Dziękuje wam za tak liczne komentarze pod poprzednim rozdziałem. Wiem, że ten miał pojawić się szybciej, no ale na pocieszenie jest całkiem długi. Zachęcam was też do zajrzenia tutaj: http://eviahihom.blogspot.com/ i tu: http://lokiandkathleen.blogspot.com
Mam nadzieję, że rozdział się spodoba i czekam na komentarze z waszej strony.
Rozdział 18
Musiałam działać szybko, nie było czasu na obmyślanie dokładnego planu i omawianie szczegółów. Wiedziałam bardzo niewiele, tylko jak mniej więcej wygląda klucz i że ma go Loki. Poprosiłam Anais, żeby dała mi moment. Potrzebowałam kilku minut, żeby się uspokoić. Stres w niczym by mi nie pomógł, jedynie utrudniłby skupienie się. Przymknęłam oczy i wzięłam kilka głębokich oddechów. Tak wiele razy kradłam, ale nigdy od powodzenia mojego zadania, nie zależało czyjeś życie. Wyszłam, gdy uznałam, że jestem gotowa. Droga, którą znałam tak dobrze, którą pokonywałam tak wiele razy, teraz wydała się znacznie krótsza.
Zatrzymałam się przed drzwiami. Ostatni raz rozmawiałam z Lokim kilka dni temu. Postanowiłam sobie wtedy, że będę czekać, aż to on wykona pierwszy ruch. No cóż znów musiałam ustąpić. Nacisnęłam na klamkę i pewnym krokiem weszłam do środka.
- Amy, nie spodziewałem się ciebie. Coś się stało?
- Musimy pogadać. - Przerwałam na chwilę, zastanawiając się co właściwie chciałam powiedzieć. - Nie chcę się dłużej kłócić
- To dobrze. - Odpowiedział, nie odrywając wzroku od papierów leżących na stole przed nim. Powstrzymałam wzbierającą we mnie złość. Przychodzę do niego próbuję się dogadać. Fakt robię to tylko dlatego, że zmusiła mnie do tego sytuacja, ale Loki o tym nie wie. A on nie zaszczyci mnie nawet spojrzeniem.
- Rozmawiasz ze mną czy z kartką papieru?
- Słucham cię, możesz mówić.
Chciałam coś odpowiedzieć, jednak gwałtownie zakręciło mi się w głowie. Zrobiłam krok w tył starając się zachować równowagę. Miałam nadzieję, że to tylko chwilowe. Byłam trochę osłabiona, przez ostatnie kilka dni nie spałam zbyt wiele. Apetyt też mi nie dopisywał, spróbowałam sobie przypomnieć kiedy ostatnio normalnie jadłam. Chyba poprzedniego dnia rano udało mi się coś przełknąć, ale nie było tego wiele. Nagła fala gorąca i kolejny zawrót głowy, tym razem musiałam oprzeć się rękami o stół, żeby nie wylądować na podłodze.
- Co ci jest? - Loki momentalnie znalazł się przy mnie.
- Nic. Wszystko w porządku. - Spróbowałam stanąć w miarę prosto, jednak zachwiałam się i wpadłam na Lokiego. Wiedziałam, że powinnam się najeść i wyspać. Każda komórka mojego ciała domagała się porządnego posiłku i snu. Cała ta sytuacja mogła mi się jednak do czegoś przydać. Klucz na którym tak bardzo mi zależało był teraz na wyciągnięcie ręki. Widziałam go tylko przez krótki moment. Musiałam zdać się na instynkt. Ostrożnie wyciągnęłam dłoń w tamtym kierunku.
