piątek, 26 czerwca 2015

Rozdział 20

Ziemia.
- Wstawać! - Strażnicy chodzili po celach budząc znajdujących się w nich więźniów.
- Co się dzieje? - Zapytał Kapitan Ameryka, gwałtownie wyrwany ze snu, jednak całkowicie przytomny.
- Idziecie na wycieczkę. W jedną stronę.  A tamten co? Ogłuchł? - Wyraźnie zniecierpliwiony żołnierz podszedł do materaca na którym spał Stark i kopnął go kilka razy w brzuch.
- Zostaw! - Krzyknął Rogers, rzucając się żeby odciągnąć strażnika, ten jednak jednym uderzeniem posłał go na podłogę.
- Skujcie ich. - Warknął do pozostałych żołnierzy. - Idę sprawdzić co z pozostałymi. - Chwilę później dało się słyszeć jego krzyki w celi obok.
- Mówiłeś, że masz plan, Tony. Chyba najwyższa pora zacząć działać.
- Spokojnie, mam wszystko pod kontrolą. Cokolwiek się zdarzy, musicie mi zaufać.
- To nie  brzmiało optymistycznie. - Po chwili wyprowadzono ich na zewnątrz, gdzie czekali już pozostali. Po raz pierwszy od miesiąca opuścili mury wiezienia.  Deszcz zmywał zaschniętą na ulicach krew. Było pusto i cicho, tak jakby mieszkańcy uciekli w pośpiechu.
- Jak mogliśmy do tego dopuścić? - Zapytała Wdowa, wodząc wzrokiem po zniszczonych budynkach. - Co zrobiliście tym ludziom? - Jej głos był zimny jak lód.
- Dostali to na co zasłużyli. - Odparł jeden ze strażników.
Chwilę później krajobraz całkowicie się zmienił. Nie stali już na ulicy, tylko w okrągłym pomieszczeniu.  W drodze przez zamek nikt się nie odewał, nie skomentował tego co widzi. Żołnierze zaprowadzili ich do sali tronowej i zamknęli ciężkie drzwi. Przez chwilę panowała cisza.
- I co? Tak po prostu nas tu zostawili? - Zapytał Hawykay.
- Daleko nie uciekniemy. Musimy coś zrobić to mi nie wygląda na chęć dogadania się. - Wdowa wskazała na podwyższenie wyraźnie przygotowane w jednym celu. - Co ty robisz Stark?
- Magia magią, ale te kajdany to nie zbyt solidne. Wystarczyło dziesięć minut i o proszę - W tym momencie rozłożył ręce w jednej dłoni trzymając kajdanki. - Teraz jeżeli je założę, wystarczy mocniejsze szarpnięcie i jestem wolny.
- To lepiej je załóż, bo ktoś tutaj idzie.
- Moi ulubieni śmiertelnicy - Zawołał Loki, wchodząc do sali. - Wyglądacie jeszcze gorzej niż ostatnio.
- Czego od nas chcesz?
- Mamy jeszcze chwilę, więc mogę wam wyjaśnić. Miał to być ostatni dzień Thora, ale skoro jesteście tak zgraną drużyną to pozwolę wam umrzeć wszystkim razem.
- Nie sądziłem, że masz o nas tak dobre zdanie. Skoro nawet gdy jesteśmy rozbrojeni i skuci rozmawiasz z nami tylko w towarzystwie sześciu strażników. Jesteś zwykłym tchórzem. - Stwierdził Stark kpiąco. Loki dał znak strażnikom, żeby się odsunęli.
- Lepiej ci? - Zapytał.
- O wiele. - Stark tylko na to czekał, wiedział, że sprowokuje Lokiego nazywając go tchórzem. Gdy strażnicy się wycofywali, wyszarpnął ręce z kajdanek, zabrał przechodzącemu obok żołnierzowi miecz i uderzył nim w Lokiego, jednak ostrze odbiło się od niewidzialnej tarczy.
- Chciałeś mnie zabić? Ty?
- Zabić? Nie. Odwrócić twoją uwagę. Kapitanie! Łap! - Zawołał podrzucając miecz w momencie gdy strażnicy zbliżyli się by odebrać mu broń.
