poniedziałek, 27 lipca 2015

Rozdział 23



Zaczynałam  powoli odzyskiwać świadomość. Wcale się z tego, jednak nie ucieszyłam, każdy mój mięsień dawał o sobie boleśnie znać, a dłonie paliły jakbym trzymała je w ogniu. Dlatego właśnie wolałabym pozostać nieprzytomna, nic wtedy nie czułam, żadnego bólu. Początkowo nie otworzyłam oczu, licząc na ponowne zapadnięcie w ten cudny sen. Szybko, jednak pieczenie na dłoniach zrobiło się nie do wytrzymania. Powoli uniosłam powieki, najpierw widziałam bardzo niewyraźnie.Tylko zamazane kształty. Pamiętałam również niewiele, tylko jakieś urywki sprzed utraty przytomności, sala tronowa, mnóstwo ludzi, chciałam czemuś zapobiec, czemuś strasznemu, ale nie mogłam sobie przypomnieć o co chodziło. Zmusiłam się w końcu, żeby poruszyć głową i spojrzeć na swoje dłonie. Białe opatrunki, to wszystko co zdołałam dojrzeć.
- Amy? Jak ty się czujesz? - Pierwszy raz, słyszałam tyle troski w głosie Lokiego, aż miałam ochotę trochę się nad sobą poużalać. Ktoś pochylił się nade mną i dotknął dłonią mojego czoła, zapewne jakiś uzdrowiciel. Po chwili oddalił się, jednak wciąż go słyszałam, jak coś robił. Wzięłam głębszy wdech, chcąc coś powiedzieć, ale poczułam, jakby powietrze rozrywało mi płuca od środka. Zaczęłam kaszleć i się dusić, chciałam usiąść, ale moje żebra zaprotestowały ogromnym bólem. Starałam się opanować atak kaszlu, przyłożyłam rękę do ust, a po chwili na opatrunku zobaczyłam krew. Teraz to już byłam przerażona, nigdy wcześniej mi się coś takiego nie zdarzyło.
- Musisz się uspokoić. Oddychaj. - Uzdrowiciel znów znalazł się przy mnie. Poczułam ukłucie w ramię. Cokolwiek mi podał podziałało i po chwili oddychałam w miarę normalnie. Nie licząc dziwnych świstów przy każdym wdechu. Szkoda, że nie zrobił nic z tym potwornym bólem w dłoniach. - Musisz bardzo na siebie uważać, masz uszkodzone płuco, żebra też się jeszcze nie zrosły. - Kiwnęłam głową na znak, że rozumiem. Podał mi jeszcze coś do picia, dzięki czemu pozbyłam się wrażenia, że przed chwilą próbowałam jeść piasek - W razie czego jestem obok. - Dodał i skierował się do drzwi.
- Dlaczego to zrobiłaś? Mogłaś zginąć. - Zapytał Loki, gładząc mnie po włosach. Dziura w pamięci częściowo się wypełniła. Dostałam toporem w plecy, wzdrygnęłam się na to wspomnienie. Chyba wolałabym go nie pamiętać.
- Tak łatwo się mnie nie pozbędziesz. - Stwierdziłam i skrzywiłam się słysząc, jak nienaturalnie brzmi mój głos.
- Powinnaś była mi powiedzieć.
Zastanawiałam się przez chwilę o co mu chodzi. Czy było coś o czym powinien wiedzieć, nic takiego sobie nie przypominałam.
- O czym powinnam ci powiedzieć? - Zapytałam w końcu.
- Że jesteś w ciąży. - Gdybym stała to pewnie słysząc coś takiego bym się przewróciła. Otworzyłam szerzej oczy, całkowicie zszokowana tym co usłyszałam. Chciałam zacząć się śmiać, ale w moim stanie, to by nie był najlepszy pomysł, a już na pewno bardzo bolesny.
- Bo nie jestem w ciąży. Skąd ci to w ogóle przyszło do głowy?
- Uzdrowiciel mi powiedział, kilka dni temu - Gdy to usłyszałam, wcale już nie byłam taka pewna, czy się myli. Jak się tak nad tym chwilę zastanowiłam, to wcale nie było niemożliwe, a nawet bardzo prawdopodobne. Mimo to uparcie szukałam w głowie argumentu, który by temu przeczył.
- Jakoś nie mogę sobie wyobrazić ciebie, jako opiekuńczego tatusia - Powiedziałam, udało mi się nawet słabo uśmiechnąć, chociaż to wszystko wciąż do mnie nie docierało. Dziecko? Z Lokim? I co mieliśmy teraz stworzyć szczęśliwą rodzinę? Z nim, w ogóle tak się da? Nigdy nie planowałam przyszłości, a już na pewno nie myślałam o dzieciach, czy zakładaniu rodziny. Powracające zmęczenie, przerwało moje rozmyślania. Powieki same mi się zamknęły.
- Odpoczywaj. - Usłyszałam jeszcze, jak Loki wychodzi, a potem już tylko błoga ciemność.

