczenie. Próbowałam z tym walczyć, ale moje wysiłki okazały się daremne i opadłam na poduszkę.
Tym razem mężczyzna siedział na krześle, ręce miał związane za plecami, głowa opadała na pierś, oczy były zamknięte. Pomieszczenie było ciemne, okno zostało zabite  deskami a jedyna zwisająca z sufitu żarówka, dawała niewiele światła, do tego co chwilę gasła. W pomieszczeniu był ktoś jeszcze, skryty w cieniu, chodził pod tylną ścianą pomieszczenia tam i z powrotem, mrucząc coś do siebie jakby na coś czekał. Nagle mężczyzna siedzący na krześle, gwałtownie podniósł głowę. Jego oczy otworzyły się, wciąż miały tak samo intensywny kolor, jednak straciły dawny blask, jakby przysłonił je jakiś cień. Usta mężczyzny poruszały się, chociaż na początku nie wydobył się z nich żaden dźwięk, dopiero po chwili dało się słyszeć jedno słowo powtórzone trzy razy, szeptem. Słowa te pełne były nadziei.

- Lauro, Lauro, Lauro.

niedziela, 22 maja 2016

Hej, wszystkim na początek kilka informacji. Wiem że ostatnio bardzo zaniedbałam bloga. Nie jestem z tego zadowolona, ale cóż, potrzebowałam przerwy (długiej przerwy). Do tego w kwietniu kończyłam szkołę, więc nie miałam głowy do pisania opowiadań. Mam coś dla was, ale nie jest to fanfiction, nie ma nic wspólnego z avengersami, Lokim itd. Jeżeli się spodoba to będę bardzo szczęśliwa, jeżeli nie. No cóż trudno. Jeżeli chodzi o "Co by było gdyby...?" nie porzucam pomysłu. Mam nadzieję, że uda mi się to skończyć. Przepraszam was bardzo za takie przerwy w postach, teraz chcę się już porządnie wziąć do roboty, mam nadzieję że mi się to uda. Pozdrawiam was wszystkich i chętnych zapraszam do czytania.
----------------------------------------------------------------------------------------

Prolog

Koszmar


Młody mężczyzna biegł przez ciemny las. Panowała  głęboka, ciemna noc, oświetlona tylko blaskiem księżyca w pełni. Słychać było tylko delikatne szeleszczenie liści poruszane spokojnym wiatrem i szybkie ciężkie kroki mężczyzny. Biegł już długo, na jego twarzy widać było kropelki potu, a oddech był szybki i nierówny. Jasne krótkie włosy przykleiły się teraz do czoła, niesamowicie intensywnie niebieskie oczy pełne były przerażenia i bólu. Koszulę miał rozdartą w kilku miejscach, a na plecach dwie spore plamy krwi. Gałęzie chłostały go po nogach i twarzy mimo to nie przerwał biegu. Obejrzał się za siebie, to co go goniło wciąż było tuż za nim, niezwykle blisko. Ogromny, czarny cień, dwa świecące punkciki, które zapewne były oczami, błyskały na czerwono. Nagle uciekający mężczyzna potknął się o wystający korzeń drzewa i z głośnym jękiem upadł na ziemię. Czołgał się przez chwilę po leśnej ścieżce, desperacko próbując uciec przed tym co go ścigało.
- Pomocy... - Wyszeptał, wyciągając przed siebie rękę, jakby chciał się czegoś złapać, gdy goniąca go postać chwyciła go za nogę i pociągnęła w tył.
----------------------------------------------------------------------------------------------

Rozdział 1

Tajemniczy obserwator



- NIE! - Usłyszałam własny krzyk, który gwałtownie przerwał nocną ciszę, budząc pozostałych domowników. Usiadłam na łóżku i podciągnęłam nogi pod brodę, drżąc ze strachu. Kolejny koszmar w tym tygodniu. Do pokoju wpadli zaspani rodzice, zapalając światło. Zmrużyłam oczy, próbując przyzwyczaić się do mocnego oświetlenia.
- Znowu miałaś zły sen? - Zapytała mama z troską w głosie. Usiadła na brzegu łóżka i przytuliła mnie, widząc  że wciąż się trzęsę.  - Chodź napijesz się gorącego mleka, to cię uspokoi.
Elektroniczny budzik na szafce nocnej wskazywał szóstą rano.
- Dzięki mamo, nie trzeba i tak muszę już wstać. – Wygrzebywanie się z łóżka w zimny listopadowy ranek, nie było niczym przyjemnym. Rodzice wyszli już z pokoju, a ja skierowałam swoje kroki prosto do łazienki. Po szybkim gorącym prysznicu, ubrałam się w zwykły strój do szkoły i zeszłam na śniadanie. Mama stała przy kuchence i smażyła dla wszystkich naleśniki na śniadanie.  Wzięłam gorący jeszcze placek, posmarowałam dżemem truskawkowym i zaczęłam jeść w milczeniu. Ojciec obserwował mnie z nad czytanej gazety.
- Jesteś strasznie blada Lauro, może powinnaś porozmawiać o tych snach z jakimś lekarzem. – Zasugerował, jego troska nie została jednak dobrze odebrana. Te ostatnie koszmary sprawiły, że byłam niezwykle rozdrażniona.
- To tylko sen, nic mi nie będzie. – Odparłam, nie mając ochoty na dalszą rozmowę, na ten temat. Cieszyłam się, że rodzice tak o mnie dbają, jednak czasem moim zdaniem mocno przesadzali. Nie ja jedna na świecie mam koszmary senne, to zdarza się każdemu.
- Może chociaż odwiozę cię do szkoły? – Zaproponował nie zrażony moim tonem.
- Wolę pójść pieszo.  – Dokończyłam jeść naleśnika, spojrzałam na zegar, stwierdzając  że jeśli zaraz nie wyjdę to spóźnię się na pierwszą lekcję. Wzięłam więc plecak, pożegnałam się z rodzicami i szybko wyszłam z domu.

