niedziela, 18 maja 2014

Rozdział 6


Podczas powrotu do domu Loki nie odezwał się, ani słowem, cały czas tylko patrzył przez okno. Dopiero gdy wszedł do domu i upewnił się, że nikt nas nie obserwuje, powiedział.
- Co za kretyni! Nie wiem jak Thor ich przekonał do tej resocjalizacji, ale bardzo mi to odpowiada.
- Co chcesz zrobić? - Zapytałam, teraz już nie byłam taka pewna czy zgadzanie się na to wszystko było dobrym pomysłem.
- Na pewno nie będę czekał, aż łaskawie zwrócą mi moc, sam ją odzyskam i to znacznie szybciej.
- Wiesz jak?
- Czytałem o tym kiedyś, nie jest to łatwe, a księgi w których to było są w Asgardzie.
- No to wróciłeś do punktu wyjścia, bez mocy się tam nie dostaniesz. - Powiedziałam, sprawdzając, która godzina.- O rany! Muszę odebrać Alexa z przedszkola. Przez to całe zamieszanie zupełnie o nim zapomniałam.
- Spokojnie, przecież nic mu nie będzie jak się chwilę spóźnisz. - Powiedział Loki, przyglądając się, jak błyskawicznie się zbieram.
- Zostań tutaj i nie rozwal niczego, przez ten moment, gdy mnie nie będzie. - Odpowiedziałam i wyszłam. Na szczęście przedszkole nie było daleko i po dziesięciu minutach szybkiego marszu dotarłam na miejsce. Weszłam do budynku i zapukałam do drzwi sali, w której bawiły się dzieci. Otworzyła mi jedna z przedszkolanek, była to młoda szczupła kobieta, miała kasztanowe włosy i szare oczy. Nie znałam jej zbyt dobrze, ale zawsze była miła i uśmiechnięta.
- Dzień doby, ja po Alexa.
- Dzień dobry, ale Alexa już tutaj nie ma.
- Jak to nie ma? To gdzie jest? - Zapytałam, przestraszyłam się. Kto oprócz mnie mógł go odebrać?
- Zabrała go ciocia, jakieś dwie godziny temu, miała nawet kartkę od mamy Alexa, że dzisiaj po niego przyjdzie.
- Słucham? Jaka ciocia? On jest pod moją opieką, a jego matka wyjechała.
- Proszę się uspokoić, to na pewno jakieś nieporozumienie.
- Jak mam się uspokoić?! Myślałam, że jest tu bezpieczny! - Krzyknęłam i wybiegłam z przedszkola, wpadłam do domu i przewracając krzesło w salonie pobiegłam do pokoju. Złapałam za telefon i zaczęłam dzwonić do każdego kto mógł odebrać Alexa. Loki zaciekawiony moim nagłym wpadnięciem do domu poszedł, za mną, jednak gdy tylko uchylił drzwi do mojego pokoju, kopnęłam je z całej siły, przez co zamknęły się z hukiem, a zaraz potem usłyszałam głośne przekleństwa Lokiego. Niestety nikt z znanych mi osób nie widział Alexa, chodziłam po pokoju zastanawiając się co powinnam teraz zrobić, zdecydowałam pójść na policję i zgłosić zaginięcie. Weszłam do salonu nie zwracając uwagi na Lokiego, który próbował ręcznikiem zatamować krwawienie z nosa.
- Możesz mi wyjaśnić za co oberwałem drzwiami?
- Alex zniknął, nie było go w przedszkolu. Ktoś odebrał go dwie godziny temu.
- Nie martw się ktokolwiek go zabrał, długo z nim nie wytrzyma. Naciesz się chwilą spokoju.
- Jak możesz tak mówić?! To tylko niewinne dziecko! Na pewno jest przerażony.
- Nie powiedzieli ci kto go zabrał?
- Wiem tylko, że była to jakaś kobieta i podała się za jego ciotkę. Muszę iść na policję. - Powiedziałam, wyciągając z ramki zdjęcie Alexa i wyszłam. Przed drzwiami znalazłam kartkę przykrytą kamieniem. Podniosłam ją i szybko przeczytałam.