- Na pewno? Jesteś strasznie blada. - Skinęłam tylko głową w odpowiedzi.- Siadaj. - Nakazał przysuwając mi krzesło. I tak oto szansa na szybkie zdobycie klucza przepadła. Zamiast tego dostałam szklankę z wodą i nadmiar zainteresowania ze strony Lokiego. Takie bezczynne siedzenie strasznie mnie denerwowało. Przyłapałam się na tym, że co chwilę nerwowo spoglądam w okno, jakby w obawie, że świt nadejdzie wcześniej niż zwykle. Przecież coś takiego powinno mi zająć kilka minut. Już jako dziecko zabierałam ludziom portfele z kieszeni. To prawie to samo tylko, że klucz przypięty był do pasa pośród kilku innych kluczy. Musiałam się na coś zdecydować. Choćby to była najgłupsza rzecz jaka przyszła mi w tym momencie do głowy. Ostatnia chwila namysłu, kolejnej szansy nie będzie, więc jakakolwiek pomyłka odpada. Błyskawicznie podniosłam się z krzesła i usiadłam Lokiemu na kolanach. Przycisnęłam go do oparcia krzesła i pocałowałam. Wykorzystałam jego zaskoczenie, żeby spokojnie zdobyć to na czym mi zależało. Celowo założyłam spodnie, które mają kieszenie. Zazwyczaj zakładałam je tylko, gdy miałam już naprawdę dosyć sukienek, albo chciałam pójść poćwiczyć. Ogromna ulga i radość, kiedy klucz bezpiecznie i niezauważenie znalazł się w mojej kieszeni. Dopiero wtedy przerwałam pocałunek. Poczułam przyjemny dreszcz gdy dłonie Lokiego przesunęły się po moich plecach, by po chwili znaleźć się pod koszulką.
-Ej! Nie pozwalaj sobie! - Zaprotestowałam.
- Przecież mówiłaś, że już się nie gniewasz.
- Mówiłam, że nie chce się kłócić. - Stwierdziłam strącając jego ręce, które mimo wcześniejszych protestów wciąż gładziły skórę na moich plecach. - Powinnam już iść.
- Nie mogę cię teraz wypuścić. W twoim stanie mogłoby ci się coś stać.
- Twoja troska o mnie jest wzruszająca. A skoro tak bardzo się o mnie martwisz to... - Przerwałam, znów zbliżyłam się tak jakbym chciała go pocałować, powoli przeciągnęłam dłonią po jego piersi w jedną stronę i z powrotem. Spróbował zmniejszyć dzielącą nasze usta odległość o jeszcze te kilka centymetrów, ale powstrzymałam go cofając głowę. - Zaczekaj. Daj mi dokończyć. - Mruknęłam, niemal muskając wargami jego usta. - to pozwolisz mi pójść odpocząć. - Dokończyłam, z wrednym uśmieszkiem na twarzy.
- Możesz odpoczywać tutaj.- Przyciągnął mnie bliżej, położyłam mu głowę na ramieniu. Chciałam z nim zostać, ale nie tym razem. I tak zostałam tu znacznie dłużej niż powinnam i było już bardzo późno. Wstałam i podeszłam do drzwi. Wiedziałam, że podjęłam słuszną decyzję, a i tak było mi ciężko. Wyszłam nie odwracając się za siebie. Obiecałam Anais, że powiadomię ją gdy zdobędę klucz. Miała czekać w mojej komnacie, gdy weszłam do środka spojrzała na mnie zniecierpliwiona z wyraźnym pytaniem w oczach.
- Udało się. - Uspokoiłam ją wyciągając z kieszeni klucz i pokazując jej. Skinęła głową z wyraźną ulgą.
- To ten. - Powiedziała. - Ale co tak długo? Martwiłam się o ciebie.
- Miałam drobne problemy. Chyba wyszłam z wprawy.
- Ale udało się i jesteś pewna, że Loki niczego nie zauważył?
- Jestem pewna. - Odparłam po chwili namysłu.
- Chciałam ci choć trochę pomóc. Strażnikami w lochach nie musisz się przejmować.
Miałam ochotę wyściskać Anais. Pierwszy raz uwierzyłam,że to naprawdę może się udać.
- To świetna wiadomość. Ale jak?