Droga do szkoły zdawała się ciągnąć w nieskończoność, może to przez brak porządnego snu, a może dlatego, że myślami wciąż wracałam do tajemniczego mężczyzny ze snu. Z jakiegoś nie znanego mi powodu martwiłam się o niego. Byłam pewna, że nie jest on jedynie wytworem mojej wyobraźni, ale rzeczywistym człowiekiem i  że naprawdę potrzebuje  pomocy. Tylko gdzie on teraz jest? I jak mogę mu pomóc? Z zamyślenia wyrwał mnie głos przyjaciółki.
- Hej, Laura! Słuchasz mnie w ogóle?
Nawet nie wiedziałam kiedy weszłam na teren szkoły i nie miałam pojęcia co przed chwilą mówiła przyjaciółka.
- Przepraszam Zuza, możesz powtórzyć?
- Mówiłam, że nie mamy pierwszej lekcji. Matematyczka  się rozchorowała. Szczęście co?
- Mhm… - Zazwyczaj taka wiadomość  niesamowicie by mnie ucieszyła, jednak nie tym razem. Zupełnie nie potrafiłam podzielić entuzjazmu przyjaciółki.
- Znowu miałaś ten sen? – Zapytała, patrząc na mnie podejrzliwie. Tylko Zuza wiedziała co dokładnie mi się śniło. Rodzice myśleli, że to tylko zwykłe koszmary. Tymczasem te sny łączyły się ze sobą. Jakbym obserwowała czyjeś życie, a konkretnie życie tego mężczyzny o niesamowitych, niebieskich oczach. Z tym że z każdym snem to stawało się okrutniejsze i coraz bardziej mnie przerażało. Chciałam zapomnieć, wymazać te obrazy z pamięci, ale w głowie wciąż je widziałam.
- Chodź, pójdziemy do kawiarni za rogiem i powiesz mi co tym razem widziałaś. – Mówiąc to przyjaciółka pociągnęła mnie za sobą.   Weszłyśmy do małej, ale bardzo przytulnej kawiarni. O tej godzinie było tutaj bardzo mało osób. Słychać więc było cichą, spokojną muzykę puszczoną w tle, a w powietrzu unosił się zapach świeżo parzonej kawy.  Usiadłyśmy przy stoliku niedaleko okna i zamówiłyśmy każda gorącą czekoladę.  Kiedy kelnerka przyniosła nam nasze zamówienie, zaczęłam ze szczegółami opowiadać przyjaciółce cały sen od początku do końca. Zdumiewające było to jak dobrze pamiętałam każdy szczegół z tych dziwnych snów. Mimo że nie było tego wiele, wracanie myślami do koszmaru wywoływało u mnie dreszcze i przyspieszone bicie serca.
- Zuza, ja muszę go odnaleźć. – Powiedziałam , z naciskiem na to krótkie zdanie.
- Kogo? Tego faceta ze snu? – Przyjaciółka, popatrzyła na mnie jak na wariatkę, unosząc brwi ze zdziwienia.
- Nie parz tak na mnie. Może on naprawdę gdzieś tam jest i potrzebuje mojej pomocy? Ja muszę go odnaleźć.
- Daj spokój Laura, to był tylko sen. – Powiedziała zdecydowanie, patrząc mi przy tym w oczy. – Mnie się kiedyś śniło, że wygrałam w totka, a jakoś nie jestem milionerką.  – Dodała, usiłując nakłonić mnie do racjonalnego myślenia. Rozsądek podpowiadał mi, że Zuza ma całkowitą rację, jednak w głębi serca czułam, że nie mogę tego tak po prostu zignorować. Postanowiłam to sprawdzić, nie wiedziałam jeszcze jak, ale wiedziałam że znajdę jakiś sposób.
Wyszłyśmy z kawiarni dziesięć minut przed rozpoczęciem lekcji. Ten czas w zupełności wystarczał aby pokonać drogę do szkoły. Kiedy szłyśmy ulicą miałam nieodparte wrażenie, że ktoś mnie obserwuje. Zauważyłam to już, gdy opowiadałam Zuzce mój sen. Rozejrzałam się i zobaczyłam mężczyznę opierającego się swobodnie o samochód, jego wzrok uważnie śledził każdy nasz ruch.
- Ktoś nas obserwuje. – Powiedziałam nachylając się do koleżanki  i porozumiewawczo kiwając głową w stronę mężczyzny. Wzrok Zuzki natychmiast powędrował w tamtym kierunku.
- Naoglądałaś się za dużo filmów. On pewnie po prostu na kogoś czeka.  – Odparła ze śmiechem, kompletnie nic sobie nie robiąc z moich obaw.
Odwróciłam się, żeby jeszcze raz na niego spojrzeć, nadal stał oparty o samochód, a ręce złożył na piersi. Nasze spojrzenia spotkały się na krótki moment, mężczyzna ledwo dostrzegalnie skinął głową, a kąciki jego ust powędrowały w górę. Odwróciłam się udając, że tego nie widzę, jednak kątem oka zauważyłam jeszcze coś co wywołało u mnie paniczny lęk. Byłam niemal pewna, że jego oczy na krótki moment błysnęły na czerwono. Zupełnie tak jak u postaci goniącej mężczyznę w moim śnie.

piątek, 19 lutego 2016

Przepraszam, przepraszam przepraszam was, że musieliście tak długo czekać (o ile ktoś tu jeszcze w ogóle zagląda, jeżeli tak to gratuluje cierpliwości) Niestety szkoła pochłania strasznie dużo czasu, do tego trochę spraw prywatnych i totalny brak weny sprawiły, że musieliście tak długo, bo ponad dwa miesiące czekać. Teraz mam ferie i postaram się, żeby blog odżył. Mam nadzieję, że uda mi się do końca ferii napisać również pozostałe "Co by było gdyby" Jeszcze raz was bardzo przepraszam i zapraszam do czytania. (Wiem że nie po kolei, ale akurat na to miałam jako taką wenę od czasu do czasu, mam nadzieję, że zmianę kolejności również mi wybaczycie :) )  



Co by było gdyby to Thor ożenił się z Amy?