Jeżeli chcesz zobaczyć dzieciaka żywego
przyjdź  o północy pod opuszczony dom na
obrzeżach miasta. Tylko pamiętaj bądź sama.


Zdecydowałam nie wracać na razie do domu, schowałam kartkę do kieszeni i poszłam w stronę miasta. Teraz już wolałam nie iść na policję. Długo chodziłam bez celu po mieście, wróciłam, gdy było już ciemno.
- Co ci powiedzieli na policji? - Zapytał Loki, gdy weszłam do domu.
- Nic, kazali czekać. - Odpowiedziałam pierwsze co mi przyszło do głowy. Nie mogłam powiedzieć, że w ogóle tam nie poszłam. - Ja idę do siebie, jestem wykończona, musisz sobie radzić sam. - Zamknęłam się w swoim pokoju, jednak nawet nie pomyślałam żeby położyć się spać. Cały czas chodziłam po pokoju, albo siedziałam na łóżku, z nerwów nie potrafiłam się niczym zająć. Pół godziny przed północą wyszłam z pokoju ubrana w czarną bluzę z kapturem, dresowe spodnie i wygodne adidasy. Jak najciszej potrafiłam wymknęłam się z domu. Szybko przemierzałam ulice oświetlone latarniami, w dzień, były one znajome i bezpieczne, ale teraz przerażał mnie każdy dźwięk, a każdy cień wyglądał podejrzanie. Dotarłam na miejsce kilka minut przed czasem. Zajrzałam przez rozwaloną bramę do ogrodu. Zobaczyłam tylko zarys zniszczonego budynku. Chodziłam po kamiennej ścieżce, próbując choć trochę się uspokoić, miałam teraz wątpliwości czy dobrze zrobiłam przychodząc tutaj sama. Po raz kolejny zajrzałam przez bramę do ogrodu i zobaczyłam dwie postacie, idące w moją stronę, czekałam, aż podejdą bliżej, chociaż intuicja kazała mi jak najszybciej uciekać.
- Ty jesteś Jessica? - Zapytał jeden z mężczyzn, obaj byli bardzo wysocy i dobrze zbudowani, nie widziałam ich twarzy bo mieli czarne kominiarki.
- Tak. - Odpowiedziałam, cudem zmuszając się do wyduszenia z siebie tego jednego słowa.  
- Pójdziesz z nami. - Powiedział mężczyzna kładąc mi rękę na ramieniu i ściskając z taką siłą, że skrzywiłam się z bólu. Teraz na ucieczkę było już za późno.
Przeprowadzili mnie przez ciemny ogród i zatrzymali się przed dużymi drewnianymi drzwiami, które zaskrzypiały, gdy jeden z mężczyzn je otworzył. Wprowadzili mnie do środka i od razu skręcili w prawo na schody prowadzące w dół. Dom był całkowicie pusty i bardzo zniszczony, koloru ścian nie dało się już rozpoznać, a drewniana podłoga była bardzo zniszczona i pokryta grubą warstwą kurzu. Zaprowadzili mnie do piwnicy, był to niezbyt długo korytarz, z drzwiami do różnych pomieszczeń. Mężczyźni zatrzymali się dopiero przy solidnych żelaznych drzwiach, musiały być nowe, bo nie pasowały do reszty budynku. Mężczyzna, który trzymał mnie za ramię otworzył drzwi i wepchnął mnie do środka.
- Zaczekaj tutaj. - Powiedział i zamknął drzwi.
- Kiedy zobaczę Alexa?! Gdzie on jest?!
Nie uzyskałam odpowiedzi, mężczyźni odeszli. Musiałam się stamtąd wydostać i uwolnić Alexa. Podeszłam do drzwi, próbowałam znaleźć jakiś słaby punkt, albo przypomnieć sobie zaklęci, które mogłoby mi pomóc, ale nic z tego w głowie miałam kompletną pustkę. Rozejrzałam się po pomieszczeniu i dostrzegłam okno, jednak było zbyt wysoko i zakratowane. Nie wiem ile czasu tam czekałam, ale strasznie mi się dłużyło. W końcu drzwi się otworzyły i do środka wszedł ktoś, kogo widok mnie nie ucieszył.