- Dowódca straży miał u mnie mały dług. Spokojnie nie wie co chcemy zrobić. Musisz się jednak pospieszyć, strażnicy niedługo wrócą na swoje stanowiska i na pewno zaalarmują o ucieczce więźnia. Lepiej żebyś zdążyła do tego czasu wydostać się z pałacu.
- Rozumiem, naprawdę nie wiem jak ci dziękować.
- Nie musisz, idź już. Powodzenia.
- Przyda się. - Powiedziałam i pognałam w kierunku więzienia. Tak jak Anais powiedziała na miejscu nie spotkałam żadnych strażników nie można tego było powiedzieć o korytarzach, ale z tym jakoś sobie poradzę. Wyciągnęłam klucz i otworzyłam drzwi. W środku znajdowała się jakby końcowa część korytarza i jeszcze jedna cela. Tak samo jak w pozostałych dostępu do środka broniło coś w rodzaju pola siłowego. Rozejrzałam się szybko za czymś co je wyłączało. Po dłuższej chwili znalazłam mały przycisk, wyglądający dokładnie jak kawałek ściany. Nacisnęłam go mając nadzieję, że nie uruchomię tym jakiegoś alarmu. Na szczęście wciąż panowała cisza, a to co blokowało mi przejście zniknęło. Spojrzałam za siebie, żeby się upewnić, że strażnicy jeszcze nie wracają i weszłam do celi. Spodziewałam się widoku podobnego jak w mijanych pomieszczeniach. Więźniowie mogli się tam swobodnie poruszać, większość z nich teraz po prostu spała. Tutaj sprawa wyglądała nieco inaczej. Thor był przykuty do ściany ciężkimi łańcuchami, które uniemożliwiały mu poruszanie się. Wyglądało na to, że przez cały czas zmuszony był stać z rękami w górze. To by trochę tłumaczyło skrajne wyczerpanie. Zobaczyłam mnóstwo ran i siniaków jedne starsze inne całkiem świeże, wolałam się nawet nie zastanawiać jak powstały. Podeszłam do niego i delikatnie dotknęłam jego ramienia. Nie zareagował.
- Hej, słyszysz mnie? - Dopiero wtedy spojrzał na mnie, jednak zanim cokolwiek odpowiedział jego głowa znów opadła. Przygryzłam wargę zastanawiając się co teraz. W takim stanie raczej nie dam rady go stąd wyciągnąć. Zabrałam się za odpinanie łańcuchów. Zajęło mi to dłuższą chwilę, bo nigdy wcześniej tego nie robiłam. Zaczynałam się denerwować, zauważyłam, że ręce mi się trzęsą. Wzięłam głęboki wdech żeby się uspokoić. W końcu pozbyłam się żelaznych obręczy z jego nadgarstków. Musiały być naprawdę mocno zaciśnięte, bo zostawiły ślady na jego skórze w postaci krwawiących otarć. Czując że nic go już nie trzyma, Thor osunął się po ścianie na podłogę. Pochyliłam się nad nim i ostrożnie potrząsnęłam jego ramieniem.
- Wstań, musimy uciekać. - Powiedziałam, starając się opanować nerwy. Obserwowałam, jak próbuje się podnieść, Jak zbiera resztki sił jakie mu zostały, niestety było ich za mało. Jego mięśnie zadrżały i opadł na podłogę.
- Nie dam rady. - Powiedział ciężko oddychając.
- Dasz, musisz. Odpocznij chwilę i spróbuj jeszcze raz. - Rozejrzałam się nerwowo, wiedząc, że nie mamy ani chwili na pozostanie tutaj.
- Dlaczego... Dlaczego mi pomagasz? Jak nas złapią będziesz mieć kłopoty.