Coś się zmieniło. Po tych wszystkich wydarzeniach, po tym jak Loki próbował zabić Thora i jak o mało sama nie zginęłam. Powstała między nami jakaś niewidzialna bariera, której nie mogłam przełamać. Nie widziałam już mężczyzny, którego pokochałam, gdy się zbliżał czułam jedynie strach, jego dotyk zamiast ukojenia przynosił ciarki na plecach i wspomnienie zimnego ostrza, wbijającego się w moje ciało. Unikałam snu, robiłam wszystko żeby nie musieć leżeć z nim w jednym łóżku. Nocami siedziałam przy kominku, albo błądziłam po pałacowych korytarzach. Byłam totalnie rozbita, wiedziałam, że nie mogę wrócić na Ziemię, ale czułam też, że nie jestem w stanie na nowo pokochać Lokiego.
Zbliżał się świt, wiedziałam, że muszę wracać, położyć się obok niego, tylko na kilka minut. Kilka nieznośnie długich minut. Zamknąć oczy i czekać, tak jak to robiłam już wiele razy. Tym razem bardziej niż kiedykolwiek czułam, że to ponad moje siły. Nie mogłam się ruszyć, moje ciało odmawiało mi posłuszeństwa. Oparłam się o ścianę i osunęłam na podłogę. Siedziałam na korytarzu z podkulonymi kolanami i czułam jak łzy bezradności spływają mi po policzkach. Nie walczyłam z nimi, musiałam się wypłakać, a teraz przynajmniej byłam sama. Tak myślałam, dopóki ktoś nie położył mi ręki na ramieniu.
- Amy, co się dzieje? – Ulżyło mi, słysząc, że to nie Loki.
- Nic. – Odpowiedziałam, spoglądając na zatroskaną twarz Thora.
- Tak bym tego nie nazwał. Siedzisz sama w ciemnym korytarzu i płaczesz. Coś musiało się stać.
Wiedziałam, że jeśli dam się wciągnąć w rozmowę to w końcu o wszystkim mu powiem. Wstałam, ocierając łzy i starałam się udawać, że wszystko jest dobrze. Chciałam odejść, jednak Thor złapał mnie za nadgarstek.
- Amy, widzę, że coś cię dręczy. Możesz mi powiedzieć. – Pokręciłam przecząco głową. Nawet nie wiedział, jak bardzo się myli. Nie mogłam mu powiedzieć.
- Wszystko w porządku, naprawdę. – To było naprawdę marne kłamstwo i nic dziwnego, że nie udało mi się tym przekonać Thora. Sama bym w to nie uwierzyła słysząc swój głos.
- Skoro ty nie chcesz mi nic powiedzieć, porozmawiam sobie z Lokim. Władza władzą, ale chyba powinien poświęcać ci trochę więcej czasu. – Poklepał mnie pokrzepiająco po ramieniu i odszedł zanim zdążyłam zaprotestować. Podręcznikowo wszystko zepsułam, ostatnie, czego chciałam to więcej uwagi ze strony mojego przyszłego męża. Na samą myśl o tym, że będę musiała spędzić z nim resztę życia poczułam ciarki na plecach. Miałam ochotę się gdzieś zaszyć, zniknąć na bardzo, bardzo długo. Niestety nie było to możliwe. Postanowiłam odwiedzić Anais, rozmowy z nią zawsze poprawiały mi humor. Niestety nie zastałam jej w jej komnacie. Wiedziałam, że ma niewielki dom gdzieś w mieście, jednak większość czasu spędzała w pałacu. Uznałam, że nic się nie stanie, jak chwilę na nią zaczekam.  Usiadłam w fotelu przed kominkiem, który teraz był wygaszony. Starałam się nie zasnąć, jednak zmęczenie wzięło górę, kilka minut później powieki same mi się zamknęły.

