Rozdział 7
W czasie, gdy Jessica rozmawiała z Amorą i dowiadywała się zaskakujących rzeczy o sobie Loki, już gdy poszła na policję znalazł kartkę, której chciała się pozbyć, lub po porostu zgubiła w pośpiechu. Wieczorem, żeby nie wzbudzić podejrzeń poszedł do swojego pokoju i zgasił światło, siedzenie przez kilka godzin w ciemności opłaciło się, jakiś czas przed północą Loki usłyszał, jak dziewczyna wymyka się z domu. Nie musiał jej śledzić, bo doskonale wiedział dokąd poszła. Wyszedł z domu jakieś dziesięć minut później, gdy dotarł na miejsce, nie znalazł nic podejrzanego. W jednym z piwnicznych okien paliło się słabe światło, Loki podszedł bliżej i zajrzał do środka, w kącie po przeciwnej stronie pomieszczenia siedział skulony mały chłopiec.
- Hej mały! - Zawołał ostrożnie, żeby nie usłyszał go nikt oprócz dziecka. Chłopiec poruszył się i zaczął niespokojnie rozglądać po pomieszczeniu.- Nie bój się, spróbuję ci pomóc. Dasz radę podejść bliżej do okna? - Dziecko zawahało się przez moment, po czym zaczęło powoli przesuwać się w stronę okna. - Super, możesz wstać? - Chłopiec oparł się o ścianę i niepewnie stanął na nogach. - Dzielny chłopak, wyciągnij teraz ręce do okna, a ja cię rozwiążę. - Chłopiec powoli podniósł ręce do okna. Loki wyciągnął sztylet, na co dziecko szybko cofnęło ręce i upadło na podłogę. - spokojnie, nie zrobię ci krzywdy, przetnę tylko sznury na twoich rękach. - Chłopiec jeszcze przez jakiś czas siedział na ziemi i patrzył w okno, po chwili jednak wstał, wyciągnął ręce w stronę okna i zamknął oczy, jakby nie chciał wiedzieć co się wydarzy. Otworzył oczy dopiero gdy poczuł, że więzy ustąpiły. - No widzisz, nie było tak źle. Odsuń się teraz i zasłoń głowę rękami, wybiję tą szybę do końca i cię wyciągnę. - Tym razem chłopiec bez wahania posłuchał polecania. Loki wziął kamień leżący nieopodal i uderzył nim kilkakrotnie w szybę, pozbywając się szkła. - No dobra, chodź tutaj, tylko uważaj na szkło. - Chłopiec posłuchał i po chwili siedział na trawie.
- Ty jesteś Alex, prawda? - Dziecko w odpowiedzi kiwnęło tylko głową. - Ja tu muszę jeszcze coś zrobić, a ty idź i schowaj się za tamtymi drzewami dobra? - Alex jednak nie odpowiedział, ani nie poruszył się. - Widzę, że jak zwykle się nie dogadamy. - Mruknął Loki pod nosem, po czym zaniósł chłopca do kryjówki, gdy chciał zostawić Alexa, ten złapał go za rękę i powiedział.
- Nie zostawiaj mnie tutaj, boję się.
- Nie masz się czego bać, tu jesteś bezpieczny, a ja muszę znaleźć Jessicę. - Alex jednak nie chciał słuchać.- Musisz tu zostać, nie zabiorę cię ze sobą, bo to zbyt niebezpieczne.
- To odprowadź mnie do domu, a potem tu wróć.
- Nie mam na to czasu, ale mam inny pomysł sprawię, że będziesz niewidzialny, chcesz?
- No dobra. - Loki nie mógł sprawić, że chłopiec naprawdę zniknie, bo nie miał tyle mocy, wykonał tylko jakiś gest ręką, żeby chłopiec myślał, że go nie widać.
- Nie jestem niewidzialny. - Powiedział z wyrzutem Alex, przyglądając się swojej dłoni.
- To tak działa, ty siebie widzisz, ale nikt inny cię nie zobaczy.
- Ty też mnie nie widzisz?
- Ja też.
- To jak za tobą pójdę, nie będziesz o niczym wiedział?
- Nawet nie próbuj tego robić. - Powiedział stanowczo Loki.
- No dobrze, tak tylko pytałem.
Loki odszedł w stronę domu, nasłuchując, czy Alex na pewno nie pójdzie za nim, nic jednak nie usłyszał. Doszedł do drzwi i ostrożnie wszedł do środka. Nie miał zbytniego wyboru drogi, schody na piętro były zawalone, po lewej znajdowało się tylko puste pomieszczenie. Zszedł schodami do piwnicy, minął korytarz i zatrzymał się przy żelaznych drzwiach, zamkniętych na klucz.
- Jessica?
- Loki? Jak mnie tu znalazłeś?
- Nie ma teraz czasu na wyjaśnienia. Wiesz kto ma klucze?
- Pewnie jeden z tych facetów, którzy mnie tu zamknęli.
- Wiesz, gdzie teraz są? - Loki nie musiał czekać na odpowiedź, bo ktoś zaatakował go od tyłu i zaczął dusić, Loki ze wszystkich sił próbował się wyrwać, jednak napastnik, był zbyt silny.
- Puść go, nie potrzebujemy tu trupa. - Usłyszał kobiecy głos, który natychmiast rozpoznał.