- Jesteście przezabawni. - Stwierdził Loki, obserwując zmagania dwóch żołnierzy żołnierzy z Kapitanem Ameryką podczas gdy pozostali starali się pilnować reszty. Rogers zręcznie wskoczył na podwyższenie unikając powalenia na podłogę. Zamachnął się na strażnika, który próbował podejść go od drugiej strony i obezwładnić. Zaskoczony szybkością ruchów przeciwnika żołnierz nie zdążył sparować ciosu i miecz przebił jego gardło. Upadł na podłogę, a krew rozlała się dookoła niego.
- Wystarczy tej zabawy. - Loki z pomocą magi cisnął Kapitanem Ameryką w pozostałych avengersów, powalając ich na ziemię. Spróbowali się podnieść, jednak widząc nad sobą żołnierzy z wyciągniętą bronią skierowaną w ich stronę szybko zrezygnowali. - Zajmijcie się nimi i zabierzcie stąd tego zabitego.
W czasie gdy strażnicy starali się do końca opanować sytuację, w sali zebrało się już całkiem sporo osób. Nikt nie był szczególnie zachwycony tym co ma się wydarzyć. Kilka minut później żołnierze przyprowadzili Thora, a drzwi do sali zostały zamknięte. Avengersi patrzyli ze smutkiem na przyjaciela. Chcieli go jakoś wesprzeć, powiedzieć coś, ale im nie pozwolono.
- Jakieś ostatnie życzenie? - Zapytał Loki z wyraźnie wymuszoną uprzejmością. Strażnicy wprowadzili Thora na podwyższenie, na którym stał już kat z ciężkim toporem w rękach. -Nie? A nie chcesz na przykład zobaczyć przed śmiercią swojej ukochanej?
- Chcę, żebyś zostawił Jane w spokoju.
- Spokojnie, nie zamierzam zrobić jej krzywdy. Pomyślałem, że może chcesz się pożegnać,
W tym momencie z tłumu wybiegła zapłakana kobieta. Rzuciła się Thorowi na szyję, omal go nie przewracając.
- Oni nie mogą cię zabić - Wyszlochała w jego ramię.
- Jane? Co ty tu robisz?
- To była jedyna szansa żeby cię zobaczyć.
- Nie powinnaś tu być. Nie jesteś tutaj bezpieczna. - Powiedział odsuwając ją od siebie i patrząc jej w oczy.
-Nie dbam o to. - znów przyciągnęła go do siebie. Łańcuchy szczęknęły, gdy otoczył ją ramieniem.
- Posłuchaj, gdy to wszystko się skończy. Chcę żebyś wróciła do Midgardu ułożyła sobie życie i była szczęśliwa.
- Ale to ciebie kocham.
- Wiem. - Odparł całując ją w czubek głowy.
- Dosyć tych pożegnań.
- Musimy coś zrobić.- Syknął Kapitan Ameryka. Obserwując jak strażnicy odciągają zrozpaczoną Jane.
- Jak na razie kiepsko nam idzie ratowanie siebie. Nie mówiąc już o innych. - Stwierdził Barton.
- Dzięki za wsparcie. Wdowo dasz radę rozbroić kata?
- Czemu nie? Rozerwę się trochę. - Odparła, obserwując mężczyznę, przygotowującego się do wykonania wyroku. Zrobiła krok do przodu jednak strażnik złapał ją za ramię. Złapała go za nadgarstek i wykręciła pod dziwnym kątem, następnie kopnęła w brzuch tak że żołnierz wpadł na kolejnych dwóch z tyłu. Podbiegła do kata i skoczyła mu na plecy przyduszając kajdankami. Zaskoczony mężczyzna upuścił topór i rękami próbował odciągnąć od szyi to co uniemożliwiało mu oddychanie.
- Co znowu?! - Zawołał wściekły Loki.- Zabierzcie ją. - Rozkazał strażnikom.
Wszyscy z wielkim zainteresowaniem przyglądali się tej scenie. Wdowa zgrabnie wylądowała na podłodze, zabierając przy okazji upuszczoną broń. Mężczyzna szybko wziął głęboki wdech. Rzucił Wdowie wściekłe spojrzenie, rozejrzał się po sali.Następnie błyskawicznym ruchem przyciągnął do siebie Jane, zaciskając rękę na jej szyi.
- Rzuć to, albo skręcę jej kark. - Powiedział. Strażnicy, którzy do tej pory starali się obezwładnić Wdowę, stanęli i czekali na rozwój wydarzeń.