Jakiś czas później poczułam jak ktoś delikatnie szarpie mnie za ramię. Otworzyłam oczy, wciąż byłam półprzytomna.
- Amy, co ty tu robisz? Nie mów, że przygotowania do ślubu tak cię wykończyły. – Anais pochylała się nade mną z szerokim uśmiechem na twarzy. Ja jakoś nie podzielałam jej entuzjazmu.
- Przepraszam, musiałam zasnąć, czekając na ciebie. – Wymamrotałam.
- Nic nie szkodzi. – Cofnęła się kilka kroków i spojrzała na mnie badawczo. – Rany, naprawdę kiepsko wyglądasz. – Mogłam to sobie wyobrazić, nie musiałam nawet spoglądać w lustro.
- Dzięki, może umrę z wycieńczenia i dadzą mi spokój z tym cholernym ślubem. – W tym momencie uświadomiłam sobie, że powiedziałam o jedno zdanie za dużo.
- To, dlatego płakałaś? – Zapytała, siadając w fotelu naprzeciw. – Thor mi powiedział. Nie wypuszczę cię stąd dopóki nie dowiem się, o co chodzi. – Ostrzegła, widząc jak ukradkowo zerkam w stronę drzwi.
- Boję się. – Wyznałam. Tylko tyle, bo poczułam, że mój głos znów się łamie, nie chciałam zacząć płakać. Anais, uśmiechnęła się i wzięła mnie za rękę, chcąc dodać mi otuchy.
- Ta decyzja wpłynie na całe twoje życie, to normalne, że się boisz. Wydaje mi się, że każdy przed ślubem czuje dokładnie to samo.
- Nie rozumiesz, to nie o to chodzi. – Powiedziałam, wyrywając się jej. – Ja nie chcę tego ślubu. Loki zrobił zbyt wiele złego, nie potrafię o tym zapomnieć, nie potrafię mu tego wybaczyć. Nie śpię po nocach, bo nie potrafię przy nim zasnąć, jego dotyk przywołuje tylko te koszmarne wspomnienia.
Poczułam się o wiele lepiej, gdy to z siebie wyrzuciłam.
- Rozmawiałaś z Lokim? – Nawet, jeżeli wywołało to u niej jakieś emocje, nie dała tego po sobie poznać. Pozostała opanowana tak jak zawsze.
- Chciałam, ale nie potrafiłam.
- Powinnaś, czym szybciej to zrobisz tym lepiej. – Wiedziałam, że ma racje. Powinnam była to zrobić już dawno temu.
- Jak mam mu o tym powiedzieć?
- Tak samo jak mnie przed chwilą, tylko spokojniej. –Powiedziała, a po chwili rozległo się ciche pukanie do drzwi. – Chyba właśnie będziesz miała okazję.
Zabierałam się do tego tak długo, przerobiłam w myślach te rozmowę tysiące razy. Mimo to, gdy go zobaczyłam, poczułam, że nadal nie jestem gotowa.
-, Co się dzieje? Thor mówił mi, że płakałaś. – Objął mnie, a ja poczułam się jak zwierzę złapane w pułapkę przez drapieżnika.
- To nic. – Wymamrotałam, chcąc jak najszybciej się odsunąć. Jednak poczułam na sobie twardy wzrok Anais, wyrażający bezgłośne: powiedz mu.
- Już od dłuższego czasu chciałam ci powiedzieć, ale nie wiedziałam jak… Chciałabym… To znaczy, czy moglibyśmy przełożyć ten ślub? – Nie wyszło to dokładnie tak jak sobie zaplanowałam, ale przynajmniej miałam to już za sobą.
- Dlaczego? Przecież tak się cieszyłaś.
Anais widziała, że mam kłopot ze złożeniem odpowiedzi tak żeby miała ona jakiś sens i na szczęście w porę przyszła z pomocą.
- Amy, zwierzyła mi się, o co chodzi. Pozwolisz, że wyjaśnię to za nią, panie?
- Wolałbym, żeby sama powiedziała, ale słucham.
- Wiele się ostatnio wydarzyło. Wspomnienia o tym, co się stało są jeszcze bardzo świeże. Wydaje mi się, że Amy czuje się przytłoczona tym wszystkim i potrzebuje trochę więcej czasu, żeby się z tym uporać.
Anais nie powiedziała wszystkiego, jednak rozumiałam, dlaczego chciała żebym jeszcze raz to wszystko przemyślała, żebym zaczekała z decyzją. Postanowiłam wykorzystać tę szansę i zaczekać jeszcze kilka dni.
- Jest coś jeszcze. – Powiedziałam, spoglądając na Lokiego. – Od dziś śpię w osobnej komnacie – Widziałam jak jego oczy posmutniały – Potrzebuję tego dystansu, przynajmniej na jakiś czas. – Dodałam, wiedziałam jak marne jest to wytłumaczenie, ale lepszego nie miałam.
Loki skinął tylko głową i bez słowa podszedł do drzwi, jednak zanim wyszedł, odwrócił się jeszcze i powiedział:
- Kocham cię, Amy.
Serce mi pękało, bo wiedziałam jak nikłe są szanse na to, że zmienię zdanie w ciągu tych kilku dni

Czas mijał nieubłaganie, czułam się lepiej bo byłam wypoczęta. Miałam też pewność, że moje uczucia do Lokiego się nie zmienią. Przez te kilka dni bardzo dużo czasu spędzałam z Thorem. Niezwykle dobrze się dogadywaliśmy. Był zupełnie inny niż Loki, niezwykle przyjazny. Rozmawiałam z nim tak swobodnie jakbyśmy znali się już kilka lat. Dał mi jeszcze coś, coś czego przy Lokim mogłam zaznać niezwykle rzadko: poczucie bezpieczeństwa. Nawet nie wiem kiedy z przyjaciela stał się dla mnie kimś więcej.  Później wszystko wydarzyło się zbyt szybko. Może gdybym wtedy w komnacie Anais powiedziała wszystko, sprawy potoczyłyby się inaczej:

