niedziela, 19 lipca 2015

Rozdział 22


Loki już od kilku godzin przewracał się z boku na bok, nie mogąc zasnąć. Od dawna nie zdarzyło mu się tak o kogoś martwić, jak w tej chwili o Amy. Patrzył na puste miejsce obok siebie. W dniu, w którym wydał wyrok na Thora, wróciła do swojej wcześniejszej komnaty. Nie przejął się tym wtedy, pomyślał, że szybko jej przejdzie. Jednak ona nie ustąpiła. Tak bardzo uparła się, żeby chronić Thora. Usiadł i spróbował odpędzić od siebie natrętne myśli jednak one nie dawały mu spokoju i za każdym razem powracały. W końcu wstał i poszedł do sali, w której leżała Amy. Brakowało mu jej chociaż nie chciał się do tego przyznać. Chciał ją zobaczyć, chociaż na chwilę. W pomieszczeniu mimo późnej pory było jasno, żeby uzdrowiciele w razie czego mogli natychmiast zareagować. W tej chwili był tam tylko jeden medyk, siedział przy łóżku,opierając głowę na ręce. Oczy miał przymknięte, jednak pozostawał bardzo czujny.
- W czym mogę pomóc, panie? - Zapytał, wstając i odwracając się twarzą do Lokiego.
- Chciałem tylko chwilę przy niej posiedzieć. - Odpowiedział, podchodząc do łóżka. Uzdrowiciel wyraźnie wahał się, nie wiedząc jak zareagować.
- No dobrze, ale tylko na moment i muszę cały czas być w pobliżu. - Uznał, że krótka wizyta nie zaszkodzi. Spojrzał jeszcze raz na dziewczynę, upewniając się, że może odejść.
Loki usiadł na krześle przy łóżku, pogładził Amy po przedramieniu, przyglądając się opatrunkom na jej dłoniach. Dotarło do niego ile bólu musiała sobie zadać, żeby zdjąć więzy. Sądził, że zaklęcie zniechęci ją do prób ucieczki.
- Czy po tych oparzeniach zostaną ślady? - Zapytał, a uzdrowiciel stojący przy oknie, podszedł bliżej zastanawiając się nad odpowiedzią. Delikatnie wziął jedną dłoń dziewczyny i zaczął zdejmować opatrunek. Następnie przez chwilę uważnie przyglądał się, czerwonej skórze i pokrywającym ją pęcherzom.
- Nie koniecznie. Szybko się goją, tak jak pozostałe rany. Jednak sam dobrze wiesz, panie, że rany zadane magią goją się bardzo długo i sprawiają o wiele większy ból. Ona teraz tego nie czuje, jednak wkrótce się obudzi i nie będzie to przyjemna pobudka. - Od pewnego czasu, gdy mówił nakładał na dłoń Amy, maść pomagającą wyleczyć oparzenia, gdy skończył znów założył opatrunek i to samo zrobił z drugą dłonią.
Loki przyglądał mu się przez chwilę, a potem przeniósł wzrok na twarz Amy. Od dawna nie widział u niej takiego spokoju. Przez ostatnie kłótnie cały czas chodziła zmartwiona, spięta. Delikatnie dotknął palcami jej policzka, nie zareagowała. Zauważył kiedyś, że gdy śpi wystarczy, że chociaż musnął jej skórę, a ona natychmiast szukała go żeby się przytulić. Uzdrowiciel zauważył troskę, w oczach króla, uśmiechnął się pod nosem nic jednak nie mówiąc.