***
Avengersi wraz z Sif, naradzali się co powinni teraz zrobić. Niestety każdy plan jak do tej pory został odrzucony. Zazwyczaj z tych samych powodów, brak ludzi i broni. Wiedzieli, że cokolwiek zrobią nie obejdzie się bez walki.
- Jest jeszcze coś. To ryzykowne, ale może uda nam się zyskać sojusznika. - Powiedziała Sif, gdy pomysły wszystkich zdawały się być już wyczerpane.
- Mów, nie mamy nic do stracenia. - Odpowiedział, Rogers.
- Przejęcie władzy przez Lokiego nie zostało zignorowane przez pozostałe królestwa. Większość szybko to zaakceptowała uznając, że nie ma nikogo na jego miejsce. Nie chcieli też wojny, a teraz już nie odważą się sprzeciwić. Żadna kraina nie chce podzielić losu Midgardu. Naszą nadzieją jest Njord, władca Wanaheim, on jeden dawał wyraźnie do zrozumienia, ze to co robi Loki mu się nie podoba. Nigdy jednak nie odważył się otwarcie wypowiedzieć wojny.
- Njord, był bliskim przyjacielem mego ojca. - Powiedział Thor.
- Właśnie i zawsze bardzo cię cenił i szanował. Gdyby udało ci się z nim porozmawiać i namówić go, żeby nam pomógł, mielibyśmy szansę na wygraną.
- Tylko jak dostać się do Wanaheim? Heimdall nas nie przepuści.
- Mamy tutaj jednego maga, twierdzi, że może otworzyć przejście
- No więc w czym tkwi problem? - Zapytała Wdowa.
- Na dworze Njorda, zadaniem wielu ludzi jest tylko pilnowanie tamtejszego króla. Loki wie, że Njord nie darzy go sympatią, dlatego bardzo na niego uważa. Gdy tylko się tam zjawimy dowie się o tym. Zrobi też wszystko, żeby się nas pozbyć.
Nie zdążyli jednak podjąć decyzji, bo do namiotu wpadł zdyszany mężczyzna. Wszyscy spojrzeli na niego. Potrzebował chwili, żeby ochłonąć i wydobyć z siebie słowa.
- Żołnierze, idą tutaj. - Był wyraźnie spanikowany - Są zaledwie kilka mil stąd.
Wszyscy natychmiast zerwali się z miejsc. Jeżeli znajdą ich w tej chwili to będzie koniec, żaden plan im już nie pomoże. Sif natychmiast kazała ostrzec pozostałych i przygotować się do ucieczki. Przywołała do siebie jeszcze paru uzbrojonych ludzi.
- Nie mamy więcej czasu, idę po tego maga. Thor musisz natychmiast udać się do Wanaheim.
- Mam was tutaj zostawić?
- Ci ludzie są tutaj przeze mnie. Muszę z nimi zostać. Zabierz swoich przyjaciół i idźcie tak będzie najlepiej. - Powiedziała wydając rozkazy kilku mężczyznom i błyskawicznie odeszła. Wszyscy w obozie uwijali się błyskawicznie, zabierali tyle ile mogli unieść i czekali na pozostałych gotowi do odejścia. Po kilku minutach zostało tylko parę uzbrojonych osób, avengersi i Sif, która przyprowadziła dosyć młodo wyglądającego chłopaka w za dużej koszuli i skórzanych spodniach.
- To ma być ten potężny mag? - Zapytał Barton z niedowierzaniem w głosie. - No to jesteśmy martwi.
- Sif, żartujesz sobie? Przecież to jeszcze dzieciak. - Stwierdził Stark.