Siedziałam na gałęzi drzewa, opierając się o gruby pień. Zrezygnowałam z czytania książki i wpatrywałam się w zachodzące słońce, przymknęłam oczy rozkoszując się ostatnimi ciepłymi promykami na twarzy.  Ta gałąź stała się moim ulubionym miejscem do przesiadywania, spędzałam tutaj całkiem sporo czasu.
- Tylko nie spadnij. – Usłyszałam, nie byłam bardzo wysoko, więc upadek nie byłby groźny.
- Najwyżej, będziesz musiał mnie złapać. – Odparłam, posyłając Thorowi szeroki uśmiech.
Zamierzałam bezpiecznie zsunąć się z drzewa, tak jak to robiłam niemal codziennie. Jednak Thor wziął na poważnie moje słowa, złapał mnie w talii i postawił na ziemi. Staliśmy tak przez dłuższą chwilę patrząc sobie w oczy. W końcu dotarło do mnie, że jego ręce wciąż znajdują się na mojej talii, a moje dłonie leżą na jego ramionach.
- Dziękuję. - Powiedziałam, opuszczając wzrok i nieznacznie się cofnęłam. Nie wystarczyło to jednak do przerwania kontaktu. Wciąż czułam ciepło jego dłoni. Było to jednak przyjemne, w głębi serca nie chciałam, żeby mnie puścił. Nie wracały żadne nieprzyjemne wspomnienia, nie przypominał dotyku zimnego ostrza przecinającego skórę. Wywoływał za to przyjemne mrowienie. Zerknęłam z powrotem na twarz Thora, jego oczy były całkowicie skupione na mnie. Patrzyłam w ten niebieskie tęczówki jak zahipnotyzowana, nie zauważając nawet, że nasze usta dzieli coraz mniejsza odległość. Nie wiem kto pokonał te ostatnie kilka centymetrów dzielące nasze wargi. Pocałunek był tak czuły i delikatny, chciałam przysunąć się bliżej, ale poczułam jak ktoś łapie mnie za ramię i gwałtownie odciąga na bok.
- Loki? - Przez ułamek sekundy zastanawiałam się, jak wiele widział, w tym samym momencie dotarło do mnie, że musiał widzieć wszystko, nie było innej możliwości. - Ja... - Próbowałam znaleźć jakieś wyjaśnienie, jednak nie mogłam wydobyć z siebie słowa. Zauważyłam jak zielony promień energii trafia w Thora, który z jękiem zgiął się w pół.
- Nie! - Krzyknęłam, stając między nimi, jednak Loki tylko odepchnął mnie na bok, ignorując moje protesty. Upadłam na ziemię, przez chwilę obserwowałam jak Thor bez problemu odpiera kolejny atak i przywołuje Mjolnir.
- Przestańcie! - Wrzasnęłam, widząc, że żaden z nich nie zamierza odpuścić. Nie udało mi się jednak przekrzyczeć ich kłótni. Niewiele też z niej rozumiałam, gdyż kłócili się w tutejszym języku, którego jeszcze nie udało mi się opanować. Wiem tylko, że kilka razy padło moje imię.Znów zobaczyłam kilka zielonych błysków, jednak żaden nie dosięgnął celu. Jeszcze raz podeszłam do Lokiego, próbując nakłonić go do zaprzestania walki. Wiedziałam że, gdybym wcześniej szczerze z nim porozmawiała nie doszłoby do tego. Niestety po raz kolejny zostałam brutalnie odepchnięta, co tylko jeszcze bardziej rozwścieczyło Thora.
- Amy nie podchodź! - Zawołał. Loki wykorzystał moment nieuwagi Thora i wbił mu mieniący się magią sztylet w brzuch. Gromowładny osunął się na kolana, a czerwona plama krwi na jego ubraniu bardzo szybko rosła. Widziałam już znacznie poważniejsze rany, które nie wyrządziły mu większej krzywdy, jednak tym razem coś było inaczej. Tracił siły znacznie szybciej niż kiedykolwiek. Próbowałam zatamować krwawienie, ale moje wysiłki nie przynosiły efektu. Nawet nie zauważyłam, kiedy zbiegli się strażnicy, Poczułam łzy na policzkach.
- Niech ktoś zawoła uzdrowiciela! - Zawołałam do strażników, jeden z nich już miał zawrócić do pałacu, ale Loki go zatrzymał.
- Nie. Zaatakował mnie i próbował zabić. Niech nie liczy na jakąkolwiek pomoc.
- Kłamca! - Pod wpływem złości, podniosłam leżący nieopodal kamień i cisnęłam nim w Lokiego. Chybiłam, kamień minął go o kilka centymetrów i wylądował na trawie.
- Aresztować ją.
Nie zamierzałam tak po prostu dać się zamknąć. Byłabym wtedy zdana na jego łaskę, a Thor zapewne by zginął.Odskoczyłam więc poza zasięg rąk strażników.Nie chciałam robić im krzywdy, ale nie pozostawiali mi wyboru. Mieli na sobie zbroje starałam się więc celować w czułe nieosłonięte miejsca. Jednego kopnęłam w piszczel, drugiego uderzyłam łokciem w gardło, a gdy upadł wyrwałam mu miecz. Spojrzałam na Thora, był strasznie blady i stracił mnóstwo krwi, ale wciąż pozostawał przytomny. Musiałam zająć czymś strażników i jak najszybciej go stąd zabrać. Zauważyłam, że Loki odwraca się w stronę pałacu i zamierza odejść. Zwinnie wyminęłam trzech strażników, podbiegłam do Lokiego i wbiłam mu miecz między żebra. Wiedziałam, że to go nie zabije, wcale nie miałam takiego zamiaru. Rana musiała być na tyle poważna, żeby strażnicy zajęli się nim a mi dali spokój. Podziałało, wyrwałam miecz, a Loki krzyknął z bólu, zatoczył się, ale utrzymał równowagę. Żołnierze natychmiast ruszyli mu z pomocą. Zanim odeszłam zobaczyłam jeszcze tylko jego pełne bólu i rozczarowania spojrzenie. Wróciłam do Thora, rozdarłam kawałek sukienki i zrobiłam prowizoryczny opatrunek.
- Musimy dostać się na Ziemię. -Powiedziałam, oceniając odległość dzielącą nas od Bifrostu. Czy Thor w takim stanie przeżyje podróż? Czy zdoła w ogóle dotrzeć na miejsce.
- Dasz radę iść? - Zapytałam, na co skinął głową.
Droga była naprawdę ciężka i ciągnęła się w nieskończoność. Szczególnie, że mniej więcej w połowie, Thor zaczął słaniać się na nogach, oddychał coraz ciężej i był na skraju przytomności. Potwornie się o niego bałam, a krew z rany sączyła się bez końca, przeciekała przez kawałek materiału, służący za opatrunek i znaczyła drogę czerwonymi śladami. Kiedy dotarliśmy na miejsce, Hemdall spojrzał na nas spod uniesionych brwi.
- Nie pytaj, tylko przenieś nas na Ziemię. - Powiedziałam, również byłam cała umazana krwią.
- On tego nie przeżyje. - Powiedział strażnik.- To nie powinno było się wydarzyć...
- Możesz nie gadać, tylko otworzyć most. - Wiedziałam jakie jest ryzyko, ale on swoją gadką tylko zmniejszał nasze szanse.
- Jak sobie życzysz.
Kilka minut później byliśmy już na Ziemi. Nie zauważyłam. żeby stan Thora, bardzo się pogorszył. Modliłam się, żeby wytrzymał jeszcze trochę, do wieży avengersów nie było daleko. Miałam tylko nadzieję, że tam ktoś będzie potrafił mu pomóc. Powlekliśmy się więc przez miasto, zwracając przy tym na siebie całkiem sporą uwagę. Ludzie przyglądali nam się zaciekawieni. W końcu po kilkunastu minutach dotarliśmy do celu. Thor ostatkiem sił trzymał się na nogach, uznałam więc że lepiej będzie, jeśli sama pobiegnę szukać pomocy. Upewniłam się, że mogę go zostawić i pędem ruszyłam wgłąb budynku.
