wtorek, 13 stycznia 2015

Ważne: Akcja opowiadania dzieję się po wydarzeniach z filmu Thor Mroczny Świat

Rozdział 9

Przez cały dzień czas płynął mi nienaturalnie szybko. Czym bliżej, do zachodu słońca, tym bardziej się denerwowałam. Loki zjawił się tylko na chwilę, żeby powiedzieć mi co dokładnie mam robić. Miałam dopilnować, żeby mu nie przeszkodzili, nie raczył mi jednak wspomnieć w czym. Wyszłam z domu, chwilę po zachodzie słońca. Skupiłam się na tym, żeby pozostać człowiekiem, wilk spacerujący po mieście, mógłby wzbudzać panikę. Dziwnie się czułam, zazwyczaj podczas włamania, starałam się pozostać niezauważona i świetnie mi to wychodziło, teraz mogłam zignorować te wszystkie zasady. Nawet podobało mi się, że mogę uruchomić, wszystkie alarmy. Rozejrzałam się w poszukiwaniu czegoś, co mogłoby mi pomóc, mój wzrok zatrzymał się na dosyć dużym kamieniu. Podniosłam go i  rzuciłam w najbliższe okno. Skrzywiłam się momentalnie słysząc dosyć głośny alarm. To powinno ich przyciągnąć, nie zamierzałam ryzykować walki ze wszystkimi naraz, dlatego jak najszybciej oddaliłam się na drugą stronę budynku i weszłam do środka, nie zwracając na siebie uwagi. Odnalazłam pomieszczenie z wybitą szybą, z ukrycia obserwowałam, jak o czymś rozmawiają. Po chwili zaczęli się rozchodzić, wracając do przerwanych wcześniej zajęć. Po cichu poszłam za jednym z nich. Zobaczyłam kołczan, ze strzałami na jego plecach. Skoro już tu byłam, to czemu, by się trochę nie zabawić. Podkradłam się do niego i pazurem odcięłam kołczan na jego plecach. Odwrócił się, jednak zdążyłam się schować. W korytarzu, było dosyć ciemno, co potrafiłam doskonale wykorzystać.
- Kto tu jest? - Zapytał, rozglądając się niespokojnie. Przekradłam się, tak że znów znajdowałam się za nim. Klepnęłam go w ramię, znów się odwrócił, tym razem się nie chowałam. Pomachałam mu jedną ręką, w drugiej wciąż trzymałam jego kołczan, ze strzałami.
- Co jest? Kim ty jesteś? - Wykorzystałam jego zaskoczenie, przeskoczyłam nad nim i powaliłam mocnym ciosem w potylice. Jeden załatwiony, przynajmniej chwilowo. Usłyszałam kroki, ktoś szedł w moją stronę, wyrzuciłam kołczan i schowałam się, za najbliższym zakrętem. Nasłuchiwałam przez chwilę, ktokolwiek tu był, teraz się zatrzymał. Wyjrzałam, żeby sprawdzić, co się dzieje. Zobaczyłam kobietę pochylającą się nad nieprzytomnym mężczyzną.
- Jarvis, co tu się stało? - Zastanowiło mnie do kogo mówiła, skoro w korytarzu nie było nikogo więcej.
- W budynku, jest intruz. - Rozległ się jakiś głos, mimo że nikogo nie widziałam. Kobieta wstała, uważnie się rozglądając. Wyciągnęła broń i zaczęła iść w moim kierunku. Chciałam się wycofać, ale za sobą również usłyszałam kroki zbliżających się osób. To by było na tyle z ukrywania się.
- Nie ruszaj się. - Zobaczyłam wyciągniętą w moim kierunku broń. Zacisnęłam ręce w pięści, żeby nie zobaczyła pazurów. Cały czas powoli szła w moją stronę, jeżeli chciałam uciec, to była moja ostatnia szansa. Odczekałam jeszcze chwilę i skoczyłam w jej stronę. Usłyszałam strzał, momentalnie, rzuciłam się na ziemię, unikając kuli. Przetoczyłam się kawałek, słysząc kolejny strzał, spróbowałam podciąć jej nogi, tym razem ona odskoczyła. Zerwałam się do biegu, dotarłam do klatki schodowej, w tym samym momencie, w którym otworzyły się drzwi windy, ze środka wyszedł mężczyzna.