- Już mam kłopoty. Nie marnuj sił na gadanie. - Odczekałam jeszcze kilka minut, pozwalając mu nabrać sił. - No dobra, musimy iść. - Z moją pomocą w końcu udało mu się jakoś stanąć na nogach. Sama byłam mocno osłabiona, więc nie było to proste. - Oprzyj się na mnie i chodź. Już dawno powinniśmy wyjść z zamku. - Tak bardzo żałowałam w tym momencie, że nie mam tutaj swoich zdolności. Z siłą wilkołaka byłoby mi znacznie łatwiej go prowadzić. W drodze zastanawiałam się które wyjście z pałacu będzie najbezpieczniejsze. Główne od razu odrzuciłam, pilnowało go zbyt wielu strażników. Przechodzenie przez dziedziniec też nie byłoby rozsądne. Zdecydowałam się na przejście przez ogrody na tyłach zamku. Na drodze tam nie ma zbyt wielu strażników, a ogród o tej porze będzie pusty. Tylko, że z więzienia było tam bardzo daleko, nie wiedziałam, czy Thor wytrzyma taką wędrówkę. Kilka pierwszych korytarzy było pustych więc przedostaliśmy się bez problemu. Przez kolejny szło dwóch strażników, jednak byli odwróceni do nas tyłem. Wystarczyło poczekać, aż przejdą, miałam też okazję chwilę odpocząć, co bardzo mnie ucieszyło. Poszliśmy dalej dopiero gdy byłam pewna, że jest bezpiecznie. Kilkanaście minut później usłyszałam czyjeś kroki gdzieś nie daleko za nami. Pociągnęłam Thora za najbliższą kolumnę i gestem nakazałam całkowite milczenie.Strażnicy minęli nas niczego nie zauważając.
- Dasz radę iść dalej? - Zapytałam. Skinął głową w odpowiedzi. Zastanawiałam się też ile ja jeszcze wytrzymam. Zaczynało brakować mi sił, a nogi trzęsły się z każdym krokiem od ciężaru. Już niedaleko powtarzałam sobie w myślach jakby to mogło w czymś pomóc. Szczęście, które dopisywało mi od początku, chyba postanowiło mnie opuścić trochę za wcześnie. Na ostatnim odcinku drogi stało dwóch strażników, którzy nie mieli zamiaru ruszyć się z miejsca. Przeklinając ich w myślach zdecydowałam się pójść okrężną drogą. Byliśmy już naprawdę bardzo blisko wyjścia, gdy usłyszałam wołanie strażnika za nami.
- Stać! Zatrzymajcie się! - Zamarłam nie wiedząc, co robić. Serce waliło mi jak oszalałe, ze strachu. Nie było szans, żeby uciec strażnikom. Nasłuchiwałam więc zbliżających się kroków. - Kim jesteście i co tutaj robicie o tej porze? - Inny męski głos, czyli było ich dwóch jak zwykle. Rzuciłam Thorowi smutne spojrzenie, nie udało się, a było tak blisko. Odwróciłam się przodem do żołnierzy, widząc zdziwienie na ich twarzach. Mieszkałam tutaj na tyle długo, że mnie rozpoznawali.
- Co tutaj robisz, pani? - Powoli przeniósł wzrok na Thora i z powrotem.
- Pozwólcie nam odejść, Proszę. - Wpatrywałam się błagalnie w strażników. Ten z którym rozmawiałam wyraźnie zastanawiał się co powinien zrobić. Spojrzał pytająco na drugiego, który jednak wzruszył ramionami. Najwyraźniej nie chętny do podjęcia decyzji. W tym momencie zza rogu wyłoniło się kolejnych dwóch strażników. Wtedy już wiedziałam, że to koniec.
- Brać ich. - Usłyszałam rozkaz i nie stawiając oporu poszłam za strażnikami.
Trzymający w napięciu, naprawdę! Wstrzymywałem oddech przez połowę tego rozdziału. Cudowna opowieść, ale błagam niech Amy się nic nie stanie!!
OdpowiedzUsuńZgadzam się zupełnie! Naprawdę nie mogłam się oderwać!
Usuń