- Halo?! Jest tu ktoś?! - Wołałam, biegając od pomieszczenia do pomieszczenia
- Proszę zostać na miejscu, Pan Stark już idzie. - Usłyszałam komputerowy głos. Niecierpliwie czekałam, chodząc po korytarzu to w jedną to w drugą. Zastanawiałam się, czy Thor jeszcze żyje, wydawało mi się, że zostawiłam go całe godziny temu. Zobaczyłam ruch kątem oka i od razu pobiegłam w tamte stronę. Wybiegając zza zakrętu niemal wpadłam na mężczyznę, na którego czekałam.
- Powoli... zaraz czy my się skądś znamy? - Zapytał, uważnie mi się przyglądając.
- Nie ma czasu na wyjaśnienia. Chodź, musisz mi pomóc. - Powiedziałam po czym pociągnęłam go za rękę do miejsca gdzie zostawiłam Thora. Tak jak się obawiałam. jego stan mocno się pogorszył. Siedział na podłodze oparty o ścianę, oddychał bardzo płytko, z rany wciąż bardzo szybko sączyła się świeża krew, skórę miał strasznie bladą, niemal białą jak kartka papieru.
- Cholera! Coś ty mu zrobiła?!
- To nie ja! - Odkrzyknęłam, obserwując jak przygląda się ranie po sztylecie.
- Jarvis, wołaj Bannera, natychmiast! - Chwilę później zjawił się nie tylko Banner, ale także pozostali avengersi. Zabrali gdzieś Thora, ale ja nie mogłam wejść do tego pomieszczenia. Kazali mi czekać na zewnątrz. Rozumiałam, że mi nie ufali, długo współpracowałam z ich wrogiem, ale przecież też się martwiłam. Kręciłam się pod drzwiami próbując coś podsłuchać, niestety bez efektu. Minęła godzina później druga i chyba kolejna. W końcu wyszedł Kapitan Ameryka.
- Co z nim? Proszę powiedz, że nic mu nie jest. - Popatrzył na mnie z dziwnym wyrazem twarzy, jakby nie wiedział, czy ma mi powiedzieć, czy może lepiej wyrzucić za drzwi.
- Nie ma żadnej poprawy. Cały czas mocno krwawi i traci siły. Nie potrafimy mu pomóc. Powiedz mi co się stało, może to nam powie co robić dalej. - W jego głosie słyszałam ogromny smutek i zwątpienie, on nie wierzył, że Thora uda się jeszcze uratować.
- To moja wina... Nie chciałam tego. Nie wiem jak mogłam do tego dopuścić. - Przeczesałam nerwowo włosy palcami. - Loki, wbił mu sztylet, stąd ta rana. Jednak nie taki zwykły, tamten się świecił, jakby był zaczarowany.
- Nie widzę tu twojej winy. Wiesz coś jeszcze, co to było za zaklęcie? Cokolwiek, co może nam pomóc?
- Nie, - Odpowiedziałam, kręcąc głową. - Loki zna mnóstwo zaklęć, mógł użyć dowolnego. - Próbowałam odtworzyć w głowie wszystko co się stało, jednak działo się na tyle szybko, że poszczególne zdarzenia, mieszały się ze sobą.- Musi być jakiś sposób, żeby mu pomóc. - Powiedziałam zrozpaczona i coś przyszło mi do głowy. - Wrócę do Asgardu i sprowadzę pomoc. - Postanowiłam.
- Obawiam się, że możesz nie zdążyć. On umiera.
- Wiem, ale tylko tyle mogę dla niego zrobić. Wrócę jak najszybciej, utrzymajcie go przy życiu. Proszę.
- Postaramy się.
Wybiegłam z budynku i wróciłam na miejsce, gdzie wcześniej wylądowałam z Thorem. Spojrzałam w niebo i zawołałam:
- Hemdallu! - Nie wiedziałam czy mi otworzy. - Hemdallu! Potrzebuję twojej pomocy! - Krzyknęłam, chwilę później zobaczyłam błysk światła i oderwałam się od ziemi. Samotna podróż była trochę przerażająca, dlatego zamknęłam oczy i otworzyłam je dopiero, gdy poczułam grunt pod stopami.
- Gdzie jest Loki? - Zwróciłam się natychmiast do strażnika mostu.
- W sali tronowej, czeka na ciebie. - Jego ostatnie słowa powinny wzbudzić moją ostrożność. Jednak potrafiłam myśleć tylko o tym, że Thor umiera i że mogę nie zdążyć mu pomóc.
Wpadłam do sali tronowej, nie zważając na to co może mi grozić. Na szczęście nie wydarzyło się nic niebezpiecznego. Loki siedział spokojnie na tronie, nie zawołał strażników, nie kazał mnie aresztować, ani nie próbował mnie zabić. Nie zrobił zupełnie nic, tylko siedział i mi się przyglądał.
- W tej chwili masz mi powiedzieć jak uratować Thora. - Zażądałam
- Dlaczego miałbym to zrobić?
- Bo... - Właściwie co miałam mu powiedzieć, doskonale wiedział co się stało i nie mogłam znaleźć powodu dla którego miał by mi teraz pomagać.Dlatego to co po chwili usłyszałam tak bardzo mnie zaskoczyło.
- Wiesz, mógłbym ci to nawet wybaczyć. - Powiedział, wstając z tronu. - W końcu nie było ostatnio łatwo, a ty jesteś tylko słabą śmiertelniczką. - Zacisnęłam zęby z wściekłości, słysząc jak mnie poniża, ale nie zareagowałam. - Był to tylko jeden pocałunek, który mogę uznać, za chwilową słabość
- Czy to znaczy, że mi pomożesz? - Zdawałam sobie sprawę, jak naiwne jest to pytanie.
- Nie, moja droga, z pewnością nie uratuję mojego brata. - Powiedział wyraźnie rozbawiony moją wcześniejszą naiwnością.
- W takim razie nie mamy o czym rozmawiać. - Odparłam i odwróciłam się zamierzając odejść. Nie miałam, żadnego planu, działałam instynktownie.
- Nie powiedziałem, że możesz odejść. - Rozbawienie w jego głosie, zastąpił gniew. Nie zatrzymałam się, więc drzwi zamknęły mi się tuż przed nosem.
- Czego jeszcze chcesz? Wyraźnie powiedziałeś, że nie zamierzasz mi pomóc, więc chociaż pozwól mi odejść zanim... zanim będzie za późno. - Słowa "on umrze" nie chciały mi przejść przez gardło, wolałam wciąż mieć nadzieję, że jednak da się coś zrobić.
- A więc to do niego chcesz odejść, tak?
- Nie wiem jeszcze co zrobię. Na pewno jednak nie zostanę z tobą, zbyt wiele się wydarzyło.
- Co takiego się stało?
- Ty naprawdę nie wiesz? Gdzie byłeś kiedy najbardziej cię potrzebowałam? Kiedy tak bardzo potrzebowałam z kimś porozmawiać? Byłeś tak zajęty wszystkim innym, że nawet nie zauważyłeś, że twoja przyszła żona się ciebie boi. Kiedyś powiedziałeś mi, że jesteś potworem, zaprzeczyłam, ale teraz widzę, że miałeś rację. - Domyśliłam się, że te słowa bardzo go zabolały, ale sam był sobie winien. Nie odezwał się, więc mówiłam dalej. - To Thor nie ty sprawił, że ostatnich kilku tygodni nie przepłakałam w swojej komnacie. To on mnie wspierał. A teraz wybacz o panie, że zmarnowałam twój cenny czas. Więcej mnie nie zobaczysz. - Odwróciłam się, pchnęłam ciężki drzwi i wyszłam.