***

Wieczór był całkowicie spokojny. Wszyscy starali się w miarę możliwości nabrać sił. Zawsze jednak, jedna osoba czujnie obserwowała okolicę.Nie chcieli zostać zaskoczeni nocą przez żołnierzy. Nagle nocną ciszę, przerwał jakiś hałas, jakby kroki i cicho rozmawiający ze sobą ludzie. Banner który w tym momencie pełnił wartę, zaczął uważniej nasłuchiwać. Dźwięk nasilał się i teraz był już pewien, że ktoś się zbliża, tylko odgłosy kroków nie pasowały do żołnierzy oni poruszali się ciężko, a te kroki były lekkie. Zaniepokojony obudził pozostałych. Wszyscy nasłuchiwali w napięciu, gotowi do ucieczki w każdej chwili. Jednak w którą stronę biec, jeżeli przeciwnicy zbliżają się ze wszystkich stron.
- Otoczyli nas. - Powiedziała Wdowa.
- Tam. - Dodał Barton, wskazując na migoczące światła między drzewami i przesuwające się cienie.-Są blisko, ale to nie żołnierze... - Zaczął ostrożnie iść w stronę świateł, dla bezpieczeństwa kryjąc się w cieniach drzew. Nagle coś wyciągnęło go z kryjówki i przyłożyło zimne ostrze do krtani.
- Gadaj, kim jesteś i czego tu szukasz? - Ktoś syknął mu do ucha mocniej naciskając na skórę na szyi. Był niemal pewien, że głos, który usłyszał należał do kobiety.
- Spokojnie, zobaczyłem światła między drzewami i chciałem to sprawdzić. 
- Co tu robisz? 
- Nie jesteś żołnierzem. Powiem ci. Ukrywamy się tutaj z przyjaciółmi. Uciekliśmy z zamku, gdzie chcieli nas zabić.
- Jesteś jednym z przyjaciół Thora? Jesteś z Midgardu? - Ostrze zostało odsunięte od jego gardła, więc odwrócił się, żeby spojrzeć na rozmówcę. Nie mylił się, gdy podejrzewał, że rozmawia z kobietą, wysoką o ciemnych włosach związanych z tyłu głowy i ciemnych oczach.
- Tak, a ty jesteś, Sif. Mam rację?
- Widzę, że znasz moje imię. Zabierz mnie do Thora, natychmiast. - Ton jej głosu cały czas był stanowczy i chłodny. Wrócili do pozostałych, jednak nie zostali tam długo. Wojowniczka zaproponowała, aby udali się z nią, obiecała opatrzyć rany i dać im wypocząć. Zanim postanowią co dalej. Przystali na jej propozycję, na miejscu stało kilka namiotów a przy dwóch ogniskach siedzieli ludzie.
- Nie mamy wiele, ale z pomocą okolicznych mieszkańców dajemy jakoś radę. W tamtym namiocie jest Algrim - wskazała na namiot na przeciw nich - zajmie się waszymi ranami. - Już chciała odejść, jednak, Thor ją zatrzymał. 
- Co to za ludzie? Skąd macie to wszystko? - Zapytał.
- Obiecuję, odpowiem na wszystkie twoje pytania, ale rano. Teraz wszyscy jesteśmy zmęczeni. - Oddaliła się i zniknęła w jednym z namiotów. Jednak Gromowładnego niepokoiła jeszcze jedna rzecz. zauważył blizny na jej ramionach, które zapewne ciągnęły się, aż na plecy. Nie chciał czekać na odpowiedzi do rana, zaraz po opuszczeniu namiotu Algrima, udał się do Sif.
- Thor, prosiłam, żebyś poczekał do rana. - Powiedziała nie ukrywając niezadowolenia.
- Wiem, ale musisz mi powiedzieć, co się tutaj działo po moim odejściu i skąd masz te blizny. - Wskazał na jej ramię, na co wojowniczka otuliła się rękami, jakby chciała coś ukryć. 
- To nic takiego. - Mruknęła, unikając patrzenia mu w oczy.
- Powiedz mi. - Nalegał dalej.
- No dobrze. - Usiadła, pokazując mu miejsce naprzeciw siebie. - Po twoim odejściu, najpierw wszystko było jak dawniej. Panował spokój, jednak  nie długo. Pewnego dnia Odyn po prostu zniknął i jakimś cudem pojawił się Loki. Wszystkich zastanawiał jego nagły powrót z krainy umarłych, jednak nikt nie zadawał zbyt wielu pytań. Po twoim odejściu i zniknięciu Wszechojca, już nikt nie stał mu na drodze do tronu. Długo zostałam na zamku, myślałam, że uda mi się z tobą jakoś skontaktować. Przekazać ci żebyś wracał. Ten drań jest jednak strasznie przebiegły, wiedział, że tylko udaję posłuszną, aby zyskać na czasie i wtedy wpadł na ten przeklęty pomysł. - W tym momencie dotknęła ręką jednej z blizn, jednak szybko ją cofnęła. Jakby ten gest przywoływał bardzo złe wspomnienia.
- Sif? Co się stało później? - Thor, pierwszy raz widział ją w takim stanie. Przeżyła razem z nim nie jedną bitwę i nie jedno widziała. Co musiało się wydarzyć, żeby nie chciała do tego wracać?
- Zostałam wezwana do sali tronowej...
  retrospekcja wydarzeń
- Wzywałeś mnie, panie? - Zapytała, jednak ostatnie słowo z trudem przeszło jej przez gardło. Za każdym razem gdy z nim rozmawiała zmuszała się do okazania mu szacunku.
- Tak. Mam dla ciebie nowe zadanie. - Uśmiechnął się w bardzo niepokojący dla Sif sposób. Już wiedziała, ze ma kłopoty i to co zaraz usłyszy ani trochę jej się nie spodoba. Patrzyła mu w oczy wyczekując, co tym razem wymyślił. - Udasz się jutro o świcie razem z oddziałem do Midgardu.
- W jakim celu? 
- Niektórzy śmiertelnicy, sprawiają sporo kłopotów. Oddział, w którym będziesz ma za zadanie odszukać buntowników i zabić ich.
- Nie mogę przyjąć tego zadania. -  Wciąż starała się nad sobą panować i nie powiedziała co sądzi o tym pomyśle.
- Ale ja cię nie pytam, czy to zrobisz. Jesteś żołnierzem, dostałaś rozkaz i masz go wykonać, a nie dyskutować. 
- Przysięgałam, że nigdy nie podniosę miecza na niewinną osobę, ani na kogoś kto nie jest moim wrogiem.
- Tak więc, odmawiasz wykonania rozkazu? - Zapytał, a na jego twarzy widziała satysfakcję. Jakby osiągnął to czego chciał.
- Odmawiam. - Powiedziała stanowczo. Doskonale ukrywając strach przed konsekwencjami.
- Dobrze, spodziewałem się takiej odpowiedzi. Straż. - Zawołał, a do sali weszło trzech żołnierzy. - Wychłostać ją.
Nie bała się, była przygotowana, uniosła dumnie głowę, gdy dwóch strażników złapało ją za ręce. 
- Jesteś tyranem, ludzie nie będą tego znosić. - Teraz już nie musiała ukrywać swoich emocji, mogła pokazać, jak bardzo go nienawidzi. Loki siedział kompletnie nie przejmując się jej ostatnimi słowami. Strażnicy rozerwali jej koszulę na plecach. Poczuła pierwsze uderzenie, zniosła je bez najmniejszego stęknięcia. Nie da mu tej satysfakcji, nie będzie krzyczeć, ani błagać o litość. Z każdym uderzeniem bicza, coraz mocniej zaciskała zęby, a na jej plecach pojawiał się nowy czerwony ślad. Czuła krew spływającą z ran i coraz większy ból. Wiedziała, że niewiele zostało z jej skóry na plecach, a mięśnie są brutalnie rozrywane z każdym uderzeniem. Cały czas wytrwale patrzyła w oczy swemu oprawcy, starała się ich nie zamykać nawet gdy spodziewała się kolejnego ciosu. W końcu nie dała rady dłużej utrzymać się na nogach i gdyby nie trzymający ją żołnierze leżałaby na ziemi.  Dopiero teraz zobaczyła krew pod swoimi stopami. Nie czuła już bólu, była na skraju utraty przytomności.
- Wystarczy. Zabierzcie ją do celi. Dajcie jej trzy dni na podjęcie decyzji, jeżeli zmieni zdanie i wypełni rozkaz, będzie wolna. Jeżeli nie powtórzcie chłostę, tak aż zmieni zdanie, albo umrze.
W tym momencie straciła przytomność, ocknęła się w celi. Nie mogła się poruszyć, bez sprawiania sobie bólu. Krew zaschła na jej plecach tworząc strupy, jednak trzy dni to za mało na wyleczenie takich ran. Gdy żołnierze zapytali jaka jest jej decyzja, pokręciła tylko głową, że nie zamierza jej zmienić. Tym razem wszystko odbyło się w celi i trwało znacznie krócej, bo już po kilku uderzeniach straciła przytomność. Nie widziała dla siebie nadziei, sądziła, że zginie w tej celi.
- No więc jak się wydostałaś? - Zapytał Thor, gdy Sif przerwała opowieść.
- Hogun i Fandral mnie wyciągnęli, zabrali tutaj i czekali, aż dojdę do siebie. Nie pytaj o szczegóły, obudziłam się w tym miejscu. Nic nie pamiętam z ucieczki.
Gromowładny spochmurniał jeszcze bardziej, najpierw śmierć Jane, teraz okazuje się, że kolejna bliska mu osoba cierpiała przez Lokiego. Nie chciał dłużej męczyć Sif, opowiedzenie tego wszystkiego sporo ją kosztowało. Wyszedł na zewnątrz, ze świadomością, że to wszystko musi się skończyć. Obiecał sobie, zrobić wszystko żeby już żadna z bliskich mu osób nie ucierpiała.   