- Musicie mu zaufać.Poradzi sobie. Idźcie, znajdźcie jakieś bezpieczne miejsce żeby otworzyć portal i uciekajcie stąd. Damy wam tyle czasu ile tylko zdołamy. - Mówiła wszystko bardzo szybko, cały czas nerwowo się rozglądając.
- Już tu są! - Zawołał jeden z wojowników.
- Idźcie! - Ponagliła Sif.
- Pomożemy wam. - Zadecydował Thor. - Otwórz przejście, najszybciej jak się da. - Zwrócił się do maga, który natychmiast zabrał się do pracy. Żołnierze wpadli do obozu. Sif nie zwracając uwagi na to jak jest ich wielu, wyciągnęła miecz i rzuciła się do walki. Przez chwilę zdawało się, jakby sama mogła pokonać wszystkich przeciwników. Niemal każdy cios był idealnie wymierzony i dosięgał celu, poważnie raniąc, lub zabijając. Wszyscy avengersi pomyśleli, że nie chcieliby mieć w niej wroga.
- Powstrzymać czarodzieja! - Zawołał jeden z żołnierzy, jednak, gdy tylko któremuś udawało się przedrzeć obok Sif lub pozostałych wojowników. Avengersi od razu go unieszkodliwiali. Przed magiem powoli zaczynało tworzyć się przejście. Widać było, że to co robi kosztuje go mnóstwo energii, dyszał ciężko, a na jego czole pojawiły się kropelki potu. Najwyraźniej było to mocno ponad jego siły, mimo to nie przestawał. Jednemu z rannych żołnierzy udało się doczołgać się do czarodzieja. Był zbyt słaby, żeby się podnieść i zadać śmiertelny cios, ale udało mu się unieść miecz na tyle by ranić maga w nogę i na chwilę go zdekoncentrować. Portal prawie już całkiem otwarty, skurczył się i na chwilę niemal całkiem zniknął. Szybko jednak odzyskał wcześniejszy rozmiar.
- Idźcie! - Zawołał młodzieniec do avengersów, starając się utrzymać równowagę, gdyż zraniona noga całkowicie odmówiła posłuszeństwa. Wszyscy podbiegli do portalu, jednak, gdy Thor już zamierzał wejść, zatrzymał się jeszcze i spojrzał za siebie.
- Sif! - Zawołał, patrząc jak wojowniczka, wyraźnie opadała z sił. Jeszcze chwila i ze zmęczenia popełni jakiś błąd. Jednak, ona nawet nie słyszała jego wołania, zbyt pochłonięta walką.
- Dłużej tego nie utrzymam. - Powiedział mag, blady jakby zaraz miał stracić przytomność.
- Ona sobie poradzi, musimy iść. - Ponaglił Kapitan Ameryka. Zaczęli po kolei wchodzić do portalu i parę sekund po zniknięciu ostatniego z nich. Przejście zamknęło się, a mag padł nieprzytomny.  

2 komentarze:

  1. Łał, łał i łał.... Podziwiam umiejętność pisania, bo naprawdę masz cudowny język, no i wymyślasz takie historie! Cudo! Czułbym się zachwycony, gdybyś zechciała dokończyć historię Dragana i Emi :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam. Twoje opowiadanie jest wspaniałe! ;D Przeczytałam je z ogromną chęcią w ciągu kilku dni oczywiście tak jak pozwalał mi na to czas (o ile tylko bym mogła wcale nie odchodziłabym od laptopa, tak wciągnęło mnie to opowiadanie :D) Z jednej strony poczuła się zawiedziona, kiedy doszłam do ostatniego rozdziału.Pragnę więcej, więcej i jeszcze więcej!! ;D Życzę udanej weny i kolejnych wspaniałych rozdziałów <3

    OdpowiedzUsuń