Wróciłam na Ziemię, w jeszcze gorszym nastroju niż wcześniej. Nie osiągnęłam moją wyprawą zupełnie nic, poza tym, że powiedziałam Lokiemu co o nim w tej chwili myślę. Niby nic wielkiego, a jednak sprawiło, że czułam się odrobinę lepiej, jakby ktoś odjął mi wielki ciężar. Siedziałam na brzegu łóżka trzymając Thora za rękę i co jakiś czas spoglądałam na urządzenia, monitorujące funkcje życiowe.
- Nie możesz umrzeć. - Wyszeptałam, czując piekące pod powiekami łzy. - Nigdy sobie nie wybaczę, jeżeli się nie obudzisz. - Poczułam czyjąś dłoń na ramieniu, odwróciłam się i zobaczyłam Wdowę.
- Pewnie wolałby mnie nigdy nie poznać. - Nie spodziewałam się odpowiedzi, z pewnością nie takiej jaką usłyszałam.
- Mylisz się, mówił kiedyś, że przy tobie potrafił zapomnieć o śmierci Jane. - Powiedziała siadając obok mnie, widziałam że również jest jej ciężko, w końcu Thor to jej przyjaciel. Znali się już od dłuższego czasu.
- To dziwne, skoro to przeze mnie umarła. - Wymamrotałam, przypominając sobie o kolejnej niewinnej ofierze. Natasza nakryła swoją dłonią, moją i lekko ją ścisnęła.
- Nie możesz obwiniać się o całe zło, które wyrządził Loki. Jesteś dobrą osobą, tylko trochę się pogubiłaś i trafiłaś na wyjątkowo złego faceta. - Uśmiechnęła się do mnie pokrzepiająco, jednak nie potrafiłam odwzajemnić tego gestu. - Chodź, zrobię ci herbaty, siedzisz już tutaj dobre dwie godziny.
- A jeżeli on w tym czasie... To znaczy, nie chcę, żeby był teraz sam....
Kobieta spojrzała na mnie podejrzliwie, ale po chwili pociągnęła mnie do drzwi.
- Zaraz ktoś tutaj przyjdzie, nie martw się.