- Próbował uwolnić dziewczynę. - Odpowiedział mężczyzna, nie rozluźniając uścisku.
- Kazałam ci go puścić. Nie zapominaj jakie mamy rozkazy, on nie może się niczego dowiedzieć. - Loki poczuł, jak uścisk na gardle słabnie. - Zadzierasz z czymś o czym nie masz pojęcia, radzę ci nie wchodź mi więcej w drogę.
Loki chciał coś odpowiedzieć, jednak nie potrafił wydusić z siebie słowa.
- Bez swojej mocy jesteś słaby, szkoda, że nie wolno mi cię teraz zabić. Pamiętaj jednak, że następnym razem mogę nie być taka litościwa.
Loki w odpowiedzi wyciągnął sztylet i cisnął nim w Amorę. Jednak ta nie dała się zaskoczyć i machnięciem ręki odwróciła sztylet trafiając Lokiego w ramię.
- Przykro mi, ale nie przyjmuję prezentów od ciebie. Zabieraj dziewczynę i wynoście się stąd, w końcu chyba po to tu przyszedłeś. - Powiedział rzuciła mu klucz pod nogi i odeszła.
Loki poczekał, aż Amora odejdzie, podniósł klucz i otworzył drzwi.
- Co tu się stało? Jak mnie znalazłeś? Gdzie jest Alex Dlaczego ona tak po prostu pozwoliła nam odejść?
- Może by tak jedno pytanie na raz?
- Jasne, przepraszam. Ty jesteś ranny! - Krzyknęłam pokazując na sztylet wbity w jego ramię
- Bystre spostrzeżenie. Nic mi nie będzie trzeba tylko to wyjąć.
- Zwariowałeś?! Nie dotykaj tego, trzeba cię zabrać do szpitala.
- Oj nie! Do żadnego szpitala się nie wybieram.
- Nie zachowuj się jak dziecko. Dasz radę wyjść na zewnątrz?
- A co chcesz mnie ponieść?
- To nie jest śmieszne.
- Trochę jest, bo zachowujesz się co najmniej jakbym umierał. Chodźmy stąd, zanim ktoś zmieni zdanie.
Wyszliśmy do ogrodu, Alex musiał nas zobaczyć, bo wybiegł z kryjówki i zaczął się do mnie przytulać.
- Nic ci nie jest? - Zapytałam głaszcząc go po głowie.
- Nie. Loki mnie uratował. - Odpowiedział przytulając teraz Lokiego.
- Jakie to urocze, tylko wam zdjęcie zrobić.
- Nawet nie próbuj. - Usłyszałam w odpowiedzi.
- No dobrze, nie zamierzam. - Powiedziałam, wyjęłam telefon i wybrałam numer na pogotowie.
- Co ty robisz?
- No jak to co? Dzwonię po karetkę, nie pozwolę, żebyś mi się tu wykrwawił.
Loki próbował zaprotestować, jednak nie miałam zamiaru go słuchać. Po kilku minutach przyjechała karetka.
- Co się stało? - Zapytał ratownik, wysiadając z samochodu.
- Mój znajomy jest ranny. - Powiedziałam, pokazując na Lokiego.
- Zabieramy go. Dajcie nosze! - Zawołał do dwóch mężczyzn w karetce. - Proszę się położyć i nie ruszać ręką. - Zwrócił się do Lokiego.
- Daj mi spokój śmiertelniku! Nie będę cię słuchał i nie potrzebuję twojej pomocy.
- Loki! Rób co ci każe ratownik, albo zaraz sama wepchnę cię do tej karetki.
Ratownik patrzył trochę zdziwiony, chyba nie często zdarzały mu się takie sytuacje.
- Sądzę, że pana znajoma ma rację, taka rana może być bardzo niebezpieczna.
Loki posłał mi gniewne spojrzenie, ale posłuchał ratownika. Sądziłam, że trudniej będzie go przekonać, nawet cieszyło mnie, że tak łatwo mi się udało, bo nie miałam siły się kłócić.
- Jedzie pani z nami? - Zapytał ratownik.
- Jeżeli mogę to tak. - Wzięłam Alexa za rękę i wsiadłam do karetki, chłopiec prawie od razu zasnął mi na kolanach. Ratownicy zadawali różne pytania, ale Loki nie miał zamiaru z nimi rozmawiać. Na szpitalnym korytarzu czekałam naprawdę długo, aż cokolwiek mi powiedzą, w końcu wyszedł lekarz.
- Co z nim? - Zapytałam.
- Usunęliśmy sztylet i opatrzyliśmy ranę. Zostanie u nas na obserwacji, jeżeli do jutra nie będzie się nic działo, to wypuścimy go do domu.
- Mogę się z nim zobaczyć?
- Nie widzę przeszkód.
- Dziękuje. - Powiedziałam i weszłam do sali, w której leżał Loki. - Jak tam? - Zapytałam siadając na krześle przy łóżku.
- Nic mi nie jest, więc mnie stąd zabierz.
- Muszę cię zmartwić lekarz powiedział, że musisz zostać tu do jutra. Ja zabieram Alexa i idę do domu. Jestem wykończona. Przyjdę jutro. - Wyszłam ze szpitala i poszłam do domu. Położyłam się do łóżka i prawie natychmiast zasnęłam.