5 komentarzy:

  1. Widzę, że powoli zmierzamy do konfrontacji? :) Rozdział jak zawsze cudowny, moja ty ulubiona pisarko <3 Co z dzieckiem Lokiego?! ( Wciąż się upieram, że ma być dziewczynką ;) Ciekaw jestem, jaki będzie tego koniec...
    PS: Błagam o więcej Bartona w opkach!!! :D :D :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Super rozdział. Dawno mnie tu nie było. Nie mogłam cię znaleźć pomiędzy moimi zakładkami. Ale w końcu jestem, patrzę i widzę kilka super rozdziałów. A w dodatku poleciłaś mojego bloga... Dziękuję. Kocham.
    Pierożek

    OdpowiedzUsuń
  3. Szanowna autorko,
    Bardzo, ale to bardzo podoba mi się Twój styl pisania! Dodatkowo, mamy zbliżone gusta i zainteresowania, bowiem ja także uwielbiam fantazjować obejrzawszy wcześniej jakąś dobrą produkcję kinową. Muszę koniecznie nadrobić zaległości i przeczytać dokładnie pozostałe rozdziały.
    Zapraszam Cię także do siebie: http://mirkwood-story.blogspot.com/
    Pozdrawiam! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach, no rzecz jasna, dodaję Cię do linków u siebie! Sądzę, że zasługujesz na szerszy odbiór czytelników :)

      Usuń
    2. Bardzo dziękuję, takie komentarze tylko motywują do dalszej pracy.Na twojego bloga na pewno zajrzę i dziękuję za zaproszenie :)

      Usuń