- Daj spokój, nie masz szans. - Powiedział, po stroju, doszłam do wniosku, że to Kapitan Ameryka. Wątpiłam żebym dała mu radę w walce, przeskoczyłam nad poręczą i wylądowałam kilka pięter niżej. Pobiegłam dalej i znalazłam się chyba w salonie.
- Nie męczy cię to ciągłe bieganie? - No świetnie, kolejny. Czy oni są wszędzie? Zmierzyłam go badawczym spojrzeniem. Był normalnie ubrany, nawet nie uzbrojony. - Mam prośbę, następnym razem nie rzucaj kamieniami w okna, tylko użyj drzwi.
- Stark co ty wyprawiasz?
- Spokojnie, Kapitanie wszystko pod kontrolą. Rozmawiamy sobie, nie ma powodu do niepokoju.
- Chyba jednak są. - Poczułam, że ktoś przykłada mi broń do pleców. - Ona jest bardziej niebezpieczna, niż ci się wydaje.
- Natasha, odłóż broń. To tylko, zwykła dziewczyna.
- Wiedziałam, że skądś ją znam i miałam rację, niecały miesiąc temu włamała się do Tarczy i ukradła, berło Lokiego. Została złapana, ale udało jej się uciec. Muszę ją zabrać.
- No dobra. Jarvis skontaktuj się z Tarczą, niech tu przyślą paru agentów.
- Sir połączenie niemożliwe.
W tym momencie przestałam słuchać rozmowy. Moją uwagę przyciągnął inny dźwięk dochodzący z zewnątrz. Rytmiczny odgłos, bardzo wielu kroków, przypominał maszerujących żołnierzy. Nikt oprócz mnie nie mógł tego słyszeć, ale dźwięk się nasilał. Zaczęłam się zastanawiać co tam się dzieje. Nie mogłam tego sprawdzić, nie ruszając się z miejsca i nie zwracając na siebie uwagi.
- Sir, sądzę że powinien pan to zobaczyć.
Na ekranie wyświetliło się nagranie z kamer ulicznych, dzięki któremu zrozumiałam co to był za dźwięk. Zobaczyłam idących ulicą żołnierzy, całe mnóstwo żołnierzy. Jednak nie takich zwykłych, ci byli ubrani w zbroję i żółte peleryny.
- Co tam się do cholery dzieje? - Zapytał Stark.
- To niemożliwe...
- Co jest niemożliwe Thor? Wiesz kim oni są?
- To Einherjarzy, najlepsi rycerze Asgardu.
- Skoro tak, to co robią na Ziemi? I kto ich tu przysłał?
- Nie mam pojęcia. Jedyną osobą, która mogła ich przysłać jest Odyn, ale nie miał powodów, żeby to zrobić.
- Trzeba ich zatrzymać, zanim zrobią komuś krzywdę.
- Nie tym razem. - Odetchnęłam, z ulgą. Słysząc znajomy głos. Już zaczynałam myśleć, że obiecana pomoc, nigdy nie nadejdzie.
- No nareszcie. Co tak długo? - Zapytałam podchodząc do Lokiego. Nie przejmowałam się już wymierzona we mnie bronią. Wszyscy byli zbyt zszokowani, żeby mnie powstrzymać.
- A co stęskniłaś się?
- Niemożliwe, nie zgadzam się. Jelenie tak po prostu nie zmartwychwstają. To przeczy wszelkim prawom natury. - Zaprotestował Stark. - Thor przecież mówiłeś, że on nie żyje.
- Tak myślałem. Byłem tego pewien, przecież sam widziałem jak umiera. Jak? - Zapytał, zwracając się do Lokiego. Ten najpierw tylko się roześmiał, po czym odpowiedział.
- Najwyraźniej znów cię oszukałem.
W ręce Thora, pojawił się młot. Loki tylko przewrócił oczami, widząc wściekłość brata.
- Daj spokój. To się już robi nudne, a tak pięknie o mnie mówiłeś przed odejściem z Asgardu. Brać ich. - Rzucił do kilkudziesięciu żołnierzy stojących za nim. - A ja wyrównam trochę szanse. Zobaczymy jak sobie poradzicie, bez pomocy waszego zielonego przyjaciela.
W tym momencie na rękach jednego, z Avengersów, pojawiły się dziwnie połyskujące kajdany. Walka nie trwała długo, ale cieszyłam się, że nie muszę brać w niej udziału. Kilkanaście minut później Loki, z zadowoleniem przyglądał się obezwładnionym przeciwnikom.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz