Rozdział 28
Wróciłam z poszukiwań czegoś do jedzenia. Hotelowa restauracja nie oferowała nic wybitnego, ale byłam tak głodna, że nie robiło mi to różnicy. Nie dane mi jednak było zjeść w spokoju, bo cały czas czułam na sobie czyś wzrok. Dokończyłam więc szybko, zabrałam kanapkę dla Lokiego i wyszłam z restauracji jakby nic się nie stało. Chwilę później usłyszałam kroki za sobą. Dyskretnie spojrzałam za siebie, dowiedziałam się jedynie, że ten kto prawdopodobnie mnie obserwuje to mężczyzna. Przystanęłam na schodach słysząc, że rozmawia z recepcjonistką. Wystarczyło mi tylko, że zapytał, czy jestem tutaj sama. Nie czekając na odpowiedź pognałam do pokoju.
- Musimy się stąd wynosić. - Powiedziałam, podając Lokiemu przyniesioną kanapkę i zabrałam z szafki nocnej kluczyki do auta. - Zjesz w samochodzie. - Ponagliłam go.
- Dokąd ci się tak spieszy?
- Czy ty choć raz możesz zrobić to o co ktoś cię prosi?! - Odkąd byłam w ciąży miewałam wahania nastroju, a ostatnie dni nie należały do łatwych. Mimo to sama byłam zaskoczona tak nerwową reakcją, - Zaczekam w samochodzie. - Dodałam i wyszłam, uznając że chwila na ochłonięcie dobrze mi zrobi.
Mroźne powietrze i kilka głębokich oddechów, okazały się naprawdę skuteczne. Próbowałam pojąć co się dzisiaj ze mną dzieje. Raczej nie zdarzało mi się tak agresywnie reagować, bez żadnego powodu. Postanowiłam, że dalej zastanawiać się będę już w samochodzie, moje ubrania nie były odpowiednie do spokojnego stania sobie na śniegu. Gdy otwierałam auto, poczułam że coś ociera mi się o nogi, spojrzałam w dół i tym czymś okazał się mały czarny kotek.
- Tobie też zimno? - Zagadnęłam do zwierzęcia. Otworzyłam drzwi, wsiadłam do auta i natychmiast włączyłam ogrzewanie. Wzięłam małego przybłędę i położyłam sobie na kolanach. - Ogrzej się trochę. - Powiedziałam, pogładziłam kota po lśniącym futerku na grzbiecie i zamknęłam drzwi. Po chwili zwierzę cicho pomrukując zasnęło zwinięte w uroczy czarny kłębek. Dopiero gdy Loki przyszedł, oderwałam wzrok od tego widoku.
- Przepraszam, za tamto. Sama nie wiem czemu tak zareagowałam. - Uznałam, że najlepiej będzie zacząć od wyjaśnienia sytuacji.
- W porządku. - Stwierdził. Dopiero po chwili zwrócił uwagę na kota śpiącego na moich kolanach. Tak właściwie to teraz już całkiem rozbudzonego, bo otworzył oczy, gdy tylko usłyszał nieznajomy głos.
- Jest taki uroczy. Nie mogłam go tak zostawić, żeby zamarzł. - Wytłumaczyłam, bo Loki wciąż patrzył na mnie pytającym wzrokiem. Kot najwyraźniej bardzo zaciekawiony nową osobą, trochę niezdarnie przeskoczył na drugie siedzenie.
- Nie możemy go zabrać.
- Będzie grzeczny. - Powiedziałam, ale w złym momencie. Jakby chcąc zaprzeczyć moim słowom, ta grzeczna puchata kulka wbiła swoje ząbki w palec Lokiego. Przez co błyskawicznie znalazła się na tylnym siedzeniu samochodu prychając z niezadowolenia.
- Tak, ja też cię nie lubię. - Było to oczywiście skierowane do kota, który nic sobie z tej wiadomości nie robił, tylko ułożył się i zapadł w kolejną drzemkę.
Chwilowe rozbawienie sytuacją i dobry nastrój szybko minęły, gdy w lusterku zobaczyłam jak mężczyzna, który mnie obserwował wychodzi z hotelu. Natychmiast uruchomiłam silnik i odjechałam z parkingu.
- Wyjaśnisz mi teraz skąd ten pośpiech?
- Ktoś nas obserwuje. Jakiś mężczyzna, pytał o nas recepcjonistkę. Ludzie raczej za tobą nie przepadają, chciałam uniknąć kłopotów. - Co chwilę spoglądałam w boczne lusterka, chcąc się upewnić, że nikt za nami nie jedzie. Na szczęście nie zauważyłam nic podejrzanego.
- Może ci się wydawało.
- Może. - Przyznałam mu racje, chociaż wcale się nie uspokoiłam. Zapadła cisza, więc zaczęłam się zastanawiać, dokąd w sumie teraz. Nie możemy tak jeździć bez celu, bo skończy nam się paliwo. Ciężko niestety znaleźć bezpieczne miejsce, skoro nikomu nie możesz zaufać. Minęły jakieś dwie godziny, a w głowie miałam totalną pustkę. Znów zaczęłam odczuwać ten silny gniew, nadal nie miałam pojęcia skąd to się bierze. Nagle coś przyszło mi do głowy. Coś co mogło być wyjaśnieniem. Przecież skoro jesteśmy na Ziemi to wróciły moje zdolności. Znów jestem wilkołakiem,
- Jaki kształt miał księżyc tej nocy? - Zapytałam, gwałtownie hamując.
- Nie mam pojęcia. A co?
- Bo jeżeli dziś jest pełnia to mamy poważny problem. - Sądząc po tym co się ze mną dzisiaj działo niemal na sto procent tej nocy będzie pełnia. Już wiem gdzie mam jechać. Muszę znaleźć Leo i to jak najprędzej.
- Co się dzieje?
- Nie bez powodu pierwszym czego się uczymy jest kontrola. - Zaczęłam wyjaśniać, mając nadzieję, że nie będę mieć problemu ze znalezieniem drogi. - To bardzo ważne, szczególnie jeżeli ktoś tak jak ja potrafi przemienić się całkowicie. Jeżeli przemienię się, kiedy jestem w ciąży, to zabiję dziecko. Ne ma szans, żeby to przeżyło.
- Przecież ty potrafisz się kontrolować. - Powiedział wyraźnie zaniepokojony tym co właśnie usłyszał.
- Przez ostatnie miesiące, działanie pełni księżyca mnie nie dotyczyło. Teraz będzie o wiele silniejsze. Nie wiem czy dam sobie radę sama. Dlatego muszę znaleźć Leo. Alfa może pomóc zatrzymać przemianę.
Mimo, że z każdą kolejną godziną rosło zmęczenie, nie pozwoliłam sobie na postój. Coraz mocniej zaciskałam dłonie na kierownicy, starając się skupić równocześnie na prowadzeniu i kontrolowaniu emocji. Niestety z tym drugim radziłam sobie bardzo słabo. W końcu, gdy słońce było już bardzo blisko horyzontu, zatrzymałam samochód na poboczu. Drogi i tak były prawie puste, przynajmniej rzadko mijaliśmy jakiś ludzi. Oparłam głowę o kierownicę, starając się zebrać myśli. Doskonale poznawałam tę okolicę, zostało jakieś pół godziny drogi. Moje zmysły pierwszy raz od tak dawna maksymalnie się wyostrzyły. Znów z odległości słyszałam bicie serca i czułam tą potworną chęć, zatrzymania go raz na zawsze. W tamtej chwili wydawało się to takie kuszące i normalne jak wyłączenie zbyt głośno grającej muzyki Nie. Włączyłam z powrotem silnik, skupiając się na drodze przed sobą. Ostatni odcinek trasy, był dla mnie prawdziwą męczarnią. Na szczęście w końcu zobaczyłam upragniony cel podróży. Oby tylko ktoś był w środku. Zatrzymałam samochód i od razu wypadłam na zewnątrz. Oczywiście moment później w drzwiach pojawiła się znajoma mi postać. Nie było możliwości, żeby nie usłyszał nadjeżdżającego samochodu. Oczywiście wiedział też, że nie jestem sama, jego wzrok powędrował w stronę samochodu. Nie dał tego po sobie poznać, ale ja wyczuwałam, że jest wściekły. Wszelkie wyjaśnienia trzeba było jednak zostawić na później. Zgięłam się w pół czując potworny ból. Zapomniałam już jakie to potrafi być nieprzyjemne. Przemiana trwa zazwyczaj nie dłużej niż kilka minut i wszystko mija, Jednak ja nie mogłam dopuścić do przemiany, czyli czeka mnie bardzo ciężka noc. Leo błyskawicznie znalazł się przy mnie.
