Część X
Tymczasem na Jotunheimie, wciąż trwała walka. Sif, wróciła już do reszty i odnalazła Thora.
- Musimy się stąd wynosić. - Powiedziała.
- Nie damy rady uciec, za dużo ich. - Odparł Thor
- Walczyć już dłużej też nie. Rozejrzyj się Hogun i Volstagg już ledwo walczą,a Fandral leży nieprzytomny. Jak tak dalej pójdzie to nas pozabijają.
- Masz jakiś pomysł?
- Tylko jeden... I raczej ci się nie spodoba.
- Mów.
- Musimy się poddać.
Thora tak zszokowały słowa Sif, że o mało nie dostał mjolnirem w głowę.
- Nie poddam się tym lodowym przygłupom. - Zaprotestował.
- Nie mamy innego wyjścia, nie wygramy w pięciu z całą armią Jotunheimu.
- Oni nas zabiją gdy tylko rzucimy broń.
- Jeżeli tego nie zrobimy to i tak zginiemy.
- No dobra, przekażmy tą wiadomość reszcie.
- Co się dzieje? - Zapytał Volstagg, gdy tylko Sif i Thor się zbliżyli.
- Poddajemy się. - Oznajmił gromowładny.
- Czy ja dobrze słyszę? - Zapytał Hogun.
- Czyś ty mjolnirem w głowę dostał? - Dodał Volstagg.
- Dobrze słyszeliście, nie mamy innego wyjścia. Nie jesteśmy w stanie wygrać tej walki. - Odparła Sif.
Thor obrócił się w stronę nadciągających olbrzymów i krzyknął.
- Nie atakujcie! Poddajemy się!
- Czyżby? Poszło łatwiej niż myślałem.- Mruknął jeden z olbrzymów do swojego towarzysza. - Rzućcie więc broń, wtedy nie zrobimy wam krzywdy.
Wszyscy bardzo niechętnie posłuchali i zaczęli odkładać broń.
- Wy dwaj. - Powiedział jeden z olbrzymów wskazując palcem dwóch innych. - Wracajcie do zamku i przekażcie królowi, że pojmaliśmy asgardczyków. A wy, grzecznie pójdziecie z nami. Pamiętajcie, jeden głupi ruch, a zabijemy was na miejscu.
- Nasz przyjaciel jest nieprzytomny, jeżeli go tutaj zostawimy to umrze. - Powiedział Thor.
- Uważaj, bo się tym przejmę. - Odparł olbrzym. - Zabrać to ścierwo.
Jeden z gigantów podszedł do rannego i trącił go butem, a gdy ten się nie poruszył podniósł go i przeżucił sobie przez ramię.
- Idziemy! - Krzyknął dowódca.
Giganci mimo śniegu szli bardzo szybko i zmęczeni walką wojownicy mieli problem za nimi nadążyć. Po około dwudziestu minutach marszu rozszalała się śnieżyca, jeszcze bardziej utrudniając wędrówkę i ograniczając widoczność. Olbrzymy nie zwolniły jednak, ani trochę. przyzwyczajone do wiatru i śniegu po prostu to zignorowały. Sif pocierała dłońmi zmarznięte ramiona, aby choć trochę się rozgrzać, podczas walki nie odczuwało się, aż tak panującej tu temperatury.
- Zaczynam się zastanawiać, czy to był dobry pomysł. - Powiedziała.
- Nie gadać. - Warknął jeden z olbrzymów. Dalej już nikt nie próbował się odzywać, szli w milczeniu pogrążeni we własnych myślach.
***
Tymczasem w Asgardzie, Loki siedział w swojej komnacie i czekał na wieści o stanie zdrowia dziewczyny. Tesseract leż na stole tuż obok, kłamca wiedział, że powinien jak najszybciej oddać go Odynowi, ale na razie nie miał ochoty na rozmowę z nim. Po chwili drzwi się otworzyły i do środka wszedł jeden z medyków.
- Co z dziewczyną? - Zapytał Loki.
- Zrobiliśmy co w naszej mocy, jednak ona jest tylko śmiertelniczką i straciła dużo krwi.
- Mów konkretnie
- Ma wysoką temperaturę i wciąż nie odzyskała świadomości, ale trzeba mieć nadzieję.
Medyk stał jeszcze przez chwilę oczekując odpowiedzi, lecz gdy ta nie nastąpiła po chwili uznał, za stosowne oddalić się.
***
W tym czasie olbrzymy doprowadziły już więźniów do zamku. Wprowadzono ich do dużej sali z rzędami kamiennych kolumn. Pomieszczenie było ponure i nie dawało żadnego schronienia przed zimnem. Na końcu sali, na specjalnym podwyższeniu stał tron, częściowo wykonany z kamienia, a częściowo z lodu. Chwilę później do sali wszedł Laufey, był wyższy od reszty olbrzymów, a jego twarz poznaczona była bliznami po stoczonych walkach. Przyglądał się przez chwilę więźniom po czym powiedział.
- Doniesiono mi, że ujęto pięciu więźniów, a ja tu widzę tylko czterech. Gdzie piąty?
- Jest już w celi, panie. Był nieprzytomny. - Odpowiedział jeden ze strażników.
- No dobrze, ale zajmijmy się naszymi drogimi gośćmi. Bo przecież jesteśmy w obecności księcia asgardu, sam wielki Thor pojmany i zdany na moją łaskę. - Powiedział z drwiną w głosie. - Co powinienem teraz z tobą zrobić? Bo widzisz w moim kraju morderstwo karane jest śmiercią.
- Rób ze mną co zechcesz, ale puść wolno moich przyjaciół.
- Przykro mi, lecz nie mogę tego zrobić. Niegrzecznie byłoby nie dać odpocząć tak szlachetnym gościom po długiej podróży. Pokażcie im, więc ich kwatery i wyślijcie posłańca do Odyna, przekonajmy się, jak wysoko ceni sobie życie swojego syna. Jeżeli nie spełni moich warunków, lub będzie z tym zwlekał to czeka ich wszystkich długa i bolesna śmierć.
- Tak jest, mój panie.