Siedziałam w kuchni z kubkiem parującej herbaty w dłoniach. Cieszyłam się, że pozwolili mi chociaż na chwilę zostać samej. Obawiałam się, że jeśli ktoś przyjdzie, to przyniesie najgorsze możliwe wieści. Usłyszałam jakiś dźwięk za sobą, pomyślałam, że to na zewnątrz, dlatego nawet się nie odwróciłam. Jednak po krótkiej chwili znów coś usłyszałam. Tym razem były to czyjeś kroki. Nie widziałam, żeby ktoś wszedł do kuchni, dlatego odwróciłam się zaniepokojona.
- Ty? Czego jeszcze ode mnie chcesz? Dlaczego po prostu nie zostawisz mnie w spokoju? - Zapytałam, widząc Lokiego. Mój głos miał być stanowczy, jednak ciągle się łamał, przez napływające fale rozpaczy.
- Wciąż żyje?
- Co cię to obchodzi?! Przyszedłeś popatrzeć jak cierpię?! Jeszcze ci mało?!
- Nigdy nie chciałem cię skrzywdzić.
Podniosłam kubek wciąż do połowy wypełniony gorącą herbatą i rzuciłam nim w Lokiego. Jednak naczynie zatrzymało się w połowie drogi i powoli wylądowało z powrotem na blacie. Tym razem poza zasięgiem mojej ręki.
- Nie hałasuj. Podawajcie mu to, kilka kropli, co sześć godzin przez kilka dni. Jeżeli nie jest za późno to wyzdrowieje. - Zostawił coś na blacie i zniknął tak nagle jak się pojawił. Wzięłam niewielką szklaną buteleczkę do rąk i przyglądałam się zawartości z każdej strony. Płyn nie miał żadnej barwy ani zapachu, wyglądał jak zwykła woda. Dlaczego Loki postanowił mi to dać? A co jeśli zaklęcie którego użył okazało się za słabe i to co teraz trzymam w ręku tylko dobije Thora? Z drugiej strony to jedyna nadzieja na uratowanie go. Nikt tutaj nie mógł mu pomóc. Nie miałam pojęcia co robić. Bałam się zaufać Lokiemu. Żadna decyzja nie wydawała się bardziej lub mniej słuszna. Powoli poszłam w stronę pokoju w którym leżał Thor. Gdy weszłam Stark i Banner rozmawiali o czymś po cichu. Spojrzeli na mnie i na to co trzymałam w dłoniach. Mój wzrok powędrował w stronę Thora. Wiedziałam, że cierpi, drżał i mamrotał coś w gorączce. Co jakiś czas zaciskał też dłonie w pięści, chociaż teraz już znacznie słabiej niż na początku. Zaklęcie działało, byłam tego pewna. Odstawiłam buteleczkę na stolik i usiadłam na brzegu łóżka. Odgarnęłam Thorowi włosy z mokrego od potu czoła.
- Co to jest? - Zapytał Banner, podnosząc szklaną buteleczkę, którą przyniosłam i przyglądając jej się uważnie.
- Lekarstwo, albo trucizna. - Odparłam cicho. - Loki mi to dał.
- Kiedy?
- Przed chwilą, już go tutaj nie ma. Powiedział, żeby podawać mu kilka kropli tego co sześć godzin i zniknął.
Nie chciałam podejmować żadnej decyzji, więc nie włączyłam się do rozmowy. Byłam zbyt zrozpaczona i zmęczona żeby myśleć racjonalnie. Bałam się, że to właśnie moja decyzja może go zabić, dlatego wolałam zaczekać. Słyszałam rozmowę Bannera i Starka, ale pamiętam z niej tylko tyle, że również mieli ogromne wątpliwości. W końcu jeden z nich, nie wiem który zdecydował się podać to Thorowi, uznając, że raczej nie możemy mu już zaszkodzić. Odsunęłam się, żeby zrobić im miejsce. Przez kilka minut panowała absolutna cisza, patrzyłam na wszystko co się dzieje i błagałam w myślach, żeby to lekarstwo zadziałało. Nagle Thor zaczął rzucać się na łóżku, skręcał się z bólu i wyglądało to jakby próbował krzyczeć, ale nie potrafił.
- Co się dzieje? - Zapytałam przerażona, chciałam podbiec do łóżka, ale jeden z mężczyzn zatrzymał mnie i siłą wyprowadził za drzwi. Biłam i kopałam, krzycząc żeby mnie puścił.
- Jeżeli naprawdę chcesz mi pomóc, to zostań tutaj i nie przeszkadzaj. - Nakazał i zamknął przede mną drzwi. Zdawało mi się że godzinami chodzę tam i z powrotem, czekając na jakąś wiadomość. W rzeczywistości trwało to zaledwie kilka minut.
- Jest lepiej. - Powiedział w końcu Banner, uchylając drzwi, żeby wpuścić mnie do środka. Odetchnęłam z ulgą, byłam pewna, że od tego momentu będzie już tylko lepiej.

Kolejnego dnia, Thor odzyskał przytomność, nie pamiętał nic od momentu jak znalazł się w Stark Tower, Każda kolejna dawka leku, sprawiała ogromny ból, jednak przynosiła też znaczną poprawę, co niezwykle wszystkich cieszyło. Nie wiedziałam czemu Loki postanowił jednak ocalić brata. Może tym co powiedziałam trafiłam w czuły punkt. Nie miałam pojęcia i raczej się tego nie dowiem. Teraz, gdy nie musiałam się niczego obawiać, ani niczego ukrywać moje uczucie do Thora stawało się coraz silniejsze. Po pewnym czasie, ślub w końcu się odbył, jednak nie z tym z braci, z którym planowałam to na początku. Nie mogłam wrócić do Asgardu, ale nawet mnie to cieszyło, nie chciałam codziennie widywać Lokiego. Dla żadnego z nas zapewne nie byłoby to łatwe. A w ten sposób miałam nadzieję, że szybciej pogodzi się z moją decyzją, albo chociaż spróbuje mnie zrozumieć. Czułam, że teraz w końcu będę szczęśliwa i bezpieczna.