- Co ty wyprawiasz? Przemień się. - Zawsze stawiał dobro pozostałych na pierwszym miejscu. Nawet mimo długiej rozłąki, mimo że na pewno miał mnóstwo pytań, nie zadał ani jednego. Skupił się na tym, aby mi pomóc. Trudno jest wyjaśnić więzi między wilkołakami w stadzie, jednak są one chyba nawet silniejsze niż więzy krwi. Niestety Leo jak każdy miał też swoje wady, jeżeli ktoś kiedykolwiek skrzywdził jego lub kogoś mu bliskiego, bywał bardzo impulsywny. Gdy zobaczył Lokiego, jego oczy niebezpiecznie błysnęły na czerwono.
- Nie mogę się przemienić, jestem w ciąży. - Z wielkim trudem wydusiłam z siebie to jedno zdanie.
- Mat. - Nie można powiedzieć, że zawołał, bo powiedział to tak jakby ta osoba stała tuż obok niego. Mimo to moment później ujrzałam drugą znajomą twarz. - Piwnica, szybko. - Chodziło mu o specjalne miejsce w domu, gdzie młode wilkołaki uczyły się kontroli. Piwnica pewnie dlatego, że znajdowało się pod ziemią. Ostatni raz byłam tam bardzo dawno temu i nie sądziłam, że jeszcze kiedyś tam zejdę.
- Ja mam tu coś do załatwienia. - Usłyszałam, gdy Mat ciągnął mnie już w stronę drzwi.
- Nie. Zostaw. On jest ze mną. - Widziałam jak zaciska pięści, kusiło go, żeby mnie nie posłuchać. Ograniczył się jednak tylko do wypowiedzenia jednego słowa:
- Morderca. - Loki bez problemu wytrzymał to nieprzyjemne spojrzenie, przez które ja zawsze odwracałam wzrok.
Gdy tylko przekroczyliśmy próg domu, Matt otworzył nam drzwi prowadzące do piwnicy. Sam został na górze i Lokiemu również nie pozwolił przejść.
- Nie możesz tam wejść. - Powiedział, zatrzaskując drzwi.
- Dlaczego? Sądzisz, że taki ktoś jak ty mnie zatrzyma?
- Nie. Bo żaden z nas nie chce jej śmierci. A ona nie chce skrzywdzić ciebie, rozumiesz? - Mat zawsze potrafił zachować spokój, nawet w najtrudniejszych sytuacjach. Wiedziałam, że poradzi sobie z Lokim.
Zeszliśmy po kamiennych schodach i minęliśmy kolejne solidne drzwi, które Leo dokładnie zamknął. Pomieszczenie wyglądało dokładnie tak jak je zapamiętałam, nie duże, prostokątne, biały ściany poznaczone śladami pazurów, kilka niedomytych plam krwi. Zdarza się, że wilkołak, aby wyładować złość rani sam siebie.
- Skup się. - Głos Leo przebił się przez nieznośny szum w uszach. - Pamiętaj czego cię uczyłem, pamiętaj kim jesteś.
Skuliłam się przy ścianie, próbując skupić się na jednej najsilniejszej rzeczy, która czyniła mnie człowiekiem. Dla każdego było to coś innego, dla jednych jakiś cel, dla innych ważna osoba. Ja w tym momencie pomyślałam o dziecku, które umrze jeżeli się poddam. Za nic w świecie nie chciałam do tego dopuścić. Na krótką chwilę odzyskałam całkowitą kontrolę nad sobą nie czułam gniewu, agresji, ani bólu.
- Dobrze, świetnie. - Usłyszałam pochwałę od Leo. Niestety moment wytchnienia nie trwał długo, znów wszystko wróciło. Nie zdołałam się powstrzymać i zaatakowałam, na szczęście nie trafiając w cel. Słyszałam, że czasami przy nauce kontroli stosuje się łańcuchy, żeby nikomu nie stała się krzywda. Leo jednak nie chciał nawet o tym słyszeć, uznał, że jeżeli nie jest w stanie zapanować nad tym kogo przemienił to nie nadaje się na przywódcę.
To była dla mnie naprawdę długa i ciężka noc. Zdarzały się momenty, że miałam ochotę się poddać. Byłam totalnie wyczerpana, nie miałam już sił dłużej z tym walczyć.
- Nie dam rady.
- Jeszcze tylko trochę, zaraz świta.
Leżałam na zimnej podłodze skupiając się tylko i wyłącznie na wsłuchiwanie w bicie własnego serca. Tętno się uspokoiło, czyli to naprawdę już końcówka. Leo również wyglądał na wykończonego. Nie liczyłam ile razy tej nocy musiał mnie obezwładnić, żeby nie zrobiła mu krzywdy.Siedział przy mnie, wciąż bardzo czujny.
- Myślę, że możemy wrócić na górę. - Powiedział, gdy przez dłuższy czas byłam spokojna. - Tylko pamiętaj, żadnych emocji. - Przytaknęłam i powoli podniosłam się z ziemi. nie spieszyliśmy się, Leo dawał mi czas żebym oswoiła się z każdym nowym pojawiającym się dźwiękiem czy zapachem. Przed otwarciem drzwi dzielących nad od salonu, jeszcze raz uważnie mi się przyjrzał.
- Dam sobie radę. - Zapewniłam naciskając na klamkę. Weszliśmy do salonu, gdzie panowała całkowita cisza najwyraźniej Mat nie miał ochoty rozmawiać z Lokim zapewne z wzajemnością. Na kanapie leżał przygarnięty wcześniej przeze mnie kot. Usiadłam obok i podrapałam zwierzaka za uszami.
- Możemy tu zostać? - Zapytałam, spoglądając na Leo.
- Ty zawsze, to twój dom. Ale on, nie będę tolerował mordercy.
- Proszę, tylko na kilka dni.
- Już raz mu zaufałem. Skończyło się to więzieniem dla mnie i pozostałych. Potem wybuchła ta przeklęta wojna, udało nam się uciec. Było ciężko, ja i Mat jakoś przeżyliśmy, ale nie wszyscy mieli tyle szczęścia. - Słyszałam ból i gniew w jego głosie.
- Gdzie są pozostali? - Bałam się tego co mogę zaraz usłyszeć.
- Zamordowani, przez jego żołnierzy. - Leo wyraźnie starał się zachować pozory, że już się z tym uporał, ale tak nie było. W końcu stracił siedem bliskich mu osób. - Sądziliśmy, że gdy przestałaś mu być potrzebna ciebie też zamordował. Jeżeli nadal tego chcesz może zostać, jednak kiedy po niego przyjdą, ja nie stanę w jego obronie.
- Jak mogłeś? Mówiłeś... że nic im nie grozi! Że są tutaj bezpieczni! - Byłam zrozpaczona, mój głos załamywał się gdy mówiłam. Cori, była dla mnie jak matka, a pozostali jak bracia i siostry.
- Nie wiedziałem o tym.
- Oni wypełniali twoje rozkazy!
Loki przysunął się do mnie, jednak ja natychmiast odskoczyłam. Był ostatnią osobą która mogła mnie teraz uspokoić. - Zostaw mnie! - Krzyknęłam.
- Chodź, musisz ochłonąć. - Powiedział Mat, otoczył mnie ramieniem i zaprowadził na górę, do mojego dawnego pokoju. Skuliłam się na łóżku i starałam jakoś opanować, poukładać to sobie.
- Wypłacz się, dobrze ci to zrobi. - Nie wiem, jak długo tak leżałam. Nie starałam się hamować łez. Mat cały czas siedział przy mnie, nie próbował mnie uspokoić. Wiedziałam, że doskonale rozumie co czuję, sam przecież jakiś czas temu zapewne czuł się podobnie. W końcu zasnęłam, dzięki czemu chociaż na trochę zapomniałam o tym co się stało.