Decyzja musiała być natychmiastowa, jeżeli się podda to wszyscy zginą, jeżeli zaryzykuje będzie to szansa na ocalanie. Zaczęła opuszczać topór na podłogę, cały czas jednak obserwując mężczyznę.
- Odkładam broń. Wypuść ją.
- Nie jestem głupi. Zaczekam.
Jane wybrała idealny moment żeby szarpnąć się z całej siły. Wdowa momentalnie wykorzystała chwilę nieuwagi przeciwnika, by znaleźć się za nim. W ten sposób kat miał stać się ofiarą, jednak zanim ostrze go dosięgnęło. Odskoczył, a po chwili dało się słyszeć nieprzyjemny dźwięk.
- Ostrzegałem. - Powiedział wypuszczając ciało kobiety, wprost w kałuże krwi. Strażnicy obezwładnili oszołomioną Wdowę, nie mogła uwierzyć, że to stało się naprawdę.
***
 Kilka kroków przed drzwiami usłyszałam czyjś rozpaczliwy krzyk. Zatrzymałam się na moment, błagając w myślach, żeby nie było za późno. Pchnęłam ciężkie drzwi, zobaczyłam ludzi mniej więcej tyle co ostatnio i podwyższenie na którym leżało ciało a dookoła mnóstwo krwi. Zaczęłam przedzierać się między ludźmi, chcąc jak najszybciej podejść bliżej i sprawdzić co się stało. Zobaczyłam avengersów  przez chwilę zastanawiałam się co oni tutaj robią. Przeniosłam wzrok z powrotem na martwą kobietę, teraz Thor trzymał ją w ramionach. Zrozumiałam, że to jego krzyk musiałam słyszeć chwilę wcześniej.Kimkolwiek była ta kobieta musiał być z nią bardzo związany.  Nie miałam pojęcia co dokładnie się tutaj wydarzyło.Loki mówił coś do Thora, nie słyszałam co dokładnie bo byłam za daleko, a w sali było głośno i panowało niezłe zamieszanie. Udało mi się wydostać z tłumu, akurat, żeby zobaczyć jak jeden z avengersów, wyszarpuje się strażnikom. Podnosi leżący na ziemi topór i podchodzi do Lokiego, który nawet go nie zauważa. 
- Będziesz ostatnią osobą, która dzisiaj umrze. - Mówi przez zaciśnięte z wściekłości zęby. Serce mi zamiera, gdy widzę, jak bierze zamach.
- Uważaj! - Krzyczę z całej siły, jednak on zamiast się odwrócić, patrzy na mnie. Kilkoma susami pokonuję ostatnie parę metrów i rzucam się na Lokiego osłaniając go własnym ciałem. Czuję jak ostrze zagłębia się w moich plecach, roztrzaskując kilka żeber. Resztki powietrza uciekają z moich płuc, a każdy kolejny wdech sprawia ogromny ból. Widzę, że Loki coś do mnie mówi, ale wszystkie dźwięki zlewają się ze sobą i nie potrafię rozróżnić słów. Wiem, że powinnam pozostać przytomna, ale oczy same mi się zamykają, Po chwili świadomość wraca.
- Amy, nie zasypiaj. Patrz na mnie. 
- Nie mogę. - Próbuję powiedzieć, jednak z mojego gardła nie wydobywa się żaden dźwięk. Jedynie strużka krwi ścieka z kącika ust. Znów tracę świadomość tym razem na znacznie dłużej.       

2 komentarze:

  1. Czy...Jane...nie....żyje? Nie mogę w to uwierzyć, że Amy uratowała(prawdopodobnie) Lokiego! To jest niemożliwe... rozdział cudowny, czytając go, miałem ochotę ze zdenerwowania wyrzucić laptopa przez okno. Amy ma przeżyć, bo popadnę w depresję! :D
    PS: to piękne poświęcenie :(

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej, ja ze spóźnionym komentarzem. Rozdział przepiękny i strasznie dramatyczny. Ale dlaczego Jane umarła? Nie mogłaś jej oczszędzić? Biedny Thor... Czekam na nagły zwrot akcji!

    OdpowiedzUsuń