- Witaj, mówiłam ci, że się jeszcze spotkamy, a teraz jest na to dobry moment. Nie bój się nikt cię tutaj nie skrzywdzi. - Powiedziała Amora,
- Dlaczego teraz? Czego ty znowu ode mnie chcesz?
- Byłam zajęta i musiałam poczekać, aż o mnie zapomnisz.
- Gdzie jest Alex? Co mu zrobiłaś?
- Małemu nic nie jest, obiecuję, a z tobą chciałam porozmawiać. Ostatnio ciągle ktoś nam przeszkadzał.
- O czym ja mam z tobą rozmawiać? Czegokolwiek chcesz na pewno ci w tym nie pomogę. Więc odwal się.
- Spokojnie, ja nie chcę twojej pomocy. Chcę ci tylko coś wyjaśnić. Wiesz skąd wzięła się twoja moc? Wiesz kim jesteś?
- Co to za pytania? Nie wiem skąd mam te moc, taka się urodziłam. Wcale tego nie chciałam, więc daj mi spokój.
- Nie jesteś zwyczajną dziewczyną, a ludzie którzy cię wychowali nie są twoimi rodzicami. Pozwól, że coś ci opowiem. Bardzo dawno temu istniał lud zwany Arrydami, nie wiemy zbyt dużo na ich temat. Posługiwali się bardzo potężną magią, każdy z nich miał ogromną moc i wiedzę, którą z nikim się nie dzielili. Ich wiedza wzbudzała ciekawość innych istot, jednak Arrydzi pilnie strzegli swoich sekretów, co doprowadziło do ich zguby.
- Jak zginęli?
- Nie wiadomo, byli ludem izolującym się od innych, a ich duma nie pozwala im przyjąć pomocy od nikogo. Mieli bardzo surowe prawo zabraniające im kontaktu z innymi.
- Skoro byli tacy tajemniczy to skąd wiesz to wszystko?
- Ponieważ kilku z nich przetrwało, ich pochodzenie i wiedza bardzo wydłużyły im życie. Pięć lat temu udało mi się dotrzeć do jednej kobiety, która przetrwała. Opowiedziała mi to ci ja mówię teraz tobie.
- Dlaczego mi o tym mówisz? Co ja mam z tym wszystkim wspólnego?
- Mówię ci o tym, ponieważ kobieta, która mi o tym powiedziała to... twoja matka.
Zapadła chwila nie przerwanej ciszy, dopiero po kilku minutach dotarło do mnie to co usłyszałam.
- MATKĄ?! Nie to niemożliwe... kłamiesz! Skoro to moja matka to dlaczego mnie zostawiła?
- Żeby cię chronić, nie chciała obarczać cię tą tajemnicą, chciała żebyś miała spokojne życie.
- Miałam prawo wiedzieć!
- Sądziłam że trzy lata temu dowiedziałaś się prawdy w Asgardzie, ale najwyraźniej postanowili to przed tobą ukrywać.
- Chcesz mi powiedzieć, że oni o wszystkim wiedzieli?
- Może nie tyle co ja, ale na pewno coś podejrzewali. Ludzie nie rodzą się z taką mocą.
Miałam dosyć, to było za dużo wrażeń jak na jedną noc, chciałam wrócić do domu, zamknąć się w pokoju i nie wychodzić. Nie mogłam pogodzić się z myślą, że ludzie którzy mnie wychowali nie są moimi rodzicami. Usiadłam na podłodze opierając się o ścianę i schowałam twarz w dłoniach, łzy same cisnęły mi się do oczu. Amora spojrzała na mnie współczująco i wyszła.

* Arrydzi to lud wymyślony przeze mnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz